Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

prolog 💦

- Hej, możesz podać piłkę?

Do uszu skupionego szatyna dotarł czyjś głos. Lekko zdezorientowany chłopak oderwał spojrzenie od książki i rozejrzał się. Pierwszym co zauważył, była czarno biała piłka, która wolnym tempem toczyła się w jego kierunku. Dopiero, kiedy okrągły przedmiot zatrzymał się pare kroków od niego, dostrzegł nieznajomego chłopaka, który stał kawałek dalej z dłońmi skrzyżowanymi na klatce piersiowej. Louis widział, że ubrany jest w granatowy strój sportowy i domyślił się, że należy do szkolnej drużyny piłki nożnej. Mógł zobaczyć, jak brązowe włosy były związane w koka.

- To podasz czy nie? - Głos chłopaka stał się bardziej zniecierpliwiony. Nie wiedział dlaczego nieznany mu uczeń nie może wstać i podać mu piłki. Widział na twarzy szatyna lekkie wahanie, kiedy jego spojrzenie przeskakiwało z piłki na piłkarza.

Szatynek zamknął książkę i powoli podniósł się z trawy, na której siedział. Nie wiedział czy to dobry pomysł, aby podać piłkę wysokiemu chłopakowi. Od urodzenia był straszną niezdarą i na każdym kroku potrafił wyrządzić sobie lub komuś krzywdę. Jednak nie chciał odmawiać pomocy, zwłaszcza że to był jego pierwszy tydzień w nowej szkole i nie chciał wyjść na nieuprzejmego. Tym bardziej, że czujny wzrok chłopaka wypalał dziurę w jego ciele.

Louis niepewnym krokiem podszedł do piłki i przez moment na nią patrzył. Trzymał się z daleka od każdego sportu, chociaż w głębi duszy czuł ogromne zamiłowanie do piłki nożnej. Od dziecka oglądał wszystkie wielkie imprezy i rozgrywki miejscowej drużyny, jednak nigdy nie odważył się wziąć udziału w jakichkolwiek eliminacjach. Wiedział, że czego by nie próbował, to się nie dostanie.

Jeszcze raz zerknął na piłkarza, który wzdychał cicho pod nosem. Sam mógł pójść po piłkę i już dawno dołączyłby do treningu z kumplami, ale był zbyt leniwy i zmęczony, żeby nie poprosić o pomoc szatyna.

Louis wziął głęboki wdech, po czym użył całej swojej siły woli i uwagi, żeby idealnie trafić w piłkę wewnętrzną częścią stopy. Odetchnął z ulgą i uśmiechnął się dumnie, kiedy trafił w piłkę, która ze sporą prędkością leciała w kierunku piłkarza. Miał nadzieje, że chłopak jest na tyle dobrym zawodnikiem, że przyjmie piłkę idealnie na klatkę piersiową, jednak piłkarz nie zauważył momentu, w którym Louis wykonał jakikolwiek ruch. Harry miał dosłownie chwilę na zorientowanie się w sytuacji, która wydarzyła się naprawdę szybko.

Szatyn pisnął i zakrył usta dłonią, kiedy  okrągły przedmiot uderzył w twarz piłkarza. Na boisku zapanowała cisza, która przerwana została wybuchem śmiechu u pozostałych zawodników na murawie. Louis zerknął w tamtym kierunku, jednak szybko skupił się na wysokim chłopaku, który trzymał dłoń przy nosie. Tomlinson nerwowo poprawił swoją grzywkę, po czym szybko podbiegł do ucznia.

- Ja pierdole - mruknął Harry, kiedy w dalszym ciągu trzymał się za bolący nos. Z jego ust wydobył się cichy jęk, kiedy poczuł na swojej dłoni ciepłą krew. Na co mu było proszenie jakiś pierwszaków o pomoc?

Louis przez moment stał i wpatrywał się w piłkarza, nie wiedząc co ma zrobić. Wiedział, że tak to się skończy, po prostu wiedział. Powinien trzymać się z daleka od piłki i po prostu odmówić. Pokręcił zmieszany głowa i przygryzł dolną wargę. Dopiero z bliska Louis mógł dostrzec zielone oczy sportowca i automatycznie je pokochał. Pierwszy raz widział tak oryginalny i głęboki kolor. Dodatkowym uroczym akcentem, były wystające spod gumki pojedyncze kosmyki brązowych loczków. Szatyn domyślał się, że zielonooki jest od niego starszy. Przynajmniej na takiego wyglądał.

- Mogłeś uprzedzić, że jesteś łamagą - mruknął piłkarz, kiedy przychylił głowę do przodu z dłonią przy nosie. Jego głos był cierpki i trochę szorstki, ale Louis uważał go za całkiem przyjemny dla ucha.

- Przepraszam, naprawdę nie chciałem. - Louis poczuł jak na jego policzkach wykwita blady rumieniec spowodowany słowami chłopaka i cichymi śmiechami innych sportowców, którzy nadal byli na boisku. - Bardzo cię boli? - zapytał i stanął na palcach, starając się zobaczyć stan nosa starszego chłopaka. Loczek nie był jednak zbyt przychylny i odsunął się od niskiego szatyna. Mógł dostrzec jego niebieskie oczy, w których widoczne było przejęcie.

- A jak myślisz? - zapytał sarkastycznie, po czym odwrócił się do swoich kumpli z drużyny. - Mi na dzisiaj starczy. Grajcie beze mnie - dodał i delikatnie kopnął piłkę w ich kierunku.

Louis przeskoczył z nogi na nogę, kiedy czekał aż piłkarz ponownie się odwróci.

- Może zaprowadzę cię do pielęgniarki? - zapytał nieśmiało i delikatnie stuknął wyższego chłopaka w ramie. - Wydaje mi się, że powinna to zobaczyć - dodał, kiedy zielonooki gwałtownie odwrócił się w jego kierunku. Szatyn wykonał jeden krok w tył i spuścił spojrzenie. Naprawdę było mu wstyd, kiedy czuł spojrzenie piłkarza na całym swoim ciele. Dlaczego nie wziął piłki do ręki i po prostu nie podał?

- Poradzę sobie - bąknął cicho, po czym szybkim krokiem ruszył w kierunku szatni. Zerknął na szatyna, który nerwowo szarpał kraniec swojej białej bluzki. Jego jasnobrązowe włosy błyszczały ładnie w promieniach słonecznych. Szybko przestał się zachwycać nad nieznanym chłopakiem.  Musiał jak najszybciej przemyć twarz, która już stała się brudna od krwi wymieszanej z potem. Dobrze, że niedługo mieli kończyć trening.

- Ale - zaczął Louis i szybko dogonił wysokiego chłopaka. Musiał truchtać, żeby dotrzymać tempa piłkarzowi. - Mogę cię odprowadzić, tylko nie wiem gdzie jest gabinet i musiałbyś mi wskazać drogę, ale myślę, że ktoś musi to zobaczyć. - Louis nie miał zamiaru poddać się i przekonać ucznia do wizyty w gabinecie pielęgniarki. Czuł się winny za rozwalony nos zielonookiego i nie mógł tak po prostu go zostawić.

- Posłuchaj, kolego. - Piłkarz nagle zatrzymał się, przez co szatyn wpadł na plecy zielonookiego. Jęknął cicho, kiedy jego policzek zderzył się z barkiem chłopaka, jednak zaraz od niego odskoczył. Już otwierał usta, żeby przeprosić, jednak sportowiec posłał mu uciszające spojrzenie. - Przyjmuje przeprosiny, okey? Ale proszę cię, nie idź już za mną. Boli mnie nos i chce odpocząć, a twoje gadanie w niczym nie pomaga. Wróć do swojej książki czy coś i po prostu daj mi spokój. - Piłkarz ostatni raz spojrzał na szatyna, po czym odwrócił się i ponownie ruszył w kierunku szatni. Musiał odpocząć.

Louis spuścił spojrzenie na swoje niebieskie vansy i zmarszczył brwi. Czuł się naprawdę głupio i było mu troszkę wstyd, że nawet piłki nie potrafi kopnąć. Naprawdę miał nadzieję, że się nie zbłaźni i udowodni, że nie jest aż taką łamagą.

- Przepraszam! - krzyknął ostatni raz, zanim sylwetka sportowca nie zniknęła w budynku szatni. Szatyn pokręcił głową i wcisnął bluzkę w spodnie, po czym powoli ruszył w miejsce, gdzie zostawił swój plecak i książkę.

Czuł, że nie mógł wymarzyć sobie lepszego początku szkoły.





_________________________________

Hejka! Prolog nie należy do najciekawszych, ale w dalszych rozdziałach będzie się działo!

Mam nadzieję, że to luźne ff komuś się spodoba 🙊

Miłego wieczoru! xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro