~11~ "Robimy pizze!"
Diego
- Widzę że twój tata mnie nie lubi - odezwałem się gdy wreszcie ogarnąłem się po tym ciosie z drzwi.
- Nie przejmuj się, on nikogo nie lubi. Za Leonem też nie przepadał...
- Spoko, już się przyzwyczaiłem. Ludzie zwykle mnie nie lubią, jakoś to zniosę. - powiedziałem po czym uśmiechnąłem się do niej.
- A tak w ogóle nie ładnie tak podsłuchiwać. - powiedziała Vilu po czym zaśmiała się. Czy to że dostałem z drzwi na serio jest takie zabawne? Mnie to nie bawi...
- Wydaje mi się że dostałem już nauczkę po tym jak uderzyłaś mnie z drzwi.
- No przepraszam, nie wiedziałam że tam stoisz. Bo nie powinieneś tam stać.
- Ale stałem i dostałem z drzwi. I to jeszcze tak jakbyś zrobiła to specjalnie.
- Myślisz że specjalnie bym cie skrzywdziła? - oburzyła się dziewczyna a ja zacząłem się śmiać po czym przyciągnąłem ją do siebie na kolana.
- Chyba powinieneś już iść, mój tata i tak jest zły. - powiedziała Violetta po czym mnie pocałowała. Ona naprawdę chyba robi wszystko bym z nią został, nieważne że jej ojciec zaraz zwariuję z ciekawości co my takiego tu robimy.
- Na pewno mam sobie iść? - spytałem.
Spojrzałem na jej minę. Już po jej oczach widziałem że mam zostać i tyle. Po chwili zeszliśmy na dół gdzie jej ojca już nie było. Na szczęścia bo by chyba zwariował gdyby mnie zobaczył. Olga chyba też gdzieś wyszła. Poszliśmy do kuchni się czegoś napić. Nagle przyszedł mi do głowy głupi plan. Tylko taki debil jak ja mógł to wymyślić. Założyłem fartuszek Olgi.
-Vilu, pomagamy Oldze! Robimy pizze! - zaśmiałem się.
Ona spojrzała na mnie jak na idiotę. A może po postu ona nie umie zrobić pizzy? Albo boi się że ją otruje. No przecież ja bym jej nie otruł. Może... Nie no dobra, nie otruł bym jej. Po chwili zaczęliśmy robić te pizze. Oczywiście musiałem jej tłumaczyć co gdzie i jak bo ona nigdy jeszcze sama nie zrobiła pizzy. Tylko ja mam taki talent kulinarny jak widać. Mam tylko nadzieje że nikt się nie otruje jak to zje bo jeszcze bardziej mnie tu znienawidzą. O ile to możliwe.
Spojrzałem naViolette która patrzyła z zaciekawieniem na to co robię, tak jakbym tu jakieś cuda wyprawiał. Bo może dla niej to cuda. Dla mnie pewnie też by były cuda gdybym patrzył na to po raz pierwszy. Nagle do kuchni wparowała Olga.
- No i czego wy mi tu robicie?! - wrzasnęła. Moje uszy! Głośniej to się już chyba nie da.
- Kolację. - odpowiedziała Violetta.
- Otruć wszystkich chcecie czy jak?! - zdziwiła się Olga.
-Czuję się urażony. - odezwałem się a Violetta zaczęła się śmiać. Czy
ja powiedziałem coś zabawnego? No dobra, może... Ale to nie oznacza że musi się ze mnie śmiać. Nagle do kuchni wszedł też jej ojciec. Albo mi się wydaje albo się już tłok robi. Jej ojciec jakoś dziwnie się zachowywał. No dobra... To że się uśmiechnął jeszcze zrozumiem, ale to że zachciało mu się przybić mi piątkę już jest jakieś podejrzane. Super podejrzane. Do tego Vilu się za niego wstydzi,widzę to. No i w sumie jej się nie dziwie. Jeszcze nigdy nie widziałem u ojca żadnej z moich dziewczyn takiego zachowania. Nie wiem, może Violetta jakoś na niego wpłynęła. Jednak zachowywał się na serio tak że to on powinien się wstydzić a nie jego córka. Ale nieważne. Olga sobie poszła a jej ojciec nadal stał i gapił się na nas. Przyznam że to trochę krępująca sytuacja... I Ile można stać i gapić się jak jego córka i jej chłopak starają się zrobić pizze,no ile? Ten to by pewnie nawet z godzinę mógłby stać i się na nas gapić. Na szczęście w końcu sobie poszedł. Nagle Vilu ubrudziła mnie mąką. Fajnie, teraz mam mąkę na twarzy. Ja nie zostałem jej dłużny i po chwili sypnąłem jej mąką w twarz. Nadal byłem bardziej brudny, jednak ona też była. Muahahaha, ja wredny! Nikt nie jest wredny tak jak ja bo ja jestem królem wredoty! No dobra, może prześcignęła mnie Vilu... Ale nie ważne. Po wstawieniu pizzy do piekarnika poszedłem się umyć. No cóż, raczej jak bym się komukolwiek pokazał cały w mące zaraz przybiegła by Olga wrzeszcząc że zrobiliśmy jej bałagan w kuchni, a tak nie wie że to my. Jak zszedłem na dół Olga podbiegła do mnie i zaczęła wrzeszczeć że następnym razem mam się z Violettą nie zbliżać do kuchni, na co oboje zareagowaliśmy śmiechem.Chyba się domyśliła że to my. No bo kto inny, przecież my przed chwilą robiliśmy pizze. Więcej nas już nikt nie wpuści do swojej kuchni. Kiedy pizza się upiekła siedzieliśmy jeszcze i czekaliśmy na jednego domownika. Syna przyjaciółki ojca Violetty, czyli Federico. Który podobno do tej pory siedzi w Studio. No ile można czekać? Ja muszę do domu kiedyś wrócić, a tak mnie nie puszczą. Sam muszę najpierw tej pizzy spróbować (tak powiedziała Olga) żeby mieli pewność że ich nie otruje.
Federico.
Siedziałem w Studio. A dokładnie musiałem tam siedzieć, bo w końcu musiałem przećwiczyć "Ti credo" czyli "Te creo" po włosku. Nie miałem na to za dużo czasu. Wiedziałem że już chyba powinienem wracać na kolację, ale chyba na mnie nie czekają. Mam przynajmniej taką nadzieje bo do domu szybko nie wrócę. A w sumie niech se czekają. Mi to jakoś wisi. Jestem ciekaw jak zareagował German na tego całego Diego, bo wiem że odprowadzał Violette do domu i jak znam życie wciągnęła go do środka. Biedak musi to jakoś wytrzymać. Siedziałem tak i grałem na gitarze śpiewając.
Non so se va bene. Non so se non va.
Non so se tacere o dirtelo ma.
Le cose che sento.
Qui dentro di me,
Mi fanno pensare
Che l'amore é cosi.
Ogni instante
A un non so ché
D'importante vicino
A te.
E mí sembra che
Tutto sía facile,
Che ogni sogno
Diventi realtá.
E la terra puó
Essere il cielo!
E' vero!
E' vero!
Se mí abbraccí
Non ho píú
Paura...
Dí amartí,
Davvero!
E lo leggo neí
Tuoi occhi.
Ti credo!
Ti credo!
Nagle do sali weszła Ludmiła. Na początku nie za bardzo się ucieszyłem jak ją zobaczyłem. Ta dziewczyna naprawdę mnie irytuje i miałem straszną ochotę wyjść w tej chwili z sali, ale w sumie po co? W końcu ona sobie zaraz pójdzie. Zacząłem grac i śpiewać od nowa. Nagle farbowana blondyna stanęła przede mną i słuchała jak śpiewam. Uśmiechała się przy tym. Nie wiem dlaczego, ale zacząłem śpiewać dla niej. Normalnie taki sam nie ogar jak Diego kiedy śpiewał dla Violetty. Nie, to nie może być ten nie ogar! Przecież Diego i Violetta teraz są razem... Na serio mi chyba odbiło, ale nie mogłem oderwać wzroku od Ludmiły. Na szczęście nagle zadzwonił mój telefon. Natychmiast rzuciłem się by go odebrać.
- Halo? - odezwałem się do słuchawki. Ludmiła w tym momencie wybiegła z sali jak oparzona. Dzwoniła Violetta, więc pewnie chodzi o to bym wreszcie wracał do domu.
- Gdzie jesteś? - spytała Violetta
- Ile można na ciebie czekać?! - usłyszałem głos Diego. Czyli nadal siedział u Violi. Dziwne, przecież już po 20.
- W Studio - odpowiedziałem - Za chwilę wracam. Ogarnij tam swojego chłopaka.
- Ta, ta... Jest wściekły bo masz wracać!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Czyżby szykowała się Fedemiła?
Wybaczcie błędy czy coś i że taki okropny
bypatlov
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro