Sixty five
ZAPRASZAM NA SAVE ME
Otwieram oczy i mrugam kilkakrotnie, przyzwyczajając się do światła. Czuję, że jestem przytulana przez silne ramiona oraz czuję ciepły oddech na mojej szyi. Rozglądam się po pomieszczeniu i zauważam, że znajduję się w salonie Harry'ego. Zdając sobie sprawę co się wczoraj stało, zaczynam się śmiać, budząc przy tym chłopaka.
-Ktoś ma z rana dobry humor-mruczy pod nosem. Przeciera zaspane oczy i pochyla się nade mną, przyglądając mi się. Całuje mnie w usta-Z jakiego to powodu?-pyta, podpierając swoją głowę o rękę.
-Czy my naprawdę to zrobiliśmy?-śmieję się nadal.
-Tak-uśmiecha się.
-Nadal zastanawiam się jak-kręcę głową rozbawiona.
-Albo moje łóżko jest słabo wytrzymałe-rzuca-Albo-zaczyna poruszać brwiami, więc zasłaniam mu usta.
-Nie mów tego-proszę go. On tylko kiwa głową i nagle liże moją dłoń-Fuj, Styles-odsuwam szybko rękę.
-Wybacz-śmieje się głupio-Ale wczorajsza noc była ciekawa-mówi, całując mnie w usta.
-Rzeczywiście, szczególnie jak wylądowaliśmy na dywanie-kręcę głową.
-Ale za którym razem? Musisz przyznać, że mam bardzo wygodne dywany.
-Wytrzymalsze niż łóżka-wzruszam ramionami-Musisz mnie odwieźć do domu-mówię.
-Dlaczego?
-Jace pewnie w nim siedzi, a nie chcę go zostawiać samego-informuję go-Z resztą będziesz mógł zostać u mnie. Co ty na to?-pytam.
-Jasne, czemu nie. Ale lepiej, żebyśmy nie spotkali twojej uroczej sąsiadki-śmieje się.
-Widzę, że pani Simpson wpadła ci w oko, ale nie jesteś w jej typie. Ona woli spokojnych mężczyzn, którzy nie niszczą łóżek przy najbliższej okazji.
Wszystkiego najlepszego :D Wybaczcie, że scenki nie napisałam, ale po prostu nie lubię tego pisać, więc stwierdziłam, że nic się nie stanie jeśli tego nie zrobię :3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro