prolog 💦
- Hej, możesz podać piłkę?
Do uszu skupionego szatyna dotarł czyjś głos. Lekko zdezorientowany chłopak oderwał spojrzenie od książki i rozejrzał się. Pierwszym co zauważył, była czarno biała piłka, która wolnym tempem toczyła się w jego kierunku. Dopiero, kiedy okrągły przedmiot zatrzymał się pare kroków od niego, dostrzegł nieznajomego chłopaka, który stał kawałek dalej z dłońmi skrzyżowanymi na klatce piersiowej. Louis widział, że ubrany jest w granatowy strój sportowy i domyślił się, że należy do szkolnej drużyny piłki nożnej. Mógł zobaczyć, jak brązowe włosy były związane w koka.
- To podasz czy nie? - Głos chłopaka stał się bardziej zniecierpliwiony. Nie wiedział dlaczego nieznany mu uczeń nie może wstać i podać mu piłki. Widział na twarzy szatyna lekkie wahanie, kiedy jego spojrzenie przeskakiwało z piłki na piłkarza.
Szatynek zamknął książkę i powoli podniósł się z trawy, na której siedział. Nie wiedział czy to dobry pomysł, aby podać piłkę wysokiemu chłopakowi. Od urodzenia był straszną niezdarą i na każdym kroku potrafił wyrządzić sobie lub komuś krzywdę. Jednak nie chciał odmawiać pomocy, zwłaszcza że to był jego pierwszy tydzień w nowej szkole i nie chciał wyjść na nieuprzejmego. Tym bardziej, że czujny wzrok chłopaka wypalał dziurę w jego ciele.
Louis niepewnym krokiem podszedł do piłki i przez moment na nią patrzył. Trzymał się z daleka od każdego sportu, chociaż w głębi duszy czuł ogromne zamiłowanie do piłki nożnej. Od dziecka oglądał wszystkie wielkie imprezy i rozgrywki miejscowej drużyny, jednak nigdy nie odważył się wziąć udziału w jakichkolwiek eliminacjach. Wiedział, że czego by nie próbował, to się nie dostanie.
Jeszcze raz zerknął na piłkarza, który wzdychał cicho pod nosem. Sam mógł pójść po piłkę i już dawno dołączyłby do treningu z kumplami, ale był zbyt leniwy i zmęczony, żeby nie poprosić o pomoc szatyna.
Louis wziął głęboki wdech, po czym użył całej swojej siły woli i uwagi, żeby idealnie trafić w piłkę wewnętrzną częścią stopy. Odetchnął z ulgą i uśmiechnął się dumnie, kiedy trafił w piłkę, która ze sporą prędkością leciała w kierunku piłkarza. Miał nadzieje, że chłopak jest na tyle dobrym zawodnikiem, że przyjmie piłkę idealnie na klatkę piersiową, jednak piłkarz nie zauważył momentu, w którym Louis wykonał jakikolwiek ruch. Harry miał dosłownie chwilę na zorientowanie się w sytuacji, która wydarzyła się naprawdę szybko.
Szatyn pisnął i zakrył usta dłonią, kiedy okrągły przedmiot uderzył w twarz piłkarza. Na boisku zapanowała cisza, która przerwana została wybuchem śmiechu u pozostałych zawodników na murawie. Louis zerknął w tamtym kierunku, jednak szybko skupił się na wysokim chłopaku, który trzymał dłoń przy nosie. Tomlinson nerwowo poprawił swoją grzywkę, po czym szybko podbiegł do ucznia.
- Ja pierdole - mruknął Harry, kiedy w dalszym ciągu trzymał się za bolący nos. Z jego ust wydobył się cichy jęk, kiedy poczuł na swojej dłoni ciepłą krew. Na co mu było proszenie jakiś pierwszaków o pomoc?
Louis przez moment stał i wpatrywał się w piłkarza, nie wiedząc co ma zrobić. Wiedział, że tak to się skończy, po prostu wiedział. Powinien trzymać się z daleka od piłki i po prostu odmówić. Pokręcił zmieszany głowa i przygryzł dolną wargę. Dopiero z bliska Louis mógł dostrzec zielone oczy sportowca i automatycznie je pokochał. Pierwszy raz widział tak oryginalny i głęboki kolor. Dodatkowym uroczym akcentem, były wystające spod gumki pojedyncze kosmyki brązowych loczków. Szatyn domyślał się, że zielonooki jest od niego starszy. Przynajmniej na takiego wyglądał.
- Mogłeś uprzedzić, że jesteś łamagą - mruknął piłkarz, kiedy przychylił głowę do przodu z dłonią przy nosie. Jego głos był cierpki i trochę szorstki, ale Louis uważał go za całkiem przyjemny dla ucha.
- Przepraszam, naprawdę nie chciałem. - Louis poczuł jak na jego policzkach wykwita blady rumieniec spowodowany słowami chłopaka i cichymi śmiechami innych sportowców, którzy nadal byli na boisku. - Bardzo cię boli? - zapytał i stanął na palcach, starając się zobaczyć stan nosa starszego chłopaka. Loczek nie był jednak zbyt przychylny i odsunął się od niskiego szatyna. Mógł dostrzec jego niebieskie oczy, w których widoczne było przejęcie.
- A jak myślisz? - zapytał sarkastycznie, po czym odwrócił się do swoich kumpli z drużyny. - Mi na dzisiaj starczy. Grajcie beze mnie - dodał i delikatnie kopnął piłkę w ich kierunku.
Louis przeskoczył z nogi na nogę, kiedy czekał aż piłkarz ponownie się odwróci.
- Może zaprowadzę cię do pielęgniarki? - zapytał nieśmiało i delikatnie stuknął wyższego chłopaka w ramie. - Wydaje mi się, że powinna to zobaczyć - dodał, kiedy zielonooki gwałtownie odwrócił się w jego kierunku. Szatyn wykonał jeden krok w tył i spuścił spojrzenie. Naprawdę było mu wstyd, kiedy czuł spojrzenie piłkarza na całym swoim ciele. Dlaczego nie wziął piłki do ręki i po prostu nie podał?
- Poradzę sobie - bąknął cicho, po czym szybkim krokiem ruszył w kierunku szatni. Zerknął na szatyna, który nerwowo szarpał kraniec swojej białej bluzki. Jego jasnobrązowe włosy błyszczały ładnie w promieniach słonecznych. Szybko przestał się zachwycać nad nieznanym chłopakiem. Musiał jak najszybciej przemyć twarz, która już stała się brudna od krwi wymieszanej z potem. Dobrze, że niedługo mieli kończyć trening.
- Ale - zaczął Louis i szybko dogonił wysokiego chłopaka. Musiał truchtać, żeby dotrzymać tempa piłkarzowi. - Mogę cię odprowadzić, tylko nie wiem gdzie jest gabinet i musiałbyś mi wskazać drogę, ale myślę, że ktoś musi to zobaczyć. - Louis nie miał zamiaru poddać się i przekonać ucznia do wizyty w gabinecie pielęgniarki. Czuł się winny za rozwalony nos zielonookiego i nie mógł tak po prostu go zostawić.
- Posłuchaj, kolego. - Piłkarz nagle zatrzymał się, przez co szatyn wpadł na plecy zielonookiego. Jęknął cicho, kiedy jego policzek zderzył się z barkiem chłopaka, jednak zaraz od niego odskoczył. Już otwierał usta, żeby przeprosić, jednak sportowiec posłał mu uciszające spojrzenie. - Przyjmuje przeprosiny, okey? Ale proszę cię, nie idź już za mną. Boli mnie nos i chce odpocząć, a twoje gadanie w niczym nie pomaga. Wróć do swojej książki czy coś i po prostu daj mi spokój. - Piłkarz ostatni raz spojrzał na szatyna, po czym odwrócił się i ponownie ruszył w kierunku szatni. Musiał odpocząć.
Louis spuścił spojrzenie na swoje niebieskie vansy i zmarszczył brwi. Czuł się naprawdę głupio i było mu troszkę wstyd, że nawet piłki nie potrafi kopnąć. Naprawdę miał nadzieję, że się nie zbłaźni i udowodni, że nie jest aż taką łamagą.
- Przepraszam! - krzyknął ostatni raz, zanim sylwetka sportowca nie zniknęła w budynku szatni. Szatyn pokręcił głową i wcisnął bluzkę w spodnie, po czym powoli ruszył w miejsce, gdzie zostawił swój plecak i książkę.
Czuł, że nie mógł wymarzyć sobie lepszego początku szkoły.
_________________________________
Hejka! Prolog nie należy do najciekawszych, ale w dalszych rozdziałach będzie się działo!
Mam nadzieję, że to luźne ff komuś się spodoba 🙊
Miłego wieczoru! xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro