Rozdział 1: Nowa
Był to deszczowy wieczór. Wszyscy pozamykali się w mieszkaniach. Na dworze grzmiało i błyskało. Przez prawieże opustoszałe podwórko szedł mężczyzna, ubrany w ciemny, długi płaszcz. Jego czarne włosy były mokre i błyszczące od deszczu. Na jego twarzy malowało się skupienie. Pod ręką miał dosyć duże pudło. Szedł szybkim krokiem przez kałuże, ulice i chodniki. Dążył w stronę Circus Baby's Pizza World. Wszedł do budynku. W windzie zdjął płaszcz pod którym miał strój technika nocnego. Jechał windą w dół, spoglądając co chwilę na zegarek. Wreszcie winda stanęła. Mężczyzna ruszył w głąb korytarza mijając różne sale. Po krótkiej wędrówce trafił na miejsce. Do "Sali narad i propozycji". W pokoju było już dwóch innych mężczyzn.
- Cześć Jackson - odezwał się mężczyzna stojący za stołem.
- Witaj Jackson - powiedział drugi, blondyn.
- Cześć Mike, cześć Alex - powitał obu kolegów Jackson i postawił pudełko na stole.
- Co tam przyniosłeś? - spytał Alex.
- Zobaczysz - odpowiedział mu Jackson.
Każdy zajął miejsce na swoim krześle. Po pewnym czasie cała sala była wypełniona pracownikami Circus Baby's Pizza World. Zrobiła się wrzawa. Mike wstał i wszyscy natychmiast ucichli.
- Czas rozpocząć dzisiejsze zebranie. - zaczął - Chciałem was zapytać, ile każdy z was sprzedał pizzy w tym tygodniu, a ile w poprzednim. Nie licząc oczywiście Jacksona który jest naszym technikiem i zamuje się naszymi animatorkami.
- Ja w tym tygodniu sprzedałem... łącznie 53 pizze - powiedział z dumą Alex. - A w tamtym tylko 22.
Po wypowiedzi Alexa reszta pracowników z nutą wstydu zaczęła wymieniać swoje wyniki. Były one nie tylko gorsze od Alexa, lecz w tygodniu sprzedali mniej pizzy niż w poprzednim.
- No i widać jak zachęcacie klientów do kupna pizzy. Powinniście się postarać aby przez kolejny tydzień liczba sprzedanej pizzy wzrosła, bo inaczej możemy zbankrutować. - rzekł Mike.
Po pracownikach przeszedł szmer uznania.
- A teraz, Jackson pokaże nam co przyniósł - uśmiechnął się do Jacksona.
Jackson wziął pudło.
- Powiem wam, że pracowałem nad tym 8 miesięcy. I mam nadzieję, że wam się spodoba. - powiedział i zaczął rozpakowywać pudło.
Wszyscy z napięciem czekali. Byli ciekawi co takiego Jackson mógł tam mieć.
- Oto co przyniosłem!
Wyjął z pudełka... średniej wielkości animatronika. Miał on miętową "skórę", czarno-białe "włosy" z paroma zielonymi pasmami "związane" w dwa kucyki i zielone oczy. Na twarzy animatronika były różowe rumieńce. Był ubrany w różową sukienkę z kolorowym serduszkiem pośrodku. W ręku trzymał mikrofon. Na niektórych częściach "ciała" miał szwy, a na szyi - śruby.
- To jest nasz nowy animatronik - Frannie Fun. Jest wzorowana na Frankiensteinie, ale myślę, że dzieci ją polubią. Ma wmontowany moduł głosu i parę innych fajnych bajerów. - opowiedział twórca Frannie.
Przez chwilę w sali było cicho.
Wreszcie odezwał się Mike.
- Jackson ten animatronik... Jest świetny!
Reszta za przykładem Mike'a zaczęła chwalić dzieło Jacksona.
Ten zaś z uśmiechem dziękował za te pochwały.
- Jest tylko jeden problem - odezwał się Wilson. - Gdzie będziemy ją trzymać?
- To proste. Z Baby oczywiście! - krzyknął James.
Wszyscy zgodzili się aby trzymać Frannie z Baby. Po zakończeniu zabrania, Jackson wziął Frannie i ruszył na swoje stanowisko pracy. Otworzył Galerię Cyrkową i wstawił tam Frannie poczym zamknął galerię i wrócił do swojej właściwej pracy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro