Co się wydarzyło u Ramosa? pt. III
Zastanawiałem się co ja robię ze swoim życiem, gdy wraz z Crisem, Ramosem, Pique, Gavim, Pedrim, Vinim, Lewym i Xavim siedziałem w samolocie do Barcelony. Prywatnym oczywiście. Chłopaki grali w Fifę, a ja przyglądałem się widokom za oknem.
- Co tak siedzisz, Leo? - nagle z letargu wyrwał mnie głos Cristiano.
- A tak... myślę sobie - odparłem trochę głupio (dobra, bardzo głupio, ale nie moja wina że Ronaldo tak na mnie działa. Pieprzony kurwa ideał.)
No dobra, ale pewnie spytacie jak my się w ogóle znaleźliśmy w drodze do Katalonii? Już tłumaczę. Jak nasza ostatnia libacja alkoholowa dobiegła końca, a Gavi cały dywan zarzygał, Ramos stwierdził, że dłużej nas w domu nie będzie przetrzymywał. Neymar i Mekambe wrócili do Paryża. Na jakiś trening czy coś tam. Ja tak szczerze mam PSG głęboko w dupie. Mam już serdecznie dość grania tam i jedyne czego chce to transferu do Barçy. Ronaldo szejków też ma gdzieś. Według niego Talisca ich jakoś pociągnie. Robercik i Xavi zaproponowali więc tour do Barcelony. Wszyscy się oczywiście zgodziliśmy, poza resztą trenerów. Zidane i Ancelotti powiedzieli, że z własnej woli to oni nigdy do tego "miasta diabła" nie pojadą. Madridistas z krwi i kości. Za to Guardiola oznajmił, że jak Francuz zostaje, to on też. Ciekawie. Ja nie wnikam co tam ich łączy. No ale kontynuując. Tanie linie lotnicze to nie dla nas, wiec Hernandez przysłał po nas swój prywatny odrzutowiec. Z Gonzalezem na pokładzie, który stwierdził, że ktoś musi tego wszystkiego pilnować.
I tak oto jesteśmy. Rozejrzałem się i zaśmiałem widząc, jak Pedri skanuje wzrokiem Viniciousa, na którym leżał przysypiający Gavira. Chyba tak średnio podoba mu się, że chłopaki są ze sobą tak blisko. Brazylijczyk może się spodziewać stalkownia swojej osoby ze wszystkich stron, bo Hiszpan nigdy nie da skrzywdzić swojego przyszywanego młodszego brata.
Nagle nieźle nami zatrzęsło, aż Ramos wskoczył Gerardowi na kolana. Gavi się obudził i popatrzył na Viniego maślanym wzrokiem, a ja pomyślałem, że Pedri zaraz eksploduje. Sam poczułem się skanowany wzrokiem, ale bałem się odwrócić, wiedząc kto się na mnie gapi. Cristiano Ronaldo dos Santos Aveiro. Uratował mnie głos Lewego, robiącego za drugiego pilota (pierwszym był oczywiście Xavi), który oznajmił nam, że za chwilę lądujemy. Popatrzyłem w okno, a moje serce zabiło mocniej. Barcelona. Moja Barcelona. Moje miasto. Mój dom.
Gdy wysiedliśmy z samolotu Pedri od razu poprosił na stronę Pablo, pewnie żeby z nim pogadać o jego relacji z Brazylijczykiem. Na kolejnej popijawie będę musiał złapać starszego Hiszpana, to wszystkiego się dowiem.
- Dobra, z racji tego, że jest nas w chuj - zaczął Lewandowski, rozprostowując kości - do jednego auta się nie zmieścimy. Więc ze mną jedzie młodzież, a stare chuje razem.
- Sam jesteś stary chuj! - warknął Ramos, na co Polak tylko wystawił mu fucka. Jakby nie Gerard, który powstrzymał Sergio, to Robercik byłby już pewnie bez zębów.
Po dojechaniu do domu Xaviego i kupieniu po drodze alkoholu, wypakowalismy go z samochodu do piwniczki. Była dopiero 16, więc do jakiejś 21 będziemy się nudzić. Chłopaki rozeszli się do różnych części rezydencji. Ramos i Geri na siłownię, Xavi i Robercik gdzieś na górę, chuj wie po co, a reszta do salonu, bo akurat leciał "Zbuntowany anioł". Ja skierowałem się do kuchni, z chęcią napicia się wody. Zdziwiłem się, że przy wyspie siedzi Pedri, racząc się piwem. Wyglądał jak wrak człowieka, ale postanowiłam nie czekać do wieczora i nalewając sobie napoju do szklanki spytałem:
- Co, zazdrosny o Gaviego?
- Yhm - Hiszpan tylko wymruczałz zerkając na mnie przelotnie - ten down miał z trzydziestu crushy, ale to coś innego. On naprawdę mu się podoba i to z wzajemnością.
- Powiedział ci tak? - kontynuowałem, zakręcając butelkę.
- Powiedział, że go lubi. A Gavi nigdy nie mówi, że kogoś lubi - Gonzalez wziął znowu łyk piwa - Leo, jak on się z nim zejdzie to będę już kompletnie kurwa sam, kumasz?
Pokiwalem głową. Czyli Pedro boi się, że straci przyjaciela. Było mi go trochę szkoda. No dobra, w sumie się z nim utożsamiałem, bo po odejściu Neya do PSG czułem się tak samo.
- A ty nikogo nie masz na oku? - spytałem, upijając wodę.
- Właściwie to nie w...- Pedriemu przerwał krzyk Gaviego
- Chłopaki, patrzcie kogo tu skołowaliśmy! - wydarł się, prowadząc za sobą Rodrygo.
Nie ogarniam po co i na co nam ten Brazylijczyk potrzebny, ale młodzi zawsze mieli coś nierówno pod sufitem. Popatrzyłem na Pedriego i prawie się oplułem życiodajnym napojem, który pochłaniałem. Hiszpan prawie że ślinił się, patrząc na chłopaka. No, to jednak ktoś mu się podoba. Kurwa, nigdy bym się tego nie spodziewał. No, ale o gustach się nie dyskutuje. Korzystając z bezcennej taktyki Cristiano, razem z Vinim i Gavim ulotniliśmy się z kuchni, "przez przypadek" zamykając drzwi. Na klucz. Dobra, jeszcze mi podziękują za to. Gavi stwierdził, że powiesimy na drzwiach kartkę, żeby ktoś czasem nie przeszkadzał naszej parce, czytaj nie wypuścił ich z pomieszczenia.
- Leo! - gdy Hiszpan i Brazylijczyk (nie ci z kuchni, tylko ci drudzy oczywiście) gdzieś sobie poszli, usłyszałem głos Ronaldo, schodzącego ze schodów - szukałem cię z dwadzieścia minut, gdzieś ty był?
- Bawiłem się w swatkę - odparłem z przekornym uśmiechem, na co Portugalczyk uniósł brwi - Pedri i Rodrygo, kumasz?
Cristiano prawie udlawił się powietrzem, zrobił wielkie oczy i tylko wydukał:
- C-co?
- To co slyszysz, jełopie - odpowiedziałem na jego jakże ciekawy wywód.
- Przepraszam bardzo, ale ja nie jestem jełopem, tylko najlepszym piłkarzem świata - obruszył się. Nie znam faceta z większym ego, naprawdę.
- Może nim byłeś jakieś dziesięć lat temu, ale pomijając, po co mnie szukałeś? - odparłem.
- Chciałem pogadać - odparł niepewnie i się... zarumienił? BOZE. CRISTIANO SIĘ RUMIENI. Mogę umierać, widziałem już wszystko. - Ale to może nie tutaj, hm?
Tak oto znaleźliśmy się na werandzie, siedząc w wiklinowych fotelach z poduszkami z logiem Barçy. Na szczęście obok nas rosło jakieś bliżej nieokreślone drzewo, które dawało cień, bo inaczej byśmy się ugotowali. Na południu Hiszpanii można się poczuć dosłownie jak na patelni. A jak się nie posmarujesz SPF' em to będziesz wyglądać jak Dembele.
- Ym... więc... - zaczął Cristiano, a ja dałem mu znak głową, żeby kontynuował - proszę, nie obraź się na mnie za to, co ci zaraz powiem, mozesz o tym zapomnieć, alb...
- Cris, po prostu powiedz - wszedłem {😏} mu w słowo.
Portugalczyk wziął głęboki oddech, popatrzył mi w oczy i powiedział:
- Zakochałem się w tobie, Leo. Zakochałem się w twoim uśmiechu, twoich oczach, twoim cudoownym charakterze. Nigdy nie spotkałem lepszej osoby niż ty. Jesteś idealny. Słodki, cudowny, miły i mógłbym tak wymieniać w nieskończoność. I zanim mnie zwyzywasz, wiedz, że ja na nic nie licze, rozumiem, że nic do mnie nie czujesz i że... - chciał dokończyć, ale przerwałem mu i nie mogąc słuchać tego pierdolenia połączyłem nasze usta w pocałunku.
Portugalczyk był zaskoczony, gdy nasze wargi się spotkały, ale oddał pocałunek. Dałem mu dostęp do moich ust nie bawiąc się w jakąś walkę o dominację. Z moich ust wydobyl się cichy jęk. I nagle, ni stąd, ni zowąd usłyszeliśmy głośne:
- A nie mówiłem!? Wiedziałem kurwa!
Oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy w drzwi balkonowe na werandę. Stali za nimi oczywiście Ramos, który darł się na całe gardło, Gerard, Vini i Gavi. Kiedy zobaczyli, że zdaliśmy sobie sprawę z ich obecności, zaczęli klaskać, gwizdać i krzyczeć "gorzko", a my z Crisem tylko popatrzyliśmy sobie w oczy i jeszcze raz załączyliśmy usta w pocałunku. Wiecie, dla widza. Swoją drogą, ciekawe gdzie wcieło Robercika i Xaviego?
Hejka! Takie coś mi wyszło. Mam nadzieję, że nie zawiodłam niewnikajj11 , PannaWood , Your_Fav_Kidd . Dziękuję za każde wyświetlenie, gwiazdkę i komentarz! Jesteście cudowni 🤍🤍🤍. Oby do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro