Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXX



I tak jak postanowiliśmy. Chodziliśmy, szukaliśmy prezentów, śmialiśmy się i zaliczyliśmy pocałunek pod jemiołą, która co prawda nie była prywatna, ale wzięty z zaskoczenia Hyungwon nie miał jak się obronić przed moimi ustami. Niestety następne dziesięć minut musiałem spędził na łagodzeniu jego focha i dopiero potem wspólnie szukaliśmy prezentów dla naszych Showki i reszty znajomych, a także rodziny chłopaka. To wszystko wydawało się takie... Nierealne. Dopiero w drodze powrotnej złapałem się na tym, że zapomniałem o ponaglającym mnie czasie. I momentalnie powrócił ten nienaturalny uścisk w żołądku i trzęsące się ze strachu ręce. Spojrzałem na Hyungona, który zostawił mnie już w tyle.

***

Opadłem zmęczony na kanapę podczas, gdy mój chłopak wypisywał z kimś zacięcie na telefonie. Gdybym nie był pewnie tam padnięty, to może znalazłbym siłę na odrobinę wścibskości, czy może nawet zazdrości, ale nie. Kanapa była zbyt wygodna.

-Udało się Wonho! Naprawdę mi się udało! - Krzyknął niespodziewanie, a ja momentalnie wyrwałem się ze stanu półsnu obdarzając chłopaka niepewnym spojrzeniem

-Co?- Zapytałem go niepewnie, czując jak wielka gula rośnie w moim gardle- Co się stało?

-Zgłosiłem się do jeszcze jednej osoby, starej przyjaciółki, z którą nie miałem dawno kontaktu i ona poleciła mnie komuś tam i... Udało się! Będę miał sesje na Jeju!- Mówił rozemocjonowany, chodząc w po mieszkaniu

-Na Jeju?- Chciałem się upewnić

W tamtej chwili dosłownie wszystko przestało mieć znaczenie, ponieważ wyjazd chłopaka na Jeju, oznaczał tylko jedno. Przegrałem. Mimo cofnięcia czas, nie potrafiłem uchronić swojego chłopaka przed śmiercią. Hyungwon umrze po drodze na tamtą wyspę.

-Tak, musimy tam zrobić jakieś zdjęcia i powiedzieli, że najpóźniej po jutrze mam tam być- Wyglądał na dumnego z siebie, a mnie coraz bardziej oblewał zimny pot- Fotograf powiedział, że to jest moja przepustka do międzynarodowej sławy, rozumiesz? Międzynarodowej!- Ekscytował się

-Nie pojedziesz- Przełknąłem w końcu gulę rosnącą w moim gardle i powiedziałem- Zabraniam ci tam jechać- Niemalże szeptałem

Spanikowałem. Wtedy naprawdę spanikowałem i ze wszystkim myśli kłębiących się w mojej głowie. Ta wydawała mi się najbardziej sensowna. Niestety wiedziałem z czym wiązały się wypowiedziane przeze mnie słowa. Nawet nie patrzyłem chłopakowi w oczy. Nie mógłbym znieść tego spojrzenia.

Chłopak zmarszczył brwi. Nie był pewny, czy aby na pewno dobrze dosłyszał

-Słucham? Powiedziałeś, że...

-Nie pojedziesz- Powtórzyłem po raz trzeci

-Chyba sobie żartujesz, tak?- Zaśmiał się- Dlaczego miałby nie jechać, bo co?- Irytował się

-Bo cię o to proszę...- Mówiłem powoli, dokładnie warząc swoje słowa

Nie mogłem mu zdradzić prawdziwego powodu. Jak mogłem mu powiedzieć, że zginie jadąc na tę wyspę? Wtedy mu pozwoliłem i gdzieś po drodze zdarzył się wypadek, w którym chłopak odniósł ciężkie obrażenia i zmarł w drodze do szpitala. Nie mogłem pozwolić, by znowu się to. Wszystkie moje wysiłki, by zmienić przyszłość i tak zaprowadziły mnie do tego momentu, ale mimo to musiałęm podjąć tą ostatnią walkę

-Wonho...

-Hyungwon... Ja naprawdę...Nie możesz tego zrobić dla nas?

W chłopaku momentalnie coś pękło. Widziałem to po nim.

-Dla nas?- Zapytał z kpiną- Chyba dla ciebie Wonho! Tylko dla ciebie, bo przecież zawsze liczysz się tylko ty!- Krzyczał

-Nie mów tak...- Poprosiłem nerwowo ściskając swoje ręce

-A może się mylę, co?- Odchylił lekko głowę do tyłu i oblizał wargi. Zawsze tak robił, gdy był porządnie wkurzony- Woa~ Myślałem, że się zmieniłeś, ale jak widać nie- Jego oskarżycielski ton naprawdę zadawał mi silne ciosy w i tak już poranione serce

Skuliłem się w środku i kompletnie nie wiedziałem jak powinienem ubrać w słowa, tą całą troskę, którą wobec niego odczuwałem. Jedyne co chciałem robić, to go chronić, dlaczego on nie potrafił tego zrozumieć?

-Zmieniłem się naprawdę- Próbowałem go przekonać

-Czyżby? Ja nadal widzę człowieka przez którego się rozstaliśmy- Rzucił surowo- Już nie pamiętasz? Bo ja pamiętam dokładnie jak przez zazdrość, co chwila mnie sprawdzałeś, zabroniłeś mi wychodzić do znajomych, a nawet starałeś się zapełnić każdą sekundę życia, bym nie miał chwili wolnego na poznanie kogoś. Pamiętasz ile razy mnie szarpnąłeś, kiedy coś szło nie po twojej myśli? Albo te wszystkie kłótnie z błahych powodów?- Widziałem, że miał łzy w oczach

-Ja naprawdę mogę ci to wszystko wyjaśnić. Tylko...

-Tylko, co?

-Nie jedź na Jeju

Prychnął zirytowany.

-Wiesz ile czekałem na taką szansę? Jeżeli jej nie wykorzystam, to równie dobrze mogę zrezygnować z bycia modelem

-Mogę nas utrzymywać, naprawdę

-Naprawdę nie zamierzasz dać się przekonać?- Złagodniał w jednej chwili

-Nie mogę...

-Dlaczego?- W tym słowie nie było ani trochę złości, wylewał się z niego przerażający smutek. To była moja ostatnia szansa na cofnięcie wszystkiego. Niestety musiałem ją odrzucić

-Nie mogę ci powiedzieć

Kolejny raz z jego ust wydobył się histeryczny śmiech. Spojrzał na mnie, a jego oczy momentalnie pociemniały. Złamałem naszą obietnicę.

-Nie zachowujmy się jak dzieci- Wstał od stołu, by zacząć sprzątać wszystko moje rzeczy- Rozstańmy się

-Co? My nie możemy...- Momentalnie wstałem i znalazłem się przy nim. Nie dotknąłem go jednak, ponieważ to by tylko bardziej zezłościło chłopaka

-Czy jedyne co umiesz mówić, to" nie, nie możesz, zabraniam ci, nie mogę"?

-Hyungwon, proszę zastanów się jeszcze nad tym

-Wcale nie musze tego robić, wiesz? Nie chce znowu być w takim związku

-Nie będziesz, obiecuje ci

Zatrzymał się i spojrzał na mnie z mocą.

-W takim razie pozwól mi jechać na Jeju

Zacisnąłem mocniej zęby i spuściłem wzrok. Nie musiałem odpowiadać, by chłopak się domyślił

-Widzisz?- Szepnął zawiedziony- Nic się nie zmieniłeś

Chae wręczył mi torbę z moimi ubraniami, a następnie z pełną gracją wykopał ze swojego mieszkania. Byłem tak oszołomiony, że nawet nie byłem w stanie na podęcie jakiejkolwiek próby zostania. Znowu zawaliłem... Mimo kolejnej szansy. Nie potrafiłem zatrzymać Hyungwona przy sobie, a więc i tym razem miłość mojego życia czeka śmierć.

„To nie tak, że on mnie nie kocha, po prostu nie chce powtórki z rozrywki, to zrozumiałe"- Tak sobie tłumaczyłem jego zachowanie, ale ani trochę mnie to nie przekonywało

Tamtego dnia jeszcze kilka, a może kilkadziesiąt razy używałem zegarka, by przenieść się w czasie i na jakiś inny wymyślny sposób przekonać Hyungwona, by został. Jednakże za każdym razem efekt był taki sam. Kłóciliśmy się, a na koniec chłopak wywalał mnie z mieszkania. Po którejś z kolejnych prób zorientowałem się, że to wszystko na nic. Tak naprawdę od samego początku wszystko zmierzało właśnie do tego momentu.Fakt, że nadal mogłem używać zegarka, by przenieść się do tego jednego konkretnego momentu. Jedynie to potwierdzał.

Odszedłem spod naszego wspólnego mieszkania, kiedy chłopak po raz kolejny pięknie mnie z niego wykopał. Ze łzami w oczach parłem prosto przed siebie. Nie mogłem się zatrzymać, bo to by oznaczało moją przegraną, a ja nie mogłem tego zrobić. Musiałem być silny dla Hyungwona. Bo przecież od samego początku chodziło tylko o niego. I nawet jeśli nie miałem planu, to postanowiłem zdać się na impuls.

-Hoseok? Dlaczego dzwonisz? Coś nie tak?- Odezwał się Kihyun, a przez jego zaspany głos już przebijała się nutka zmartwienia

No tak... Przecież jest późno w nocy. Nie pomyślałem, że mogę go obudzić. Chyba nawet nie zdawałem sobie sprawy przez jaki czas chodziłem bez celu po mieście, by wymyślić jakiś genialny plan w stylu „Zamknę go w klatce, a potem może się na mnie obrażać"

-Powinienem był od razu do ciebie zadzwonić-Pociągnąłem nosem- Wiesz, że ten cham Minhyuk nawet nie odebrał?

-Wonho, czy ty... Płaczesz?

-Tak- Przyznałem bez zbędnych podchodów- Wiesz, że to znowu się stało?

-Matko- Powiedział śmiertelnie poważnie- Co masz na myśli?

-Rozstaliśmy się- Płacz skutecznie zniekształcił moje słowa, ale mimo wszystko Kihyun doskonale zrozumiał

-Jak to? Dlaczego?- Dopytywał się

-Ja po prostu nie chciałem, żeby on pojechał na Jeju. Tylko tyle- Mamrotałem- A on zarzucił mi, że nadal jestem taki sam jak kiedyś, że nadal chce go kontrolować i no wiesz...

-Gdzie teraz jesteś?- Zapytał śmiertelnie poważnie

-Na dachu

-GDZIE TY KURWA JESTEŚ?!- Wrzasnął- CO TY TAM ROBISZ KRETYNIE?!

Zaśmiałem się krótko

-Wiesz...to jedyny sposób, by go uratować- Uśmiechnąłem się sam do siebie- Pewnie nie rozumiesz, ale zaufaj mi dobrze? On nie może znowu umrzeć.

-W czym mam ci zaufać? nie chce ci zaufać!- Krzyczał, ale ja i tak słyszałem jak w pośpiechu się ubiera- Gdzie jesteś?

-Mówiłem ci, że na dachu

-Gdzie konkretnie debilu?- Warknął

-Nie powiem Ci Kihyunnie- Mój głos w tamtym momencie okazał się naprawdę spokojny- Rozłączam się, żegnaj

-Co? Czekaj! Ni...

Nie chciałem już słuchać chłopaka, ba! Nie chciałem już słuchać nikogo. Nie chciałem żyć w świecie, w którym moja miłość umiera po raz drugi. Tak naprawdę, to i tak nie miałem już nic do stracenia, a tak to przynajmniej mogłem spróbować go uratować. Nawet jeżeli mnie nienawidził, to powinien się w jakiś sposób przejąć moją śmiercią, a wtedy na pewno nie opuści stolicy. Wszedłem na murek, który w swoim pierwotnym zamyśle miał ochraniać ludzi przed spadnięciem z dachu.

-I co zamierzasz zrobić?- Ten głos...

Nie chciałem się obracać w jego kierunku. Nie chciałem, żeby ostatnią osobą, którą zobaczę był ktoś taki jak on.

-Nie powstrzymuj mnie- Ostrzegłem go

-Nie mam zamiaru-Stanął obok mnie, na murku, a ja i tak patrzyłem przed siebie- Skacz, jeśli ci to pomoże

Zacisnąłem mocniej wargi i pochyliłem się delikatnie do przodu, by potem gwałtownie się wycofać. Brakowało mi jeszcze pewności, ale wiedziałem, że prędzej, czy później i tak to zrobię.

-Och~ Wahasz się?- Wydawał się być rozbawiony- Co ci zależy?

Nie wytrzymałem i spojrzałem w jego kierunku. Jego cyniczny uśmieszek kompletnie zbił mnie z tropu. Najpewniej cieszył się, że zyskał moją uwagę.

-To wszystko było zaplanowane, prawda?- Zapytałem smutno

-Hm? Co?- Wydawał się zaskoczony- Ah! No tak... Nie wszystko było tak do końca pewne, bo spójrzmy na tą sytuacje. To jest całkowicie coś nowego i sam muszę przyznać, że przez pierwsze... trzy sen kuny? Byłem nawet zdumiony

-Przynajmniej tyle- Mruknąłem obojętnie- Mogę zadać ci pytanie?

Zastanowił się chwilę, a potem powoli pokiwał głową.

-Miałem przynajmniej przez chwile szanse, by go uratować? Pozwoliłbyś mi na to?

-Miałem okazje- Przyznał spokojnie i spojrzał przed siebie- Nie mogę ci powiedzieć, kiedy konkretnie, ale naprawdę miałeś szanse

-A teraz?

Milczał przez chwile, nawet nie mrugając

-Mogę być z tobą szczery?

- I tak mi już wszystko jedno- Przyznałem

-Nie ma znaczenia czy skoczysz teraz czy później- Stwierdził- Dla mnie nie ma większego znaczenia czy trójka ludzi będzie smutna teraz czy później, naprawdę

-Ale...?

-Naprawdę chciałem dla ciebie dobrze, wiesz? Było w tobie coś co sprawiło, że przystanąłem na moment- Wydawał się jakiś nieobecny, jakby sięgał wzrokiem do tamtej chwili-Skoro i tak nie masz już nic do stracenia to... Spróbuj, co? I tak oddałeś mi już wszystkie minuty swojego życia.

***

Czarny garnitur z trzema białymi paskami na ramieniu zdawał się go palić żywym ogniem, a mimo to jego twarz nadal pozostawała niewzruszona. I choć był już sam. Nadal nie pozwolił, by ani jedna kropla spłynęła po jego policzku. Shin Hoseok umarł z jego winy i doskonale zdawał sobie z tego sprawę, ale... Skąd miał wiedzieć? Dopiero jego przyjaciele uświadomili mu jak bardzo Wonho przeżywał ich poprzednie rozstanie. Siedząc zupełnie sam i wpatrując się bezustannie w portret chłopaka. Zrozumiał, że ten jakimś dziwnym trafem wiedział o wypadku, który miał miejsce tego dnia. Autokar którym miał jechać, rozbił się i przeżyła zaledwie garstka osób. To niemożliwe, ale jednak Wonho wiedział, a potwierdzają to jego ostatnie słowa, które skierował do Kihyuna „To jedyny sposób, by go uratować" czy „On nie może umrzeć" Hyungwon starał sobie to wszystko logicznie wytłumaczyć, ale nie mógł. Nie umiał. W końcu doszedł do wniosku, że Shin musiał być jego prywatnym aniołem.

Spojrzał na złoty zegarek, który został mu wręczony zaraz po pogrzebie od chłopaka o włosach białych jak śnieg. Czy naprawdę dzięki temu przedmiotowi mógł uratować Wonho? Czy naprawdę mógł jeszcze raz ujrzeć jego uśmiechniętą twarz? W ostatnim czasie zdarzyło się tyle rzecz, że naprawdę był skłonny w to uwierzyć. Dlatego też ustawił odpowiedni czas i... wcisnął.

~~~

Naprawdę jakiś kawałek czasu mi zajęło, by wybrać odpowiednie zakończenie tego ff i choć niewypowiedzianie kusił mnie jakiś happy end, to właśnie taki koniec XXX rozdziału sobie wymarzyłem.

W każdym razie!

Zapraszam na epilog!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro