Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział drugi 💦

Niebieskooki wepchnął sobie do buzi kolejną porcje serowych chrupek, a w dłoni ścisnął pada, kiedy z łatwością ogrywał Caluma. Takie wieczory mógł mieć każdego dnia. Do szczęścia wystarczyło mu śmieciowe jedzenie, kanapa i najlepszy kumpel, który zacięcie starał się wygrać rozgrywkę.

- I jak ma się pan Irwin? - zapytał Louis, w którego głosie słychać było prześmiewczą nutkę. To nie było tak, że nie chciał aby Calum był szczęśliwy i zakochany, ale w opinii szatynka, wzdychanie do nauczyciela, który był grubo starszy, nie było zbyt mądre. Owszem, nauczyciel historii potrafił oczarować swoim głębokim głosem i lekkimi dołeczkami w policzkach, ale to nadal nauczyciel.

Calum przygryzł koniuszek języka i zmrużył oczy, kiedy starał się ograć Louisa, a jego noga samoistnie kopnęła niższego chłopaka w żebra. Louis jęknął cicho, a spomiędzy jego warg uciekł cichy śmiech.

- Jesteś wredny, ale powiem ci, że w tym roku wyglada jeszcze lepiej niż w poprzednim. - Hood zerknął na szatyna z szerokim uśmiechem na twarzy. - Nic nie mów, Tomlinson. Nie zmienisz mojego zdania i jeszcze zobaczysz, że będzie mnie pieprzył na biurku.

- Oszczędź mi szczegółów, proszę - jęknął Louis i pokręcił głowa, starając się usunąć złe obrazy z jego głowy. Jego wyobraźnia zbyt często działała aż za dobrze. - Idę po colę, chcesz też? - Szatyn odłożył pada na tapczan, widząc że Calum nie ma żadnych szans na wygraną i postanowił oszczędzić wstydu mulatowi.

- Tchórzysz, bo wiesz, że ze mną przegrasz? - Brwi Hooda powędrowały w górę, kiedy zobaczył jak jego przyjaciel podnosi się z kanapy. - Wiedziałem, że jesteś cienki. - Mulat rozłożył się na kanapie, z ramionami pod głową i głupim wyrazem twarzy.

Louis westchnął cicho i wolnym krokiem skierował się do kuchni. Nadal nie wiedział dlaczego przyjaźni się z Calumem, ale i tak kochał tego idiotę. Dzięki niemu odnalazł się w szkole i jako tako otworzył na ludzi. Poprawił dresowe spodnie, które były lekko za duże i przekroczył próg pomieszczenia.

- Cześć, mamo - mruknął i posłał lekki uśmiech swojej mamie, która siedziała przy kuchennym blacie i pisała coś na laptopie. Szatyn miał nadzieję, że kobieta nie słyszała ostatniej części rozmowy z Calumem. Od razu otworzył lodówkę i wyciągnął dwie puszki coli, po czym odszukał opakowanie żółtego sera.

- Cześć, Boo. Niedługo przygotuje kolacje, więc zapytaj Caluma czy zostanie, w porządku? - Brązowowłosa kobieta oderwała spojrzenie od ekranu i posłała swojemu synowi szeroki uśmiech.

- Jasne. - Louis wepchnął do buzi przekąskę i zamknął lodówkę przy pomocy nogi. - Ale myślę, że ty i ja dobrze wiemy, że na twoje kolacje on zawsze zostanie - dodał Louis ze śmiechem i posłał swojej mamie jeszcze jeden uśmiech. - Zawołaj mnie, jeżeli będziesz potrzebować pomocy. - Jay pokiwała tylko głową i zamknęła laptop, kiedy jej syn wyszedł z kuchni.

Szatyn wrócił do salonu, w którym Calum już zdążył rozwalić się na kanapie i wyłączyć ulubioną grę gospodarza. Louis wywrócił tylko oczami na zachowanie swojego przyjaciela, bo cóż, był do tego przyzwyczajony. Już pierwszego dnia, kiedy rozmawiali ze sobą po raz pierwszy, dostrzegł lekkie podejście do życia Hooda. On nigdy nie widział konsekwencji swoich czynów i po prostu łapał chwile. To była jedna z nielicznych rzeczy, których Louis zazdrościł mulatowi.

- Niedługo będzie kolacja - mruknął Tomlinson i zrzucił nogi Caluma na podłogę, po czym wręczył mu puszkę coli. - Może zobaczymy czy jest jakiś mecz? - zapytał i spojrzał na rozwalonego Hooda z nadzieją.

Brązowooki przeniósł spojrzenie z ekranu telewizora i przyjrzał się szatynowi, który wpatrywał się w niego oczami szczeniaczka. Czasami rozbrajało go spojrzenie Louisa. Jednak lekko obsesyjna miłości Tomlinsona do piłki nożnej, przypomniała mu o cudownym planie, który ma pomóc spełnić marzenia szatynka.

- Właśnie! - wykrzyknął podekscytowany i zerwał się z kanapy. Stanął przed zdezorientowanym Louisem, który zastygł w jednej pozycji z puszką w połowie drogi do ust. - Dziękuje, że mi przypomniałeś, Lou! Wiem jak ci pomóc w wejściu do drużyny. - Oznajmił i założył ręce na klatce piersiowej, po czym spojrzał na swojego przyjaciela z góry. W jego spojrzeniu widniała duma.

Louis przez krótki moment wpatrywał się w Hooda, po czym gwałtownie pokręcił głową. Nie mógł pozwolić, żeby Calum wyrzucił z siebie wszystkie swoje myśli. Od czasu, kiedy kazał Tomlinsonowi dać łapówkę trenerowi, Louis nie chciał słuchać Caluma.

- Nie, nie, nie. Cokolwiek to jest, nie zrobię tego! - Stwierdził stanowczo szatyn i napił się gazowanego napoju. Nachylił się, żeby złapać za pilot od telewizora, jednak Calum go wyprzedził i przejął pożądany przez szatyna przedmiot. - Ej, oddaj mi to!

- Nie, dopóki mnie nie wysłuchasz. Inaczej wyjdę z twojego domu z pilotem w kieszeni. - Na potwierdzenie swoich słów, czarnowłosy schował podłużny przedmiot do tylniej kieszeni spodni. Z gardła Louis uciekł cichy jęk zawodu, kiedy zobaczył co zrobił jego najlepszy przyjaciel. W takiej sytuacji był gotowy rzucić się, powalić Caluma i siłą odzyskać pilot, jednak szanse na to, że w ogóle wstanie z kanapy, były naprawdę niewielkie.

- Niech będzie - westchnął cicho i zamknął oczy, mając nadzieję, że kiedy je otworzy, Caluma przed nim nie będzie.

Na twarzy Hooda pojawił się zadowolony uśmiech, kiedy z ust Louisa usłyszał zgodę.
Tym razem miał naprawdę dobry plan i wiedział, że Tomlinson w końcu odpuści i stwierdzi dokładnie tak samo.

- W porządku. Mam coś dla ciebie, ale najpierw zamknij oczy. - Czarnowłosy usiadł obok szatyna i upewnił się czy Louis nie podgląda. - Ile pokazuje palców? - zapytał i przystawił pod nos szatyna trzy palce.

- No nie wiem - westchnął Louis i pokręcił głową. - Środkowy palec?

- W porządku - stwierdził zadowolony i wcisnął w dłoń Tomlinsona małą karteczkę. - A teraz otwórz oczy, cieniasie i zobacz co dla ciebie zdobyłem.

Z początku, Louis uchylił jedną powiekę i ostrożnie przyjrzał się twarzy mulata. Kompletnie nie ufał momentom, kiedy Calum dawał mu jakiekolwiek rady. Jednak uczucie papieru między palcami dało mu odczucie ulgi.

- Co to jest? - zapytał z nutką niepewności w głosie i wolnym ruchem rozłożył kawałek papieru. Zmarszczył brwi, kiedy zobaczył ciąg liczb. - To jakiś kod do bomby atomowej? Ja wiem, że szkoła nie jest twoim drugim domem, ale żeby od razu...

- To numer Harry'ego, idioto - warknął czarnowłosy i wyrwał papier z dłoni niższego chłopaka. - Gdzie masz telefon?

- Co? - Oczy Louisa rozszerzyły się, kiedy zrozumiał słowa przyjaciela. - Po cholerę mi numer Harry'ego? - zapytał szybko, prawdopodobnie zbyt szybko, ale ta informacja spłynęła na niego niespodziewanie i nie wiedział co myśleć. To nie było tak, że on nie chciał mieć numeru swojego zauroczenia, ale wiedział, że wystarczyłoby zwykle "hej" w wiadomości do loczka, a zaczerwieniły by się ze wstydu.

- Jesteś taki tępy, Tomlinson - westchnął Calum, za co otrzymał uderzenie w tył głowy. Zanim jednak Calum zdążył oddać z taką samą siłą, do ich uszu dobiegł głos Jay.

- Tylko mi się nie bijcie, chłopcy!

Louis zerknął na Caluma, po czym westchnął. Naprawdę głośno i odsunął się od chłopaka. Postanowił wysłuchać planu mulata do końca, a dopiero potem protestować.

- To po co mi ten numer? -zapytał, kiedy upewnił się, że jego mama zajęła się swoimi sprawami. Jay była ciekawska i koniecznie musiała wiedzieć co dzieje się w życiu jej syna, dlatego Louis wolał dwukrotnie sprawdzić.

- Napiszesz do niego - mruknął Calum jakby to było oczywiste. Czasami nie wiedział co dzieje się w głowie Tomlinsona, że nie rozumie najprostszych rzeczy. 

- I?

- I zbajerujesz go tym swoim gadaniem nerda, a on pomoże ci w piłce. - Hood wzruszył ramionami usiadł wygodnie na kanapie. - Na początku pewnie będzie zdystansowany, ale kto by się tobie oparł, Boo? To niemożliwe. Nawet taki twardziel jak ja, nie dał rady.

Louis skrzywił się na słowa Caluma. Ten pomysł nie był najgłupszy, ale szatyn nie był do niego przekonany. Głupio by mu było napisać anonimowo do Harry'ego i powoli prosić o lekcje piłki nożnej. To głupie. Chociaż z drugiej strony, anonimowa wiadomość była bezpieczniejszym wyjściem niż bezpośrednie starcie.

- Skąd w ogóle masz ten numer? - zapytał, aby zmienić temat. Miał nadzieje, że Calum da mu trochę czasu na przemyślenie.

- Znasz Nialla, nie? To jego przyjacielem jest Zayn, który jest chłopakiem Liama Payne'a i to właśnie on dał mi numer. - Calum uśmiechnął się szeroko, a w jego brązowych oczach pojawiła się iskierka dumy. - A jak dobrze wiesz, Liam gra w jednej drużynie z Harrym i łatwo poszło. Zayn podobno obiecał mu obcią...

- Jezu, Calum, zamknij się! - warknął Louis, czując jak czerwieni się ze złości i zażenowania. Szybko zasłonił usta czarnowłosego własną ręką. Jego mama nie mogła usłyszeć gadania Hooda. - Bez szczegółów - dodał i w dalszym ciągu trzymał dłoń przy twarzy przyjaciela, jednak zabrał ją szybko, kiedy poczuł język  chłopaka na swojej skórze. - Fuj, jakie z ciebie zwierze. Współczuje panu Irwinowi - mruknął zdegustowany i wytarł dłoń o materiał czarnej koszulki.

- Po prostu napisz do Stylesa i zobaczymy co się stanie. - Calum wywrócił oczami i wyciągnął pilot z kieszeni. - Najwyżej dowie się kim jesteś i ucieknie, nic wielkiego.

Louis spojrzał kątem oka na czarnowłosego, który wyglądał jakby zapomniał o całej sytuacji, po czym ponownie przyjrzał się karteczce z numerem.

Sam nie wiedział co myśleć.




______________________________

Oto kolejny rozdział! Jeśli widzicie jakiś błąd, napiszcie! Możliwe, że coś mi umknęło 🙈

Jak się macie? Ktoś już jest gotowy do szkoły?

Miłego wieczoru! xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro