Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

For you || Kid vs Kat||

Zwany przez ludzi jako "Pan Kat" chyba nigdy nie doznał większego upokorzenia oprócz wtedy kiedy dosłownie przegrywał z dziećmi czyli istotami tak tępymi jak jego pazury po nieustannym użytku oraz wtedy kiedy był wciskany w różnego rodzaju stroje. To imię nie było nawet orginalne. Może i on również nie był zbyt kreatywny jeśli o to chodzi jednak nigdy nie kończyło się na tym żeby nazwał coś po prostu na przykład "maszyną do wyświetlania obrazu". W pewien jednak sposób był przywiązany do tego imienia choć nie potrafił wyjaśnić dokładnie czemu istota taka jak ona - która de facto jest kosmitą któremu odkąd tylko się urodził wciskano tylko same najgorsze cechy charakteru wobec wszystkiego co się porusza - w ogóle jest coś takiego w stanie poczuć.

Nie miał żadnych powodów do tego by czuć coś pozytywnego do rzeczy związanej ściśle z tą konkretną planetą, tym konkretnym obszarem na którym był znany właśnie tym imieniem. A jednak, złapał się nie raz, że podczas tego ciągnącego się w nieskończoność okresu gdzie próbował podbić ziemię coraz mniej irytował się słysząc to przezwisko, coraz mniej w myślach zirytowany zauważał, że jego imię jest zupełnie inne. Raz nawet prawie przy rozmowie z cesarzem nazwał się w ten sposób z czego jednak zwinnie wybrnął. Czuł się, tym dziwnie, to nie tak miało być. To wszystko było nie tak.

Miał tu przylecieć i odlecieć, to wszystko nie miało potrwać dłużej niż maximum miesiąc, a siedział tutaj już praktycznie dwa lata gdzie zdążył wyrobić sobie swego rodzaju rutynę, przyzwyczaić się do tutejszych warunków, a nawet zapamiętać drogi całkowicie na pamięć oraz znać imiona większości ich sąsiadów z czego zdał sobie sprawę kiedy zaczął myśleć o nich po imieniu widząc ich. To nigdy nie powinno się stać, gdyby dowódca się o tym dowiedział natychmiast kazałby wracać, a na jego miejsce wskoczyłby ktoś nowy. Zamiast obiecanego tytułu bohatera zostałby uznany za zdrajcę i został wysłany do kopalni aż nie wydałby ostatniego tchu ze zmęczenia. Co pomyślałaby o nim jego dziewczyna? Znaczy, prawda, że pomogła mu ostatnim razem nawet uwolnić ludzi z aresztu jednak nie zmieniało to sprawy, że mimo wszystko wtedy się to jakoś dobrze ułożyło. Tym razem nie byłoby już tak kolorowo.

Leżał na brzuchu wylegując się na blacie zaraz koło okna. Powinien się ruszyć i coś zrobić jednak mu się nie chciało. Był upał którego i on raczej nie mógłby znieść podczas pracy więc wolał się nie nadwyrężać. Na dodatek na dworze znów biegały te irytujące dzieciaki więc pewnie gdyby próbował coś zrobić to pokazłyby prędzej czy później za nim.

- O Panie Kocie! - Donośny krzyk rozniósł się na tyle blisko i na tyle niespodziewanie, że gdyby nie wbił się pazurami w zlew najpewniej już leżałby na podłodze. Miałknął żeby wyrazić swoje niezadowolenie jednak jego twarz szybko się wygładziła kiedy został wzięty na ręce przez swoją "panią". - Panie Kocie szukałam cię chyba wszędzie! A ty tutaj cały czas siedziałeś, powinnam chyba bardziej uważnie patrzeć kiedy tędy przechodziłam - uniosła go nad swoją głowę żeby po chwili przycisnąć go z niebywałą siłą do swojej klatki piersiowej. - Nawet nie wiesz jak się martwiłam kiedy zobaczyłam, że nie ma cię w pokoju! Myślałam, że Coop znowu coś ci zrobił.

Tą niewiedzą na swój pokręcony sposób była urocza. Nadal nie potrafił pojąć jakim cudem przez tak długi czas kiedy spędził w tym domu z tą konkretną rodziną ona nadal niczego nie podejrzewała, a wręcz go usprawiedliwiała zupełnie tak jakby był świętym który nigdy nie zrobił nikomu i niczemu nic złego. Pewnie to dlatego, że w ten sposób się przed nią tak kreował jednak nie zmieniało to faktu, że zwyczajnie tego nie rozumiał. Nawet tamtego dnia kiedy się dowiedziała (czemu szybko zaradził, ale jednak) prawdy nadal nie uważała go za kogoś złego, w żaden sposób się od niego nie próbowała odciąć, a wręcz ponownie stawała w jego obronie. Na jego planecie było to uznawane za słabość. Słabość przez którą jesteś cieniem innych, nigdy nie zostaniesz indywidualną jednostką o jakiś przywilejach już nie wspominając.

Oparł głowę na jej ramieniu kiedy niosła go po schodach na górę mówiąc coś o tym, że uszyła dla niego nowy kostium z którego na pewno będzie zadowolony. Wychwycił coś jeszcze o różu i falbankach jednak nie skupiał się na tym konkretnie dla własnego zdrowia psychicznego. Dlaczego on się dawał w to wciskać? Nie wiedział. Nie wiedział również dlaczego w ogóle miał słabość do rzeczy od tego dziecka. Przez jego głowę przeleciała myśl. Gdyby miał kiedykolwiek dla kogoś zostać na ziemi na stałe to tylko dla niej. Szkoda tylko, że ta myśl zniknęła z jego umysłu tak szybko gdy się pojawiła gdy został odłożony na wygodne łóżko zostawiając go nawet bez pamięci o niej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro