Everything I adore takes a different form when I squint my eyes.
- Co się dzieje, Tyler? - pyta mama Tylera.
- Hmm? - mruczy pod nosem Tyler, podnosząc wzrok.
- Siedzisz tak cały dzień. - mówi, sadowiąc się obok niego na sofie. - Czy coś się stało?
- Więc... - mówi Tyler. Próbuje się powstrzymać, ale słowa nagle wypływają z jego ust. - Uprawialiśmy z Joshem seks, okej? I odtąd jest super kapryśny, a ja nie wiem, co zrobić. Wczoraj się ze mną pokłócił, bo zgodziłem się z nim, kiedy powiedział, że wszystko jest czarno-niebieskie i wkurzył się na mnie, bo nie wiem jak to jest. I ma rację, nie wiem, jak to jest, kiedy wszystko jest czarno-niebieskie. Ale on tylko krzyczał i krzyczał i mamo, on jest tak strasznie raniony w domu i chcę mu pomóc, ale nie mogę i to boli.
- Ty... uprawiałeś seks z Joshem?
Tyler podnosi wzrok, by zobaczyć, że twarz jego matki jest całkowicie biała.
- Tak. - mówi powoli. - Właśnie to powiedziałem, prawda?
- Tyler. - mówi jego mama desperacko, ściskając jego rękę tak mocno, że aż boli.
- Czy bolało?
Tyler czuje, jak jego twarz wykrzywia się w nieco zszokowanej i zdegustowanej ekspresji. - Co?
- Kiedy uprawialiście seks, czy bolało? - pyta jego mama. - Czy on cię zranił?
- No cóż, troszkę. Ale wtedy nawet nie zauważyłem. - zastanawia się nad tym głębiej. - Bolało, kiedy próbowałem usiąść następnego dnia. - mówi Tyler uczciwie.
Jego mama wygląda na absolutnie przerażoną.
- Och, Tyler. - szepcze, biorąc go w objęcia. - Tak bardzo mi przykro.
- Co? - mówi Tyler, zdziwiony.
Dlaczego jej przykro? Czy seks nie miał być dobrą rzeczą? Czuł się wtedy dobrze.
- Już w porządku. - mówi mama Tylera, bujając nim delikatnie. - W porządku. Tu jesteś bezpieczny.
Tyler siedzi tak, zupełnie zdezorientowany. Nie miało mu się to podobać?
Jego mama przeczesuje mu ręką włosy. - Już w porządku. Nikt cię tu nie skzywdzi. Już nie.
Mama Tylera nie spuszcza go z oczu, odkąd powiedział, że uprawiał seks z Joshem.
Ma nadzieję, że Josh zrozumie, dlaczego nie mógł wyjść, żeby naprawić całą sprawę.
Jego mama opuściła go tylko po to, aby zadzwonić do kilku ludzi i porozmawiać z tatą.
- Idę tylko przywitać twoje rodzeństwo, okej? - mówi jego mama, kiedy słyszą otwierane drzwi garażowe. - Zaraz wracam.
Tyler powoli przytakuje.
Słyszy mamę pozdrawiającą jego brata i siostrę, a potem pukanie w okno salonu.
Wygląda na zewnątrz, aby zobaczyć machającego mu ostrożnie Josha.
Tyler podbiega do okna, otwierając je.
- Cześć. - mówi ostrożnie.
- No dalej. - mówi Josh, wskazując na drzewa za nimi.
Tyler przygryza wargę.
- Moja mama zwariuje ja wróci, a mnie nie będzie. - mówi.
Josh wzdycha.
- Proszę? - mówi. - Przepraszam, Tyler. Nie chciałem krzyczeć. Proszę. Przykro mi.
Tyler wzdycha, wyglądając na zewnątrz.
- Dobra. - mówi pod nosem, wychodząc przez okno.
- Cześć. - mówi Josh łagodnie, delikatnie biorąc go za rękę. - Możemy pogadać?
- Okej. - mówi Tyler i zaczynają iść za ręce do lasu.
- Przepraszam, że tak na ciebie wybuchłem. - mówi Josh, kiedy są już schowani w drzewach.
- Przepraszam, że powiedziałem, że rozumiem. - mówi Tyler. - Nie rozumiem. Nie wiem, co wtedy myślałem.
Josh uśmiecha się. Jego C durowe usta są trochę smutne.
- Każdemu kurwa przykro. - szepcze, a Tyler wychyla się do przodu i go całuje.
Oczy Josha są zamknięte, kiedy pocałunek się kończy, a on wygląda spokojnie.
- Śpiewaj. - mówi, dalej z zamkniętymi oczami.
- Co? - pyta Tyler, zaskoczony.
- Śpiewaj. - powtarza Josh.
- Co chcesz, żebym zaśpiewał? - mówi Tyler z zakłopotaniem.
Josh wzrusza ramionami.
- Coś, co zna każdy.
- Umm... - Tyler zastanawia się. Z jakiegoś powodu, jedyne co przychodzi mu do głowy to "Twinkle, Twinkle, Little Star".
Josh nareszcie otwiera oczy, kiedy Tyler kończy.
- Dziękuję ci. - mówi.
- Jasne. - odpowiada Tyler.
Wchodzą głębiej w las, w dalszym ciągu trzymając się za ręce.
- Czy kiedykolwiek zauważyłeś. - zaczyna Josh, mrużąc oczy w kierunku ciemniejącego nieba. - Że kiedy przymykasz oczy, wszystko się zmienia?
- Tak. - mówi Tyler. - Ale nie diametralnie. Tylko tyle, żeby być irytujące.
- Tak. - Josh pstryka palcami. - Jak ten, ten gość... z zakrytymi twarzami. Czerwono-sierpniowe-L imię.
- Umm... - myśli Tyler. - Em, René Magritte?
- Tak, on. - mówi Josh. - Wszystko jest niedokładnie tak, jak powinno być.
Tyler powoli kiwa głową, mrużąc oczy i rozglądając się po lesie. Wszystko wydaje się mieć w sobie ten nieco tajemniczy mrok, wszystko delikatnie nie tak.
Przebiega go dreszcz, kiedy jego wzrok wędruje z powrotem do Josha, który... który nie jest tym, na kogo powinien wyglądać.
- Nie jesteś dokładnie tym, czym powinieneś być. - Tyler mówi bez namysłu.
Josh sztywnieje i Tyler myśli, że znowu zacznie na niego krzyczeć, ale on tylko ściska jego dłoń.
- To w porządku. - szepcze. - Dopóki będziesz mnie pamiętał.
Tyler odwzajemnia uścisk dłoni.
Wędrują w gęstej ciszy, całej zielono-pomarańczowej. Tyler jest prawie w stanie poczuć jej smak.
- Co, jeśli to nie jest prawdziwe? - mówi Tyler nagle.
Josh marszczy brwi.
- W jakim sensie?
- W sensie, że wszystko jest w mojej głowie. - wyjaśnia Tyler.
Josh przechyla głowę.
- No, oczywiście, że wszystko jest w twojej głowie. - mówi Josh, gestykulując. - Ale to nie znaczy, że nie jest prawdziwe.
Tyler wzdycha.
- Tak, ale co jeśli to wszystko... - wskazuje otoczenie. - Jest tylko w moim umyśle?
Josh wzrusza ramionami.
- To nadal byłoby prawdziwe, prawda? Jeśli możesz to zobaczyć, możesz to poczuć, dlaczego nie miałoby być prawdziwe?
- N-nie wiem. - mówi Tyler, marszcząc brwi. - Może dlatego, że nie jest prawdziwe dla nikogo innego?
- Więc?
- Więc może nie jesteś prawdziwy.
Josh staje jak wryty, spoglądając na Tylera.
- Co?
- Może ty nie jesteś prawdziwy. - powtarza Tyler.
Josh potrząsa głową.
- Nie, nie mów tak.
- Wszyscy mi mówią, że nie jesteś. - mówi Tyler. - Moi terapeuci, mój psycholog, moi rodzice...
- Nie słuchaj ich. - Josh mówi stanowczo, patrząc Tylerowi w oczy. - Nie słuchaj. Widzisz mnie, prawda? Słyszysz mnie? - ściska jego rękę. - Czujesz mnie?
- Halucynacja? - rozważa Tyler.
- Takia, która cię całuje? - ripostuje Josh.
Tyler uwalnia się od ręki Josha, aby schować głowę w dłoniach.
- Tyler, jestem prawdziwy. - mówi ostro Josh. - Słyszysz mnie?
- Daj mi pomyśleć! - odkrzykuje Tyler.
- Mówiłem, żebyś mnie pamiętał! - warczy Josh. - Sam sobie to wymyśliłeś? Na prawdę jestem tylko twoją wyobraźnią?
- Zamknij się! - wrzeszczy Tyler, zakrywając uszy rękami. - Zamknij się, zamknij się, zamknij się!
- Słuchaj mnie!
- Ty nie istniejesz!
- Owszem, istnieję!
- Nie jesteś prawdziwy!
- Jestem! Tyler, posłuchaj...
- Nie istniejesz, nie istniejesz, nie istniejesz...
Josh uderza go z otwartej dłoni w twarz.
Obaj stają bez ruchu.
- Czy... czy ty właśnie...
- Tyler. - wydycha Josh. - Tyler, tak bardzo przepraszam, ja nie...
- Odejdź ode mnie.
- Och, Tyler. Tak mi...
- Zostaw mnie! - wrzeszczy Tyler. - Odejdź!
- Tyler, proszę, przepraszam!
- Nie zbliżaj się do mnie. - krzyczy, biegnąc w stronę domu.
- Tyler!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro