PROLOG
*Książka pisana z perspektywy Mayu*
Przy wyjściu ze szkoły pożegnałam się z koleżankami i wyszłam przed mury instytucji, aby poczekać na mojego tatę, który zadeklarował się zawieźć mnie do domu prosto po zajęciach. Zamiast mojego taty, z czarnej limuzyny wyszedł wysoki, siwy mężczyzna, który po chwili do mnie podszedł. Okazał się on być jednym z kierowców zatrudnionych przez moich rodziców.
- Witam, panienko Mayu - kulturalnie się ukłonił.
- Witam - również lekko się ukłoniłam.
- Proszę za mną, panienko - otworzył mi drzwi od limuzyny, do której po chwili wsiadłam.
Kierowca ruszył, a ja lekko zmęczona zasnęłam po krótkim patrzeniu przez okno i obudziłam się przed zupełnie nieznaną mi posesją. Kierowca otworzył drzwi pojazdu, po czym wyszłam z auta i zaczęłam się rozglądać.
- Gdzie jesteśmy? - spytałam zestresowana.
- Proszę za mną, panienko - kierowca się uśmiechnął, po czym oboje zmierzaliśmy w kierunku rezydencji, która swoją drogą jest ogromna.
Po kilku minutach znaleźliśmy się w środku budynku. Najpierw poruszaliśmy się w holu, z którego szybko znaleźliśmy się w salonie, gdzie czekali już na mnie moi rodzice z nieznajomym.
- Usiądź, córko - tata wskazał dłonią miejsce przy nieznajomym mi chłopaku. Lekko się spięłam i zajęłam należne mi miejsce. Byłam bardzo skrępowana, a fakt, że chłopak, który był zupełnie nie wzruszony całą tą sytuacją kompletnie nie pomagał mi w uspokojeniu się i w wydobyciu z siebie jakiegokolwiek słowa.
- Mogę wiedzieć, co się tu dzieje? - spytałam, po chwilach wachania.
- Spokojnie - moja rodzicielka patrzyła na mnie czule. - To jest Ruki, twój narzeczony. - uśmiechnęła się.
- Co? - spytałam, bez jakichkolwiek emocji. - Co to ma znaczyć? Jaki narzeczony? Nic mi wcześniej nie mówiliście. - nadal miałam ten sam, obojętny ton i wzrok wbity w ścianę.
- Ojciec Rukiego jest moim najlepszym przyjacielem, więc gdy dowiedzieliśmy się, że się urodzisz od razu załatwiliśmy potrzebne formalności i tak oto jesteście narzeczeństwem. Ruki poznał cię kilka godzin po twoich narodzinach, miał wtedy zaledwie 4 latka. W weekend po twoich 16 urodzinach weźmiecie ślub. Nie martwcie się, już się wszystkim zajęliśmy. - uśmiechnął się, ale mi nie było do śmiechu.
- Dlaczego? - zacisnęłam pięści.
- To dla twojego dobra, kochanie - spojrzała na mnie mama.
- Sama wiem co jest dla mnie dobre, a co nie. Zrywam zaręczyny - wstałam z miejsca i spojrzałam na Rukiego - nic do ciebie nie mam. Nawet się nie znamy, więc nie chcę cię oceniać. Powiem jedno - nie chcę, żeby ktokolwiek w jakikolwiek sposób decydował za mnie o moim życiu. - powiedziałam stanowczo, patrząc na obecną tu trójkę.
- Nie możesz tego zrobić. Mówiłem. Wszystko ustalone, dla twojego dobra. Znamy Rukiego, więc wiemy, że z nim będzie ci najlepiej i wkrótce się o tym przekonasz, Mayu. - ojciec podszedł do mnie i położył dłonie na moich ramionach. - Wszystkie twoje rzeczy są już w waszej sypialni. Nie ma już odwrotu, córko. -
- Nie chcę. Cokolwiek by się nie działo - nie chcę, aby moje życie zależało od tego głupiego, zaaranżowanego małżeństwa. Nie chcę. Nie chcę małżeństwa bez miłości i jakichkolwiek uczuć. Nie chcę. Rozumiecie, czy mam Wam to inaczej wytłumaczyć? -
- Nie trzeba. Naprawdę już wszystko jest ustalone i choćby nie wiem jakbyś nalegała, krzyczała czy płakała - nie ma odwrotu. Mówiliśmy - to dla twojego dobra, więc nie sprzeciwiaj nam się, tylko grzecznie przyjmij to wszystko do wiadomości, Mayu - moja rodzicielka spojrzała na mnie z lekką odrazą.
Po chwili rodzice kierowali się do wyjścia, nie racząc nawet na mnie spojrzeć.
- Zobaczymy się na ślubie, Mayu - powiedział tata, wychodząc z budynku zostawiając mnie samą z Rukim.
Załamana stałam chwile w miejscu, dopóki nie poczułam dłoni chłopaka na moim ramieniu. Odwróciłam się do niego, a on nałożył na mój palec pierścionek zaręczynowy.
- Idź do naszej sypialni. Za godzinę mamy obiad i poznasz przy okazji moich braci, Mayu -
- Nie pójdę. Nawet nie wiem gdzie się ona znajduje, a nawet jeśli miałabym takową informację, to i tak bym tam nie poszła. - na te słowa poczułam jego rękę na moim nadgarstku.
- W takim razie cię do niej zaprowadzę - pociągnął mnie za sobą i po kilku minutach znaleźliśmy się we wcześniej wspomnianym pomieszczeniu. - Pamiętaj, że za godzinę jest obiad. Nie spóźnij się. Dodatkowo moi bracia dostali informacje o tym, że to małżeństwo jest prawdziwe więc się tego trzymajmy. - rzucił wychodząc z pokoju.
Opadłam bezwładnie na łóżku. Po chwili poczułam jak łzy cisną mi się do oczu, więc pozwoliłam im swobodnie spłynąć. W głowie miałam wiele pytań, lecz żadnych odpowiedzi. Nagle zmęczenie wzięło nade mną górę i obudziłam się jakoś tak kwadrans przed obiadem. Wstałam z łóżka, podeszłam do lustra i w nie spojrzałam. Postanowiłam wziąć się w garść i spróbować przerwać tą brudną grę. Ogarnęłam włosy, twarz i założyłam sukienkę, którą znalazłam w szafie, po czym wyszłam z pokoju, przed którym czekał na mnie mój narzeczony.
- Widzę, że szybko przyjęłaś do siebie wiadomość o swoim dalszym życiu - spojrzał na mnie.
Nic nie odpowiedziałam, tylko od razu ruszyłam przed nim, a po kilku minutach znaleźliśmy się w jadalni, gdzie czekała na nas trójka chłopaków. Jak mniemam - bracia Rukiego.
~•~•~
Hejka! ❤️
Oto kolejna moja książka 💘 Tym razem za "cel" obrałam sobie Rukiego 😏❤️
Jesteście ciekawi co z tego wyjdzie? To zachęcam do czytania dalszych rozdziałów, które będą pojawiać się w każdą środę i niedzielę o godz. 18.00 🔥
Dziękuję za uwagę i do następnego, buziaki! 💞
~Akane
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro