Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXVIII



Leżąc tak na klatce piersiowej chłopaka. Mogłem dokładnie usłyszeć jego spokojne bicie serca. Jeżeli ktoś z was kogoś kochał i znajdował się w takiej sytuacji jak ja, to powinien wiedzieć jakie wrażenie to na mnie robiło. Znaczy nie samo bicie serca, ale fakt, że bije ono dla mnie. Mogłem leżeć tak i słuchać tego odgłosu godzinami. Mój chłopak pewnie i tak niemiałby nic przeciwko, bo teraz z jakąś dziką satysfakcją sprawdzał miękkość moich włosów. Co rusz obwijając jeden kosmyk wokół swojego palca, czy też najzwyczajniej, przeczesywał moją czuprynę. Lubiłem takie pieszczoty, a wręcz się nawet ich domagałem. W pewnym momencie było mi już tak błogo, że straciłem czujność i przysnąłem... A przynajmniej tak mi się na początku wydawało.

***

Potężna salwa bólu przeszyła moje ciało, zdobiąc moją twarz okropnym grymasem bólu. Moje szczęki były tak mocno ściśnięte, że jeszcze chwila, a moje zęby na pewno, by się skruszyły i... W jednej chwili to wszystko ustało. Nagle nie czułem nic.

Chwile mi zajęło nic odważyłem się otworzyć oczy. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że ktoś naprawdę mocno trzyma moją dłoń. Obraz jaki miałem przed sobą był kompletnie zamazany, a suchość w ustach nie pozwalała mi wydusić z siebie choćby jednego słowa.

-H...on- Wycharkałem odwzajemniając uścisk-Hyu...won

-Obudziłeś się?!- Krzyknął chłopak, ale to zdecydowanie nie był głos Chae

Nagle wszystko, błyskawicznie zaczęło nabierać ostrości, a przed moimi oczami ukazał się Minhyuk, który z trudem starał się powstrzymać cieknące mu po policzkach łzy. Ale nie to mnie najbardziej interesowało.

-Hyungwon-Powtórzyłem

-C-co mówisz?- Przybliżył się do mnie

-Gdzie... jest...Hyung...won...?- Mówienie przychodziło mi z prawdziwym trudem

Szok, a następnie szybko przelatujący przez twarz chłopaka smutek dały mi jednoznaczną odpowiedź. Nie musiałem już się więcej pytać gdzie jest Chae, ponieważ sam doskonale znałem ten adres. Znowu byłem w swojej ponurej teraźniejszości, ale tym razem musiało wydarzyć się coś naprawdę strasznego.

-Przecież Hyungwon nie... Co ja robię?!-Zreflektował się szybko- Lecę po lekarza, a ty... leż tutaj, ok?

Starałem sobie cokolwiek przypomnieć, ale przecież tak naprawdę przez ten cały czas nawet mnie tu nie było... Znaczy byłem, ale tylko ciałem. Moja dusza znajdowała się obok Hyungwona na tamtej kanapie. To chyba coś jak autopilot... Bardzo nierozgarnięty autopilot, skoro wylądowałem w takim miejscu.

Chciałem się podnieść do siadu, ale przeszywający ból głowy kompletnie zgasił jakikolwiek mój zapał do ruszania się. Byłem na tyle spostrzegawczy, że odkryłem bandaż na swojej głowie. Musiałem o coś nieźle walnąć. Znaczy tak myślę, bo Minhyuk, który powinien mi wszystko opowiedzieć. Gdzieś sobie zniknął.

***

-Na pewno dobrze się czujesz?- Zapytał chyba po raz sześćdziesiąty, Minhyuk- Nie potrzebujesz nic

-Zmień płytę, bo zaczyna mnie głowa boleć- Jęknąłem- Powiedz mi lepiej jak się tu znalazłem, a nie

-No tak... Lekarz mówił, że możesz nie pamiętać najbliższych wydarzeń po upadku

-A więc był jakiś upadek- Zagadnąłem go

- No bo to było...

Drzwi do Sali się rozsunęły, a w przejściu pojawił się wkurzony Kihyun. Shownu też tak niby był, tuż za wkurzonym różowowłosym, ale on mnie interesował mniej niż ludzka wersja waty cukrowej. Chłopak szybko znalazł się przy mnie i bez żadnych ceregieli dał mi z liścia w twarz. Nim zdążyłem jakoś zareagować. Shownu już trzymał go za ramiona, by przypadkiem nie wyrządził mi większych szkód. Przyłożyłem dłoń do nadal piekącego miejsca i obdarzyłem mojego przyjaciela. Pełnym niezrozumienia spojrzeniem.

-Za co?- Wydukałem

-Za co?!- Warknął- Shownu weź mnie mocniej trzymaj, bo go zamorduje- Groził

Minhyuk dla bezpieczeństwa zasłonił mnie własnym ciałem. Chyba pierwszy raz widziałem Kihyuna w takiej furii, a naprawdę widziałem go już w różnych stanach przez te wszystkie lata znajomości.

-Uważasz, że tego by właśnie chciał Hyungwon?- Wydusił z siebie- Żebyś zdechł jak ostatni kretyn? Myślisz, że byłby dzięki temu szczęśliwy?!- Mówił przez zaciśnięte zęby. Widziałem jak jego oczy momentalnie się szklą, kiedy tylko wspomniał o Chae

-Ej, ej to trochę przesada, nie uważasz?- Odezwał się Minhyuk, próbując mnie jakoś bronić

-A ty to się nawet nie odzywaj- Wskazał palcem na chłopaka i obrzucił go morderczym spojrzeniem- Miałeś go pilnować, żeby nic sobie nie zrobił

-Ja tu jestem...- Przypomniałem o swojej obecności-I może was zasmucę, ale jestem dorosły i nie potrzebuje, by mamusia i tatuś się mną opiekowali

Kihyun jedynie ściągnął wargi i spojrzał na mnie swoim spojrzeniem nr 15, które jasno wskazywało na to, że chce mnie rzucić pod jakiś jadący samochód. Widziałem jak jeszcze przez chwile bije się ze swoimi własnymi myślami.

-W takim razie ja to pierdole- Odezwał się w końcu- Radźcie sobie z nim sami- Wyszedł z Sali, po drodze szturchając ramieniem swojego chłopaka, który powiódł za nim wzrokiem

-Pójdę za nim- Zaproponował Minhyuk i już zaraz go nie było. Dla niego to wszystko było równie trudne

-Musisz go zrozumieć, Wonho- Poprosił mnie Shownu. On chyba jako jedyny zachowywał tutaj spokój- Naprawdę się o ciebie martwił i ostatnio praktycznie nie spał, a jak usłyszał, że się obudziłeś, to rzucił praktycznie wszystko by się tu pojawić... On...- Urwał- On po prostu myślał, że stracił cię tak jak Hyungwona, rozumiesz?

Milczałem przez chwilę, usilnie wlepiając wzrok we własne dłonie. Jak mogłem podjąć jakąkolwiek konwersacje, jak mogłem się bronić, kiedy tak naprawdę nie miałem zielonego pojęcia co się ze mną działo? Z tego co zdążyłem wywnioskować, to moi przyjaciele chyba ustawili nade mną jakąś wartę, bym jak ostatni ćwok nie umarł.

-Jak bardzo jest ze mną źle?- Zapytałem cicho

-Stary, nawet chyba nie wiesz jak bardzo- Wyszczerzył się z moją stronę, co wydało mi się naprawdę podejrzane

-Dlaczego się uśmiechasz? Cieszy cię to?

-Co? Nie-Zaprzeczył szybko- Po prostu to jest pierwszy raz, kiedy przyznałeś, że masz jakiś problem, a to chyba znaczy, że zaczyna ci się polepszać

-Tak, chyba tak-Przyznałem mu racje- Co takiego głupiego zrobiłem, że się tu znalazłem?

- Skoczyłeś z okna- Wyznał niechętnie- Chyba nie chciało ci się iść na dach, dlatego wybrałeś właśnie okno- Wzruszył ramionami- Następnym razem...

- Nie będzie następnego razu, obiecuje

-I to właśnie chciałem teraz usłyszeć- Znowu na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech- Normalnie bym cię teraz przytulił, ale gdyby Kihyun to jakimś cudem zobaczył, to sam mógłbym skoczyć z dachu

Nawet nie wiem jakbym chciał, to w żadnym stopniu nie mogłem chłopakowi obiecać, że dotrzymam złożonej przed chwilą obietnicy. Oczywiście, mógłbym zostać już w teraźniejszości na stałe i zacząć naprawiać swoje życie. Czułem się na to całkowicie gotowy. Czas spędzony z Hyungwonem naładował moje baterie. Jednocześnie Chae jest jedynym powodem, bym uciekał z tego miejsca jak najszybciej. Po co mam polegać na jakichś bateriach, skoro tam czeka na mnie elektrownia?

***

Kiedy godziny odwiedzin się skończył, a za oknem zapadł mrok i wszyscy w całym szpitalu zdawali się spać. Ja właśnie planowałem się wynieść z tego miejsca. Specjalnie poprosiłem lekarza o jakieś tabletki przeciwbólowe uzasadniając to przejmującym bólem, który nie pozwalał mi zasnąć, a tak naprawdę mając nadziej, że dzięki nim będę mógł przynajmniej doczołgać się do swoich rzeczy.

O dziwo nie okazało się to tak wcale trudne jak mi się na początku wydawało. Faktycznie musiałem trochę pokombinować, ale w rezultacie. Siedziałem przed wszystkimi rzeczami, które miałem przy sobie w dniu wypadku. Poszukiwałem jednej konkretnej rzeczy. I jak na zawołanie. Wyciągnąłem poniszczony przedmiot z poplamionej krwią bluzy.

Szybko ustawiłem czas, spiąłem wszystkie mięśnie, szczelnie zamknąłem oczy i wcisnąłem pokrętło...Ale nic się nie stało. Zdezorientowany spróbowałem jeszcze raz i jeszcze i kolejny raz, ale każda z moich prób kończyła się fiaskiem. Dopiero po entej razie zdałem sobie sprawę z przerażającej rzeczy. Wskazówka zegarka... Nie ruszała się.

-Nie- Wyszeptałem- Jeszcze nie teraz, przecież prawie mi się udało- Pukałem w tarczę, by chociaż w ten sposób pobudzić przedmiot do życia- Proszę...- Wysłałem w eter i w odpowiedzi usłyszałem ciche westchnięcie.

Na moim łóżku, siedział on. Jego skóra była biała jak śnieg i gładka jak szkło, a włosy nieustannie były w ruchu. Choć i tym razem w pomieszczeniu nie było przeciągu. Obdarzył mnie spojrzeniem które mówiło „Widziałem, wiem, rozumiem"

-Przypomina mi to pierwsze nasze spotkanie- Odezwał się, kiedy zorientował się, że na niego patrzę

-Dlaczego nie działa?- Wystawiłem w jego kierunku dłoń, na którym leżał przedmiot

Nawet na chwile na niego nie spojrzał, a mnie ogarniała coraz większa panika i to wcale nie, dlatego, że rozmawiałem z bytem, którego w żadnym stopniu nie pojmowałem, a z powodu utraconej szansy. Jeżeli czegoś nie zrobię, to już nigdy nie zobaczę Hyungwona

-Przecież wiesz, dlaczego już nie działa- Wzruszył ramionami- Każda minuta z życia- Wyrecytował dobrze mi znaną formułkę

-Przecież jeszcze żyje!- Upierałem się- Mogę ci jeszcze oddać parę minut

Prychnął lekceważąco.

-Twoje życie znalazło się na granicy- Poinformował mnie- Nie masz mi już nic do zaoferowania- Przez chwile jego ton głosu stał się jakby ostrzejszy, bardziej groźny, ale mimo to nie spuściłem swojego wzroku.

-Na jedną minutę- Odezwałem się w końcu- Pozwól mi choćby na jedną minutę

-Nigdy ni zrozumiem ludzi i tego ich uporu- Westchnął

Wskazówka znowu zaczęła się poruszać.

~~~

Pisząc ten rozdział w pewnej chwili zdałem sobie sprawę z bardzo istotnej rzeczy >.< To już jest naprawdę koniec tego ff i przyszło to jakoś tak szybciej niż się tego spodziewałem .-. Mimo wszystko jeszcze kilka rozdziałów przed nami :3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro