Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VI


Poczułem jak ktoś natrętnie szturcha mnie w ramię. Już chciałem kazać Minhyukowi spadać, kiedy uchyliłem jedno oko i zorientowałem się, że to na czym leże to wcale nie kanapa w domu przyjaciela, a ławka na przystanku. Natomiast osoba, która mnie obudziła wcale nie była Minhyukiem, ani przynajmniej kogoś kogo znam. Szybko usiadłem i odchrząknąłem zawstydzony patrząc przepraszająco na starszego pana, który nadal wlepiał we mnie swój karcący wzrok. Ostatecznie pokręcił zrezygnowany głową i mruknął coś w stylu „Ta dzisiejsza młodzież" Byłem pewien, że nie spędziłem w tym miejscu godziny, czy dwie. Jeżeli już to była najpewniej całą noc. Przez zapach alkoholu unoszący się ode mnie mogłem jedynie domyślać się co robiłem zeszłej nocy i tutaj trafiłem. Mimo wszystko z entuzjazmem przyjąłem fakt, że kolejny raz udało mi się przenieść w czasie. Tym razem nawet nie zawracałem sobie głowy zerknięciem na stan zegarka. Były ważniejsze rzeczy.

-Umm... Przepraszam...?- Zagadnąłem starszego pana, który był jedną inną osobą stojącą na tym przystanku- Który dzisiaj mamy?

Westchnął ciężko, a ja natychmiast pożałowałem swojego pytania.

-Wy młodzi powinniście wziąć się za siebie, a nie zawracać głowę poważnym ludziom-Dwudziesty czwarty listopada dwa tysiące czternastego

-Bardzo panu dziękuje-Pokłoniłem się lekko- Przepraszam za kłopot

Wstałem, poprawiłem ubranie, wziąłem leżący obok notes i ruszyłem w stronę mieszkania mojego przyjaciela. Miałem jakieś dziwne szczęście, że kojarzyłem tą okolice.

-Młokosie-Odezwał się jeszcze raz ten sam starszy pan

-Tak?- Zapytałem ostrożnie

-Jeżeli nie chcesz wyglądać jak pijak, to lepiej popraw włosy

Biorąc pod uwagę, że naprawdę musiałem wyglądać jak idiota. Szybko zabrałem się za poprawianie kosmyków, tak by przynajmniej w jakiś stopniu przypominały normalne. Podziękowałem i ostatecznie udałem się w wcześniej obranym kierunku. Gdzieś po drodze zadzwoniłem do przyjaciela, ale ten nawet nie raczył odebrać. Niespecjalnie się wtedy tym zmartwiłem tłumacząc sobie, że chłopak pewnie jeszcze śpi, bo i on być może wczoraj zabalował. Strach obleciał mnie dopiero wtedy, kiedy po dziesięciu minutach walenia w drzwi nadal nikt mi nie otworzył.

-Jesteś tam Minhyuk?- Zapytałem cicho

Bałem się, naprawdę się bałem, że w ciągu mojej nieobecności stało się coś o czym nie wiem. Coś co sprawiło, że chłopak nie mieszkał już w tym miejscu. Znałem jego plan dnia, powinien teraz jeszcze smacznie spać, albo pić kawę w salonie oglądając zaległy odcinek jakiegoś serialu. Robił tak zawsze w wolne dni.

Usłyszałem pośpieszne kroki na klatce, zupełnie jakby ktoś w pośpiechu przeskakiwał kilka schodków, by zdążyć. Cóż, wiele się nie pomyliłem, bo chwile potem zobaczyłem Shownu, ale ten nie był zdecydowanie w dobrym nastroju, ponieważ gdy tylko znalazłem się na wyciągacie ręki, dostałem potężny cios w szczękę, po którym poleciałem na drzwi, zsunąłem się po nich na podłogę odruchowo wypuszczając notes i łapiąc się za bolące miejsce. Byłem kompletnie zdezorientowany faktem, że zostałem uderzony, ale również samą obecnością Shownu w tym miejscu. On i Minhyuk się przecież nie znali, więc nie mógł wiedzieć, gdzie ten mieszka.

-Jeszcze ci mało po wczorajszym?!-Krzyknął

Nie dał mi nawet dość do słowa, tylko chwycił mnie za bluzę i jak szmacianą lalką rzucił w dół schodów. Pierwszy raz widziałem go tak wściekłego.

-Wynoś się-Warknął, na odchodne rzucają we mnie dziennikiem Chae

Byłem cały poobijany i byłem niemalże pewien, że spadając coś sobie złamałem. Shownu nadal niczym pies bronił drzwi do mieszkania, w którym jeszcze nie tak dawno mieszkałem. Nie pozostało mi nic innego jak mimo bólu stanąć na nogi i zejść z oczu byłemu przyjacielowi. Odchodząc usłyszałem ciche słowa „Nie musisz się bać Minhyuk, poszedł sobie" Więc chłopak był w środku... Po prostu się mnie bał. Moje życie zaczęło pieprzyć się jeszcze bardziej niż powinno. Najpierw widzę chłopaka w przyszłości, kiedy tan naprawdę powinien mnie unikać, a potem w przeszłości faktycznie to robi choć powinno być na odwrót. Niewiele rozumiałem. Ile mogło zmienić się w tak krótkim czasie?

Idąc ulicą niemalże mdlałem z bólu, nie miałem zielonego pojęcia dokąd mógłbym się w takiej sytuacji udać. Zawsze polegałem na tamtej dwójce, która teraz widocznie się ode mnie odwróciła. Zostawał jeszcze Kihyun, ale zdawałem sobie sprawę jak trudną sytuacja miał w domu, w tym czasie, więc z miejsca odrzuciłem pomysł udania się do niego po pomoc.

Po raz kolejny jęknąłem i z grymasem bólu złapałem się za żebra przystając na chwilę. Jedynie kilka osób spojrzało na mnie zaciekawionych, ale nie zdobyli się na odwagę by podejść i zaproponować pomoc. Nie potrafiłem już wytrzymać bólu. Niezbyt zdawałem sobie sprawę co się potem stało. Wiem, że ktoś mnie przytrzymał, kiedy leciałem na ziemie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro