Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~43~ "Głupi ma zawsze szczęście"

Tak przed rozdziałem... Dobrze myślicie... 43... Czyli... Tamten rozdział to głupi żarcik 🙆 Chciałam zobaczyć jak zareagujecie na śmierć Diego😆

Marco.

- No i gdzie on jest? - pytała Mora. Za bardzo panikowała, dopiero 17 a mama podobno będzie w Argentynie około 17:30. - Ja pojadę po mamę na lotnisko, a ty tu czekaj na tego nieodpowiedzialnego kretyna.

Gdy to powiedziała, wyszła. Ja zostałem i czekałem aż wróci Diego. Tak, racja. Wspominała mu że ma dzisiaj pojawić się wcześniej w domu, ale może coś mu wypadło? Nie warto tak się na niego denerwować, skoro obiecał że przyjdzie to przyjdzie.

Około 17:30 już zacząłem się denerwować. Dostałem sms-a od Mory że już jadą, a Diego nadal nie ma w domu. Wbiegł dopiero o 17:40.

- Miałeś być jakąś godzinę temu. - powiedziałem.

Nie chciało mi się go teraz ochrzaniać, więc szybko wysłałem go do łóżka. Jakimś cudem zdążył się przebrać i wskoczyć do łóżka przed przyjściem mamy i Mory.

- Diego jest w domu? - spytała od razu gdy już się z nami przywitała, a ja w jakiś sposób przytargałem jej walizkę.

- Tak, jest w swoim pokoju. - potwierdziłem, co wywołało wielką ulgę u Mory.

- Świetnie, zaraz do niego pójdę. - powiedziała mama. Oczywiście najpierw poszła się rozpakować.

- Kiedy wrócił? - spytała Mora.

- Jakoś 5 minut przed waszym przyjazdem.

- Ma tym razem pajac szczęście. - odezwała się. - Ja i tak mu nie odpuszczę, ale ochrzanie go za to później.

Diego.

Mama już chyba jest... Uff. Głupi ma zawsze szczęście. 5 minut przed mamą, i jeszcze zdążyłem zrobić tak by wyglądało na to że cały dzień siedzę w łóżku. Ma się ten talent. Po jakimś czasie do mojego pokoju ktoś wszedł. Myślałem że to mama, ale była to Mora. Wleciałem pod kołdrę z prędkością światła.

- Diego jest poza zasięgiem, prosimy przyjść później. - odezwałem się jakimś zmienionym głosem.

- Wyłaź spod tej kołdry. - powiedziała zaczynając się śmiać - Dlaczego się spóźniłeś?

Wywróciłem oczami i wyszedłem spod kołdry.

- Odprowadzałem Violette i jakoś się nam przedłużyło.

- O godzinę.

- Nie moja wina. Nie mam zegarka.

- Kupie ci na urodziny, tylko się więcej nie spóźniaj.

- Postaram się.

- Zaraz do ciebie przyjdzie mama, więc nie wstawaj teraz z łóżka Nie próbuj uciekać bo ktoś zadzwoni. - roześmiała się i wyszła z mojego pokoju.

Zapowiada się kilka "wspaniałych" dni w pokoju. Już to widzę... Ja jestem ruchliwy, nie wytrzymam w tym łóżku. Siedzę tu chyba tylko 10 minut a już mam dość. Boje się że za pół godziny zacznę grac w tenisa ze ścianą. Chociaż... To nie taki zły pomysł. Ale może w siatkówkę, bo piłka jest niedaleko łóżka. Od razu wziąłem piłkę i usiadłem na końcu łóżka, odbijając o ścianę. Po chwili usłyszałem że ktoś idzie.

- Diego, co ty robisz?! - spytała moja mama. Widzę że tylko mnie bawi ta zabawa z piłką.

- Gram sobie w siatkówkę, nudzi mi się. - odpowiedziałem od razu.

- Oddaj tę piłkę bo rozwalisz ścianę.

- Nie, nie oddam. Jest moja. - powiedziałem i od razu położyłem ją obok łóżka - Ewentualnie na chwilę mogę przestać rzucać.

- A z mamą to kto się przywita, co? - spytała.

- Marco i Mora? - spytałem, po chwili zaczynając się śmiać. Wstałem jednak i od razu przywitałeś się ze swoją mamą.

- Widzisz, tak się stęskniłam że wyjechałeś a ja już po dwóch dniach u ciebie jestem.

- I karzesz mi się nudzić w łóżku.

- Diego, to dla twojego dobra.

- Bla, bla, bla.

- Diego...

- Bla, bla, bla.

- Irytujący się robisz.

- Zawsze byłem. - zaśmiałem się.

- Chyba masz to po ojcu.

- Tu się z tobą zgodzę... Ale tata robi się nawet całkiem spoko. Jeszcze kilka dni i się przyzwyczaję.

- To bardzo dobrze, w końcu on też ma prawo kontaktować się z wami.

Po jakimś czasie mama już wyszła z mojego pokoju, a ja znowu zacząłem bawić się piłką do siatkówki. Może chociaż mama puści mnie jutro do szkoły. Po chwili do pokoju weszła Violetta.

- Cześć. - odezwała się zabierając mi piłkę - Tylko tym hałasujesz

- I dobrze, będą mnie mieli dość.

- Zwariowałeś. - stwierdziła i usiadła obok mnie - Teraz tu jestem, możemy porobić coś innego. Na przykład... Hm... Pograć w jakąś grę planszową.

- Nie, tylko nie to! Za jakie grzechy?! - zacząłem się śmiać - A nie mogę wstać?

- Diego, twoja mama ci nie pozwala, nie ja. - pokazała mi język, a ja udałem wielkiego focha. Ja się tak nie bawię, no...

- Ale mi się nie chcę tu siedzieć, no. Mora i Marco nie muszą.

- Bo Mora i Marco czują się świetnie i nie muszą narazie odpoczywać.

- Ja tak samo.

- Tobie się tylko tak wydaje kochanie.

Wieczorem Violetta niestety musiała już iść. Zabawa piłką nie była odpowiednia o tej porze więc wziąłem słuchawki i włączyłem sobie byle jaką muzykę, byle coś robić. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem.

Rano na szczęście obudziłem się około godziny 7, więc miałem szansę na wymknięcie się do studio. Wstałem i ogarnąłem się najciszej i najszybciej jak mogłem. Po chwili już zgarnąłem torbę i ruszyłem do drzwi. W momencie gdy wyciągnąłem rękę do klamki, usłyszałem głos swojej matki

- Gdzie się wybierasz? - spytała. No dobra, głupi nie zawsze ma szczęście. Odwróciłem się w jej stronę.

- Idę do szkoły. - powiedziałem. No bo co miałem powiedzieć.

- Poprawka kochanie, idziesz do łóżka. - powiedziała i od razu wskazała ręką schody. Pokręciłem głową.

- Wiesz że jestem uparty?

- A ty wiesz że masz to po mnie? Do łóżka.

- Mamo...

- Żadnych "mamo". W tej chwili idziesz się położyć. - no i jeden dzień mam z głowy, świetnie.

Posłusznie wróciłem do łóżka, chociaż nie bardzo podobał mi się ten pomysł. Zastanawiałem się w jaki sposób jeszcze można wymknąć się do szkoły.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro