Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

Hello :-) Postanowiłam dodać wam rozdział trochę wcześniej. Co prawda następnego nie mam jeszcze nawet w połowie, ale ostatnio dość łatwo piszę mi się tutaj więc myślę, że nie będzie przerwy maturalnej :)

Myślę, że dziś się wam bardzo spodoba! Bardzo :D 

Do następnego! :*

PS. Przepraszam za zaległości na blogach, ale ostatnio trochę więcej się uczyłam. Staram to nadrobić

*

Przez zasłony okienne do pokoju próbowało wkraść się słońce. Blondyn siedział na swoim łóżku i trzymał w rękach gitarę i uśmiechał się sam do siebie w półmroku. To uczucie ekscytacji, które ogarniało go, gdy wpatrywał się w przedmiot rosło. Harry podarował mu gitarę, którą właśnie trzymał w dłoniach, miał dobry słuch i nie potrzebował na szczęście stroika, by instrument miał idealny dźwięk. Naprawdę nie wiedział jak podziękować chłopakowi. Był to miły gest z jego strony i trochę szalony. Niall zaczynał mieć powoli wyrzuty sumienia, ale co miał zrobić? Jechać do Harry’ego, gdzie nie do końca pamiętał jak tam dotrzeć, po czym zostawić pod drzwiami to cudo? Chyba nie potrafiłby. Westchnął przeciągle odkładając gitarę na łóżko i podchodząc do okna. Odsunął zasłony na boki i  zmrużył oczy, gdy promienie słońca niby niechcący poraziły go. Kiedy przeszedł z powrotem na łóżko, w powietrzu tańczyły drobinki kurzu, jakby w hotelowym pokoju urządziły swój własny balet. Promienie słońca muskały je wesoło dodając im połysku, jeśli w ogóle było to możliwe, a one po prostu wirowały.

Nowy York tętnił życiem, nawet w najmniejszym jego zakamarku kręciło się strasznie dużo ludzi. Horanowi podobało się to, że miasto miało tyle do zaoferowania, było mu trochę szkoda, iż niedługo będzie stąd wyjeżdżał. Tylko, że gdyby zaczęło mu być szkoda opuszczać każde miejsce na ziemi, ta cała wycieczka stałaby się raczej męczarnią. Opadł na pościel wpatrując się w sufit i nadsłuchując odgłosy z ulicy przymknął oczy. Jakimś dziwnym trafem, pod powiekami zamajaczyła mu dziewczęca postać. Doskonale wiedział kim jest; długie ciemne włosy, które kaskadami opadały na jej chude ramiona. Nienaganna figura z wcięciem w tali, idealnie głębokie zielone oczy i fantastycznie wykrojone usta. Westchnął, spotkał ją dwa razy w życiu, choć wrażenie było całkiem inne, jakby wcześniej, kiedyś zdążyli na siebie trafić. Oparł swoją rękę o czoło, wciąż nie otwierając oczu. Trwając jakby w zawieszeniu pomiędzy snem, a rzeczywistością, starał się z dokładnością przejrzeć zakamarki swojej własnej biblioteki. Bingo – pomyślał, gdy jakby na filmie zauważył siebie i ojca siedzącego w salonie, a w jego dłoniach leżał album. Nieznajoma była podobna do Grace, choć to wcale nie musiało przecież oznaczać, że od razu były jakąś rodziną. Czasami zdarzają się podobni do siebie ludzie, tak to na ziemi bywa. Każdy człowiek jest do siebie podobny, wszyscy mamy powtarzające się cechy, a i tak różnimy się wystarczająco, by stwarzać problemy.

Horan usłyszał jak jego brzuch wydaje dziwne dźwięki niezadowolenia, więc musiał w końcu wziąć się garść i zejść na dół, by się posilić. Doszedł już nawet do drzwi kiedy telefon, leżący na nocnej półce spadł, uparcie wibrując. Wywrócił oczami i cofnął się nie chętnie po sprzęt myśląc, że to jego mama. Spojrzał na ekran, gdzie litery układały się w jeden nieznany numer.

- Cześć Nialler – usłyszał ochrypnięty, rozbawiony głos, a w tle jakąś muzykę. Wiedział już, że to Harry, któżby inny dzwonił? Mogłoby się wydawać, że Styles gra na gitarze, tylko że była by to pewnie niezła umiejętność skoro rozmawiają właśnie przez telefon, a chłopaka słychać bardzo wyraźnie.

- Cześć – odpowiedział spokojnie, wychodząc w końcu z pokoju i zamykając go na klucz, ruszył jak najszybciej w stronę schodów, by zejść na dół.

- Masz na dziś jakieś plany? Razem z przyjacielem, chcielibyśmy Cię porwać na trochę, co ty na to? – wyrzucił z siebie jak karabin maszynowy, brzmiąc przy tym tak radośnie, że pewna część blondyna miała ochotę zwrócić to co jeszcze nie zjadł. Przez chwilę nawet, miał wrażenie, że jego nowy znajomy jest nieźle naćpany, ale odpędził tę myśl jak najdalej siebie. Ściągnął brwi wychodząc na dwór i kierując się do tej uroczej taniej budki, od której przez całą ulicę ciągnął się zapach różanych pączków i świeżo sparzonej kawy.

– Nie daj się prosić Horan. Zwiedzić nieznane zakątki miasta w tak doborowym towarzystwie będzie fantastyczne – zamruczał do telefonu chłopak, a Niall zmieszał się, gdy jedna ze starszych pań przechodzących obok z psem, spojrzała na niego wymownie spod krzaczastych brwi.

- Jeśli się zgodzę to przestaniesz? – rzucił przyciskając telefon do ucha i stając w kolejce. Swoją drogą był ogromnie ciekawy, skąd ten szalony chłopak wytrzasnął jego numer, ale wszystko mówiło samo za siebie. Harry Styles nie należał do normalnych ludzi, był raczej typem pozytywnego szaleńca, czego Horan może trochę mu zazdrościł.

- Jestem za godzinę – padło jeszcze po czym głuchy sygnał dotarł do ucha blondyna następnie chowając telefon do kieszeni. Zacisnął nasadę nosa, próbując zrozumieć co właśnie się zdarzyło, ale uśmiech błąkał się na jego ustach. Odpowiedź była prosta – znalazł kogoś, z kim w ostatni dzień nie będzie miał prawa się nudzić.

Przymknął oczy wsłuchując się w duszę tego miasta, bo każde miejsce je miało. Wysunął głowę w górę czując jak przyjemny wiatr smaga jego lekko zaróżowiałą twarz. Lubił to uczucie, to trochę tak jakby ktoś czule głaskał go po policzku. Czy wiatr nie mógłby być kochankiem? Otworzył swoje oczy, zerkając na przechodniów. Lub kochanką brązowych włosów na przykład, które z każdym kolejnym jego westchnieniem wznosiły się i opadały splątane w woń kwiatów, którą unosił. Układały się niby nagannie, a jednak w perfekcyjną i piękną poezję otuloną ludzkim ciałem. Z oczami kota święcącymi radością i…

Śmiech niczym melodia rozbrzmiał w uszach przechodniów, a Niall spuścił tylko głowę nerwowo bawiąc się szlufką od spodni. To była ona, dziewczyna od walizki – nawet nie wiedział jak ma na imię, a w przeciągu ostatnich dni w tak ogromnym mieście i świecie trafili na siebie po raz trzeci. Nic się nie zatrzymało. Czas trwał i pędził nieubłaganie na złamanie karku, jakby goniły go psy, albo najszybsze zwierze świata, jak nigdy wcześniej. Zagryzł wargę do środka i przesunął się w kolejce nic nieznaczących metrów dalej, starając się na nią nie patrzeć, ostatnio wyglądała raczej na nie do końca zadowoloną istotkę z ich drugiego spotkania.

Leila uśmiechnęła się szeroko do Nathana, który stał obok niej w ciemnej jensowej kurtce i czarnych spodniach. Na nosie miał pamiętne okulary, pod którymi ukrywał swoją gwiazdorską, powoli rosnącą sławę i błyszczące w świetle dnia oczy. Właśnie owijał jej szyję swoim dziwnym szalem, kiedy odkrył, że Li w zagłębieniu szyi ma łaskotki. Roześmiała się na głos, a ludzie spojrzeli na nich marszcząc brwi i robiąc tysiące innych, dziwnych min. Dzisiejszego dnia była radosna, myślała o swojej mamie, tacie, domu, ale Nath starał się by wszystkie myśli schodził na jak najprzyjemniejsze tory, i co dziwne był w tym naprawdę dobry. Swoją kruchą dłoń ułożyła na jego ramionach odpychając go delikatnie od siebie i między kolejnymi parsknięciami powtarzając, żeby przestał ją nękać.

Można by nawet pokusić się o myśl, że są parą. Wrażenia niekiedy są mylne, ale to nie znaczy, że tak w przyszłości mogłoby nie być. Li zaparła się po raz kolejny tym razem już trochę poirytowana i spojrzała na swojego towarzysza spod przymrużonych powiek, zanim kolejny śmiech uciekł z jej krtani, a później spojrzała prosto na Irlandczyka. Jakby wyczuła jego palące i przyjemne spojrzenie na swoim ciele i zaniemówiła. Wyprostowała się jak struna, sprawiając, że chłopak obok niej zainteresował się tym co zobaczyła, lecz on nie wiedział, że chodzi o Nialla. Leila zamrugała kilka razy, a później uśmiechnęła się leniwie, jakby do wszystkich ludzi znajdujących się wokół, tylko, że ten uśmiech był przeznaczony dla chłopca w blond włosach. Niebieskooki odwzajemnił gest, odwracając się i składając swoje zamówienie, później odszedł kilka kroków dalej odprowadzony spojrzeniem zielonych oczu dziewczyny.

- Nialler! – usłyszał, za sobą i odwrócił się energicznie. Harry biegł w jego stronę radośnie machając rękami, trzeba przyznać, że wyglądał przy tym naprawdę idiotycznie. Za nim truchtał chudy, wysoki brązowowłosy chłopak, który raz po raz wołał Hazzę jak matka karcąca swoje dziecko. Harry wpadł na Niallera klepiąc go po przyjacielsku po plecach, a zaraz później dołączył do nich jego przyjaciel.

- Co to za dziewczyna, która świdruje cię wzrokiem? Huh? – zapytał Harry w zabawny sposób unosząc brwi i jakby specjalnie przeczesując swoją grzywę bujnych loków, posyłając spojrzenie w kierunku Leili. Niall wzruszył ramionami udając, że nie wie o co chodzi, w końcu wcale się nie znali, więc po co miał się odzywać.

- Jestem Liam – brązowooki chłopak wyciągnął swoją szczupłą dłoń z delikatnym uśmiechem, a Harry ruszył w stronę budki – Nie przejmuj się nim, rano jest zawsze ciężko – zaśmiał się, dodając – A facet stojący obok tej dziewczyny to Nathan Sykes, bardzo powoli wspina się na wysokie szczyty sławy – blondyn zmrużył oczy, mierząc wzrokiem chłopaka stojącego kilka metrów przed nim i puścił tą informację mimo uszu. Próbował skupić się na nowym znajomym opowiadającym mu o dzisiejszym planie dnia, ale tak naprawdę nie potrafił. Widząc tym razem stojącą dziewczynę z zaciśniętymi wargami czuł w sercu delikatnie ukłucie, które nie pozwalało mu oderwać od niej oczu. W środku wydawała się jakby wciąż zmartwiona wydarzeniem, który chodziło za nią dniem i nocą, kiedy była samotna.

17 lipiec 1987 rok

Muszę przyznać, że Horan i jego szalone pomysły, to czasem nie na moje nerwy… No dobrze, może przesadziłam. Pójście na koncert nie było aż tak szalonym pomysłem, ale właściwie nie spodziewałam się tego.

(Uhh, oczywiście Bobby zasnął właśnie w samolocie śliniąc mi ramię. Czasami zastanawiam się jak to się stało, że jesteśmy przyjaciółmi?)

Zostałam wyciągnięta z domu praktycznie ze szminką w ręce, a  jego słowa „Bo się spóźnimy” wcale go nie usprawiedliwiały. Po jego stronie stanęło tylko, to w jakim miejscu zarezerwował nam bilety. Przyznam się, że nie wiele myśląc, w szaleńczej euforii rzuciłam się na niego prawie dusząc go ze szczęścia i zaskoczeniem powalając go prawie na ziemię. Ludzie patrzyli na nas dość nieprzyjemnie, ale przecież to nie było ważne. Horan, zafundował nam koncert powstałego przed dwa laty rockowego zespołu i właśnie w tym była cała moc i urok tamtego dnia.

Jeśli dalej, będzie robił jakieś niespodzianki w końcu poczuje się źle. Przecież, nic dla niego nie mam…

Leila zagryzła wargę do środka, rozglądając się jakby ukradkiem i całkowicie nie słuchając Nathana. Wmawiała sobie dosadnie, że nie wie kogo szuka, robi to tylko przez trochę nudne i uciążliwe towarzystwo, chociaż prawda była zupełnie inna. Jej serce biło szybciej z każdym spojrzeniem w jakąś blond czuprynę, pojawiającą się w jej polu widzenia, a Nathan wcale nie był nudnym towarzystwem, po prostu Li w ogóle go nie zauważała. Jej uwaga skupiała się na odnalezieniu nieznajomego znajomego, który ruszył już ze swoimi przyjaciółmi w dalszą część Nowego Jorku z średnio smacznym pączkiem w ręce. Westchnęła. Wydawało jej się, że za parę sekund eksploduje jej brązowowłosa głowa z nadmiaru myśli. Chciała zrozumieć w końcu, dlaczego jej odczucia wobec tego chłopaka, są w tak straszny sposób zakręcone.

- Leila słuchasz mnie? – lekko zirytowany chłopak stanął przed nią kładąc swoje dłonie na jej ramionach – Wydajesz się być rozkojarzona. – swoje kocie oczy skierowała na niego tylko przez chwilę, spuszczając następnie głowę i pozwalając by włosy zakryły jej lekko zaróżowiałe policzki. Było jej głupio, Nathan starał się dotrzymać jej towarzystwa w dzisiejszym dniu przed wyjazdem, a ona odwracała się za osobą, której cóż, trzeba było przyznać, w ogóle nie znała. Palcami przeczesała jeszcze swoje włosy za nim podniosła głowę układając swoje usta w uśmiechu z przeprosinami.

- Wybacz, obiecuje – podniosła rękę do góry – że więcej to się dziś nie powtórzy – chłopak roześmiał się chwytając ją za rękę i splatając ich palce razem. Li poczuła rosnącą gulę w gardle przez owy  gest. Przez chwilę wodziła wzrokiem zdezorientowana po jego twarzy, ale ten uśmiech nie wskazywał na nic złego. Pociągnął ją za sobą w drugiej ręce trzymając torbę z czymś do jedzenia. Brązowowłosa zmrużyła oczy.

- Gdzie idziemy? – jej ciekawość wzięła górę, zatrzymała się sprawiając, że chłopak był zmuszony by na nią spojrzeć. Nie chciał jej mówić, to miała być widocznie jakaś niespodzianka, ale w Li zaczynał właśnie wzrastać upór, widząc minę chłopaka. Z resztą, znała go dopiero od wczoraj i powinna mu ufać? Zwilżyła wargi – Nathan – wypowiedziała jego imię z perfekcyjną dokładnością i zabawnym londyńskim akcentem. Chłopak przeciągnął swoim palcem po jej kostkach chcąc uspokoić, ale powinien wiedzieć, że to nie wiele dawało. Li wywróciła tylko niegrzecznie oczami, zabierając swoją dłoń – Powiesz mi gdzie idziemy? Chce wiedzieć, muszę się dziś jeszcze spakować – wzruszyła ramionami, mierząc go szmaragdowym spojrzeniem. Niebieskooki zmarszczył brwi odchylając się trochę do tyłu spoglądając na dziewczynę, przecież nie mogła być w kółko słodka i urocza, miała charakter. Jego ciemne okulary, które podniósł do góry na kilka ostatnich minut ponownie wylądowały na jego nosie, zakrywając fragment nieba.

- Leila, to tylko spacer, nie martw się – wyciągnął znów rękę, by ją złapać, jednak brązowowłosa nie zdecydowała się na to. Zauważyła znów kilka dziewczyn, które jak poprzedniego dnia w kawiarni wpatrywały się w nią z niemiłym wyrazem twarzy, chciała uniknąć nieprzyjemności.

~

Liam był naprawdę miłym chłopakiem, uśmiechającym się i opowiadającym żarty, których Niall w ogóle nie rozumiał, ale z uprzejmości starał się śmiać w momentach, gdy pozostała dwójka również to robiła. Spędził miły dzień w ich towarzystwie gadając o bzdurach i zwiedzając z pędzącego autobusu w szybkim tempie najważniejsze punkty miasta. Chłopcy starali się, aby jego z ostatniego dnia w Nowym Jorku wyniósł ogromną pamiątkę, zabierając mu telefon i robiąc zdjęcia w każdym możliwym miejscu. Cóż oboje mieli w sobie coś z pozytywnego szaleństwa i Horan to lubił – tą ich radość z życia i do życia. To było coś, po to chyba wybrał się też w dużej mierze na ten wyjazd, jednak było jeszcze wiele miejsc, które chciałby zobaczyć, poczuć.

Wyjrzał przez okno, nie powinno być mu żal, przecież spędził wspaniałe trzy dni w Nowym Yorku i poznał dwójkę wspaniałych ludzi, ale chciałby tutaj zostać. To miasto żyło swoim własnym, życiem którego nie zaznał do końca. Z resztą, prawdopodobnie w jego podświadomości, kryła się też chęć zostania z jeszcze jednego powodu. 

Ten właśnie powód, swoim wolnym, pełnym gracji krokiem wkroczył na pokład samolotu. Uważnie przyglądała się cyfrom na swoim bilecie, aby nie ominąć miejsca. Każdy następny centymetr przybliżał ją do czegoś, co czuła w każdym fragmencie kruchego ciała. Jakby nawet najmniejszy zakamarek był pokryty magicznym pyłkiem ekscytacji. Jej kocie oczy prześlizgiwały się po następnych numerach, aż w końcu natrafiając na swój. Opadła na fotel, nie zwracając uwagi na osobę obok. Z resztą, będzie miała jeszcze na to całą podróż. Położyła swoją torbę na kolanach przeszukując, by wyłączyć telefon, ale jak na złość nie mogła go odnaleźć, ostatnio go nie wyciągała, więc musiał gdzieś tam być. Poruszyła się niespokojnie w fotelu niechcący dotykając czyjejś ciepłej dłoni, zatrzymała się jakby jej wszystkie kończyny odmówiły posłuszeństwa.  Rozchyliła wargi nabierając powietrza w płuca i próbując ukryć się za zasłoną swoich brązowych włosów. Słyszała dwa serca, bijące głośno i nic więcej, jakby wszystkie inne dźwięki zostały wygłuszone. Nie była wystraszona, raczej zdezorientowana uczuciami, które opanowywały jej całe ciało. Kątem oka spojrzała na swoją dłoń i drugą, męską leżącą dosłownie milimetry od jej. Poruszyła palcami, powoli zabierając rękę i zaczesując palcami włosy do tyłu, by swobodnie spojrzeć na osobę obok. Wszystko wydawało trwać godziny, zanim zobaczyła jego rozbawioną twarz i piękne lazurowe oczy, w których tonęła przez ostatnie trzy dni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro