Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

♡Prolog♡

Szybciej...

Nie może nas złapać.

Schody są jednak zbyt wąskie, by być szybkim.

Pomieszczenie jest zbyt ciemne, jedynie płomyk wydobywający się z dłoni Kaia daje troszkę światła.

Odgłos, że on się zbliża jest okropny - dodaje strachu każdemu z nas.

Stajemy - przed nami znowu kilka przejść do wyboru.

Zane dokonuje analizy. 

Uderzenie, syk, krzyk, ciemność.

– Tędy! – krzyczy Ninjadroid, wbiegając w przejście, zbyt ciasne dla gada.

Biegniemy za nim, jednak nie widać już nic.

– A gdzie jest Kai? – nie wiem skąd dobiega głos, wiem jednak, że należy do Lloyda.

Serce bije mi jak oszalałe.

Mieliśmy znaleźć Nyę.

Który z nas myślał jednak, że może skończyć się to tak tragicznie?

Labirynt z wężem tak potężnych rozmiarów, że mógłby nas wszystkich połknąć za jednym razem.

Cisza.

Każdy z nas domyślił się co stało się z Mistrzem Ognia.

– Nie mamy czasu, aby nad tym myśleć. – Cole zaczął rozglądać się za przejściem. – Kai jest silny. Nie wolno nam zakładać najgorszego. Musimy wierzyć, że nic mu nie jest. – kucnął przy ciasnym przejściu. – Najpierw musimy znaleźć wyjście, bo bez tego nie znajdziemy Kaia. – zaczął tam wchodzić.

– Ale... – blondyn spojrzał w stronę przejścia. – T-to przecież Kai! Nie możemy go zostawić...

– Lloyd. – Ninjadroid spojrzał na chłopaka.

On jedyny był widoczny, przez swoje świecące niebieskie oczy.

– Cole ma rację. – powiedział. – Musimy iść.

Chłopak nerwowo przełknął ślinę, ruszając jednak za Mistrzem Ziemi.

Mistrz Lodu wszedł jako trzeci. 

Stałem tam patrząc przez chwilę.

– Przepraszam, Nya... – szepnąłem cicho i podążyłem za nimi.

Przez długi czas była tylko cisza.

Po chwili Cole krzyknął jednak radośnie.

– Jest! Widzę światło! – po tych słowach, nastał ponownie ogłuszający huk.

Poczułem jak dzwoni mi w uszach, a pył przeszywa moje płuca.

Udało mi się wyjść.

Światło...

Większa przestrzeń...

Nasza trójka.

Trójka...

Nie ma go...

Nie ma Cole'a.

Cholerny wąż.

Spojrzałem na nich.

Też się bali.

Kto by pomyślał, że tak wielcy wojownicy skończą w paszczy węża?

Rozglądam się.

Kolejne drzwi...

Szlak...

– Myślę, że powinniśmy... – Zane odezwał się, a w tym samym momencie sufit rozerwał się.

Wąż.

Wąż, połykający Mistrza Lodu.

Strach jest tak silny, że paraliżuje mnie od środka.

Gdyby można użyć mocy...

Jednak...

Jay, to wszystko twoja wina.

Przez Ciebie nie żyją.

Patrzę na Lloyda.

Nie dam go zabić.

– Rozdzielmy się! – krzyczy blondyn. – Będziemy mieli większe szanse!

Nim zdążę się odezwać, on biegnie już przez prawe drzwi.

Biorę wdech.

Biegnę przez lewe.

Kilka razy się potykam, ból ten to jednak nic z tym co może wydarzyć się za moment.

Strach jednak zaczyna być ogromny, gdy słyszę za sobą tego gada.

Szybciej.

Biegnę, tak jak nigdy dotąd - nie sądziłem, że tak potrafię. 

Widzę to.

Odgłosy są większe...

Światło.

Czuję jego oddech...

Światło, światło, światło.

Rozpędza się...

Wybiegłem! Udało mi się...

Wyjście...

Szybko jednak opamiętuję się i zaczynam przytrzymywać drzwi.

Gad - walczy ze mną.

W tym momencie pojawia się on.

Znam go, aż za dobrze.

– Pomogę Ci z tym małym problemem... Jeśli ty zgodzisz się pomóc mi, przyjacielu. – głos, powodujący ciarki na moim ciele.

Trzymam drzwi, nacisk od strony węża jest jednak większy.

Nie dam rady...

– Tobie... – muszę wziąć wdech, ponieważ zmęczenie daje się we znaki. –Tobie nigdy nie pomogę.

– Jay, Jay, Jay – słyszę jego śmiech. – W takim razie... – pstryknął palcami.

Nowość, nie zdążyłem przywyknąć do jego materialnej postaci.

Na odgłos pstryknięcia, gad się oddalił.

Szybkim ruchem otarłem pot z czoła, a moje ciało ogarnęła ulga.

– Jesteś taki naiwny. – zaśmiał się, a ja usłyszałem jak wąż się zbliża.

Spojrzałem przez otwór.

Pierwszy raz z taką prędkością.

Z całej siły zamknąłem drzwi, aby się obronić.

Wiedziałem jednak, że nie mam za dużych  szans.

– Przeznaczenia nigdy nie zmienisz... 

~Jay~

Budzę się z krzykiem.

Czuję, że pot leje się ze mnie strugami.

Wdech, wydech.

To tylko sen...

Jay... słyszę głos swojej dziewczyny.

Spogląda na mnie zmartwionym wzrokiem.

Jej niebieskie oczy są smutne.

To jest ten moment w którym naprawdę żałuję, że jej brat pozwolił Nyi sypiać ze mną.

Był przeciwny przez długi czas...

Dopiero kilka dni przed jej osiemnastymi urodzinami uległ.

– Znowu ten sam sen? – przytuliła mnie lekko.

Czułem zażenowanie, kiedy lekko ją do siebie przyciągnąłem.

Co to za chłopak, którego przeraża sen?

To ona powinna się bać, a ja powinienem ją uspokajać. 

– Znowu Cię porwali. – leciutko przeczesałem palcami jej włosy. – Znowu labirynt. Znowu Kai, Cole i Zane zostali zjedzeni przez tego gada... – wdech. – Lloyd znowu zniknął bez śladu... Ja natomiast znowu spotkałem się z nim.

Spojrzała na mnie, uśmiechała się smutno.

– Znowu skończyło się jak zawsze? 

– Znowu... – szepnąłem. – Nie wiem czy ten wąż mnie zjadł, czy może postanowiłem... 

Nie dokończyłem, ponieważ dziewczyna uklęknęła, ujmując moją twarz w dłonie i stykając nasze czoła.

Wpatrywałem się w nią.

To był tylko sen, Jay...

Wszystko jest dobrze...

– Jay. – jej spokojny ton głosu momentalnie mnie uspokoił. – Za dużo po prostu myślisz o przeszłości. Boisz się, że coś może stać się naszej drużynie z twojej winy, bo kiedyś mogło się tak stać.

– Najbardziej boję się o Ciebie. – poprawiłem ją szybciutko.

Zaśmiała się cicho, jednak szybko spoważniała.

– Ty jesteś dobry, wiesz? – lekko się uśmiechnęła. – Ja zawsze będę widzieć w Tobie tylko dobro... Nie martw się tym, dobra? – pocałowała mnie w czoło.

Miała rację...

Poczułem się źle, że to ona znowu mnie uspokaja...

Jednak, gdyby nie ona teraz...

Przytuliłem ją do siebie.

– Dziękuję... – uśmiechnąłem się lekko.

– A teraz kładź się. – popchnęła mnie, lekko się wtulając. – Mamy jeszcze ponad godzinę spania. a ja nie zamierzam znowu słuchać twojego marudzenia, że trening jest za wcześnie.

Wstałem jednak.

– Pójdę po szklankę wody. – udałem się do drzwi. – Ale ty już śpij... Zaraz przyjdę.

Nie czekając na reakcję dziewczyny, zszedłem na dół otwierając lodówkę.

Chwyciłem butelkę wody, czerpiąc kilka sporych łyków.

– Co to były za krzyki, Walker? – głos dochodził z salonu.

Zerknąłem tam.

Kai.

Jego widok wprawił mnie jednak w spore zdziwienie.

Siedział na kanapie, a w jego bok wtulał się śpiący Lloyd.

Oparłem się o ścianę.

– No, no. Zdradzamy Skylor na boku? – uśmiechnąłem się. – Nie jestem pewien czy jej się to spodoba.

Mistrz Ognia posłał mi karcące spojrzenie.

– Wal się. – odparł. – Mieliśmy dziś oglądać ten film, ale wasza dwójka nie raczyła się pojawić. – spojrzał na blondyna, który drgnął. – A ten patafian... – Kai troszkę przyciszył głos. – Oparł się o mnie i zasnął. Wiesz dobrze jak on ciężko w nocy śpi i łatwo go zbudzić. No i jakoś tak nie miałem serca iść...

– Jasne. – zaśmiałem się. – Powiedzmy, że Ci wierzę.

Przyglądał mi się.

– Co to były za krzyki, czemu jesteś taki spocony i po co ci ta woda? – zapytał.

Dopiero teraz zauważyłem jak bardzo przepocony jest mój podkoszulek.

Dlaczego on zawsze jest tak podejrzliwy?

Więcej wiary...

Na mojej twarzy pojawił się leniwy uśmiech, ponieważ do głowy wpadł mi wspaniały pomysł.

– Nya zaczęła rodzić. Wiesz... To był dopiero piąty miesiąc, no i dość... – zaśmiałem się nerwowo. – Dziwnie, tym bardziej, że planowaliśmy powiedzieć wam jak brzuszek będzie lepiej widać. No i wiesz... – uśmiechnąłem się, widząc złość na jego twarzy. – Trochę się wystraszyłem jak zobaczyłem, że dziecko wychodzi... To był okropny widok. – otarłem pot z czoła. – Ale jakoś odebrałem poród i teraz idę do niej z tą zimną wodą, bo...

Poderwał się momentalnie biegnąc na górę, na co Lloyd zaczął przecierać zaspane oczy.

– Zabiję Cię! – krzyknął chłopak ze schodów.

Zdezorientowany Mistrz Energii wpatrywał się we mnie, będąc w pół śnie.

– Co się stało..? – spytał. – Czemu on cię zabije..? I czemu jesteś taki mokry? 

Zaśmiałem się.

Wspomnienie snu odeszło...

~~~~~

Hejka!

W końcu mi się udało :D

Wyszło mi to dość długie i zastanawiałam się czy nie napisać, że to rozdział pierwszy, aczkolwiek w rozdziałach nie będą tak opisane sny :))


Tak winc macie długi prolog xD


Rozdziały powinny być zawsze w piątki-soboty.

Podkreślam jednak to powinny, bo wiecie jak to ze szkołą xD

Chcę was jednak uspokoić, że aż tak długich przerw już nie powinno być.

To w sumie tyle.

 W przyszłym tygodniu może w końcu pojawią się też Wybrani, ale jadę w góry winc no xD

W sumie to tyleee...

Miłego weekendu wam życzę


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro