Fifty one
Idę do drzwi, kiedy ktoś puka, ubrana w niebieską sukienkę, z lekkim makijażem i włosami związanymi w kucyka. Wiem, że to Harry, bo umówiliśmy się dokładnie na dziewiętnastą. Otwieram drzwi, a przed sobą widzę bruneta, który ubrany jest w białą koszulę i swoje ulubione czarne jeansy, w dłoni trzyma róże.
-Cześć-usmiecha się do mnie i podaje kwiatka.
-Dziękuję-odwzajemniam uśmiech i idę wstawić go do wazonu.
-Gdzie twoje dresy?-śmieje się, przyglądając się mojej osobie.
-Stwierdziłam, że nie będę się szczególnie dla ciebie starała-mówię z sarkazmem.
-A jednak zauważyłem te białe trampki-wskazuje na moje nogi.
-Nie pochlebiaj sobie, to dla mojej wygody. Zawsze mogę założyć szpilki-ostrzegam.
-Nie, tak jest idealnie-uśmiecha się.
-Idziemy?
-Oczywiście-kiwa głową i chwyta mnie za dłoń.
*
Droga w aucie Harry'ego mija miło, wśród śmiechu i śpiewania piosenek, które lecą w radiu. Jest naprawdę przyjemnie i ten wieczór zapowiada się miło. W pewnym momencie Harry zatrzymuje się na dość dobrze znanym mi parkingu-pod stadionem.
-Zabrałeś mnie na mecz?-marszczę brwi zdezorientowana.
-Dzisiaj nikt tu nie gra, ani nie ma treningu-uśmiecha się, odpinając pasy.
-Więc po co tu jesteśmy?-robię to samo co on, podczas kiedy otwiera drzwi i wychodzi z auta. Okrąża go i po chwili pojawia się u mojego boku, pomagając mi wyjść.
-Piknik-mówi, zamykając auto, a ówcześniej wyciągając z niego koszyk.
-Piknik na boisku?-śmieję się z tego pomysłu.
-Romantycznie, prawda?
-Raczej dziwne-wzruszam ramionami.
-Jesteśmy dziwni-mówi i całuje mnie usta.
Wczoraj był jeden rozdział, dzisiaj chyba też. Przepraszam, nie mam czasu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro