31. Sacrifice
Miejsce, gdzie odnaleźli Lilith z Chloe nie było przypadkowe i Lucyfer dość szybko się o tym zorientował.
Miejsce śmierci Delilah.
To tu wszystko się zaczęło - gdyby Delilah nie zginęła, najpewniej nie poznaliby się z Chloe.
Lilith w jakiś sposób musiała się o tym dowiedzieć.
W sumie nie było trudno się domyślić, jak się o tym dowiedziała.
W tym momencie żałował, że zabrał Maze ze sobą na Ziemię, chociaż wiedział, że nie może jej za to winić - tak została stworzona. Nie była w stanie przeciwstawić się swojej matce. Jeśli kogoś mógł winić, to siebie, bo on poprosił ją, aby próbowała z nią porozmawiać. To on do tego doprowadził.
Z Azrael u boku, stanął na przeciwko Lilith, która trzymała na wpół przytomną Chloe. Lucyfer nawet nie chciał myśleć, co jej zrobiła. Nie teraz.
Azrael nie umknęło to, że Lucyfer ewidentnie cierpiał na widok ledwo żywej Chloe. Nie umknęło to także Lilith, której ewidentnie to nie pasowało.
- Ta marna ludzka istota znaczy dla ciebie więcej niż ja? - zaczęła i w tym momencie Lucyfer zrozumiał, jak bardzo jest źle. Minimalny błąd i Chloe zginie. Nie mógł do tego dopuścić.
- Porozmawiajmy na spokojnie... - zaproponował, ale Lilith przerwała mu krzykiem
- Nie - krzyknęła, a twarz Lucyfera okazała strach dziecka, które nie wie, co robić, jak się zachować. - Porozmawiamy teraz - zdecydowała. - I twojej siostrze nic do tego.
- Chloe też nie - zauważył.
Wiedział, że to było minimalnie ryzykowane, ale znał Lilith i wiedział, że to zadziała. Po chwili wściekłego patrzenia się na byłego kochanka, westchnęła.
- Puszczę ją wolno, jeśli Azrael nie będzie się w to mieszać - stwierdziła, a Lucyfer przytaknął na znak, że pasują mu te warunki.
- Zabierz ją stąd - poprosił siostrę, która spojrzała na niego z widocznym strachem.
Czy on naprawdę wiedział, w co się pakuje?
- Nie pokonasz jej w pojedynkę - stwierdziła.
- Wiem - przyznał Lucyfer.
- Zginiesz.
- To też wiem - powiedział, a po krótkiej pauzie dodał. - Po prostu ją stąd zabierz.
Determinacja w jego głosie dała Azrael jasno do zrozumienia, że nie wpłynie na decyzję brata.
Pozostało jej jedynie modlić się o to, aby Lucyfer miał w zanadrzu jakiś plan, który pozwoli mu przetrwać, bo inaczej...
Inaczej już go nie zobaczy.
I pomimo wszystkich różnic i momentalnej nienawiści, był jej bratem i kochała go, choć nigdy nie odważyła się powiedzieć tego głośno. Nawet teraz.
----
Po dzisiejszym (a właściwie wczorajszym) dniu stwierdzam, że zawiść ludzka czasem przekracza granice mojej wyobraźni w kierunku zemsty...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro