7. Photo
Próbowała zapomnieć, ale nie potrafiła. Zdała sobie sprawę z tego, że nigdy nie zapomni. Lucyfer zostawił w jej sercu zbyt wielką bliznę. Bliznę, której nigdy się nie zamaskuje. Podczas pracy zdarzyło się jej zawołać swojego partnera, po czym przypomniała sobie, że go nie ma. Naprawdę jej go brakowało.
Poszła więc do najbliższego baru, aby spróbować zatopić smutki w alkoholu. Co innego jej zostało? Dan obiecał, że przez kilka dni zajmie się Trixie, więc nie musiała przejmować się córką. Ani Maze. Ani nikim innym.
Nie do końca...
Kiedy weszła do baru, zauważyła Maze rozmawiającą z Charlotte Richards. To, że nienawidziła tej kobiety nie było najmniejszą tajemnicą, dlatego też nie przyjęła faktu, że również Maze utrzymuje z nią relacje, zbyt entuzjastycznie.
Wiedziała jednak, że nie ma nerwów na awanturę. Miała do wyboru: wyjść do innego baru, albo... podsłuchać ich rozmowę. To drugie wydało jej się dużo lepszą opcją. Podeszłą więc najbliżej jak tylko mogła, aby wciąż pozostać niezauważoną przez zajęte rozmową kobiety.
- Założę się, że Lucyfer knuje swoją zemstę. Rozmawialiśmy o tym niedawno po tym, jak poznał Chloe - powiedziała Maze, co zaskoczyło panią Detektyw. Oznaczałoby to, że jej współlokatorka okłamała ją w kwestii planów Lucyfera. Nie wspominała jej nic o żadnej zemście.
Charlotte pokręciła głową, zupełnie jakby nie rozumiała tego wszystkiego.
- Dlaczego miałby to planować już wtedy?
Maze westchnęła w geście rezygnacji, po czym nachyliła się do prawniczki.
- Od początku wiedział, że jest w niej coś innego - wyznała. - Jego czar na nią nie działał, to go zaintrygowało, ale jednocześnie wzbudziło w nim obawę, że to Ojciec stoi za tym wszystkim. Przyrzekał, że jeśli jego podejrzenia okażą się prawdą...
- Co planował? - Charlotte weszła jej w zdanie, a Chloe zaczynała się w tym wszystkim gubić. Co ojciec Lucyfera mógł mieć z tym wszystkim wspólnego? O co w tym chodziło? Miała wrażenie, że wszyscy dookoła znają prawdę, tylko nie ona. Nie było to najprzyjemniejsze uczucie.
Maze pokręciła głową.
- Nie chciał mówić szczegółów - wyjaśniła.
- Ale coś musiał mówić.
- Nawet jeśli wtedy powiedziałby coś konkretnego, dużo się od tamtego czasu zmieniło. Zakochał się. Zmienił się przez to wszystko. Jego plan zemsty na pewno też. Ma złamane serce. Widziałaś jego reakcję na prawdę. Wierzył, że Chloe coś do niego czuje, a teraz? Ma wrażenie, że to wszystko było upozorowane...
Te słowa o dziwo przyniosły jej lekkie ukojenie. A więc Lucyfer ją kochał. Nie pomyliła się w tej kwestii. Wciąż nie wiedziała o co w tym wszystkim chodzi, o jakiej prawdzie one mówią. Wiedziała jednak jedno - musi znaleźć jakiś sposób, aby z nim porozmawiać. Z tego, co wywnioskowała, wydaje mu się, że jej uczucia wobec niego nie są prawdziwe - wystarczy, że udowodni mu, że nie udawała, że naprawdę go kocha. To nie mogło być trudne. Musiała tylko dostać szansę.
- To moja wina - wyznała Charlotte, a Chloe pierwszy raz usłyszała w jej głosie wyrzuty sumienia i poczucie winy. Coraz bardziej chciała wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. Co przed nią ukrywają? - Gdybym chociaż przez chwilę pomyślała o nim, nie o zemście na jego Ojcu... Mój syn byłby szczęśliwy.
Syn?! To wszystko zdawało się dla Chloe coraz dziwniejsze. Przypomniała sobie rozmowę z Amenadielem, kiedy ten argumentował, że są z Lucyferem braćmi przez adopcję. Czy możliwe, że Charlotte Richards była ich matką? Szczerze w to wątpiła - była praktycznie w ich wieku. Za tym wszystkim kryło się coś więcej. Może mafia? Myślami wróciła do sprawy kontenera i ich rozmowy w samochodzie, kiedy Lucyfer praktycznie potwierdził, że prowadzi jakieś lewe interesy. Czy to wszystko mogło mieć ze sobą związek?
- Wszystko wciąż byłoby dobrze, gdyby nie to zdjęcie - powiedziała Maze, kładąc na stół jakąś starą fotografię. - To zdjęcie jest powodem tego, co teraz się dzieje...
Nagle w Chloe puściła wszelka samokontrola. Zrozumiała, że musi znać prawdę. Choćby nie wiadomo jak bolesna ona była, musiała wiedzieć. Biegiem ruszyła w stronę stołu i, nim którakolwiek z nich, zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować, chwyciła zdjęcie i... zamarła.
Na zdjęciu była jej mama i... Amenadiel?! Zdjęcie widocznie było stare - mogło mieć około trzydziestu, może nawet czterdziestu lat. Nie było mowy, aby zostało sfałszowane. Dlatego też nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Amenadiel nie zmienił się od tamtego czasu ani odrobinę. Zupełnie, jakby zatrzymał się w czasie, jakby się nie starzał.
Powoli przerzuciła wzrok w stronę Maze i Charlotte. Obie wyglądały, jakby wpadły w sytuację bez wyjścia. Jakby czuły się winne. Poniekąd tak było.
- O co... - zaczęła Chloe, ale głos zamarł jej w gardle. Wzięła więc głęboki oddech, aby chociaż odrobinę się uspokoić i spróbowała jeszcze raz. - O co w tym wszystkim chodzi?
Maze otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale jedyne, na co było ją stać, to nieśmiałe pokręcenie głową.
- Maze - powiedziała z naciskiem w głosie. - Powiedz mi, co się dzieje. Chyba zasługuję chociaż na tyle.
Współlokatorka spojrzała na nią współczującym wzorkiem. Czy miała jeszcze wybór, aby skłamać?
---------
Dla osób, które dopiero rano wejdą na Wattpada - dodałam w krótkim odstępie czasu dwa rozdziały. Nie pomińcie rozdziału 6 🙂
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro