~9~
- Mhmm - mruknął cicho Craig, a po jego głosie słyszałem, że sam się rozpływa w rozmarzeniu cudownej chwili - Ale następnym razem pod gołym niebem.
- Nocnym niebem - dodałem cicho - Kiedy będzie widać gwiazdy, a księżyc będzie w pełni - w mojej głowie pokazał się obraz. Wielki obraz, ogromny księżyc, który był tłem do tańczących ze sobą ludzkich cieni, przytulających się, patrzących sobie w oczy. Wokoło księżyca kwitły pięciorniki. Obraz był przepiękny, pasowałby jako tatuaż na przedramieniu.
- Czytasz mi w myślach - szepnął Craig, a jego lewa dłoń delikatnie wplotła się w moje włosy, czule zaczęła się wplatać w kosmyki, głaskała mnie po głowie, a ja czułem jak przechodzą po moim ciele ciarki. Wtuliłem się bardziej w tors mężczyzny, oddałem się przyjemnemu uczuciu, rozpływałem się pod jego dotykiem, pod dźwiękiem bicia jego serca.
Piękną chwilę zniszczył mój dzwonek od telefonu. Ktoś aktualnie dzwonił. Craig cicho warknął, wyjął z mojej tylnej kieszeni telefon i odebrał.
- Tu poczta głosowa Buttersa Stotcha. Po usłyszeniu sygnału, nagraj wiadomość - powiedział czarnowłosy do telefonu, na co cicho się zaśmiałem.
- Butters gnoju, wiem że odebrałeś. Był sygnał - zaśmiał się przez telefon Kenny, a Craig wywracając oczami zbliżył do mnie telefon.
- Kenny słaby moment na dzwonienie, jestem z Craigiem - powiedziałem, rozbudzając się z marzeń i spokoju przytulania - Coś się stało?
- A nie, tak się zdziwiłem że ciebie w domu nie ma o takiej godzinie. Trzymam kciuki w takim razie, kondomy nie gryzą, opowiesz jak wrócisz, pa! - zakończył szybko rozmowę, a ja cicho się zaśmiałem. Craig wyłączył mój telefon i włożył go spowrotem do mojej tylnej kieszeni.
- McHorny? - spytał mężczyzna z rozbawionym wyrazem twarzy - Co to za nazwisko?
- McCormick - wyjaśniłem z uśmiechem i oparłem brodę o jego klatkę piersiowego - Uznał, że jego nazwisko ma wiele możliwości, a ksywka "McHorny" bardzo mu pasuje. To mój najlepszy przyjaciel - dodałem z uśmiechem, przyglądając się zielonym oczom w których zaczęło pojawiać się coś nieopisanego.
- Ale to tylko przyjaciel, prawda? - spytał dla pewności, a przez jego głos przemawiała chłodniejsza zazdrość, jego serce biło jeszcze mocniej i słyszałem z jaką trudnością przełyka ślinę. Był zazdrosny? O mnie?
- Tylko przyjaciel - uśmiechnąłem się szeroko i uścisnąłem go pewniej w uścisku - Przejmujesz się?
- Ja? Nie, tak tylko pytam - odwrócił zawstydzony wzrok, cicho warcząc na siebie pod nosem. Położyłem dłoń na jego policzku, a kciukiem delikatnie go pogłaskałem - Odprowadzę cię. Późno się robi - zaproponował mężczyzna, na powrót relaksując się w moim otoczeniu.
- Dziękuję - zabrałem dłoń i spojrzałem na przeszklone drzwi przez które wdzierało się światło lamp - Tańczyłeś kiedyś na środku ulicy?
- Sam czy z kimś? - zadał dość ważne pytanie, wyjmując ze swojej kieszeni klucze I rozglądając się po studio czy zabrał wszystko. Zza kasy zabrał szybko swoją torbę i razem wyszliśmy z tatuatorni, której drzwi zamknął, nie sprawdzając czy aby na pewno zamknął.
- I tak, i tak - wszedłem na chodnik, spoglądając na swoje conversy, a potem przejeżdżając wzrokiem po zapalonej lampie ulicznej. Godzina dwudziesta trzecia. Nic dziwnego, że jest już zapalona.
- Raczej nie - odparł po zastanowieniu się chwilę - A chciałbyś zatańczyć? - spytał, zbliżając się do mnie, aby spojrzeć na zapaloną lampę razem ze mną.
- Wiesz jak się na wiejskich, starych weselach tak śmiesznie tańczy do przodu i do tyłu trzymając za ręce? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie, łapiąc za nadgarstki tatuażystę i po upewnieniu się, że nikt nie jedzie, stanąłem z nim na środku ulicy.
- Co z reguły tak radośnie grają na skrzypcach? - dopytał dla pewności, a ja w odpowiedzi kiwnąłem głową - Chcesz tak zatańczyć? - ponownie w odpowiedzi otrzymał moje kiwnięcie i tym razem nawet ułożenie dłoni na jego prawym ramieniu. Jego prawa dłoń znalazła się na moim lewym biodrze, a nasze wolne dłonie splotły się ze sobą - Raz, dwa, trzy - wytupał rytm Craig, a po chwili zaciągnął mnie do radosnego pląsania po ulicy kierując się w kierunku mojego domu. Podskakiwaliśmy trzy kroki w prawą stronę, a potem wracaliśmy się jeden, obracaliśmy się idąc przed siebie, a co lepsze chichraliśmy się przy tym jak dzieci.
- Mylisz kroki! - zaśmiałem się w radosnym szale obracania.
- To da się mylić kroki, nie znając ich? - zażartował Craig, przysuwając nasze ciała do siebie. Zaśmiałem się jeszcze radośniej, chłopak obrócił mną wokół własnej osi, a potem podniósł nad głowę, sprawiając że moje serce na chwilę się zatrzymało razem z całym czasem. Nasze niespokojne, zmęczone oddechy, ja w jego ramionach, wysoko nad ziemią, trzymając się jego ramion, patrząc w głębie jego roześmianych zielonych oczu, które mnie do siebie przyciągają.
Obrócił się wokoło i postawił mnie na ziemi z łatwością. Było tak cudownie, tak lekka atmosfera, to szczęście jakie nas otaczało, to wszystko sprawiło że wybuchliśmy śmiechem tak zupełnie bez powodu. Blask księżyca i światło lamp oświetlało nam drogę, ciepła ulica obok mojego bloku, na której środku staliśmy i śmialiśmy się do rozpuku.
Stałem tuż przed nim, nasze dłonie delikatnie o siebie muskając, powoli uspokajaliśmy śmiech, a nasze spojrzenia się spotkały.
- Tutaj mieszkam - uśmiechnąłem się spokojniej, na co Craig przytaknął i wziął głębszy wdech - Zobaczymy się jutro?
- Napiszę jak wyjdę z uczelni - zaproponował mężczyzna, a ja energicznie pokiwałem głową - Mogę mieć prośbę?
- Jaką?
- Nie sprawdzaj w internecie czy książkach co oznacza 𝘓𝘪𝘯𝘥𝘰 𝘧𝘭𝘰𝘳𝘪𝘴𝘵𝘢, jutro ci powiem co to oznacza - poprosił mężczyzna, zbliżając nasze twarze do siebie.
- Obiecujesz, że jutro powiesz? - wyciągnąłem w jego stronę mały palec u dłoni, który szybko ujął swoim małym palcem i czule się uśmiechnął.
- Obiecuję - zapewnił tatuażysta i delikatnie musnął ustami mój palec u dłoni spleciony z jego palcem. Po chwili uścisk został puszczony, moje serce biło mocniej, a policzki piekły mnie od wysiłku - Do zobaczenia jutro, Leo.
- Do zobaczenia - uśmiechnąłem się szeroko i wszedłem za drzwi do klatki schodowej mojego bloku. Moje serce szalało, czułem motylki w brzuchu, a na ustach sam pojawiał mi się szeroki uśmiech. Chciałem tańczyć, śpiewać, a co najważniejsze musiałem o wszystkim opowiedzieć Kennemu.
Wyjąłem z kieszeni telefon, wybrałem numer do "McHorny" i przyłożyłem słuchawkę do ucha. Czekałem tylko trzy sekundy na odebranie połączenia.
- Gute Nacht - przywitał mnie rozespany, acz radosny głos przyjaciela. Najwyraźniej już spał, patrząc na godzinę i to ile pracuje.
- Mogę przyjść? Mam Ci tyle do powiedzenia! - krzyknąłem w półszepcie przez telefon na co usłyszałem śmiech Kennego.
- No, no godzina druga w nocy, Butters wraca do domu. Zapraszam, drzwi otwarte - powiedział zaspany i wygramolił się ze skrzypiącego łóżka. Zakończyłem rozmowę i szybko wbiegłem po schodach na trzecie piętro. Winda przez ten czas dopiero wjechałaby na pierwsze, a ja musze to zrobić jak najszybciej mogę! Jutro znowu idę do pracy na 6:30, a skoro jest druga w nocy to za trzy godziny i dziesięć minut będę musiał już wstać. Trochę przerażające, ale raz na jakiś czas można tak zepsuć swoją rutynę.
Otworzyłem szybko drzwi do mieszkania Kennego i wparowałem do środka. Miałem tyle energii! Jeju, tyle się dzisiaj działo, a ten czas tak szybko leciał i jeszcze tyle godzin przegadałem z Craigiem! Matko jedyna, nie mogę w to uwierzyć.
- Flowers Butters! - przywitał mnie blondyn, siedzący przy stole i popijający na spokojnie cokolwiek miał w lawendowym kubku. Jedyne światło jakie było zapalone, to to w kuchni, nad stołem z czterema krzesłami - Nawijaj - uśmiechnął się ospale i oparł policzek o swoją prawą dłoń. W mgnieniu oka znalazłem się na krzesełku przed nim i złapałem go za dłoń mocno, patrząc jak chłopak stara się pozostać przytomnym.
- Powiedz najpierw jak z Kylem? Jak w pracy? - wypytałem przyjaciela, patrząc jak jego błękitne oczy z trudnością starają się nie odpłynąć spowrotem w piękno snu.
- Za godzinę wstaję i się ogarniam na zmianę w barze - mruknął, przecierając oko - A tak to dobrze, w restauracji był spokój więc głównie to zagadywałem innych kelnerów, na stacji trafił mi się taki szmaciarz co zwyzywał mnie od szatanów za bycie blondynem - zachichotał i upił trochę gorącego napoju z kubka. Po zapachu jestem pewien, że jest to kawa - A w piekarni odwiedził mnie Kyle, pogadaliśmy, przemyciłem mu drożdżówkę, a po pracy zabrałem go na spacer po lesie. Trzymaliśmy się za rączki, rozmawialiśmy, przytulał się do mnie, całowaliśmy się na gałęzi tego wysokiego drzewa co ci pokazywałem, a potem jakieś dzieciaki w nas rzucały kamieniami i tak mi się trochę spadło.
- Na hamburgery, ale nic ci nie jest? - spytałem zmartwiony, a przez oczy Kennego przeleciało wspomnienie bólu, z jego ust wypłynęło ciche westchnięcie.
- Powiedzmy, że to też udało mi się przeżyć - uścisnął moją dłoń, a po krótkiej chwili uśmiech zaczął pojawiać się na jego twarzy - Potem rozmawiałem przez telefon z Kylem - ziewnął głośno i na dłuższą chwilę zamknął oczy - Więc całkiem przyjemnie spędzony dzień - przyznał i pokręcił głową starając się rozbudzić.
- Nie potrafię uwierzyć, że chodzisz z Kylem.
- O nie, jeszcze nie chodzę - poprawił mnie Kenny odzyskując na chwilę trzeźwość umysłu - Jesteśmy na razie nieoficjalni, bo nie pytałem czy chce być moim chłopakiem.
- To na co czekasz? - spytałem, patrząc jak palec Kennego delikatnie błądzi po uchu kubka - Zabierasz go gdzieś?
- Pojutrze jest noc spadających gwiazd. Chcę go zabrać w jedno miejsce i tam spytać - uśmiechnął się zamyślony i spojrzał na mnie z dumą - Walnę taką wielką rozprawką, tak jak tego sobie marzył mając kogoś za partnera, złapię go za ręce, spojrzę w oczy i po całym gadaniu, spytam czy chce zostać moim chłopakiem.
- Ale z ciebie romantyk - przyznałem, głaszcząc delikatnie po dłoni blondyna - Przygotowujesz już sobie rozprawkę czy będziesz improwizował?
- Pytasz jakbyś mnie nie znał - zaśmiał się pod nosem Kenny, dokańczając kawę. Jego oczy wypełniały się powoli energią i szczęściem - Oczywiście, że zaimprowizuję. Będzie prosto z serca - zapewnił, kładąc drugą dłoń na mojej - A jak z Craigiem?
- O Boże, TYLE SIĘ DZIAŁO KENNY - uśmiechnąłem się szeroko i wstałem z miejsca, puszczając dłonie przyjaciela - Po prostu... Boże to było niesamowite co się działo - pisnąłem radośnie w dłonie.
- Spill the tea, sis - zachichotał radośnie Kenny, patrząc na mnie z dumą.
- Więc tak, godzina jakoś tak dwunasta trzydzieści, przychodzi czwarty klient, kupuje bukiet i wychodzi. Potem przychodzi Craig, mówi na mnie chico flor i mówię mu, że nazywam się Leopold Butters - zacząłem wyjaśniać w ekscytacji, gestykulując dłońmi - Na co on się pyta czy może mnie nazywać Leoś, a ja że tylko jeśli mogę go nazywać Craiguś, potem spytałem go o tatuaże i kolczyki. Zaczął mi wyjaśniać symbolikę każdego, pokazał mi swoją pierwszą świnkę morską, Stripe pierwszy, potem była konstelacja wodnika, jego znaku zodiaku, smok chiński, wieloryb z koniczyną radioaktywności, czarna bomba, kruk, krab i pomarańczową chryzantema. Każdy mówił o jakiejś cesze jego charakteru, wieloryb na przykład że kocha swoją rodzinę, ale jest dość niebezpieczny, bomba że może wybuchnąć przed imbecylami, krab że ma trudności z okazywaniem emocji, ale w środku jest delikatny i kochany, a jak tłumaczył że kruk to mądry zwiastun śmierci to zaśmiał się, że jest takim bad boyem co zniszczy mi życie i zaczęliśmy się śmiać - zacząłem chodzić obok stolika, nawijając o dzisiejszym dniu - Spytałem więc o chryzantemę.
- Pomarańczową chryzantemę mieć jako tatuaż? Dziwny wybór - zdziwił się Kenny, unosząc brew.
- Tak, bo to był ulubiony kwiat jego siostry. Zmarła w wypadku samochodowym, jakoś tak w podobnym czasie co Karen - wyjaśniłem spokojniej - Ale nie dopytywałem, bo widziałem że to ciężki dla niego temat - Kenny przytakiwał - Potem spytał się jakie jest znaczenie dzisiejszego mojego wianka, to powiedziałem że to talizman na siłę i życie, wiesz jak rano o tym gadaliśmy, potem powiedziałem mu o tym, że "chico flor" musi oznaczać "damę podłogi", na co się zaśmiał i powiedział że to oznacza "kwietnego chłopca" albo "chłopca kwiatu" i spytał co bym wymyślił, gdyby nazwał mnie "Lindo florista" I zacząłem się zastanawiać, co za Linda florystka? Czy jakaś znam? Potem doszedłem do wniosku, że "Lindo" brzmi podobnie do "window", więc może oznaczać okno i stąd wymyśliłem że może to oznaczać okno kwiaciarni albo okno na florystykę, czyli jakąś książkę. Craig wtedy się uśmiechnął i powiedział, że jestem jedyny w swoim rodzaju - przy tym zdaniu moje serce mocniej zabiło, a policzki mnie zapiekły. Spóźniony zapłon po biegu? - Powiedział, że dobry trop z kwiaciarzem I florystyką, a potem zrobiła się tak szybko osiemnasta, zaczął szukać pewnie wizytówki po kieszeniach, więc dałem mu po prostu swoją, aby później się skontaktować, pożegnaliśmy się i poszedł do studia - wziąłem głęboki wdech - Ale to nie wszystko, nie wszystko!
- Dawaj, dawaj - zachichotał Kenny papugując moją energiczną gestykulację dłoni.
- Słuchaj, słuchaj - zaśmiałem się i oparłem o stolik, patrząc na rozbudzone już błękitne oczy blondyna - Przychodzi do kwiaciarni taki typowy got, wiesz czarne włosy, grzywka na oko, podarte spodnie, łańcuchy i mówi, że dziwny wygląd jak na studio tatuażu i że przeprasza za spóźnienie i czy nazywam się Craig Tucker, a ja że nie, ale znam Craiga I mogę go zaprowadzić, a że i tak zamykałem kwiaciarnię to zaprowadziłem go do studia, które wiesz jak się nazywa? "Cratoo", to ten tatuaż co zawsze przechodziliśmy obok - wyjaśniłem po prędce - Wchodzimy do środka, got się umawia na tatuaż, nazywał się Pete, a potem z Craigiem siedziałem i patrzyłem jak rysuje podany wzór na tablecie, dałem mu frezję czerwoną.
- PIERDOLISZ - odparł zdziwiony Kenny, zakrywając usta dłonią - Dałeś mu kwiat, który mówi "cieszy mnie twoja obecność"? Wyjaśniłeś to chociaż?
- Tak, tak, później wyjaśniłem, a wcześniej Craig wyjaśniał mi możliwe znaczenie tatuażu, który mówił tak naprawdę "śmierć imbecylom" I jak mu powiedziałem co oznacza kwiat to powiedział, że też lubi spędzać ze mną czas, ale to nie jest najlepsze, wiesz jak bardzo się różni jego zachowanie do mnie, a jak do innych? Do mnie jest taki bardzo na luzie, spokojny, komfortowo się czuje, a przy innych stoi tak sztywno, chłodno mówi, neutralna twarz, aż strasznie się patrzy - usiadłem na krzesełku przed blondynem spowrotem, a Kenny oparł brodę o splecione dłonie - Potem Craig ułożył tam Pete, zaczął tatuować i spytałem go czy ma plany na tatuaże, a on powiedział że nie ma, a przyszedł wcześniej aby kwiatka do domu kupić i spytał czy mam coś do polecenia i wtedy zauważyłem, że na karku ma tatuaż serduszka z napisanym "C+" I miejscem na drugą literkę i zacząłem sobie wyobrażać, że tatuuje sobie tam obok plusa "L" i że jesteśmy razem i Boże to było tak urocze wyobrażenie, ale nie ważne, zaczął opowiadać o swoich przyjaciołach z którymi mieszka, bo mieszka z dwójką przyjaciół i mieszkał kiedyś z Jimmy Valmerem, tym komediantem.
- TYM komediantem? Jimmy Valmer? - spytał zdziwiony Kenny, słuchając z uwagą każdego słowa.
- Tym! - przytaknąłem dumnie głową - Ale wyprowadził się jak kariera zaczęła się mu układać, mówił też że ma świnkę morską, Stripe dziewiątego w pokoju i palnąłem czy są singlami wszyscy w tym domu i Craig powiedział, że Ci przyjaciele Clyde i Tolkien są ze sobą, ale on jest singlem, więc od razu kamień z serca. Pete wtedy zaczął się śmiać, że jest singlem, bo nikt go nie zechce przez charakter, ale ja bym nie odmówił związku z Craigiem, więc nie wiem o co mu chodziło - przyznałem urażony - Potem powiedziałem, że się przeprowadziłem od rodziców, powiedziałem mniej więcej dlaczego i spytałem dlaczego on się przeprowadził i powiedział, że tak miał bliżej do szkoły i wiesz ile okazało się, że ma lat? Dwadzieścia dwa.
- Craig Tucker, tatuażysta, student, fanatyk świń morskich, crush mojego przyjaciela, lat 22. Zakochał się w kwiaciarzu starszym od niego o trzy lata. Koniec świata. Trudne sprawy - dodał żartobliwie blondyn, wstając z miejsca i zaczynając robić sobie śniadanie - Też chcesz coś do jedzenia?
- Poproszę, niedługo wracam do siebie, przebiorę się i idę do pracy.
- Chory na głowę - zaśmiał się chłopak, wkładając do piecyka cztery zapiekanki z serem i szynką - No mów dalej. Co się stało po wielkiej nowinie?
- Craig potem mówił o tym, że jego biznes jest tak naprawdę jego znajomego, Kevina. Dzielą się zyskami po pół, a Kevin zajmuje się rachunkami studia, Craig tam pracuje hobbystycznie. Mówił też, że marzy o zostaniu kimś w NASA. Skończył tatuaż, Pete zapłacił, wyszedł, Craig posprzątał i potem zaczęliśmy tańczyć w blasku księżyca do takiej spokojnej muzyki z początku, potem tańczyliśmy do bicia swoich serc i było tak romantycznie, potem się po prostu przytulaliśmy, słońce zachodziło, robiło się ciemno, rozmawialiśmy ciszej o tym jak się cieszymy, że się poznaliśmy i wtedy zadzwoniłeś. Craig odebrał.
- TO BYŁ GŁOS CRAIGA? - zdziwił się mocniej Kenny - Jezu, był taki niski i dojrzały, zdziwiłem się i myślałem, że wziąłeś jakiś nagrany głos z internetu, a to Craig był... Nic dziwnego, że tyle chcesz go słuchać.
- Okej fetyszysto - zaśmiałem się cicho, łapiąc głębszy wdech - I spytał się mnie czy jesteś tylko przyjacielem i chyba trochę zazdrość przez niego przemawiała, ale trudno mi powiedzieć, więc powiedziałem że tak to tylko przyjaźń. Potem mnie odprowadził do domu, tańczyliśmy przez trzy godziny na środku pustej ulicy w trakcie drogi, śmialiśmy się i jak stanęliśmy pod blokiem to poprosił o to, abym zrobił mu jutro, znaczy dzisiaj też wianek i żebym nie szukał na necie tłumaczenia do "Lindo florista", bo sam mi jutro o tym powie, obiecał to na paluszek i nawet mi mały palec ucałował jak był spleciony z niego, to było całkiem urocze, a potem się pożegnaliśmy i poszliśmy w swoje strony i jestem tutaj - dokończyłem całą historię, biorąc głębokie wdechy. Kenny postawił przede mną talerz z dwoma zapiekankami, a sam usiadł przede mną ze swoim talerzem. Chwilę transferował wszystkie dane, wgryzając się w zapiekankę.
- Albo żyjesz w książce romantycznej albo masz cholerne szczęście do facetów - skomentował w końcu przyjaciel - Pasujecie do siebie, patrząc jak się dogadujecie i spędzacie razem czas. Jestem z ciebie naprawdę dumny - uśmiechnął się szeroko i rozczochrał moje włosy - No i Craig to szczęściarz mając ciebie w tak krótkim czasie, tak blisko. Jak tylko spróbuje cię skurwysyn skrzywdzić to przysięgam, na uderzeniu się nie skończy - pogroził mi zapiekanką, a ja radośnie się przez to zaśmiałem wgryzając się w pysznie ciepłe śniadanie o godzinie trzeciej trzydzieści.
- Biedny Craig, będzie musiał uważać na Mysteriona z zapiekanką - zachichotałem radośnie, na co Kenny stanął na krześle, udając pozę bohatera, zatapiając zęby w zapiekance powoli dla efektu.
- Świat potrzebuje sprawiedliwości... I zapiekanek - wywarczał zniżonym głosem, którego używał w przebraniu superbohatera. Nie byłem w stanie powstrzymać śmiechu. Może to przez zmęczenie, może to przez godzinę, ale nie byłem w stanie wstrzymać wybuchu śmiechu przez nadzwyczaj poważnego Kennego. Mężczyzna zaśmiał się radośnie i usiadł spowrotem na miejsce, dokańczając swoje śniadanie - Mama Mysterion musi się ubrać - dodał po chwili, nie zmieniając tonacji głosu i poleciał do swojej sypialni. Zacząłem się śmiać, prawie że dusić ze śmiechu. Kenny działał na mnie tak pozytywnie, nie miał pewnie nawet w intencji doprowadzić mnie do takiego śmiechu, a jednak udawało mu się to bardziej niż mogłoby się spodziewać.
- Ale mamo Mysterion, idąc do taty Kyla nie musisz się ubierać. Ubrania i tak będą zerwane! - wykrztusiłem z siebie przez śmiech, który w tej chwili już bardziej brzmiał jak piszczenie niż śmiech.
- TE, PISZCZĄCA KACZKA, NIE BĄDŹ TAKI MĄDRY - krzyknął do mnie Kenny z pokoju, przez co jeszcze bardziej zaniosłem się śmiechem i padłem na ziemię z krzesełka. Można by rzec, kisłem ze śmiechu. Można by rzec, lekka kraksa. Można by rzec, lekkie wgniecenie. To się wyklepie, można by rzec.
Można też rzec, że potrzebowałem snu, a nie przypominania sobie memów z tiktoka.
- Boże dziecko, zaraz się tam zadusisz - zaśmiał się pod nosem Kenny podchodząc do mnie i pomagając mi usiąść - Głębokie wdechy.
- Spadaj, jesteś starszy tylko o dwa lata - chichotałem radośnie, starając się uspokoić i brać głębsze wdechy.
- A i tak ci matkuję, hm? - zachichotał pod nosem chłopak, podając mi szklankę wody w dłoń - Zaraz muszę wychodzić do pracy, dasz radę wstać?
- Dam, dam - pokiwałem głową i wstałem na równe nogi już spokojny. Wypiłem szklankę wody na razy, a Kenny stanął tuż obok mnie, przytulił mnie mocno i złapał za rękę.
- Jak będziesz w związku z Craigiem to koniecznie chcę go poznać, zrobimy podwójna randkę - zaproponował mój BFF, zabierając z kanapy torbę z potrzebnymi przebraniami do swoich prac - Jestem ciekaw jak długo wam to zajmie, aby być razem.
- Nie ma co myśleć jeszcze o związku, znam go dwa dni - uśmiechnąłem się pewniej, idąc z Kennym do drzwi.
- Marzyć można, prawda? - spytał przyjaciel, zabierając z szafki telefon i klucze. Wyszliśmy z jego mieszkania, zamknął drzwi i zasalutował w moją stronę - Poruczniku Leopold, odmeldowuje się ze służby na rzecz pójścia do pracy za barem.
- Odmaszerować, szeregowy Kenneth - blondyn puścił mi szeroki uśmiech, odsalutował i zaczął schodzić szybko po schodach, kierując się do swojej pracy. Mój kierunek obrał się na schody w górę, którymi wszedłem do swojego mieszkania.
Spać mi się chciało okropnie. Miałem jakieś dwie godziny do wyjścia, przebiorę się, umyję zęby i mogę zdrzemnąć się chociaż chwilę.
Albo pójść w trakcie dnia do kawiarni i zamówić jakąś lodowatą kawę, która postawi mnie na nogi.
Wszedłem do swojego mieszkania, poszedłem do łazienki gdzie umyłem zęby, nałożyłem krem na twarz, wpatrując się w swoje zdecydowanie za długie włosy po bokach, które przydałoby się ściąć. Pokręciłem jednak głową i wszedłem do sypialni, przebrałem się szybko w czyste ubrania, które pewnie nie miały ze sobą żadnego ładu i składu, ale były dość wygodne i można było w nich nawet zasnąć.
Spojrzałem na zegarek przy łóżku. Czwarta dziesięć. Wychodzę o szóstej trzydzieści, więc mam dwie godziny dwadzieścia snu.
Ustawiłem sobie budzik na telefonie na nową godzinę i opadłem bezsilnie na łóżko, zasypiając w mgnieniu oka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro