Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5. Forget him

Następnego dnia Chloe postanowiła, że skoro nie ma pojęcia, dokąd mógł się udać Lucyfer, nie ma zamiaru go szukać. Stany Zjednoczone to zbyt duży kraj, aby móc znaleźć jedną, konkretną osobę. Jeśli w ogóle został w Stanach, a nie postanowił wyjechać za granicę - było go przecież na to stać. Jedyne, co mogła teraz zrobić, to  próbować żyć dalej. Wciąż darzyła go uczuciem, ale to on wyjechał bez słowa, nie ona. Nie zostawił nawet głupiej karteczki z wiadomością, prostego SMSa - nic. Nie zostawił niczego. A może tak naprawdę wcale mu nie zależało? Nie chciała w to wierzyć, szczególnie, że jego wcześniejsze zachowanie wskazywało na coś zupełnie odwrotnego.

W każdym razie, kiedy rano dostała sprawę, stwierdziła, że może to oderwie jej myśli od Lucyfera, chociaż nie miała pewności jak poradzi sobie w śledztwie bez Lucyfera, ale postanowiła chociaż spróbować. 

- Co mamy? - zapytała Ellę.

Brunetka o latynoskiej urodzie spojrzała na detektyw Decker i zaczęła opisywać sprawę:

- Jason Farrar, dwadzieścia trzy lata - przedstawiła ofiarę, którą był niebrzydki blondyn ze sporą nadwagą.

- Przyczyna zgonu? - spytała Chloe.

- Najprawdopodobniej krwotok wewnętrzny, ale nie ma żadnych siniaków, śladów szarpaniny. Zupełnie jakby coś zraniło go od środka...

Chloe nie chciała wnikać w szczegóły śmierci tego chłopaka. Co do jednego Lucyfer na pewno miał rację - każde miejsce zbrodni łamie jej serce. Zawsze.

- Zajmiesz się tym? - wtrąciła, a Ella przytaknęła. - Co mówią świadkowie?

Kryminolożka wzruszyła ramionami.

- Właściwie to nic - stwierdziła. - Szedł ulicą i nagle upadł.

Chloe skinęła głową na znak, iż rozumie, że pytanie świadków nie ma już w tej sprawie większego sensu. Kątem oka dostrzegła Dana idącego w jej kierunku. Na chwilę jej oddech zwolnił. Jej były mąż był jedną z nielicznych osób, które chciałaby teraz widzieć - tak naprawdę dopiero co zrezygnowali z wrócenia do siebie. Nie miała ochoty do tego wracać i przeżywać dwa nieudane ulokowania uczuć na raz. Jednak nie miała teraz zbyt wielkiego wyboru.

- Cześć - powiedział, jakby nieco od niechcenia, chcąc od razu przejść do rzeczy.

- Cześć - odpowiedziała.

- Chyba coś mam - oznajmił, a Chloe zmarszczyła brwi, widocznie zainteresowana tym, co Dan znalazł w tej sprawie

Detektyw Espinoza wziął głęboki oddech, zanim zaczął mówić.

- Dosłownie dwie, trzy minuty przed śmiercią wychodził z restauracji za rogiem - powiedział. - Świadek mówi, że to nie pierwszy przypadek w ostatnich dniach, gdzie ktoś stamtąd wychodzi i ginie.

Chloe trudno było uwierzyć w teorię, którą właśnie zasugerował.

- Ktoś otruwa tam klientów?

- Możliwe - przyznał.

- Ale po co? - spytała, a on jedynie wzruszył ramionami i nieznacznie pokręcił głową na znak, że nie ma pojęcia o intencjach lub motywie ewentualnego sprawcy. - Ten świadek to...?

Spytała chcąc się upewnić, że świadek faktycznie może być wiarygodny. Nieraz już spotkała się ze świadkami, którzy zarzekali się, że to co mówią jest prawdą, mimo że nie miało to żadnego pokrycia w rzeczywistości, a na koniec sprawy okazywało się zwykłą fikcją i przesadną wyobraźnią autora tychże zeznań.

Dan westchnął w geście rezygnacji.

- Bezdomny - potwierdził, co nie zaskoczyło Chloe. Zazwyczaj to właśnie bezdomni dopowiadali do spraw przeróżne teorie spiskowe. Nie mniej jednak, musieli teraz tę teorię sprawdzić.

- Zaprowadzisz mnie do niego? - spytała, a Dan skinął głową i ruszyli w stronę pobliskiego skrzyżowania.

Przez chwilę szli w milczeniu, co od bardzo dawna nie miało miejsca. Głównie ze względu na docinki i kiepskie żarty Lucyfera do każdej ze spraw. To chyba właśnie wtedy do Dana dotarło, że faktycznie go brakuje.

- Lucyfer się spóźni? - spytał, jakby to nie było nic nadzwyczajnego. Zdarzało mu się przecież spóźniać.

- Wątpię, aby w ogóle przyszedł - odpowiedziała, bez chwili zawahania.

Dana zaskoczyła ta odpowiedź.

- Czemu?

Tym razem na chwilę się zawahała. Nie była pewna, czy powinna mu o tym mówić. Jednak dość szybko dotarło do niej, że przecież i tak by się o tym dowiedział. 

- Zniknął - wyznała.

- Pewnie włóczy się gdzieś po mieście i pojawi się w najmniej spodziewanym momencie - stwierdził Dan, ale Chloe natychmiast temu zaprzeczyła.

- Nie. On naprawdę zniknął. Byłam u niego, wszystko w apartamencie jest poprzykrywane płótnami. Wyjechał.

Dan przez chwilę nie wiedział, co na to odpowiedzieć. Gdyby Lucyfer planował wyjechać, najpewniej od dawna by się tym chwalił wszystkim dookoła, na pewno zrobiłby z tego powodu wielkie przyjęcie. Przynajmniej na tyle, na ile go znał. Chyba, że tego nie planował i zadziałał pod wpływem emocji - coś pchnęło go do nagłego wyjazdu.

- Bez imprezy pożegnalnej? - spytał, a Chloe ponownie zaprzeczyła. - Więc co teraz?

- Teraz? - spytała Chloe, widocznie próbując ukryć wszelkie emocje, przez co jej głos zabrzmiał nieco sztucznie, zbyt kontrolowanie. Dan skinął głową na znak, żeby mówiła. - Teraz postaram się po prostu o nim zapomnieć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro