I
Złoty zegarek kieszonkowy pewnie roztrzaskałby się o podłogę, gdyby nie złoty łańcuszek zaplątany w palce nieznajomego. Przedmiot jeszcze przez chwile znajdował się na wysokości mojego wzroku, by potem niemalże na siłę zostać wciśniętym w moje dłonie. Powinienem go oddać, ale nie zrobiłem tego... Chciałem skorzystać z tej mocy. To był przywilej, z którego naprawdę chciałem wyciągnąć jakieś korzyści. Spojrzałem z mocą na bladego, białowłosego chłopaka stojącego przede mną. Na jego ustach zabłądził delikatny uśmiech, gdy tylko spostrzegł mój wyraz twarzy. Wiedział... wiedział, że uległem.
„Pamiętaj! Każda mi minuta do tyłu, to jedna minuta mniej do przodu, ponieważ nie można zarazem się cofać i iść do przodu"
W jego szorstkim głosie wyczułem nutę pogardy przyprawioną odrobiną kpiny. Mimo wszystko byłem mu wdzięczny, że mnie ostrzegł chociaż mógł mnie zostawić samego sobie.
***
Obudziłem się z niemym krzykiem cały spocony i roztrzęsiony. Ponownie śnił mi się ten koszmar... Ten dzień, kiedy zrozpaczony sięgnąłem po ostateczność. Odetchnąłem i przeczesałem swoje przetłuszczone włosy nadal trzęsącą się ręką, a mój wzrok jakby samowolnie skierował się w stronę bluzy zawieszonej na pobliskim krześle. Wyciągnąłem rękę w jej stronę, jednak w połowie drogi zawahałem się co poskutkowało zaciśnięciem dłoni w pięść. Delikatnie przygryzłem dolną wargę i ruszyłem dalej. Chwile potem zegarek ukryty w jednej z kieszeni szarej bluzy znajdował się już w mojej dłoni. Wyglądał prawie identycznie jak ten ze snu. Z tym, że ten tutaj, trzymany przeze mnie był ozdobiony kilkoma dodatkowymi rysami będącymi jedynie dowodem mojej słabości.
-Tylko ten jeden raz-Wyszeptałem
Napiąłem całe ciało i już chciałem przekręcić pokrętło, kiedy... Po prostu tego nie zrobiłem, nie mogłem tego zrobić. Patrzyłem tępo w tarcze zegarka, w jego wskazówki, które powoli odmierzały czas. Nawet nie zorientowałem się, kiedy samotna łza spłynęła gdzieś powoli po moim policzku. Tak niewiele było potrzeba bym znów mógł go zobaczyć. Wystarczyło przekręcić i znów widziałbym jego uśmiech, błyszczące oczy, mógłbym poczuć ciepło jego ciała, usłyszeć jego głos, powiedzieć, że go kocham i w zamian usłyszeć to samo.
-Obiecałem...
Zacisnąłem mocniej zęby i z wielkim trudem włożyłem zegarek z powrotem do kieszeni bluzy. Hyungwon nie żyje i powinienem się z tym pogodzić. Na pewno nie były zadowolony, gdyby wiedział, że ciągle się tym zadręczam, a minęły przecież cholerne trzy lata od tamtego wypadku. Nie było sensu nadal siedzieć i rozmyślać o kolejnym skoku. Zresztą nie miałem na to czasu. Ostatni raz rzuciłem spojrzenie na bluzę i zacząłem zbierać się do wyjścia. Nie kłopocząc się prysznicem, czy chociażby ułożeniem włosów, wziąłem pierwszą lepszą bluzę, która wyglądała na czystą, naciągnąłem na głowę kaptur i wyszedłem. Po klatce schodowej przemieszczałem się niczym duch, nie chcąc, by któryś z sąsiadów mnie zobaczył. Mieszkałem tu od dzieciństwa, więc nie chciałem, żeby widzieli mnie w takim stanie. Zapewne zaczęliby się wypytywać i martwić, a ja tego nie potrzebowałem. Miałem gdzieś czyjeś współczucie.
-Woa~ Zobacz jaki jest przystojny- Usłyszałem gdzieś z boku , mimowolnie odwróciłem głowę w stronę źródła dźwięku
-Słyszał nas?- Szepnęła spanikowana
Westchnąłem przeciągle, mocniej naciągając kaptur na głowę. Mój autobus na który czekałem pewnie zdążył już odjechać. Często przyłapywałem się na tym, że zaczynałem myśleć o przeszłości przy tym zupełnie tracąc kontakt z otaczającym mnie światem. Przerażałem sam siebie, naprawdę. Włożyłem ręce do bluzy, a moje palce po raz kolejny dotknęły metalu, z którego wykonany był zegarek. Tak, zabrałem go ze sobą z domu... Tak tylko na wszelki wypadek.
Poczułem uścisk na ramieniu przez co natychmiast się spiąłem. Zabawne jak bardzo nie byłem sobą w ostatnim czasie, czyli przez jakieś trzy lata.
-Wonho
Znałem ten głos i nie chciało mi się rozpoczynać konwersacji z jego właścicielem, ale niestety było już za późno na ucieczkę. Z wielkim trudem odwróciłem się do Kihyuna mojego przyjaciela sprzed trzech lat. W przeciwieństwie do mnie kompletnie się nie zmienił. Ale widziałem, że on natychmiast zobaczył zmianę we mnie. Jak zwykle bestia była spostrzegawcza.
-Od kiedy jesteś w Seulu?
-Umm... Niedawno wróciłem
Tak naprawdę nigdy z niego nie wyjechałem i on doskonale o tym wiedział, ale z jakiegoś powodu udawał głupiego, a ja byłem mu za to niewypowiedziane wdzięczny
-Jesteś chory...? Strasznie wyglądasz
-Umm... Tak, trochę się przeziębiłem- Zakasłałem sztucznie- Muszę już iść, to mój autobus-Wskazałem na pojazd, który w rzeczywistości nie był tym na który czekałem. Nie chciałem po prostu dłużej przebywać w obecności Kihyuna.
-Ten autobus nie jedzie tam gdzie chcesz-Powiedział wyraźnie zmęczony
-Skąd wiesz gdzie chce jechać?
-Wonho, i tak miałem dzisiaj tam pojechać-Uśmiechnął- Pojedźmy razem do Hyungwona, chociaż raz
***
Jedna mała gablotka, w której zmieściła się jedynie urna i kilka wspólnych zdjęć. Właśnie tyle obecnie zajmował mój cały świat.
-Minhyuk nadal się nie przemógł, żeby tu przyjechać
Nie odezwałem się wtedy, ani za każdym razem, kiedy chłopak próbował nawiązać ze mną konwersacje, ba! Nie wypowiedziałem nawet jednego słowa, kiedy odprowadził mnie pod samo mieszkanie. Obdarzyłem go jedynie krótkim spojrzeniem i wróciłem do swojego pustego mieszkania, gdzie zaraz po zamknięciu drzwi zaniosłem się płaczem. Nienawidziłem jeździć w tamto miejsce, a mimo to robiłem to codziennie
-Przepraszam, wybacz mi... proszę...!
Zapłakany wyjąłem z kieszeni zegarek, sprawdziłem czy aby na pewno jest dobrze ustawiony i... zrobiłem to...
~~~
Od przyszłego rozdziału koniec smutów! Obiecuje!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro