rozdział pierwszy 💦
Karmelowa grzywka niechlujnie opadała na czoło Louisa, który siedział pod drzewem i z ukrycia obserwował trening piłki nożnej. Spędzał tutaj półtorej godziny trzy razy w tygodniu od roku i przyzwyczaił się do uczucia twardej kory na plecach. Jasne, że mógł zająć miejsce na trybunach i być bliżej boiska, ale nie chciał. Miał swoje powody, przez które lepiej siedziało mu się w ukryciu.
Do dzisiaj pamiętał, jak na początku pierwszej klasy przypadkowo trafił kapitana szkolnej drużyny prosto w nos. Było mu strasznie wstyd i mimo, że od tamtego wydarzenia minął już rok i Louis był w drugiej klasie, nie potrafił spojrzeć w oczy Harry'ego. Kiedy siedział skulony pod drzewem, miał pewność że nikt z drużyny, a tym bardziej zielonooki, go nie dostrzeże.
Przez głowę niebieskookiego niejednokrotnie przechodziły myśli, że kiedyś mógłby wziąć udział w eliminacjach do drużyny, ale wstydził się i wiedział, że nie jest wystarczająco dobry. Brakowało mu trochę umiejętności, jednak i tak był z siebie dumny. Od początku pierwszej klasy liceum, wziął się za siebie i pozbył się swojej wrodzonej niezdarności. Już nie potykał się o własne nogi na prostej drodze, nie wpadał na drzwi i szafki. No może czasem przez przypadek, ale bardzo rzadko. To był dla niego duży sukces, patrząc na przeszłość.
Przeczesał włosy palcami i westchnął cicho. Nie zostało mu nic, jak tylko siedzieć, kibicować i nie ujawniać się. Szatynek oderwał wzrok od stron podręcznika do biologii, kiedy do jego uszu dotarły śmiechy i rozmowy. Mógł dostrzec jak ponad dwunastu uczniów idzie w kierunku boiska i Tomlinson był podekscytowany. Kochał oglądać każdy trening. Za każdym razem mógł nauczyć się czegoś nowego i wypróbować na podwórku w swoim domu.
Louis wcisnął się trochę mocniej w pień drzewa i przejechał po całym zespole wzrokiem. Granatowe koszulki i tego samego koloru spodenki przylegały do ciał piłkarzy i oczy Tomlinsona automatycznie skanowały niektóre sylwetki. Jednak tylko jedna osoba aż zbyt mocno przyciągała jego wzrok.
Nie mógł oderwać spojrzenia od wysokiego bruneta z małym kokiem na głowie. To był jego ulubiony zawodnik. Na każdym meczu uważnie obserwował jego styl i umiejętności, które były naprawdę zaskakujące. Harry Styles to uczeń, który zwracał na siebie uwagę. W końcu miano kapitana szkolnej drużyny, dumy szkoły, zobowiązywała go do bycia przykładem dla uczniów. Z reguły był naprawdę sympatyczny i pomocny, jednak nie dawał sobie wchodzić na głowę. I może czasami zdobyłby się na odwagę i podszedł do Harry'ego, jednak zawsze przypominał sobie rozwalony nos Stylesa.
Westchnął cicho, kiedy piłkarze rozpoczęli trening. Zawsze zaczynało od rozgrzewki. Doskonale wiedział jakie ćwiczenia będą wykonywać, dlatego spuścił wzrok i ponownie skupił się na biologii. Pani Hudson zapowiedziała test sprawdzający wiedzę z całej pierwszej klasy i Louis już siedział nad książką. Nie chciał zawalić pierwszego sprawdzianu, który będzie miał duży wpływ na ocenę semestralną.
Od czasu do czasu zerkał w stronę boiska, na którym już w pełni rozpoczął się trening. Połowa zawodników ubrana była w żółte koszulki, które miały odróżnić ich od pozostałych graczy. Tomlinson szybko odszukał Harry'ego, który grał na pozycji środkowego napastnika i Louis nie mógł się napatrzeć. Skupiony wyraz twarzy starszego chłopaka sprawiał, że Louis mógłby siedzieć i podziwiać go przez cały czas.
- A ty znowu tutaj?
Louis oderwał zaskoczony wzrok od boiska i wstrzymał oddech, kiedy usłyszał nad sobą czyjś głos. Automatycznie poprawił swoją grzywkę, która nadal w nachalny sposób pchała mu się do oczu i podniósł głowę.
- Oh - westchnął z ulgą, kiedy zobaczył nad sobą wysokiego mulata, na którego twarzy malował się lekki uśmiech. - Cześć, Cally. Siadaj.
Calum poczochrał włosy szatyna, zrzucił plecak z ramion i opadł na miejsce obok swojego najlepszego przyjaciela. Trzymali się od pierwszej klasy, kiedy Hood zobaczył przerażonego Louisa na środku korytarza. Już od początku bawiło go przestraszone spojrzenie Louisa, ale podszedł do niego i po prostu zagadał, mając nadzieje, że Tomlinson zostanie jego nowym znajomym wśród tłumu nieznajomych pierwszaków.
- Znowu stalkujesz nasze szkolne maskotki? - Calum oparł się wygodnie o pień drzewa i przymknął oczy. Był padnięty po całym dniu szkoły i pomimo, że mijał dopiero pierwszy tydzień nauki, miał dosyć.
Louis zamknął podręcznik i chwycił go między palce. Z jego gardła wydostało się ciche prychnięcie. Calum już od roku czepiał się jego małej obsesji na punkcie piłki nożnej i całkiem często wpadał na głupie pomysłu, żeby pomóc mu w spełnieniu marzeń. Hood zdecydowanie za dużo nasłuchał się gadania Louisa o tym, jak bardzo marzy o grze w szkolnej drużynie.
- Nie wiem o co ci chodzi - mruknął szatyn i spojrzał na Caluma, który z zamkniętymi oczami unosił brwi w rozbawieniu. - Przyszedłeś tylko po to, aby mi podokuczać? - zapytał cicho szatyn i delikatnie szturchnął czarnowłosego w żebra. Chłopak podskoczył lekko i gwałtownie obrócił głowę w kierunku Louisa. Na twarzy Hooda pojawił się wyraz oburzenia, który jeszcze bardziej rozbawił szatynka.
- Tak, na tym głównie polega moje życie. - Calum posłał Tomlinsonowi ostrzegawcze spojrzenie, po czym ponownie usiadł obok przyjaciela. - Zrób coś w końcu i idź na eliminacje. Potrzebują nowego pomocnika i tym bardziej masz szanse, Tommo.
- Nie ma mowy. Harry na pewno nie przyjmie mnie po tym, jak zmasakrowałem mu nos piłką. - Ciężko było mu to przyznać, ale tak było. Naprawdę wątpił w swoje umiejętności piłkarskie i nie chciał wchodzić w drogę Harry'emu. Nadal czerwienił się, kiedy napotykał zielone oczy piłkarza i jak najszybciej spuszczał wzrok. - Zresztą, nie znam większej łamagi niż ja i zanim dotknąłbym piłki, moja twarz spotkałaby się z murawą przynajmniej dwa razy. - Wzruszyłem ramionami i schowałem podręcznik do plecaka. - Wpadniesz dziś do mnie? Mam nową grę na konsole.
Miał nadzieje, że mulat zgodzi się na odwiedziny. I może przy okazji miał nadzieję, że uda mu się zmienić temat. Był czwartek i ze spokojem mogli siedzieć trochę dłużej niż w inne dni tygodnia, objadać się niezdrowymi przekąskami i toczyć bitwę na poduszki. To był idealny wieczór dla szatyna i jego przyjaciela.
- Mogę wpaść wieczorem, bo za pół godziny mam kółko historyczne - wymruczał Hood, a na jego policzkach pojawiły się blade, ledwo widoczne rumieńce. - A co do ciebie, to może będę mieć jeden pomysł - dodał, aby odwrócić uwagę Louisa od tematu kółka historycznego.
Tomlinson zaśmiał się głośno, kiedy usłyszał swojego przyjaciela. Po pierwsze, Calum od pierwszej klasy zadurzony był w nauczycielu historii, który był naprawdę gorący, ale nie w typie Louisa. Pan Irwin niejednokrotnie posyłał Calumowi uroczy uśmiech lub po prostu traktował ulgowo. Może to były głupie żarty lub coś innego, ale czyny pana Irwina wywoływały motylki w brzuchu Caluma. Tomlinson czasami, ale tylko czasami, naśmiewał się z przyjaciela.
A po drugie, Tomlinson nie chciał nawet słyszeć o planach Hooda. Każdy pomysł, na który wpadł mulat, kończył się tragicznie i Louis wychodził na dziwaka. Calum chyba miał tendencje do wprawiania szatyna w zakłopotanie.
- Pozdrów pana Irwina, Cal, a ja wrócę w tym czasie do domu. - Louis poklepał czarnowłosego po ramieniu, załapał za plecak i podniósł się z ziemi. Nie miał zamiaru słuchać Caluma i najlepszym rozwiązaniem było zwykle odejście.
- Co? Nie, zaczekaj! - Czarnowłosy złapał Louisa za rękę i pociągnął, aby przyjaciel ponownie usiadł obok niego. - Nawet nie wiesz jaki mam plan.
Louis wywrócił oczami, kiedy poczuł mocne szarpnięcie, przez które ponownie wylądował na ziemi. Ukradkiem zerknął w stronę boiska, żeby upewnić się, że nikt nie zwrócił na nich uwagi. Już wystarczająco dużo razy zbłaźnił się przed Harrym.
- I nie mam zamiaru, Cally. Twoje pomysły są beznadziejnie głupie i nie wkręcisz mnie po raz kolejny. - Szatyn starał się uwolnić nadgarstek z uścisku Hooda, jednak mulat nie chciał go puścić. - Puszczaj mnie, azjato - warknął Tomlinson i użył całej swojej siły, aby uzyskać władze nad własną ręką. Ich szarpanina trwała małą chwile, do czasu aż Louis nie próbował ugryźć Hooda. Calum jednak nijak zareagował na tak drastyczny ruch i po prostu zaśmiał się.
- Ten pomysł ci się spodoba i zadziała, obiecuje! - Calum zerwał się na równe nogi i zarzucił plecak na ramiona. Zbyt długo zasiedział się z Louisem. - Jak do ciebie przyjdę, to wszystko ci wyjaśnię. Zaufaj mi. - Calum uśmiechnął się szeroko i odgarnął czarne włosy na bok. - Muszę lecieć, ale widzimy się popołudniu, Boo! - krzyknął Hood, kiedy biegł już w stronę szkoły. Jego głos był wystarczająco donośny, aby niektórzy piłkarze usłyszeli słowa czarnowłosego.
Niebieskooki jęknął cicho i ukrył twarz w dłoniach, kiedy napotkał spojrzenie Harry'ego. Louis naprawdę nie miał już nic do stracenia.
_______________________________
Z racji tego, że mam parę rozdziałów do przodu (wow, sama nie mogę w to uwierzyć 😂), pierwszy rozdział macie już teraz! Co myślicie?
Miłego wieczoru! xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro