Co się wydarzyło u Ramosa? pt. II
Kiedy wypuściliśmy chłopaków z niewoli, niby byli na siebie wściekli, ale nie mogli ukryć rumieńców na twarzy. Patrzyli na wszystkich dookoła tylko nie na siebie. W końcu Vini poszedł z Sergio do kuchni, a Gerard zgarnął Gaviego i pojechali do sklepu. Umierałem z ciekawości co tam się wydarzyło. Wiedziałem, że dowiem się tego tylko w jeden sposób. Od Pedriego. Gavira zawsze się mu ze wszystkiego spowiada, a gdy postawi się mu kieliszek czy dwa to od razu wszystko wyśpiewa. Trzeba tylko poczekać, aż znów odwiedzę Barcelonę.
Schodziliśmy z Ronaldo po tych drewnianych schodach okrytych - a jakże - fioletowym dywanem, a mężczyzna szczerzył się jak opętany. Pod nosem nucił "Hala Madrid y nada mas". Tyle lat odkąd odszedł z Madrytu, a wciąż pamięta każde słowo. Patrzyłem na niego z uśmiechem na twarzy. Kiedy Portugalczyk był szczęśliwy to wydawało się, że cały świat wokół niego też jest szczęśliwy. W końcu mężczyzna nie wytrzymał:
- Przyznasz Leoś, że zajebista ze mnie swatka.
Pokręciłem jedynie głową z politowaniem. Ten to się nigdy nie zmieni. Zawsze znajdzie okazję żeby oznajmić światu, że jest najlepszy.
- Może powinieneś otworzyć agencję matrymonialną? - spytałem ironicznie.
- A wiesz, to niezły pomysł na emeryturę...- odparł Portugalczyk - agencja 'Cristiano cię zeswata,' Zarobiłaby miliony. Jeszcze jakiś program by dla mnie zrobili, pokroju " Hotelu Paradise". A swoją drogą, niezła nazwa, co nie?
Teraz już nie wytrzymałem i ryknąlem śmiechem, tak, że chyba cały Madryt mnie usłyszał. Pech jednak chciał, że potknąłem się na tym cholernym dywanie i prawie wywinąłem orła. No właśnie, prawie. Już byłem przygotowany na spotkanie z twardą powierzchnią, ale w ostatniej chwili poczułem ręce Cristiano oplatające się wokół mojej talii. Gdy spojrzeliśmy sobie w oczy, wydawało mi się, że zastygliśmy na całe lata, stojąc w tej dziwnej pozycji na schodach. Nie mogłem oderwać od niego wzroku. Był...idealny. Cholera Leo, masz żonę! Dobra ostatnio układa nam się fatalnie, ale to jednak żona! Kobieta twojego życia, matka twoich dzieci. Nie powinieneś nawet myśleć w ten sposób o jakimś obcym facecie.
Bóg wie ile tak sterczeliśmy, przeżywając życiowe rozterki. Może pięć minut, a może pół godziny. Chuj to wie. Nagle na schodach pojawił się Mekambe. Jak nas zobaczył to kopara mu opadła do samej ziemi. Wyciągnął telefon i cyknął nam fotkę.
- Jak Ney to zobaczy to chyba zemdleje z wrażenia... - powiedział i zaczął się oddalać.
Spojrzeliśmy na siebie z Crisem po raz ostatni i zaczęliśmy go gonić, o mało nie zabijając się na zakrętach. Czemu do jasnej cholery Ramos ma takie śliskie panele? Kylian był w cholerę szybki i nienaturalnie zwrotny. Nie mogliśmy go dogonić. Biegaliśmy tak z pół godziny, przez salon, kuchnię, kotłownie, wszystkie pięć sypialni na górze, sześć łazienek, siłownię, kryty basen, garaż. Trenerzy, którzy dalej oglądali tego "Lucyfera" patrzyli się na nas jak na wariatów, razem z Neymarem, który wcinał właśnie kanapki z sałatą.
Kiedy tak biegaliśmy, nagle z szafki spadł wazon. Ulubiony wazon Ramosa. Dźwięk tłuczonej porcelany przywołał gospodarza, który był zajęty ojcowską rozmową z Vinim. Złapał nas wszystkich za uszy i zaczął się wydzierać, że jeżeli zaraz się nie uspokoimy to wyślę nas na Sybir. Ogarneliśmy się, ale ta cholera aka Bagieta nie skasował zdjęcia. Byłem maksymalnie wkurwiony i chciałem sobie wmówić, że to dlatego tak pieką mnie policzki, i że wcale nie unikam wzroku Portugalczyka.
Usiedliśmy przy wyspie w kuchni, obok Neya, który wcinał już chyba piątą kanapkę z tą zieleniną, gdy od progu zaczęli wydzierać się Gavi i Gerard, że wrócili z zakupami. Gdy weszli do kuchni i postawili torby na blacie (Ney już zaczynał się do nich dobierać) Pique wręczył Sergio opakowanie czekoladek i namiętnie pocałował w policzek. Takie samo opakowanie Gavi wręczył Viniemu, który się nieźle zarumienił. Młodzi poszli na górę, żeby "odpocząć", ale wszyscy popatrzyliśmy na siebie z lennym facem. Cristiano miał za to minę dumnego ojca.
- Chłopaki, ja nie chcę nic mówić - Neymar przerwał tę wzruszającą chwilę, wychylając głowę z torby - ale nie kupiliście alkoholu...
- Żywcem nic nie bylo w pięciu marketach i dziecięciu monopolowych w jakich byliśmy! - odparł Geri, zasmucając całe towarzystwo- tylko jakieś obrzydliwe gorzkie wina.
- Wiecie kto nam może skołować alkohol?! - jak na zawołanie Xavi krzyknął z salonu - bo ja wiem! Już dzwonię do Robercika!
Odetchnęliśmy z ulgą, bo w sprawach alkoholowopodobnych Polacy nigdy nie nawalali. No ale zanim Lewy się tu pofatyguje to troche czasu upłynie. Z Barcelony do Madrytu jest kilka godzin drogi. Chyba, że poleci samolotem, wtedy będzie za jakąś godzinę. Ale przecież nie bedziemy siedzieć w kuchni chuj wie ile czasu.
- To co robimy, do czasu przyjazdu alkoholu? - spytał Mbappe, jakby czytając mi w myślach.
- Obejrzyjmy film! - wydarł się Ney, a reszta go poparła.
- Ale ci idioci - wskazałem na trenerów - zajęli nam telewizor.
- Spokojna głowa - powiedział Sergio - chodźcie to wam coś pokaże - dodał tajemniczo.
Wyszliśmy za Hiszpanem z kuchni w kierunku schodów. Pod nimi była ściana z fioletowej cegły. Ramos coś tam pomacał i nagle otwarła się przed nami luksusowa sala kinowa. Patrzyliśmy się na niego jak cielęta w malowane wrota.
- Zapraszam - głos Sergio wyrwał nas z letargu.
- Skarbie, ilu rzeczy jeszcze o tobie nie wiem? - spytał Pique, przekraczając próg pomieszczenia.
Ramos tylko się zaśmiał, po czym zwrócił się do Mekambe:
- Jesteś najmłodszy, to skocz po popcorn, nie przyjmuję protestów.
Francuz trochę pomarudził, ale końcowo udał się do kuchni. My natomiast rozsiedliśmy się wygodnie w fotelach. Ja zająłem miejsce między Neymarem i Cristano, obok Portugalczyka usiedli Hiszpanie, a obok Brazylijczyka zostało miejsce dla Kyliana. Ramos zaczął coś klikać, aż w końcu na ekranie pojawił się obraz. Chłopak stwierdził, że ogladamy "Obecność", a ja zajęczałem. Nienawidzę horrorów. Ronaldo gdy wyczuł mój strach delikatnie pogładził moją dłoń. W tym momencie cieszyłem się, że w pomieszczeniu było ciemno, bo cała twarz mnie paliła. W końcu Mbappe wrócił i zabraliśmy się za oglądanie.
Po jakiejś godzinie, i moich conajmniej trzech stanach przedzawałowych leżałem prawie że na Ronaldo, drżąc ze strachu. Czemu ja się na to zgodziłem!? Mogłem iść do tych emerytów na ten ich idiotyczny serial. Nagle usłyszeliśmy pukanie. Sergio otworzył ukryte drzwi. Za nimi stali przerażeni Xavi, Guardiola, Zidane i Ancelotti.
- Ch-hłopaki...- zaczął Hernandez, ale przerwał mu głośny huk z zewnątrz - ktoś chcę się do nas dostać...
Zamarliśmy na te słowa. Byliśmy obrzydliwie bogatymi facetami, którzy mieli tysiące wrogów. Nieraz ktoś chciał nas załatwić. Od niegroźnych pijaków, po mafię kolumbijską, a raczej starych znajomych Jamesa Rodrigueza.
Kiedy poszliśmy sprawdzić źródło dźwięku byłem wczepiony w Cristiano jak kleszcz. Ustaliliśmy, że dźwięk pochodzi zza drzwi frontowych. Nawet Gavi i Vini zbiegli z góry z roztrzepanymi włosami, a Brazylijczyk zapinał pasek na schodach. Nie wnikam co oni tam robili.
Wszyscy staliśmy, zastanawiając się co robić. Policja odpadała, to mogła być nawet mafia, która zalatwilaby nas zanim sięgnęlibyśmy po telefon. Nie mieliśmy nawet żadnej broni. Poza śpiewem Neya.
- Mam pomysł - zaczął w końcu Ramos - otworzymy drzwi, damy temu komuś wejść, a wtedy walnę w niego gorącym żelazkiem.
Wszyscy pokiwali głowami z aprobatą dla tego pomysłu. Zadrżałem jeszcze bardziej. Co tu się odpierdala?!
Po kilku minutach, kiedy żelazko zdążyło się zagrzać, oddaliliśmy się kilka kroków od drzwi. Xavi je otworzył, a Ramos rzucił zamierzonym przedmiotem w tajemniczego napastnika.
- Kurwa mać! - krzyknął ktoś po...rosyjsku? Albo polsku?
CHOLERA. Lewandowski! Otwarliśmy drzwi szerzej i naszym oczom ukazał się Polak, trzymający się za krocze. Za nim stały paczki z wódką.
- Popierdoliło was, żeby w niewinnego człowieka żelazkiem rzucać?! - wydarł się gracz Barcelony.
- Boze z downem...- powiedział Zidane, a my gdy tylko popatrzyliśmy na siebie i wybucznęliśmy śmiechem.
Hejkaa! Ostatnio troche słabo u mnie z weną, ale dodaję kolejną część tego shota z dedykacją dla niewnikajj11 . Mam nadzieję, że nie zawiodłam, i że do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro