Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Sweter

Zostaliśmy sami w chłodnym mieszkaniu. Cały dzień się wietrzyło, a kiedy wyszliśmy na dach zapomniałem o zamknięciu okien. Chłód przebiegał przez całe plecy, jedyne ciepło jakie nas ogrzewało, było to które sami mogliśmy wytworzyć.

Zamknąłem okna, zacząłem ocierać ramiona zmarzniętymi dłońmi. Głupi pomysł w kwietniu wychodzić w nocy w samej sukience. Było mi bardzo zimno, chłód przeszywał każdą moją kość, każdy skrawek ciała, nawet kiedy z okien nie wypełzał mocny wiatr.

Poczułem wokół talii ciepłe ramiona, ciepłe ciało przylgnęło do moich pleców, miękki sweter otarł się o moje nagie ramiona, a zapach wrzosów, świnki morskiej i mięty zaczął pieścić moje nozdrza. Tak ciepłe ramiona, ciepłe uczucie, ciepłe czułości.

Spojrzałem w górę, mój wzrok spotkał się ze spojrzeniem Craiga, który obrócił mną wokoło, abym był przodem do niego. Cały czas patrzyłem w jego zielone oczy, czułem przyjemne ciepło które przechodziło z jego ciała na moje, jego sweter który łaskotał mnie w brodę kiedy go przytulałem.

- Masz lodowate ręce - mruknął cicho Craig, łapiąc za moje dłonie i starając się ogrzać. Pociągnął mnie na kanapę, gdzie usiadł razem ze mną. Położył sobie moje dłonie na swojej gorącej szyi, wzdrygnął się w pierwszej chwili, ale z czasem ciepło jego szyi przechodziło na moje ręce. Było mi coraz cieplej. Ramiona Craiga otuliły się wokół mnie szczelniej - Trzęsiesz się. Gdzie jest Ci najbardziej zimno? - spytał zmartwiony, delikatnie odganiając włosy z mojego czoła.

- W nos - przyznałem, delikatnie się uśmiechając i ogrzewając dłonie bardziej o szyję chłopaka. Serce powoli biło mi coraz szybciej przez samą jego bliskość. Craig zbliżył się do mnie bardziej, a jego usta musnęły czule o mój nos. Jak za dotknięciem magicznej różdżki, chłód przestał być w tym miejscu problemem.

- Gdzieś jeszcze? - spytał zatroskany, a jego ramiona zacisnęły się wokół moich bioder. Nasze ciała dotykały się ze sobą.

- Strasznie mi zimno w usta - szepnąłem zawstydzony, podnosząc brodę. Serce biło mi coraz mocniej, coraz szybciej się ogrzewałem. Na twarzy Craiga znalazł się delikatny uśmiech, zbliżył się do mnie bardziej - Tak strasznie, strasznie - dodałem cicho, czując jak oczy samoistnie mi się zamykają, jak zbliżam się i opadam w jego objęcia. Czułem jego oddech na swoich "zmarzniętych" ustach, czułem jak najpierw dotknęły się ze sobą nasze nosy - Będziesz musiał je dłużej całować.

- Choćby i do końca świata - wyszeptał tatuażysta moich marzeń i złączył delikatnie nasze usta ze sobą. Nasze wargi zaczęły ze sobą współgrać, zaczepiać o siebie. Tak delikatna z początku czułość, tak niewinne pocałunki, taka radość która się z nimi liczyła.

Pocałunek zaczął się pogłębiać, nie było to już delikatne zaczepianie o siebie, nie było to nawet mocniejsze zaczepianie, ani kokietowanie. Poszliśmy na całość. Czułem język Craiga w swoich ustach, spleciony z moim, błądzący, pozostawiający jego smak. Czułem jak podgryza czasami moją wargę, jak za nią delikatnie ciągnie, czułem jak nawet kiedy staram się odwzajemnić to za szybko się rozpływam, brakuje mi tchu w piersiach, czuję jego dłonie błądzące po mojej talii, czuję jego włosy pod swoją dłonią.

Znalazłem się plecami na kanapie, ramiona wokół jego szyi, dłoń wpleciona w jego włosy, jego dłoń na moim biodrze, przejeżdżająca powoli na moje udo, jego ciało nad moim, jego usta sprawiające, że jestem w miejscu piękniejszym niż niebo.

Jedna miłość, dwie pary ust. Jedna miłość, jeden chłodny dom. Jeden sweter, jedna sukienka. Jeden blondyn, jeden brunet. Jeden kwiat, jeden tatuaż. Jedna miłość, dwa ciała.

Zdjąłem przez głowę sweter chłopaka, który zaczął przeszkadzać w pocałunku. Przez tę krótką chwilę, kiedy byliśmy od siebie odklejeni, kiedy patrzyliśmy sobie w oczy. Uderzyło mnie to.

Kocham go. Kocham Craiga. Kocham jego uśmiech, jego śmiech, jego fascynację, jego zainteresowania, jego szczerość, jego zawstydzenie, kocham jego usta, jego wzrok, jego oczy, jego dłonie. Kocham go całego. Mój Craig, mój Craig Tucker.

Moje dłonie znalazły się na policzkach czarnowłosego, nie mogłem w to uwierzyć, jestem takim szczęściarzem. Kocham Craiga z wzajemnością.

Nasze czoła na chwilę się ze sobą złączyły, aby po chwili złączyć nasze usta jeszcze raz ze sobą w spragnionym pocałunku. Nie obchodziło mnie już czy było ciemno czy zimno czy to że rodzice byliby wściekli na to co się dzieje, a nawet to że Kenny z piętra niżej słyszy sporą część tego co się tu dzieje. Liczyło się tylko to, że jest gorąco, że Craig mnie ogrzewa samym sobą, że jego usta są splecione z moimi, że trzymam jego biodra swoimi nogami, że nie mam zamiaru go puścić, że tu jest, że jest ze mną, że mnie kocha.

Usta Craiga odkleiły się od moich, zaczęły jeździć w znajomy sposób przez policzek, siegając do mojego ucha. Trudno było mi nabrać powietrza, było mi tak gorąco, chciałem tego, pragnąłem jego bliskości, pragnąłem tych czułości, pragnąłem jego.

Z moich ust wydobył się cichy pomruk, kiedy poczułem jego język na tak wrażliwej części jaką jest ucho. Przejechał z uwagą po płatku ucha językiem, a potem przyssał się do niego z dumą. Czułem jak jego dłoń błądzi z uwagą po moim nagim udzie, jak jego wolna dłoń jedzie wzdłuż mojego ramienia i splata się z moją ręką, kładąc ją tuż obok mojej głowy. Zacisnąłem uścisk na jego włosach, naszych palców ze sobą. Mój oddech przyspieszał, kiedy zęby Craiga delikatnie zatopiły się w płatku ucha. Ciarki przechodziły mnie po całym ciele.

Przygryzłem dolną wargę, nie miałem zamiaru otwierać oczu, cała sensacja była bardziej wyczuwalna przez nawet fakt, że jest ciemno. Czy to ma sens? Nie wiem, nie obchodzi mnie to.

Usta Craiga zaczęły zjeżdżać z mojego ucha, przez linię szczęki, ale tym razem zaczęły powoli zjeżdżać niżej, po krtani, zaczepiały różne miejsca na szyi. Czułem jak moje ciało drży, jak przez tak delikatne pocałunki, jak przez przysysanie się, jak przez ciepło języka, jak przez ciepły oddech, jak przez to wszystko zaciskam palce na jego dłoni, jak gryzę się mocniej w wargę, jak odchylam głowę do tyłu.

Jego usta zjeżdżały niżej, zaczęły się skupiać na świeżym tatuażu, na obojczykach... Jestem pewien, że na dłuższą chwilę przyssał się do miejsca gdzie wytatuowany był księżyc. Czułem wzrok Craiga na sobie, czułem jak jego dłoń znajduje się na moim biodrze pod sukienką, jak zaczyna mi się kręcić w głowie, jak znowu czuję się pijany emocjami.

- Cieplej ci? - wyszeptał cicho Craig, spoglądając na mnie z czułym uśmiechem. Podniósł się trochę, aby móc spojrzeć na moją twarz. Z trudnością otworzyłem oczy, czułem się jak wyrwany z pięknego marzenia, z pięknego snu.

- Jesteś cymbałem - zaśmiałem się cicho - Kocham cię, Craig - wyszeptałem po chwili, składając na jego nosie pocałunek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro