Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

38. Search

To, kim był Lucyfer nigdy jej zbytnio nie przeraziło. No może na początku, ale przez wszystkie wcześniejsze deklaracje o tym, kim jest, przyjęła to nieco lżej. 

Nigdy później nie przerażało jej to. Nie przerażało jej też to, co wcześniej widziała, właściwie od pierwszej wspólnej sprawy. Owszem, gdzieś tam był strach, ale teraz... strach, spowodowany zachowaniem Lucyfera niemal ją paraliżował. Wiedziała, że jest skoncentrowany na tym, aby jak najszybciej odnaleźć niejaką Candy, ale zachowywał się tak, jakby miał na to najwyżej kilka godzin.

Tempo i sposób w jaki jeździł autem... aż prosił się o wypadek. Pierwszym przystankiem był adres, w którym rzekomo miała mieszkać matka kobiety, jednak okazało się, że od dłuższego czasu tam nie mieszka i adres w bazie danych był nieaktualny - zastali tam tylko jakieś młode małżeństwo, na których oczywiście Lucyfer musiał użyć swoich sztuczek, twierdząc, że kłamią i wiedzą, gdzie znajduje się pani Stone, bo tak miała na nazwisko Candy. Oczywiście okazało się, że jednak nic nie widzieli, ale zapłacili za to, że po prostu kupili złe mieszkanie. 

Kiedy Chloe widziała, jak ta dwójka zwija się ze strachu o własne życie, a Lucyfer ich nawet nie dotknął... Wiedziała co widzieli i wiedziała, że to na zawsze ich odmieni. Zdawała sobie sprawę, że musi powstrzymywać Lucyfera, zanim sterroryzuje całą okolicę. Ale kiedy zobaczyła tę determinację w jego oczach... sama się przestraszyła.

Wiedziała, że to nie jest prawdziwy on, że może walczyć ze swoją diabelską naturą, ale bała się zareagować. Mimo, iż wiedziała, że tylko ona może coś zrobić, że tylko ona może go zmienić, wpłynąć na niego... 

I kiedy zapukał do mieszkania około siedemdziesięcioletniej sąsiadki, aby to może od niej spróbować się czegoś dowiedzieć i nie usłyszał nic konkretnego, Chloe wiedziała, że musi zareagować. Wbrew pozorom nie okazało się to aż tak trudne - co prawda kiedy tylko dotknęła jego ramienia, odwrócił się w jej stronę i wyraz jego twarzy nieco ją przestraszył - jakby był gotów zabić. Nie dała jednak zbytnio tego po sobie poznać i pokręciła głową na znak, aby tego nie robił. Wtedy wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił. Uspokoił się i spokorniał - wykonał charakterystyczny przepraszający gest głową i Chloe wiedziała, że wcześniej po prostu stracił kontrolę, że to nie był on - dokładnie tak, jak myślała...

Wiedziała, że to nie jedyna utrata kontroli, jaka go czeka. Wiedziała też, że będzie potrzebował jej wsparcia i czuła, że o tym wiedział - to dlatego czekał kilka godzin, aż przyjedzie. To dlatego nie robił nic na własną rękę - znał konsekwencje. A te konsekwencje nie byłyby dobre dla nikogo...

- Znajdziemy ją - zapewniła go Chloe, a on przytaknął. 

- Wiem o tym - przyznał nieco podłamanym głosem. - Tylko pytanie czy nie będzie za późno.

-----

Okej, ludziki. Sytuacja wygląda tak, że jesteśmy na etapie, w którym przyjazd pana na zdjęciu poniżej do Polski jest już dość bardzo realny. Jedynym problemem, który stoi na drodze w realizacji tego są fundusze wydarzenia, które wciąż nie są tak duże, jakbyśmy tego chcieli. Dlatego, jeśli ktoś ma jakiekolwiek kontakty (bliższe lub dalsze) u osób, które mogą pomóc w realizacji tego przedsięwzięcia, bardzo proszę o kontakt poprzez wiadomość prywatną na Wattpadzie, Facebooku (link na profilu), Twitterze (link na profilu) lub na jeden z tych dwóch maili: [email protected] lub [email protected]

Peace

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro