Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10

Hej moje kochane :) Na początek kilka ważnych informacji. 

Otóż, mój komputer zdechł całkowicie, ale na szczęście udało mi się uratować część ważnych dla mnie rzeczy z dysku. Dokumenty ( min wszystkie moje opowiadania które trzymałam na laptopie ) udało się odczytać ( nie wiem jak powinnam nazwać to profesjonalnie ;)) jednak, większość z nich to krzaczki, znaczki, coś zupełnie niezrozumiałego. Są fragmenty całe i bez problemu można je przeczytać, ale są też fragmenty których muszę się domyślać i przypominać sobie, jak mniej więcej to szło XD

Jeśli chodzi o Forever, to większość jest do rozczytania, jednak muszę popracować nieco nad rozdziałami, które mam już napisane. Niektóre są niepełne, inne urywają się w połowie, a jeszcze inne nieco pomieszane, ale chyba dam radę ;) 

Puenta jest taka, że dobrniemy do końca :D :D :D 

Chwała Bogu, że to nie był jedyny komputer jaki posiadam i nie muszę teraz naparzać rozdziałów na telefonie ;)

No, a teraz śmiało... Zapraszam do czytania :*



Dziwię się, kiedy otwierając oczy, zauważam iż znajduję się w naszej hotelowej sypialni. Doskonale pamiętam to, jak skończył się poprzedni wieczór i wiem dobrze, że z pewnością nie zasypiałam w łóżku. Nie zapomniałam tego, jak mój mąż zamknął mi drzwi przed nosem, przez co byłam zmuszona do spania na korytarzu...

Rozciągając się z cichym westchnieniem, zerkam w bok i widzę siedzącego na skraju łóżka Hombre. Jest pochylony do przodu, jego twarz schowana jest w dłoniach, a plecy unoszą się i opadają za każdym wdechem i wydechem. Przez chwilę w zupełnym milczeniu po prostu mu się przyglądam. Patrzę na mężczyznę który zawirował moim światem... Zarówno w ten dobry jak i zły sposób. Patrzę i zastanawiam się, dlaczego? Dlaczego nasze szczęście nie mogło trwać wiecznie? Dlaczego mój mąż nie jest taki jak wcześniej? Dlaczego nie potrafimy się dogadać? Czemu woli wódkę ode mnie i od naszych dzieci? Dlaczego to się musiało tak spieprzyć i kiedy jego rodzina przestała być dla niego ważna? Tyle pytań, jednak brak odpowiedzi... W zasadzie to, nie chcę już żadnej odpowiedzi. Nie potrzebuję ich. Nic co powie Hombre nie przekona mnie do tego że jeszcze kiedykolwiek będzie dobrze. Tego nie da się naprawić...

Ocierając wilgotne od nieustających łez policzki, zrzucam z siebie cienką kołdrę i pociągając cicho nosem, kieruję się w drugi kąt pokoju, gdzie w trzydrzwiowej białej szafie trzymaliśmy swoje ubrania. Bez słowa sięgam po swoją walizkę, po czym zaczynam pakować swoje rzeczy. Mimo iż zostało nam jeszcze kilka dni wypoczynku, nie mam zamiaru tutaj zostawać ani minuty dłużej. Wracam do dzieci... Wracam tam gdzie moje miejsce. Tu przy jego boku nie mam już czego szukać.

Mój mąż nie mówi nic. Nawet nie myśli się ruszyć. Wiem, że ma świadomość tego że spieprzył po raz kolejny i po jego zachowaniu wnioskuję, iż zdaje sobie również sprawę z tego, że już nic nie może z tym zrobić. Po prostu musi pozwolić mi odejść. Kolejny raz nie nabiorę się na jego puste, kompletnie bez pokrycia słowa. Nie dam się więcej zranić. Już dość wycierpiałam. Kocham go... Całym swoim sercem kocham tego mężczyznę, lecz wiem, że dla nas nie ma już przyszłości. Nadszedł kres naszego szczęścia.

Pakuję ostatnie już rzeczy, po czym podnosząc się z kolan, kieruję się z powrotem do łóżka. Podchodzę do Hombre i stając nad nim, wyciągam do niego dłoń

- Chciałabym cię prosić, abyś oddał mi moje dokumenty, oraz karty – mówię a on unosząc głowę, wlepia we mnie spojrzenie przepełnione bólem, wstydem i żalem. 

Moje serce łamie się na widok jego zmarnowanej, szczerze żałującej twarzy, jednak tym razem wiem, że się nie ugnę. Patrzę na niego beznamiętnie, ze wszystkich sił starając się nie okazywać mu mojego cierpienia.

- Marge, ja... - jąka cicho, ale nim zdąży cokolwiek powiedzieć, odwracam się na pięcie i zaciskając zęby, wchodzę do łazienki. 

Muszę przygotować się do drogi...

Chociaż mam niesamowitą ochotę na relaks w wielkiej wannie, decyduję się na szybki prysznic. Zrzucam z siebie ubranie, po czym wchodzę do kabiny i odkręcając kurek z zimną wodą, wchodzę pod jej strumienie. Od razu się budzę. Zimna woda spływa po moim ciele, wywołując gęsią skórkę, ale dzięki jej wręcz lodowatym kroplom, mój zaspany do tej pory umysł, wreszcie staje się trzeźwy. Namydlam się szybko żelem pod prysznic, po czym równie szybko spłukuję pianę. Nie kłopoczę się z myciem głowy. Czysta i pachnąca podchodzę do umywalki, przy której ścieram z twarzy czarne strugi rozmazanego po policzkach tuszu do rzęs.

Zapomniawszy ciuchów na przebranie, owijam się puchatym ręcznikiem, po czym wychodzę z powrotem do sypialni. Hombre chodzi nerwowo pośrodku pokoju, a kiedy staję w drzwiach, zatrzymuje się i zagryzając dolną wargę, wpatruje się we mnie błagalnie. Przez chwilę mierzymy się wzrokiem, po czym Hombre wzdychając ciężko z wyciągniętą dłonią, zmniejsza dzielącą nas odległość

- Nie – mówię szybko, kręcąc głową na boki

- Błagam...

- To była ostatnia szansa jaką ci dałam. Miałeś ją dobrze wykorzystać

- Popełniłem błąd, Marge - próbuje się tłumaczyć, lecz jego słowa nijak na mnie nie działają. 

Już nie...

- Kolejny raz. Czyż nie? – podchodzi do mnie i oddychając ciężko, zagląda w moje oczy. Widzę że naprawdę żałuje tego co się stało poprzedniego wieczora, ale cóż... Mógł myśleć zanim po raz kolejny zachlał swój cholerny tyłek.

Unosząc dłoń, powstrzymuję go przed kolejnym ruchem, a sama zaś cofam się na krok. Zrezygnowany opuszcza ramiona i przekrzywiając głowę, posyła mi spojrzenie pełne bólu i żalu

- Nie rób mi tego. Błagam cię – szepcze, co wywołuje szybsze bicie mojego serca, ale jestem na tyle zdeterminowana, że nie pozwalam sobie by współczucie i moja niewymowna naiwność, ponownie przejęły stery. Nie wierzę mu już...

Wiem, że mnie kocha. Wiem że kocha nasze dzieci i najprawdopodobniej bez nas stoczy się na samo dno – o ile już tam nie jest - jednak nie mogę pozwolić mu na to, by pociągnął nas za sobą.

- Daj mi proszę moje dokumenty – powtarzam się, a on opuszczając głowę, kręci głową na boki – Hombre, potrzebuję dokumentów i moich kart. Wracam do domu...

- Bez ciebie jestem nikim –mówi, nie zwracając uwagi na moje słowa – Nie zostawiaj mnie, błagam. Bez ciebie moje życie nie ma najmniejszego sensu – jego głos się łamie, dokładnie tak jak moje serce.

Czuję ten pieprzony ucisk w klatce piersiowej, a kiedy widzę jego zbolałą twarz, mam ochotę podejść i najzwyczajniej w świecie mocno przytulić, powiedzieć że wszystko jest dobrze i że będzie dobrze. Że jakoś sobie przecież z tym poradzimy... Gdybym tylko wiedziała, że się poprawi, z pewnością bym go nie zostawiła, ale ja próbuję już kolejny raz i po prostu wiem, że moja obecność przy jego boku niczego tutaj nie zmieni. On się nie zmieni. Zatracił życiowe priorytety i teraz ważniejszy jest dla niego alkohol i ten pieprzony klub niż ja, czy własne dzieci.

- Nie mam na to sił, Hombre - mówię, obserwując go dokładnie. Wzdycha ciężko i unosząc dłonie wplata palce w swoje włosy, po czym ciągnie z frustracji za ich końce

- Zmienię się...

- Zbyt wiele razy to słyszałam - prycham i kręcąc głową na boki, zerkam w bok na szafkę nocną. 

Widząc leżącą na niej saszetkę męża, podchodzę bliżej, po czym wyciągam z niej potrzebne mi rzeczy. Zabieram swój dowód, paszport, oraz wszystkie karty płatnicze wyrobione na moje imię i nazwisko. Hombre nie protestuje. Mógłby zatrzymać mnie choćby siłą, ale chyba wreszcie zdał sobie sprawę z tego, że już po wszystkim... To po prostu nie ma sensu.

Nie zwracając na niego uwagi, zakładam świeżą bieliznę, po czym ubieram się w pierwsze lepsze ciuchy jakie wpadną mi w rękę. Chowam dokumenty do swojej torebki i wzdychając ciężko, zasuwam walizkę, wiedząc już, że za chwilę opuszczę to miejsce i tego mężczyznę. Kiedy wyjdę za drzwi Nas już nie będzie...

Podnoszę się z klęczków, a kiedy zauważam siedzącego na skraju łóżka męża, z mocno walącym sercem, podchodzę do niego by się pożegnać. Staję obok jego skulonej postaci i zakładając rękę na jego barki, przytulam go do swojego boku, po czym pochylam się do jego ucha

- Kocham cię, ale bycie z tobą za bardzo boli... - szepczę, na co się wzdryga. 

Całuję czubek jego głowy, po czym odsuwam się od niego i łapiąc rączkę walizki w dłoń, kieruję się do drzwi.

Przekraczając próg sypialni słyszę jak mój pogubiony mąż wypuszcza z ust drżące przepełnione bólem i bezradnością westchnienie, co po raz kolejny łamie moje serce na milion małych kawałeczków.

Nawet nie wiem kiedy, zaczynam płakać... Nie chcę odchodzić... Nie chcę go zostawiać, ale wiem, że tak trzeba

Nie robię tego dla siebie. Robię to przede wszystkim dla niego – bo może dzięki temu w końcu się ocknie - i dla swoich dzieci... 

Choć jest mi cholernie ciężko i czuję się tak jakby połowa mnie umarła, robię to dla naszej rodziny. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro