10. Talk
Kiedy zobaczył Maze idącą w jego stronę, poczuł, że zabawa się skończyła. A kiedy zobaczył idącą za nią Chloe, zamarł na chwilę. Nagle poczuł, że jednak nie chce tej rozmowy. Podszedł do Candy, która stała przy barze i ostrożnie chwycił ją za przedramię, aby jej nie przestraszyć. Spojrzała na niego i ujrzała na jego twarzy lęk. Chciała zapytać, co się stało, ale Lucyfer odezwał się pierwszy.
- Musimy wyjść - poinformował ją.
Nic z tego nie rozumiała.
- Mówiłeś, że to twój klub - przypomniała mu.
- Bo to jest mój klub - zapewnił ją. - Po prostu jest tu ktoś...
- Miło, że wróciłeś - usłyszał za sobą głos Maze i uśmiechnął się ironicznie, kiedy dotarło do niego, że jednak nie uniknie tej rozmowy. Pokręcił głową w geście niedowierzania i odwrócił się w jej stronę.
- Cześć Maze - odpowiedział, a kiedy zobaczył Chloe, uśmiech natychmiast zniknął mu z ust, zastąpiło go poczucie winy, które malowało się na jego twarzy. Skinął nieznacznie głową, jakby nie wiedząc, co powiedzieć, po czym dodał. - Detektyw Decker.
Chloe nieco zaskoczyło tak oficjalne powitanie. Zaczynała rozumieć, że Maze faktycznie usłyszała przez telefon coś, co mogło nie być dobrą wiadomością. Wiedziała jednak, że jeśli nie dowie się tego teraz, to prawdopodobnie nigdy tego nie zrobi.
- Lucyferze - odpowiedziała, nieco niepewnie, wyczuwając napięcie, jakie nagle między nimi narosło. - Możemy porozmawiać?
Westchnął. Wiedział, że to pytanie musiało prędzej czy później paść, ale nie podejrzewał, że Chloe zada je na samym początku. Zawahał się na chwilę, ale doskonale zdawał sobie sprawę, że chociaż tyle jest jej winien. Ojciec manipulował nie tylko nim, ale też nią. Zasługiwała na wyjaśnienia. Przecież między innymi dlatego zdecydował się tu wrócić.
Przytaknął nieśmiało na znak, że się zgadza, po czym nachylił się do Candy i pocałował ją w policzek.
- Zaraz wracam - obiecał jej, a jego zachowanie widocznie zaskoczyło Maze, do której właśnie dotarło, że Lucyfer naprawdę się ożenił. Chloe próbowała udawać, że tego nie widziała, ale wiedziała, że coś jest nie tak. Zastanawiała się, kim jest ta kobieta.
Ruszyli w stronę apartamentu, aby nikt im nie przeszkodził w rozmowie. Kiedy wysiedli z windy, Lucyfer poczuł się odpowiedzialny za rozpoczęcie rozmowy.
- Zanim cokolwiek powiesz... - zaczął, ale Chloe nie dała mu szansy dokończyć.
- Kim jest ta kobieta? - spytała, widocznie zdenerwowana.'
Wziął głęboki oddech, bojąc się jej reakcji na prawdę. Jednak nie miał wyboru - musiał jej wyznać, o co w tym wszystkich chodzi. Nie kłamał. Nigdy. A już na pewno nie okłamałby jej.
- Moją żoną - wyznał z rezygnacją w głosie, spodziewając się najgorszego, łącznie z tym, że Chloe w zdenerwowaniu go postrzeli. Nic takiego jednak się nie stało. Dalej stała kilka kroków przed nim, po prostu ślepo się w niego wpatrując.
Potrzebowała chwili, aby przetrawić te słowa. Kiedy dotarło do niej, że Lucyfer nie żartuje, nie mogła w to uwierzyć. Pokręciła głową, próbując sobie to wszystko poukładać.
- Co?! - spytała, a w jej głowie z sekundy na sekundę krążyły kolejne myśli i pytania, na które nie potrafiła znaleźć odpowiedzi. Jednak jedno pytanie przebijało się ponad wszystkie inne. A brzmiało ono: Dlaczego? - Dlaczego nigdy nie powiedziałeś, że masz żonę?
- To bardzo proste, Detektywie - odpowiedział. - Bo wcześniej jej nie miałem.
Chloe spojrzała na niego, nic nie rozumiejąc.
- Co? - powiedziała, niemal niesłyszalnie.
- Ślub wzięliśmy wczoraj - wyjaśnił. - I zanim...
Znowu nie dała mu dokończyć, jednak tym razem nie przerwała mu słowami, a mocnym uderzeniem w twarz.
- Zasłużyłem na to - przyznał, rozmasowując palący z bólu policzek.
- Jak mogłeś?! - zaczęła krzyczeć. - Myślałam, że... - nie była w stanie dokończyć. Dotarło do niej, że może jej pierwsze myśli po tym, jak zobaczyła, że wyjechał, były najlepsze. Przeszło jej wtedy przez myśl, że Lucyfer po prostu rozkochuje w sobie kobiety, po czym znika i je rani. Nie widziała w tym wówczas sensu, ale teraz? Po tym jak nagle z dnia na dzień się ożenił? Powoli zaczynała w to wierzyć... - Myślałam, że coś między nami było...
- Też tak myślałem - wyznał. - I naprawdę chciałem, żeby tak było.
- Więc co się zmieniło?
Zagryzł wargę. Nie umiał odpowiedzieć na to pytanie inaczej niż poprzez wyznanie całej prawdy, a wiedział, że tego by nie zniosła. Sam miał problem, aby uporać się z ostatnimi informacjami. Nie mógł sobie wyobrazić, jak bardzo uderzyłoby to w Chloe. Nie wierzyła mu, kiedy mówił, że jest Diabłem. Jak nagle miałaby uwierzyć w to, że naprawdę nim jest? Jak miałaby znieść fakt, że Maze jest demonem, Amenadiel aniołem, a Charlotte Richards od dawna nie żyje, a jej ciało zamieszkuje Bogini wszelkiego stworzenia. Mało to - prawda uderzała bezpośrednio w nią - Bóg stworzył ją tylko po to, aby postawić ją na jego drodze. Była niczym więcej jak kolejnym pionkiem w Jego nikczemnym planie, którego idei nikt nie był w stanie zrozumieć. Jak miał jej to wszystko powiedzieć? Jak miał jej powiedzieć, że zabił dla niej swojego brata, czego nie umiał i prawdopodobnie nigdy nie będzie umiał sobie tego wybaczyć?
Nie mógł jej tego powiedzieć. Dlatego też nic nie mówił. Nie mógł skłamać. Nie mógł powiedzieć "Nic się nie zmieniło", bo byłoby to kłamstwo.
Po chwili milczenia Chloe nie wytrzymała.
- Dlaczego chociaż raz nie możesz zachować się dojrzale i powiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi? - spytała, a w jej oczach pojawiły się łzy. Dotarło do niej, jak wielkim uczuciem go darzyła. Zbyt dużym. Powinna była wiedzieć, jaki jest. Jak mogła wierzyć w to, że jest inny? Jak w ogóle mogła wierzyć w to, że mogą być razem?
- Przepraszam, ale nie mogę - powiedział łamiącym się głosem.
- Dlaczego? - spytała, a on znowu tylko pokręcił głową.
- Po prostu nie mogę - powiedział, czując się potwornie z tym, że musiał ukrywać przed nią prawdę. Chciał jej powiedzieć, wiedział, że zasługiwała na to, aby znać prawdę, ale... wiedział też, że jej nie zniesie. Pamiętał jak Linda zareagowała na sam fakt, kim naprawdę jest, mimo że sprawa nie dotyczyła jej bezpośrednio. A Chloe? Chloe była częścią tego wszystkiego. Im mniej wiedziała, tym lepiej dla niej - mogła jeszcze wieść spokojne życie. Kiedy jednak dowie się o tym wszystkim... jej życie wywróci się do góry nogami. Nie mógł jej tego zrobić.
- Czy to ma związek ze zdjęciem Amenadiela i mojej mamy? - zapytała i w tym momencie Lucyfer błyskawicznie się ożywił.
- Widziałaś to zdjęcie? - zapytał, jakby chcąc się upewnić, czy dobrze rozumuje.
- Masz na myśli to zdjęcie? - spytała, wyjmując z kieszeni zdjęcie, które zabrała Maze w barze.
Lucyfer ostrożnie złapał zdjęcie i przełknął ciężko ślinę. To zdjęcie było kluczem do tego wszystkiego. To właśnie to zdjęcie zamieniło najlepszy dzień jego życia w najgorszy. Zdjęcie, które przez lata wisiało niezauważone, było jednym z najważniejszych zdjęć w historii.
Niepewnym wzrokiem spojrzał na Chloe, którą, na widok reakcji Lucyfera, przeszły ciarki. Wiedziała już, że chodzi o coś znacznie większego i zdawała sobie sprawę, że on doskonale wie, o co w tym wszystkim chodzi. Ale dlaczego nie chciał jej powiedzieć? Dlaczego twierdził, że nie może tego zrobić?
- Lucyferze, o co w tym wszystkim chodzi? - zapytała, patrząc mu w oczy i wtedy zrozumiał, że nie ma już wyjścia. Prędzej czy później, sama doszłaby do prawdy. Patrzył jej w oczy i zobaczył tam błaganie. Błaganie, aby wyjawić jej prawdę.
Panicznie bał się jej reakcji, ale jedno wiedział na pewno - zawsze może zniknąć. Zawsze może wyjechać i nigdy więcej nie wrócić. Tyle, że nie o to w tym chodziło. Jej uczucia wobec niego mogły nie być prawdziwe. Może jego uczucia do niej też były jedynie wyniku manipulacji, ale jednak nie mógł zaprzeczyć, że coś między nimi było, że coś poczuł. Najprawdopodobniej pierwszy i ostatni raz w życiu. Nie wybaczyłby sobie, gdyby ją zranił. Problem polegał jednak w tym, że już to zrobił i bez względu na to, jaką decyzje teraz podejmie, zrobi to ponownie. Zrani ją czy wyzna prawdę, czy nie. Pytanie tylko brzmiało: w jaki sposób zrani ją bardziej?
- Usiądź - poprosił ją łagodnie, kiedy zrozumiał, że nadszedł czas, aby zakończyć wszelkie niedopowiedzenia. Jeszcze kilka tygodni temu był podekscytowany faktem, że Chloe może się dowiedzieć, kim naprawdę jest. Teraz nie wydawało się to takim dobrym wyjściem...
Delikatnie zaprowadził ją na kanapę, z której zrzucił białe płótno, które położył tu zaledwie wczoraj, wierząc, że tak prędko nie wróci. Wierząc, że zostawił Los Angeles gdzieś daleko za sobą. A teraz, przy Chloe, znów poczuł, że nie chce wyjeżdżać. Znów poczuł, jakby to było jego miejsce. Wiedział jednak, że właśnie tego chce Ojciec, a miał już dość Jego intryg, Jego manipulacji... Po prostu koniec.
Usiedli naprzeciwko siebie i Lucyfer wziął głęboki oddech. Zaczynał żałować, że tu wrócił, że do tego doszło. Zaczynał nawet żałować, że w cokolwiek się zaangażował. Mógł zakończyć swoją relację z Chloe po sprawie śmierci Delilah. Może wtedy dla wszystkich byłoby lepiej?
Zrozumiał jednak, że nie czas na przemyślenia o przeszłości. Pora skupić się na teraźniejszości, a teraz miał do zrobienia jedną, ale jakże ciężką w tym momencie rzecz - opowiedzieć jej wszystko od samego początku...
--------------------
No to się dzisiaj rozpisałam 😱
Jak Wam się podoba? 😇
Jutro next ❤️😈
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro