♡4♡
Był środek nocy.
Mama chłopca już dawno spała, jednak on wiercił się z boku na bok.
Nie mógł spać.
Spojrzał na okno dachowe po którym spływały kropelki drobnego deszczu.
Zsunął z siebie kołdrę i cichutko stanął na lodowatej podłodze.
Na palcach udał się na korytarz, by po chwili móc stanąć przed wielkimi drzwiami.
Mama zabraniała mu tam wchodzić, ale przecież jej tu nie było.
Chłopiec stanął na palcach i otworzył drzwi wchodząc do środka.
Stanął przed dużym drewnianym biurkiem i masą jakiś starych pudeł.
Ściany w pomieszczeniu były szare, a na suficie znajdowała się jedna mała żarówka, po zaświeceniu dająca słabe światło.
Ponownie spojrzał na pudła i wyciągnął rączki.
Wziął to pierwsze od góry i otworzył je.
Wewnątrz były ścinki jakiś gazet.
Jednak były one na tyle stare, że chłopczyk nie widział na nich praktycznie nic.
Duża warstwa kurzu zaczęła unosić się nad pudłem, tak intensywnie, że chłopczyk z trudem powstrzymywał się od kichania.
Chwycił urywek jednej z gazet.
Przymknął oczy, starając się jak najdokładniej odczytać literki.
- Świat... Ponownie... Uratowany... - szepnął sam do siebie.
Postacie ze zdjęcia kogoś mu przypominały, jednak albo przez ciemność, albo przez stan gazet nie mógł dokładnie stwierdzić kto to jest.
Nachylił się nad pudłem, aby ponownie przyjrzeć się pozostałym gazetom, jednak wtedy usłyszał kroki.
Bardzo szybko i niedbale odłożył pudło, a wycinek złożył i zacisnął w rączce.
W progu stanęła jego mama.
- Ja tylko... - szepnął, aby się obronić.
Kobieta jednak nie wydawała się być zdenerwowana. Jej wzrok był spokojny, a oczy utkwił na zdjęciu wiszącym, krzywo, nad biurkiem.
Chłopczyk przeniósł wzrok na zdjęcie.
Nie był do końca przekonany, co może ono przestawiać, jednak zdawało mu się, że jest to on ze swoimi rodzicami.
Kobieta przykucnęła przy nim i bez słowa go przytuliła, a po jej policzkach popłynęły pojedyńcze łzy.
Z początku chłopczyk nie wiedział jak się zachować, dlatego stał lekko zesztywniały.
Za sobą mocno zaciskał urywek gazety.
- Obiecaj mi, że ty taki nie będziesz... - powiedziała, prawie że bezgłośnie kobieta.
Chłopiec milczał przez chwilę, jednak czuł, że uścisk jego matki nie jest taki jak zawsze.
Tym razem był zmęczony i bezradny.
Wtulił się w nią zamykając oczy.
- Obiecuję, mamusiu...
♡
~Nya~
Chłopak po krótkim czasie odkrył moje usta.
Patrzył na mnie bez wyrazu.
Nie rozumiałam tego.
Jego spojrzenie było dziwne obce.
Już chciałam o coś zapytać jednak ten skinął na okno.
Przeniosłam na nie wzrok.
Za oknem znajdowała się gęsta mgła.
Przez ułamek sekundy wydawało mi się, że widzę tam jakąś postać.
Jay natomiast nie spuszczał wzroku z okna.
Chwycił moją dłoń i dość gwałtownie wyprowadził mnie na korytarz.
Zaczął lekko nerwowo krążyć po korytarzu, z miną prawdziwego myśliciela.
- Jay. - spojrzałam na niego.
Zero reakcji.
Chłopak zdawał się być w swoim własnym, malutkim świecie.
Chodził nerwowo, jego kroki stawały się coraz to szybsze. Mamrotał coś przy tym pod nosem.
Kiedy ponownie miał zacząć krążyć, stanęłam przed nim, zagradzając mu drogę.
- O co chodzi? Za co mnie przepraszałeś?
Jay zaczął nerwowo się rozglądać.
- Przyszli po mnie... - jęknął.
- Kto?
Chłopak zaczął znowu błądzić wzrokiem, po czym zaśmiał się nerwowo.
- O czym my to.. - zaczął. - A! Wiem, mieliśmy szukać chłopaków.
Położyłam swoje dłonie na jego policzkach i zmusiłam go, by na mnie spojrzał.
- Jay. Za co mnie przepraszałeś i kto to był. Kto po ciebie przyszedł? - spróbowałam spojrzeć mu w rozbiegane i nieobecne spojrzenie.
- Przyszli po mnie... I to pewnie oni stoją za tym, że reszty tu nie ma...
- O czym ty mówisz? - spojrzałam na niego niezrozumiale.
- Powiem Ci wszystko, ale nie tutaj, nie teraz... - szepnął, nareszcie spoglądając mi w oczy. - W tej chwili nie możemy wyjść. To zbyt niebezpieczne. Zajmiemy się tym w południe. - chwycił moje dłonie.
Poczułam jak zbiera się we mnie fala złości i niezadowolenia.
To nie jest racjonalne wyjście.
Oni nas potrzebują.
- Nie! - spróbowałam wyrwać swoje dłonie z jego uścisku, jednak on zaciskał je wyjątkowo mocno. - Musimy im pomóc. Potrzebują nas, słyszysz?! Teraz, nie później.
- Jeśli teraz tam wyjdziemy to nikt ich nie uratuje, ani nas. - powiedział bardzo poważnie.
- Nya... Zaufaj mi... - szepnął i delikatnie pogładził mój policzek.
- Ufam... - westchnęłam cicho. - W takim razie.. co mamy robić?
- W tej chwili najrozsądniej będzie zostać tutaj... I przeczekać, to co tam na nas czeka.
Lekko uniosłam brwi.
Przeczekać, to co tam na nas czeka? To nawet nie ma sensu.
Poza tym nie tego uczył mnie Wu.., ale... może on na jakieś swoje powody... Na pewno je ma.
- Ale co tam na nas czeka...? - spojrzałam na niego błagalnie. - Jay, powiedz mi.
Chłopak westchnął tylko.
- Dowiesz się w swoim czasie. - odparł i przeniósł wzrok na okno.
~Jay~
Zerknąłem na niespokojną dziewczynę.
Widać było, że bardzo się denerwuje i nie wytrzyma już tak długo.
- Nie, Jay. - odwróciła się w moją stronę. - Ja tam idę.
Cholera... Jeszcze nie teraz...
- A nie uważasz, że powinniśmy tu zostać na wypadek, gdyby ktoś nas potrzebował ? - spytałem.
- Co Cię ugryzło, co? - warknęła cicho. - Trzeba im pomóc! Ja idę.
Złapałem ją za nadgarstek.
- To ryzykowne. Ja pójdę, a ty zaczekaj tutaj. Proszę Cię. - spojrzałem w jej oczy.
- Ale ja chcę iść z tobą!
- Ale jeżeli wrócą to ty tu będziesz i dasz mi znak. Tak będziemy bardziej skuteczni, Nya.
Dziewczyna westchnęła. Widziałem, że szuka jakiegoś argumentu, aby iść ze mną.
Przez chwilę widać było jak bardzo się denerwuje, jednak po chwili ta złość przeszła.
- W porządku... - położyła dłoń na mój policzek. - Ale uważaj na siebie.
- Masz moje słowo. - zaśmiałem się lekko, pocałowałem jej czoło i wybiegłem z Klasztoru.
Ulice miasta, były opuszczone.
Spojrzałem w przeciwną stronę.
A co jeżeli przez ten czas coś jej zrobią?
Westchnąłem i wszedłem prosto do ciasnego zaułka.
- Jesteś wreszcie. - usłyszałem jego głos. - On nie był by zadowolony, że tyle Ci to zajmuje.
Lekko przymknąłem oczy, które jeszcze nie przyzwyczaiły się do ciemności.
Zacząłem wolno obracać głowę w poszukiwaniu mojego rozmówcy.
- Miałem sprawy na głowie. - odparłem sucho.
- Łatwo poszło. - zaśmiał się szorstko. - Myślałem, że są lepiej wyszkoleni.
- Wywiązałem się z mojej części. - odparłem. - Więc teraz daj mi to co należy do mnie i obiecaj, że zostawisz Ninja, Nyę i mnie w spokoju... - przetarłem dłonią twarz. - Hm.., a właściwie to obiecaj mi, że on nas zostawi.
- Stary dobry, Jay. - wyszczerzył zęby w lekko przerażający uśmiech.
Gwałtownie chwycił moją szyję, lekko uniósł nad ziemię i mocno przycisnął do ściany.
Stłumiłem jęk bólu.
Na moment zacisnąłem powieki, jednak dość szybko je otworzyłem.
- Umowa uległa zmianie, Walker. - uśmiechnął się.
- Czego ty do cholery chcesz, co?! - warknąłem.
On natomiast mocno zacisnął palce na mojej szyi.
- Przyniesiesz mi rzeczy potrzebne do zaklęcia, wtedy może nikt nie ucierpi. Jednak radzę się pospieszyć. Zegar tyka....
Zagryzłem lekko wargę, coraz mocniej zaciskając powieki.
- Utknąłeś w tym, Walker. Przed tym już nie uciekniesz. Nie tym razem.
♡♡♡
Hejka naklejka!
Wracam po dość długiej przerwie.
Nareszcie oceny powystawiane i mogę się zająć książkami ^^
Ta... Wiem... Rozdział nudny jak flaki z olejem.
Zero akcji.
Ale musiałam na razie wpleść coś takiego, aby zpasowało mi z resztą fabuły...
Rozdziały powinny się pojawiać tak często jak w pierwszej części (aczkolwiek niedługo jadę w góry, temu przypuszczam, że kolejny się pojawi po moim powrocie, jednak później powinno pójść jak kiedyś)
Zaczęłam też prace nad nową książka ^^
Będą tam wątki Bruise i Greenflame
Jednak na razie nie zdradzę wam szczegółów...
A wracając do rozdziału...
Jak myślicie co takiego Jay, narobił?
I kto jest postacią z opisów na początku każdego rozdziału?
Too...
Do zobaczenia xD 💞💞💞
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro