XIV
Nie wiedziałem gdzie i byłem i dokąd właściwie zmierzałem. Świadomość odzyskałem mniej więcej w momencie, w którym jakiś pajac prawie mnie potrącił na skrzyżowaniu. Choć tak naprawdę wcale nie powinno mnie tam być, ale to raczej mało ważny szczegół. Warte zauważenia było to, że była już zima i pierwsze płatki śniegu zaczęły zalegać na moich ramionach. Byłem niezwykle wdzięczny swojemu przyszłemu ja, że ubrał ciepłą kurtkę, ale po kolejnej godzinie błądzenia i ona zaczynała zawodzić. Pewnie się zastanawiacie „Dlaczego kretynie do nikogo nie zadzwonisz?" albo „Taksówki? Mówi ci to coś?" Jakby to było jeszcze takie proste...
-Ch-Cholera jasna- Wyszeptałem trzęsąc się z zimna
-Hoseok...?- Usłyszałem za sobą cichy głos, który momentalnie zmroził krew w moich żyłach. Wiedziałem do kogo należał. Ostrożnie odwróciłem się w stronę kobiety.
-Pani Chae...- Szepnąłem
-Matko... to naprawdę ty-Powiedziała zdumiona- Co ty robisz w Gwangju? Spójrz na siebie, jesteś cały przemarznięty- Podeszła do mnie i potarła moje ramiona jakby chciała mnie w ten sposób ogrzać
Więc jakimś cudem znalazłem się w Gwangju... Jego rodzinnym mieście i akurat los chciał żebym spotkał jego matkę, tak? Nie wiem kto, ale ktoś zdecydowanie sobie ze mnie kpił. Zupełnie tak jakby celowo stawiał mi na drodze osoby, których nie chciałem spotykać.
-Och- Odezwała się nagle- Pewnie przyjechałeś, bo dzisiaj jest rocznica śmierci Hyungwona, miło z twojej strony- Uśmiechnęła się ciepło, a mnie w środku coś kompletnie zmroziło.
-Ymm... Tak... Chciałem...No ten... Złożyć kondolencje
-Miło, że miał tak wspaniałego przyjaciela
Przyjaciela... No tak... Przecież rodzice Hyungwona nigdy nie dowiedzieli się o naszym związku. Chłopak tak panicznie bał się im wyjawić prawdę, że do samego końca widzieli w nas jedynie parę najlepszych przyjaciół. W dniu pogrzebu nawet nie pozwolili mi stać blisko niego. Choć naprawdę wtedy bardzo tego potrzebowałem. Pożegnać się.
-Skoro już tu jesteś, to może wejdziesz na kolacje? Myśle, że on by tego chciał.
Kiwnąłem jedynie głową na zgodę. Nie potrafiłem odnaleźć odpowiednich słów.
Okazało się, że znajdowaliśmy się naprawdę blisko domu państwa Chae i po krótkim spacerku przebytym w absolutnej ciszy. W końcu dotarliśmy na miejsce. Kobieta wpuściła mnie pierwsza, a następnie zamknęła za mną drzwi
-Proszę załóż je-Podała mi kapcie
-Ymm... Dziękuje
-Kochanie mamy dzisiaj gościa!- Krzyknęła zmierzając w głąb mieszkania, do jak mniemam salonu
Ten zapach. Od niego, aż zbierały mi się łzy pod powiekami, ponieważ on tak bardzo przypominał mi o mojej utraconej miłości.
-No co tak stoisz?- Zagadnęła mnie- Szybko, wchodź- Zaprosiła mnie gestem ręki
Nie czułem się w tym miejscy najpewniej na świecie, ale nie miałem już za bardzo możliwości do odwrotu, dlatego zgodnie z poleceniem gospodyni. Udałem się do pomieszczenia, które faktycznie okazało się salonem. Mój wzrok natychmiast odnalazł surową twarz Pana Chae, który nawet raczył na mnie spojrzeć. Potem odnalazłem wiele zdjęć chłopaka wiszących na ścianie i na każdym jednym był szczęśliwy. Ostatnią rzeczą na jaką chciałem spojrzeć był ołtarzyk poświęcony ku pamięci Hyungwona, gdzie znajdowały się już przyrządzone dla niego potrawy. Poczułem ścisk w sercu.
-Kochanie-Zwróciła się do męża- To jest Shin Hoseok, pamiętasz? Przyjaciel Hyungwona
Ale mężczyzna i na jej głos nawet nie zareagował. Kobieta spojrzała na mnie przepraszającym wzorkiem i uprzejmie wyjaśniła, że jej mąż zawsze staje się taki w ten dzień. To jego sposób radzenia sobie z żalem podczas rocznicy. Rozumiałem to. Też miałem swój sposób, który był... Nieco bardziej szkodliwy. Upijałem się do nieprzytomności.
-Dzień dobry panie Chae- Ukłoniłem się, ale nawet nie spodziewałem się odzewu z jego strony
Potem nadeszła ta mniej przyjemna część, w której to trzeba było okazać szacunek zmarłemu. Przysięgam wam, że z każdym kolejnym ukłonem moje nogi coraz bardziej miękły, a ciało zaczynało dziwnie się trząść. To zawsze przychodziło mi najtrudniej.
-Dziękuje, że przyszedłeś- Zagadnęła mnie kobieta podając mi półmisek- Zawsze spędzamy ten dzień sami, ponieważ jego przyjaciele, a nawet rodzeństwo nie mają czasu, by przyjechać, a my z kolei nie możemy ot tak pojechać do Seoulu , więc wybieramy się jedynie w jego urodziny
-To smutne- Mruknąłem przyjmując naczynie
-Dlatego tym bardziej cieszę się, że miał takiego przyjaciela jak ty. Miło wiedzieć, że ktoś oprócz nas o nim pamięta
-To nic takiego... naprawdę
-Dla nas, dla Hyungwona naprawdę wiele to znaczy. Dbasz o niego tam w stolicy.
Reszta wieczoru minęła nam na spokojnym wspominaniu chłopaka. Jego matka była prawdziwą mistrzynią w opowiadaniu żenujących historii z jego życia, a ja... Pierwszy raz od dawna poczułem się tak jakbym miał obok prawdziwą matkę. Nawet pan Shin przełamał swoją blokadę i od czasu do czasu się odzywał. Bywały momenty, kiedy nachodziły mnie wyrzuty sumienia. Ja w każdej chwili mogłem cofnąć się w czasie i znowu go zobaczyć, a Pani Chae choć pragnie tego najbardziej na świecie. Nigdy nie będzie mogła tego zrobić. Łamało mnie to od środka.
-Na pewno nie chcesz zostać na noc? Możesz spać w jego sypialni, myślę, że nie miałby nic przeciwko temu- Proponowała mi kobieta, już chyba po raz czterdziesty
-Naprawdę nie trzeba Pani Chae- Uśmiechnąłem się ciepło- Zostawiłem rzeczy w hotelu, a z samego rana mam pociąg, więc muszę zdążyć- Skłamałem
-No dobrze...- Mruknęła niezadowolona- Tylko uważaj na siebie i zadzwoń jak dotrzesz!- Krzyknęła za mną
Ale ja wcale nie zamierzałem docierać we wskazane miejsce, bo gdy tylko znalazłem się za rogiem. Wyjąłem zegarek, który ciążył mi w kieszeni. Być może to przez światło latarni, ale wyglądał jakby był w opłakanym stanie. Nie sądziłem, że będzie się psuć w takim tempie. Ile czasu tak naprawdę mi zostało?
***
Pokój w którym się obudziłem był przepełniony różnymi odcieniami szarości i zdecydowanie nie należał do nikogo kogo znałem. Przetarłem zaspane oczy, pogładziłem włosy i ostrożnie wstałem z łóżka. Skrzywiłem się nieznacznie, kiedy moje stopy napotkały lodowatą podłogę.
-Wonho, obudziłeś się?
Moje serce zabiło szybciej.
~~~
Chciałem napisać, że w tym rozdziale nie ma za dużo Hyungwonho, ale hej! Przecież w żądnym rozdziale tego nie ma xD a przecież to opowiadanie jest o nich >.> Uwierzycie mi jeżeli powiem, że się zacznie teraz rozkręcać romans? Nie? Może i słusznie xD W każdym razie w tym rozdziale wróciliśmy do przyszłości (teraźniejszości?) w której Wonho nie zachowuje się jakby potrzebował kilkuletniego pobytu w szpitalu >.< Jakoś miło mi się pisało tę część.
Dziękuje za wszystko~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro