Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Rozdział 5

Księżniczka Anne de Valois

Od rana słyszałam jak służący się krzątają, aby zapakować kilkanaście karoc w drogę do jednej z siedzib Hamiltonów, w której mieliśmy spędzić nasz miesiąc miodowy. Nie myślałam nawet, aby wystawić czubek swojego nosa zza zamkowych murów szkockiego dworu, a co dopiero, aby nadzorować to wszystko, co wciąż było dla mnie olbrzymią farsą.

Siedziałam właśnie na wygodnym krześle w swojej komnacie, gdzie wyszywałam chustkę z inicjałami moich rodziców. Planowałam wysłać ją do matki. Liczyłam, że jest w głębi dumna, że tak dużo potrafię. Byłam pewna, że same najlepsze cechy odziedziczyłam po niej. Moje zamiłowanie do języków nie wzięło się znikąd. Rodzicielka ma władała kilkoma.

Zbliżało się póżne popołudnie, a ja byłam pewna, że ktoś zaraz po mnie przyjdzie. Wiedziłam, że Jerzemu zależy na wyjeździe jeszcze dzisiaj. Wcale się nie pomyliłam!

- Anne. Anne?

Spojrzałam na Jerzego, który prezentował się przede mną w czarnych aksamitach i dublecie z czerwonym piórem.

- Wyszywam właśnie dla swojej matki.

- Jedziesz tak ubrana?

- Jadę? - Udałam zaskoczoną. - Gdzie?

- W naszą podróż poślubną.

- A to! - Machnęłam dłonią. - Pojedziesz sam, bo ja się nigdzie stąd nie wybieram.

Posłałam fałszywy uśmiech swojemu mężowi i nie zwracając uwagi na to, że zrobił się niemal purpurowy na twarzy, wróciłam do wyszywania.

- Twój brat wszystko zaplanował...

- Właśnie, mój brat! - Przerwałam mu. - Jedź z nim. Jesteście w świetnej komitywie.

- Jesteś moją żoną.

- Nie! - Krzyknęłam, podnosząc się z krzesła i podchodząc na tyle blisko, aby mężczyzna mógł poczuć mój oddech. - Dla Ciebiej jestem Jej Królewską Wysokością, Księżniczką Anną Walezjuszką, Księżniczką Francji i Szkocji, a ty... Jesteś Hamiltonem... Tylko i wyłącznie.

Ostatnie trzy słowa dodałam niemal szeptem, po czym opuściłam komnatę i udałam się do ogrodów, w których oczywiście nie było ciepło.
Mieliśmy listopad, zatem nic w tym dziwnego.

- Anne?! Anne? - Słyszałam głos brata, którego  najwidoczniej doszły już słuchy o moim "niepoważnym" zachowaniu.

W końcu znalazł mnie na ławce, która była zakryta z niemal każdej strony przed potężne drzewa.

- Co ty znów wyprawiasz?

- Ja wyprawiam? Czyżby? - Spytałam znieważająco, wciąż wyszywając chustę, nie podniosłam nawet wzroku w jego kierunku.

- Cała podróż jest już zaplanowana.

- Ja się nigdzie nie wybieram. Wystarczy, że wepchnąłeś mnie do łoża z obcym mężczyzną. Do komnaty niewieściej już mnie nie wepchniesz.

Odpowiedziałam twardo, ale spokojnie. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że mój spokój w niektórych sytuacjach, doprowadza innych do szaleństwa.

- O czym Ty znowu prawisz? - Westchnął.

- Nie postępujesz po rycersku i ja także nie mam zamiaru.

- Przecież wszyscy będziemy na ciebie czekać na dworze.

Mój brat tym razem starał się mnie przekonać do swoich racji po dobroci, ale ja wiedziałam, że na nic się to nie zda.

- Wszyscy czyli kto? - Spytałam. - Mogę oczekiwać matki, gdy wrócę?

- Myślałem, że ten temat jest skończony.

Roześmiałam się głośno na te słowa, lecz wciąż nie odrywałam się od swojej ręcznej robótki.

- Dla ciebie był skończony lata temu. Dla mnie jest otwarty. - Stwierdziłam. - Matka zrobiła wszystko, aby cię chronić. Ile ty jesteś w stanie zrobić dla niej?

- Anne... Musisz jechać, wszystko gotowe.

- Ja nic nie muszę. - Odpowiedziałam. - Wydałeś mnie za pierwszego lepszego mężczyznę. W dodatku nie przypominam sobie, abyś pytał mojego stryja o zdanie... Co więcej, moja babka nie będzie zadowolona.

Mowa o Katarzynie Medycejskiej, która była jedną z najpotężniejszych kobiet w Europie. Nie jeden uważał, że jest trucicielką i wolano z nią nie zadzierać.

- Mówiłem ci wtedy... w lochu... - Szepnął. - Zrobiłem to wszystko, aby chronić cię przed samą sobą.

- Nie, Jakubie. - Ścisnęłam zimną dłoń
brata. - Zrobiłeś to dla swojej wygody.

- Nie pojedziesz, prawda?

- Nawet o tym nie myślałam.

- Ośmieszysz tym ród Hamiltonów... i mnie.

- Sam siebie ośmieszasz takim postępowaniem, ja nie muszę dokładać do tego nawet ręki, braciszku. - Objaśniłam. - Możesz już iść. Z chęcią zostanę sama.

Spuściłam głowę spoglądając na swoje dzieło.
Mój brat może być sobie królem, ale to ja jestem bardziej królewskiej krwii niż on kiedykolwiek będzie. Pod królewskimi szatami, które sama nakazałam nosić mu przed laty, krył się mały chłopiec. James wstał z ławki i zrobił kilka kroków, ale następnie się obrócił do mnie oraz okrył swoim futrem.

- Chodź. - Powiedział tonem, który nie lubił sprzeciwu. - Przeziębisz się, wracaj do środka.

- Nigdzie nie jadę?

- Anne. - Westchnął.

- No to ja tu zostanę... Zamarznę... I tak się nie przejmujesz tym, co ja czuję.

- Na litość boską, Anne! Tak! Nigdzie nie jedziesz, tylko wróć ze mną do środka.

- Obiecujesz?

- Tak.

Uśmiechnęłam się na te słowa, gdyż wiedziałam, że wygrałam małą bitwę. On także wiedział, że odniosłam zwycięstwo, które mnie osobiście cieszyło... Jednak on nie odpuszczał.

- Jerzy mówił, że myślicie o potomku...

Roześmiałam się na te słowa.

- Najdroższy bracie, poddani kłamią ci w żywe oczy. Nie mam nawet zamiaru oddać się mu drugi raz.

Odpowiedziałam bez ogródek, krocząc przy bratu.

- Wiedziałem od początku, że mówił za samego siebie. Jednak myślę, że jest to warte przemyślenia.

- Jakubie!

- Twoje dzieci byłyby moim następcami.

- Do czasu kiedy nie będziesz miał swoich. Marne to pocieszenie.

- Proszę cię, abyś dała mu tylko szansę. To dobry mężczyzna... Ja wiem, że w głębi duszy on ci się podoba.

- Nie mówmy już o tym. - Poprosiłam.

***

Dzisiejszą kolację spożywałam w towarzystwie Antoniny Ludwiki. Upolowane kuropatwy były doskonałe.

- Jak ci się udało zostać? - Pytała zaciekawiona.

- Swoim wewnętrznym uparciem, którego nawet król nie pokona.

Roześmiałyśmy się i w tym samym momencie drzwi do mojej komnaty się otworzyły. Przez moment, gdzieś z tyłu głowy, naszła mnie myśl, że to Król się rozmyślił i wysłał po mnie straże. Jednak nie, progi komnaty przekroczył wysoki i dobrze zbudowany mężczyzna, który od wczoraj  był moim mężem. Rzucił wzrokiem na nas obie, po czym posłał nam ciepły uśmiech.

- Chciałbym porozmawiać. - Zaczął.

- Spożywam z kuzynką kolację. Nie przypominam, abym ciebie zapraszała.

- Jaaa... - Wtrąciła się przyciągle
Gwizjuszka. - Właściwe skończyłam.

Czy ona także pragnęła doprowadzić mnie do szaleństwa? Kiedy ja byłam już na kompletnym skraju. Zobaczyłam tylko jak kobieta w zielonej brokatowej suknii zamyka za sobą drzwi, a miejsce na przeciw zajmuje George Hamilton.

- Pomyślałem, że powinniśmy się lepiej poznać.

- Jestem zmęczona, chcę iść spać. - Oznajmiłam, odpychając talerz.

- Nie odpychaj mnie, proszę. - Hamilton złapał mnie delikatnie za dłoń. - Obydwoje wiemy, że nie zostałaś moją żoną z własnej woli...

- Wow! - Przerwałam mu z ironią. - Wreszcie to zrozumiałeś.

- Ale przy dobrej woli nas obojgu możemy się zaprzyjaźnić.

- Mam teraz inne piorytety niż przyjaźń z tobą.

Oznajmiłam bez ogródek, podnosząc się z wyrzeźbionego krzesła i podchodząc do okna.
Spojrzałam na domy mieszczan, które można było zobaczyć za murami zamku. Gdzieś tam daleko, za wieloma wzgórzami, była moja matka. Ciekawe czy myślała o nas tak często jak ja o niej.

- Maria, Królowa Szkotów.

- Straci głowę, jeśli nic nie zrobię. - Oznajmiłam, przegryzając wargę, abym się nie rozpłakała jak mała dziewczynka.

- Co na to Król? Rozmawiałaś z nim?

- Jakub? - Prychnęłam. - On nie zrobi nic.

Słyszałam jak George kroczy w moją stronę, aż poczułam, że zakłada coś na moją szyję. Podskoczyłam lekko z zaskoczenia.

- Spokojnie, nie mam zamiaru cię udusić.

- Co to takiego?

- Naszyjnik. Prezent. - Oznajmił, po czym objął mnie w żelaznym, ale i ciepłym uścisku. - Pozwól się rozpieszczać.

- Mam być... adorowana?

- Jeśli chcesz. - Odpowiedział, składając jeden pocałunek na mojej szyi. - Będzie to moja przyjemność, pani.

Nie ufałam zachowaniu George'a. Pewnie Jakub go przysłał. Byłam pewna, że na tym dworze mogłam ufać jedynie mojej kuzynce, Antoniette Louise de Guise. Od lat jest moją największą powierniczką, nawet swojemu osobistemu spowiednikowi nie potrafię wyjawić tyle ile jej.

- Dobrze. - Oznajmiłam z uśmiechem, dając mu złudną nadzieję. - Możemy spróbować, ale z góry oznajmiam, że nigdzie nie jadę.

- Bez obaw. - Skinął głową. - Twój brat jasno przedstawił twoje zdanie. Ty także.

Odeszłam od męża, aby zająć miejsce na swoim fotelu. Musiałam przemyśleć, jak zdobyć zaufanie Hamiltona. Tylko to mi da pole do manewru, aby uratować matkę.

- W ramach nowej przyjaźni. - Zaczęłam. - Pojedziemy w podróż.

- Podróż? Myślałem, że nie chcesz nigdzie jechać.

- Popłyniemy. - Poprawiłam się. - Do Francji. Moja rodzina musi poznać mojego męża. Zresztą sama chciałabym wreszcie zobaczyć Francję.

- Kiedy byłaś ostatnio w Francji? - Spytał, zajmując miejsce na przeciw mnie.

- Dwadzieścia jeden lat temu.

- Dobrze. - Skinął. - Porozmawiam jutro z królem.

- Ja będę mówić z bratem w tej sprawie.

- Pozwól sobie pomóc. Przygotuj wszystko, co chciałabyś wziąć.

- Nie, ja z nim będę mówić. - Zaprotestowałam.

Oprócz Jakuba musiałam mówić jeszcze z Alexandrem. Potrzebowałam go i jakiegoś zaufanego kapitana. Przy okazji podróży do Francji, chciałam zawitać w jeszcze jedno miejsce... Angielska ziemia.
______

Jak Wam się podoba 5 rozdział?
Sądzicie, że Jakub nie dowie się o najnowszych planach swojej straszej siostry? Czy Anna zaprzyjaźni się ze swoim mężem? Czy George nie będzie podejrzewał Anne, o powód zmiany jej zachowania względem ich "związku"?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro