Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

33. What have I done?

Stał zszokowany, nie wiedząc, jak powinien zareagować na te rewelacje. Telefon wypadł mu z ręki i upadł na chodnik.

Momentalnie dotarło do niego, że nie ma już o co walczyć. Niedługo wszystko się skończy. Ten telefon był pierwszym zwiastunem tego, co nadchodzi. Lucyfer znał przepowiednię. Niemal każdy ją znał. A on... znowu został potraktowany jak narzędzie. To wszystko było ukartowane.

Wcześniej nie wiedział, co pokierowało go do Las Vegas. Teraz wiedział.

Cała sytuacja z Chloe, ucieczka do Las Vegas, spotkanie z Candy... nawet ślub, który wydawał mu się sprzeciwem - to wszystko było z góry zaplanowane. W tym momencie stracił do Ojca resztki szacunku.  

Jednak wiedział, że po części była to jego wina. Czy nie lepiej było przeczekać, aż sprawa się wyjaśni, zamiast ponownie buntować? Ale skąd miał mieć pewność, że wówczas na miejscu Candy nie byłaby teraz Chloe? Wtedy by sobie tego nie wybaczył.

Zdawał sobie sprawę, że w tej sytuacji zostało tylko jedno wyjście, którego nigdy nie tolerował. Ale co mu zostało? To było jedyne, co mogło jeszcze cokolwiek zmienić.

Nie mógł być ojcem. Ani teraz, ani nigdy.

Zebrał się w sobie i ciągle zszokowany podniósł telefon. O dziwo nie rozbił się, a Candy nie zakończyła połączenia.

- Jesteś pewna? - zapytał, a w jego głosie było słychać realny strach. Tak bardzo chciał, żeby to nie była prawda.

- Tak - odpowiedziała nieśmiało i wiedział, że również się bała.

Nie wiedziała, kim naprawdę jest Lucyfer - nigdy jej tego nie powiedział. Nie chciał myśleć, jaka byłaby jej reakcja, gdyby znała prawdę. Czy wtedy w ogóle by się odezwała?

- Posłuchaj mnie uważnie - powiedział zdeterminowanym głosem. - To dziecko nie może się urodzić.

- Nie musisz istnieć w jego życiu, po prostu...

- Nie - powiedział ostro. - Nie chodzi o to, że nie chcę istnieć. To dziecko zniszczy świat. I wcale nie mówię tego w przenośni.

Wiedział, że jego głos jest zbyt ostry i może ją przerażać. Wiedział też, że kończy mu się czas. Wziął głęboki oddech, aby się uspokoić.

- Spotkajmy się - zaproponował. - Obiecuję, że wszystko ci wyjaśnię. Proszę.

- Dobrze - powiedziała niepewnie.

- Wyślę ci adres - poinformował ją, po czy zakończył rozmowę.

Ręka opadła mu bezwładnie wzdłuż tułowia.

Wiedział, że będzie musiał wyznać jej prawdę, inaczej nigdy go nie posłucha. A co jeśli po usłyszeniu prawdy ukryje się tak, że Lucyfer jej nie znajdzie? Ojciec zrobi wszystko, aby to dziecko przyszło na świat i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Gdyby nie opuścił Piekła, nie popełnił paru błędów, koniec świata nie zbliżał by się w nieubłaganym tempie.

Wszystko, co się działo, wszystko, co miało nastąpić, było jego winą.

Przez wieki ludzie zwalali na niego całą winę i zło za swoje czyny i za to, co dzieje się na świecie. Rzadko kiedy stał za czymkolwiek. Jednak teraz... tym razem to on zawinił.

- Co ja narobiłem...?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro