VI
Poczułem jak ktoś natrętnie szturcha mnie w ramię. Już chciałem kazać Minhyukowi spadać, kiedy uchyliłem jedno oko i zorientowałem się, że to na czym leże to wcale nie kanapa w domu przyjaciela, a ławka na przystanku. Natomiast osoba, która mnie obudziła wcale nie była Minhyukiem, ani przynajmniej kogoś kogo znam. Szybko usiadłem i odchrząknąłem zawstydzony patrząc przepraszająco na starszego pana, który nadal wlepiał we mnie swój karcący wzrok. Ostatecznie pokręcił zrezygnowany głową i mruknął coś w stylu „Ta dzisiejsza młodzież" Byłem pewien, że nie spędziłem w tym miejscu godziny, czy dwie. Jeżeli już to była najpewniej całą noc. Przez zapach alkoholu unoszący się ode mnie mogłem jedynie domyślać się co robiłem zeszłej nocy i tutaj trafiłem. Mimo wszystko z entuzjazmem przyjąłem fakt, że kolejny raz udało mi się przenieść w czasie. Tym razem nawet nie zawracałem sobie głowy zerknięciem na stan zegarka. Były ważniejsze rzeczy.
-Umm... Przepraszam...?- Zagadnąłem starszego pana, który był jedną inną osobą stojącą na tym przystanku- Który dzisiaj mamy?
Westchnął ciężko, a ja natychmiast pożałowałem swojego pytania.
-Wy młodzi powinniście wziąć się za siebie, a nie zawracać głowę poważnym ludziom-Dwudziesty czwarty listopada dwa tysiące czternastego
-Bardzo panu dziękuje-Pokłoniłem się lekko- Przepraszam za kłopot
Wstałem, poprawiłem ubranie, wziąłem leżący obok notes i ruszyłem w stronę mieszkania mojego przyjaciela. Miałem jakieś dziwne szczęście, że kojarzyłem tą okolice.
-Młokosie-Odezwał się jeszcze raz ten sam starszy pan
-Tak?- Zapytałem ostrożnie
-Jeżeli nie chcesz wyglądać jak pijak, to lepiej popraw włosy
Biorąc pod uwagę, że naprawdę musiałem wyglądać jak idiota. Szybko zabrałem się za poprawianie kosmyków, tak by przynajmniej w jakiś stopniu przypominały normalne. Podziękowałem i ostatecznie udałem się w wcześniej obranym kierunku. Gdzieś po drodze zadzwoniłem do przyjaciela, ale ten nawet nie raczył odebrać. Niespecjalnie się wtedy tym zmartwiłem tłumacząc sobie, że chłopak pewnie jeszcze śpi, bo i on być może wczoraj zabalował. Strach obleciał mnie dopiero wtedy, kiedy po dziesięciu minutach walenia w drzwi nadal nikt mi nie otworzył.
-Jesteś tam Minhyuk?- Zapytałem cicho
Bałem się, naprawdę się bałem, że w ciągu mojej nieobecności stało się coś o czym nie wiem. Coś co sprawiło, że chłopak nie mieszkał już w tym miejscu. Znałem jego plan dnia, powinien teraz jeszcze smacznie spać, albo pić kawę w salonie oglądając zaległy odcinek jakiegoś serialu. Robił tak zawsze w wolne dni.
Usłyszałem pośpieszne kroki na klatce, zupełnie jakby ktoś w pośpiechu przeskakiwał kilka schodków, by zdążyć. Cóż, wiele się nie pomyliłem, bo chwile potem zobaczyłem Shownu, ale ten nie był zdecydowanie w dobrym nastroju, ponieważ gdy tylko znalazłem się na wyciągacie ręki, dostałem potężny cios w szczękę, po którym poleciałem na drzwi, zsunąłem się po nich na podłogę odruchowo wypuszczając notes i łapiąc się za bolące miejsce. Byłem kompletnie zdezorientowany faktem, że zostałem uderzony, ale również samą obecnością Shownu w tym miejscu. On i Minhyuk się przecież nie znali, więc nie mógł wiedzieć, gdzie ten mieszka.
-Jeszcze ci mało po wczorajszym?!-Krzyknął
Nie dał mi nawet dość do słowa, tylko chwycił mnie za bluzę i jak szmacianą lalką rzucił w dół schodów. Pierwszy raz widziałem go tak wściekłego.
-Wynoś się-Warknął, na odchodne rzucają we mnie dziennikiem Chae
Byłem cały poobijany i byłem niemalże pewien, że spadając coś sobie złamałem. Shownu nadal niczym pies bronił drzwi do mieszkania, w którym jeszcze nie tak dawno mieszkałem. Nie pozostało mi nic innego jak mimo bólu stanąć na nogi i zejść z oczu byłemu przyjacielowi. Odchodząc usłyszałem ciche słowa „Nie musisz się bać Minhyuk, poszedł sobie" Więc chłopak był w środku... Po prostu się mnie bał. Moje życie zaczęło pieprzyć się jeszcze bardziej niż powinno. Najpierw widzę chłopaka w przyszłości, kiedy tan naprawdę powinien mnie unikać, a potem w przeszłości faktycznie to robi choć powinno być na odwrót. Niewiele rozumiałem. Ile mogło zmienić się w tak krótkim czasie?
Idąc ulicą niemalże mdlałem z bólu, nie miałem zielonego pojęcia dokąd mógłbym się w takiej sytuacji udać. Zawsze polegałem na tamtej dwójce, która teraz widocznie się ode mnie odwróciła. Zostawał jeszcze Kihyun, ale zdawałem sobie sprawę jak trudną sytuacja miał w domu, w tym czasie, więc z miejsca odrzuciłem pomysł udania się do niego po pomoc.
Po raz kolejny jęknąłem i z grymasem bólu złapałem się za żebra przystając na chwilę. Jedynie kilka osób spojrzało na mnie zaciekawionych, ale nie zdobyli się na odwagę by podejść i zaproponować pomoc. Nie potrafiłem już wytrzymać bólu. Niezbyt zdawałem sobie sprawę co się potem stało. Wiem, że ktoś mnie przytrzymał, kiedy leciałem na ziemie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro