37. Gone
"Dam ci czas i wrócę tu jutro rano, dobrze?" - te słowa miały się okazać jego przekleństwem. Co on sobie w ogóle myślał? Że po tym, jak powiedział Candy kim jest, po tym jak to do niej dotarło... Naprawdę uwierzył, że będzie tu czekać, aż wróci? Na jej miejscu nikt by tak nie postąpił. Nikt...
Stał teraz w przedpokoju, patrząc na pusty salon, czekając na Chloe. Wiedział, że tylko ona jest w stanie mu w tym momencie pomóc. Wiedział, że nie zareaguje zbyt dobrze na wieść o ciąży Candy, ani o ślubie, o którym jej nie wspomniał, ale nie miał już wyboru. Świat się kończył. Czas też.
Kiedy usłyszał za sobą jej głos, wiedział już, że to koniec jakichkolwiek niedopowiedzeń w tym związku.
- Możesz mi wyjaśnić, dlaczego o piątej rano kazałeś mi bezzwłocznie jechać do Las Vegas?
Odwrócił się w jej stronę, a na jego twarzy widać było poczucie winy. To na pewno nie pomogło Chloe po tak długiej podróży. Patrzyła się na niego, czekając na odpowiedź. Potrzebował chwili, aby zebrać się na to, aby jej to powiedzieć.
Wziął długi, głęboki oddech.
- Kiedy wyjechałem - zaczął powoli, chcąc od razu wytłumaczyć się ze swoich błędów. Chciał, aby zrozumiała, dlaczego tak postąpił - wtedy, kiedy nabrałem wątpliwości co do prawdziwości tego wszystkiego... Byłem wściekły, chciałem pokazać Ojcu, że nie dam sobą dłużej pomiatać i... - wziął oddech i dopiero po chwili kontynuował, czując na sobie wzrok zaintrygowanej i jednocześnie zdezorientowanej Chloe. Potem wszystko powiedział najszybciej jak tylko mógł, aby mieć to już za sobą. - Poszedłem do pierwszego lepszego klubu, poznałem striptizerkę, nie myślałem trzeźwo, wzięliśmy ślub, potem się rozwiedliśmy, ale zadzwoniła, że jest w ciąży, musiałem jej wyjawić prawdę, aby mnie posłuchała i teraz uciekła i...
- Powoli - przerwała mu. - Byłeś żonaty?!
- Raz - przyznał. - Ale tłumaczę, że nie myślałem, tak jak powinienem. Chciałem się postawić Ojcu...
- I dlatego zachowałeś się jak dziecko? - spytała, a on przez moment nic nie odpowiedział. Widział że ona cierpi i wiedział, że to jego wina, jego głupota.
- Może czasem zachowuję się jak dziecko - przyznał. - Nawet dość często, ale... Zmieniasz mnie. Nie wiem, w jakiś sposób sprawiasz, że dojrzewam... - znowu zrobił przerwę, jakby nie do końca wiedzieć, czy powinien kontynuować tę myśl, czy jednak skupić się na znalezieniu Candy zanim dziecko zdąży przyjść na świat. - Chcę żebyś wiedziała, że naprawdę cię potrzebuję i w tym momencie też cię potrzebuję. Muszę ją znaleźć, nim będzie za późno i Tatuś postanowi odpalić swoje fajerwerki zwiastujące koniec. Bez ciebie nie dam rady. Proszę.
Decyzja nie była dla niej łatwa - pomóc w szukaniu ciężarnej byłej żony Lucyfera niezbyt jej się uśmiechała, ale widziała, że to coś dla niego znaczy i nie chodzi tu o uczucia do kogokolwiek. Tu kryło się coś więcej. A "koniec" z ust Lucyfera był raczej dość jednoznaczny, dlatego wbrew pozorom nie miała wyboru - musiała mu pomóc.
---
1. Nie mogłam znaleźć fajnego filmiku, więc daję mój najnowszy (autoreklama)
2. Wiem, że rozdział miał być o 20, ale głupi Wattpad mi nie chciał załapać "Publikuj" :')
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro