~43~ "Głupi ma zawsze szczęście"
Tak przed rozdziałem... Dobrze myślicie... 43... Czyli... Tamten rozdział to głupi żarcik 🙆 Chciałam zobaczyć jak zareagujecie na śmierć Diego😆
Marco.
- No i gdzie on jest? - pytała Mora. Za bardzo panikowała, dopiero 17 a mama podobno będzie w Argentynie około 17:30. - Ja pojadę po mamę na lotnisko, a ty tu czekaj na tego nieodpowiedzialnego kretyna.
Gdy to powiedziała, wyszła. Ja zostałem i czekałem aż wróci Diego. Tak, racja. Wspominała mu że ma dzisiaj pojawić się wcześniej w domu, ale może coś mu wypadło? Nie warto tak się na niego denerwować, skoro obiecał że przyjdzie to przyjdzie.
Około 17:30 już zacząłem się denerwować. Dostałem sms-a od Mory że już jadą, a Diego nadal nie ma w domu. Wbiegł dopiero o 17:40.
- Miałeś być jakąś godzinę temu. - powiedziałem.
Nie chciało mi się go teraz ochrzaniać, więc szybko wysłałem go do łóżka. Jakimś cudem zdążył się przebrać i wskoczyć do łóżka przed przyjściem mamy i Mory.
- Diego jest w domu? - spytała od razu gdy już się z nami przywitała, a ja w jakiś sposób przytargałem jej walizkę.
- Tak, jest w swoim pokoju. - potwierdziłem, co wywołało wielką ulgę u Mory.
- Świetnie, zaraz do niego pójdę. - powiedziała mama. Oczywiście najpierw poszła się rozpakować.
- Kiedy wrócił? - spytała Mora.
- Jakoś 5 minut przed waszym przyjazdem.
- Ma tym razem pajac szczęście. - odezwała się. - Ja i tak mu nie odpuszczę, ale ochrzanie go za to później.
Diego.
Mama już chyba jest... Uff. Głupi ma zawsze szczęście. 5 minut przed mamą, i jeszcze zdążyłem zrobić tak by wyglądało na to że cały dzień siedzę w łóżku. Ma się ten talent. Po jakimś czasie do mojego pokoju ktoś wszedł. Myślałem że to mama, ale była to Mora. Wleciałem pod kołdrę z prędkością światła.
- Diego jest poza zasięgiem, prosimy przyjść później. - odezwałem się jakimś zmienionym głosem.
- Wyłaź spod tej kołdry. - powiedziała zaczynając się śmiać - Dlaczego się spóźniłeś?
Wywróciłem oczami i wyszedłem spod kołdry.
- Odprowadzałem Violette i jakoś się nam przedłużyło.
- O godzinę.
- Nie moja wina. Nie mam zegarka.
- Kupie ci na urodziny, tylko się więcej nie spóźniaj.
- Postaram się.
- Zaraz do ciebie przyjdzie mama, więc nie wstawaj teraz z łóżka Nie próbuj uciekać bo ktoś zadzwoni. - roześmiała się i wyszła z mojego pokoju.
Zapowiada się kilka "wspaniałych" dni w pokoju. Już to widzę... Ja jestem ruchliwy, nie wytrzymam w tym łóżku. Siedzę tu chyba tylko 10 minut a już mam dość. Boje się że za pół godziny zacznę grac w tenisa ze ścianą. Chociaż... To nie taki zły pomysł. Ale może w siatkówkę, bo piłka jest niedaleko łóżka. Od razu wziąłem piłkę i usiadłem na końcu łóżka, odbijając o ścianę. Po chwili usłyszałem że ktoś idzie.
- Diego, co ty robisz?! - spytała moja mama. Widzę że tylko mnie bawi ta zabawa z piłką.
- Gram sobie w siatkówkę, nudzi mi się. - odpowiedziałem od razu.
- Oddaj tę piłkę bo rozwalisz ścianę.
- Nie, nie oddam. Jest moja. - powiedziałem i od razu położyłem ją obok łóżka - Ewentualnie na chwilę mogę przestać rzucać.
- A z mamą to kto się przywita, co? - spytała.
- Marco i Mora? - spytałem, po chwili zaczynając się śmiać. Wstałem jednak i od razu przywitałeś się ze swoją mamą.
- Widzisz, tak się stęskniłam że wyjechałeś a ja już po dwóch dniach u ciebie jestem.
- I karzesz mi się nudzić w łóżku.
- Diego, to dla twojego dobra.
- Bla, bla, bla.
- Diego...
- Bla, bla, bla.
- Irytujący się robisz.
- Zawsze byłem. - zaśmiałem się.
- Chyba masz to po ojcu.
- Tu się z tobą zgodzę... Ale tata robi się nawet całkiem spoko. Jeszcze kilka dni i się przyzwyczaję.
- To bardzo dobrze, w końcu on też ma prawo kontaktować się z wami.
Po jakimś czasie mama już wyszła z mojego pokoju, a ja znowu zacząłem bawić się piłką do siatkówki. Może chociaż mama puści mnie jutro do szkoły. Po chwili do pokoju weszła Violetta.
- Cześć. - odezwała się zabierając mi piłkę - Tylko tym hałasujesz
- I dobrze, będą mnie mieli dość.
- Zwariowałeś. - stwierdziła i usiadła obok mnie - Teraz tu jestem, możemy porobić coś innego. Na przykład... Hm... Pograć w jakąś grę planszową.
- Nie, tylko nie to! Za jakie grzechy?! - zacząłem się śmiać - A nie mogę wstać?
- Diego, twoja mama ci nie pozwala, nie ja. - pokazała mi język, a ja udałem wielkiego focha. Ja się tak nie bawię, no...
- Ale mi się nie chcę tu siedzieć, no. Mora i Marco nie muszą.
- Bo Mora i Marco czują się świetnie i nie muszą narazie odpoczywać.
- Ja tak samo.
- Tobie się tylko tak wydaje kochanie.
Wieczorem Violetta niestety musiała już iść. Zabawa piłką nie była odpowiednia o tej porze więc wziąłem słuchawki i włączyłem sobie byle jaką muzykę, byle coś robić. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem.
Rano na szczęście obudziłem się około godziny 7, więc miałem szansę na wymknięcie się do studio. Wstałem i ogarnąłem się najciszej i najszybciej jak mogłem. Po chwili już zgarnąłem torbę i ruszyłem do drzwi. W momencie gdy wyciągnąłem rękę do klamki, usłyszałem głos swojej matki
- Gdzie się wybierasz? - spytała. No dobra, głupi nie zawsze ma szczęście. Odwróciłem się w jej stronę.
- Idę do szkoły. - powiedziałem. No bo co miałem powiedzieć.
- Poprawka kochanie, idziesz do łóżka. - powiedziała i od razu wskazała ręką schody. Pokręciłem głową.
- Wiesz że jestem uparty?
- A ty wiesz że masz to po mnie? Do łóżka.
- Mamo...
- Żadnych "mamo". W tej chwili idziesz się położyć. - no i jeden dzień mam z głowy, świetnie.
Posłusznie wróciłem do łóżka, chociaż nie bardzo podobał mi się ten pomysł. Zastanawiałem się w jaki sposób jeszcze można wymknąć się do szkoły.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro