~8~
- Musi - odpowiedział tatuażysta, odklejając papier z ciała Pete, pozostawiając granatowy ślad. Wziął z szafeczki lusterko i pokazał klientowi wzór na ciele - Może być?
- Ta - burknął got, spoglądając kątem oka na lusterko - Jest git, można zaczynać - mówiąc to, wrócił wzrokiem na odpalony telefon pisząc z kimś szybko.
- Myślałeś nad jakimiś nowymi tatuażami? - zacząłem temat z Craigiem, patrząc jak bierze w dłoń pistolet i zaczyna nim powoli, mozolnie i z uwagą jeździć po granatowym śladzie, pozostawiając czarny ślad w skórze.
- Na razie to tak szczerze myślałem nad jakimś kwiatkiem do pokoju niż tatuażem - przyznał czarnowłosy, skupiając wzrok całkowicie na tatuażu. Był pochylony nad Pete w dość niewygodny sposób, jego dłoń z pistoletem do tatuażu powoli poruszała się po wskazanym wzorze, a jego koszula odkrywała kark z wytatuowanym małym sercem z literą "C+" I miejscem na drugą literkę. Serce było może dwucentymetrowe, z wzorem galaktyki i czekało na swoje wypełnienie pewnego dnia. Uznałem to za naprawdę urocze. Craig chciał wytatuować sobie wieczny znak miłości z osobą, którą naprawdę pokocha, a może nawet za nią wyjdzie.
- Nad jaką rośliną myślałeś? - spytałem, chociaż myślami odpłynąłem w rozmyślanie nad uroczym tatuażem. Wpatrywałem się w małe serduszko i wyobrażałem sobie, że przy literce C z plusem, pojawia się literka L. Wyobrażałem sobie jak Craig trzyma mnie za rękę, kiedy ktoś dorabia mu w tatuażu moją pierwszą literę imienia, czułem jego ciepło dłoni, a po zabiegu czułem jego radość, jego uścisk na ręce, widziałem jego uśmiech, jego radość w oczach, czułem jego usta na swoim nosie, a na jego prawej dłoni, na serdecznym palcu widziałem złotą obrączkę. Serce biło mi mocniej, uśmiech sam właził na twarz, chociaż było to jedynie wyobrażenie.
- Właściwie to chciałem się ciebie o to spytać, jak wszedłem do kwiaciarni, ale tak się rozgadałem, że zapomniałem po co przyszedłem - z wyobrażeń wyrwał mnie ciepły głos Craiga, któremu dłużej zajmowała odpowiedź ze względu na skupienie się nad tatuażem. Pokręciłem szybko głową, aby wrócić do rzeczywistości - Jakieś pomysły co do roślin w domu?
- Do domu, aby nadać dobrej energii z reguły bierze się drzewko szczęścia, marantę, fiołek alpejskiego, fiołek afrykański, begonię - zacząłem wymieniać, zastanawiając się chwilę - Zależy co chcesz wnieść do domu.
- Myślałem czy nie zdać się na Twój wybór i wyhodować cokolwiek ci do głowy wpadnie - uśmiechnął się półgębkiem Craig, odsuwając się na chwilę od dzieła i wycierając je gazą - Tolkien byłby ze mnie dumny, że w końcu czymś się opiekuję co nie jest świnką morską - zaśmiał się pod nosem i wrócił do tatuowania kropka po kropeczce.
- Masz współlokatora? I świnkę morską? - spytałem jeszcze bardziej zainteresowany życiem Craiga. Mężczyzna chwilę się zastanawiał nad odpowiedzią.
- Świnka morska nazywa się Stripe dziewiąty - wyjaśnił, zjeżdżając coraz niżej z tatuażem. Pete zaciskał dłoń mocniej na telefonie i fotelu - Jest w moim pokoju, a czasami zabieram ją do pracy i siedzi tam przy drzwiach w klatce - przejechałem wzrokiem po tatuatorni której szczerze dopiero teraz poświęciłem jakąkolwiek uwagę. Przy drzwiach stała wielka, szaroz-zielona klatka dla świnki morskiej z domkiem, trocinami, poidełkiem, miską na jedzenie i zabawkami. Ściany pokoju były zapełnione plakatami różnych zespołów, filmów, wzorów tatuaży, były też szafki z przydatnymi rzeczami. Pewnie tuszami, środkami dezynfekcji i takie tam. Sam pokój był w ciemnym kolorze czerwieni, nad nami była jedna z dwóch lamp w całej tatuatorni. Można uznać, że jest naprawdę przytulnie - A współlokatorów mam dwóch. Tolkien i Clyde. Moi najlepsi przyjaciele. Kupiliśmy sobie dom jakieś trzy lata temu i tak sobie mieszkamy. Wcześniej mieszkał też z nami Jimmy, ale jemu na tyle ułożyło się szybko życie, że teraz ma własny dom, program.
- Jimmy Valmer? - spytałem z ciekawości, rozpoznając tylko jedną osobę z takim imieniem i posiadająca program. Gość jest znany na cały kraj, każdy zna przynajmniej dwa jego żarty. Poważny celebryta komediowy.
- Dokładnie - przytaknął tatuażysta, kończąc powoli otoczkę tatuażu i zaczynając zamalowywanie bomby - Naprawdę mu się poszczęściło w życiu, cała nasza trójka jest z niego dumna i spotykamy się co jakieś dwa tygodnie w restauracji.
- A Clyde i Tolkien czym się zajmują?
- Clyde pracuje w całodobowym markecie przy tej ulicy - mruknął Craig po dłuższej chwili pracowania przy jakimś gorszym szczególe - Tolkien chodzi do jakiejś prestiżowej szkoły, robi chyba staż na kogoś w policji? Szczerze nie wiem, więcej rozmawia z Clydem niż ze mną - dopowiedział z łatwością - Clyde woli mówić o sobie niż mówić o Tolkienie, więc też taka mała niewiedza.
- Czy cała wasza trójka jest singlami? - zadałem ważne pytanie, które nasuwało się mi na język samo z siebie. Pytanie mogło być odebrane na wszelki sposób, nie jest to prosto z mostu spytanie czy Craig jest wolny.
- Clyde i Tolkien chodzą ze sobą - czarnowłosy delikatnie się uśmiechnął - Znaczy, "ukrywają się" ze swoim związkiem, ale słabo im to wychodzi. Cały czas śpią w jednym pokoju, wychodzą ze sobą do łazienki jak jestem w domu, chodzą wszędzie tylko ze sobą i na każdej imprezie gdzie jest chociaż odrobiną alkoholu, całują się cały czas ze sobą - wyjaśnił sytuację, cicho śmiejąc się pod nosem.
- Beznadziejnie idzie im ukrywanie albo jesteś bardzo dobrym detektywem - zachichotałem cicho, patrząc jak już połowa bomby jest zamalowana - A ty? Masz kogoś?
- Pytasz, bo chcesz być tym kimś czy układasz jakąś wielką układankę dowiadywania się wszystkiego o mnie?- zażartował Craig, przecierając co jakiś czas gazikiem skórę Pete - Jestem singlem - odpowiedział na moje pytanie. Poczułem jak z serca spada mi kamień.
- Szczerze trudno mi w to uwierzyć - oparłem się wygodnie o oparcie krzesełka - Wyglądasz na kogoś kto z łatwością mógłby kogoś mieć.
- Pff - zaśmiał się Pete - A ja Matka Teresa - spojrzał na mnie, Craiga i wrócił wzrokiem na telefon - Ktoś tak chłodny i nudny, a do tego patykowaty? Trudno, aby znalazł sobie zwierzę, które do niego podejdzie, a już o partnerze nie wspominając.
- Pamiętaj, że mam tu igłę i połowę tatuażu, który łatwo mogę spierdolić - pogroził tatuażysta, a w jego głosie słychać było agresję. Wziął głębszy wdech i na nowo skupił się na tatuażu - Nikogo nie mam, bo nikogo nie szukałem. Nie mam parcia na związek.
- I nikt cię nie chce - skomentował Pete, otrzymując od Craiga okropny, przerażający wzrok.
- W każdym razie - warknął przez zęby czarnowłosy, przecierając tatuaż i spoglądając na mnie. Wyprostował się, aż w plecach mu coś pstryknęło - A ty? Jesteś w związku?
- Jestem single pringle - powiedziałem bez zastanowienia - Znaczy, rodzice też nie za bardzo chcą abym był w związku, bo uważają że stracę dla kogoś głowę - Craig wlepił we mnie ciekawy wzrok - Ale chyba o to chodzi w związkach, aby stracić dla kogoś głowę, bo jest się zakochanym, nie?
- Po części - odpowiedział i nachylił się nad tatuażem, kontynuując kolorowanie - Jak się zakochujesz to rzeczywiście tracisz głowę i to dobrze, bo odrywasz się od rzeczywistości. Ale jeśli za mocno się oderwiesz to potem może być trudno wrócić do choćby pracy, nie? - spytał, zastanawiając się nad własnymi słowami - Mieszkasz z rodzicami?
- Nie, już od siedmiu lat nie - pokręciłem głową w odpowiedzi, czując po części dumę, że zdołałem się wyprowadzić i poradzić sobie na swoim, że już to trwa tyle pięknych lat. Tyle lat wolności.
- To co ty, miałeś 15? 16 lat jak się wyprowadzałeś? - spytał dość zdziwiony Craig, kończąc kolorowanie bomby i biorąc się za zamalowanie ciemnych oczu czaszki.
- Osiemnaście - odpowiedziałem, a tatuażysta przerwał na chwilę pracę i spojrzał na mnie zdziwiony i skonsternowany.
- Masz 25 lat? - spytał niedowierzając - Chcesz mi powiedzieć, że jesteś trzy lata starszy ode mnie?
- Masz dwadzieścia dwa lata? - spytałem również niedowierzając jak młodszy jest ode mnie mężczyzna. A może to ja byłem stary dla niego? - W ogóle nie wyglądasz na swój wiek.
- Ty też - zaśmiał się Craig ciepło i puścił mi oczko - Ale chyba nie straciłem w twoich oczach? - spytał, powracając do pracy.
- Ani trochę - uśmiechnąłem się sam do siebie, wzrokiem wracając na jego kark z wytatuowanym serduszkiem. Na codzień musiały je zakrywać kosmyki czarnych włosów, czapka i kołnierz ubrania jakie nosił. A szkoda, bo jest śliczne.
- Mogę spytać dlaczego tak szybko się wyprowadziłeś czy to zbyt osobiste?
- Trochę rodzice naciskali, trochę tego sam potrzebowałem - wyjaśniłem, mówiąc prawdę - A w dużej części chciałem poczuć wolność i dorosłość. Znalazłem dość tanie mieszkanie, uzbierałem pieniądze, wyprowadziłem się dokładnie w swoje urodziny, a rodziców odwiedzam co jakiś czas.
- Trudne dzieciństwo? - spytał Craig, prostując się i biorąc drugi pistolet z białym tuszem. Zaczął kolorować czaszkę białym kolorem, który na skórze gota wyglądał na ciemny kolor.
- Można to tak... określić - odpowiedziałem, biorąc głębszy wdech - A jak doszło do twojej przeprowadzki? - odbiłem piłeczkę, widząc we własnej głowie obraz duszonej przez ojca matki, pustego wzroku mamy, wyciąganego pasa taty przez niesuburdynację...
- Zacząłem studia, potrzebowałem być bliżej szkoły, a z domu miałem jakąś godzinę jazdy samochodem w jedną stronę. Nie opłacało mi się mieszkać z rodzicami, więc się wyprowadziłem - wyjaśnił, a robioby przez niego tatuaż zaczynał wydawać się coraz bardziej żywy pomimo opuchlizny.
- A jak zacząłeś swój biznes? - spytałem, a wzrokiem utkwiłem na jego uciekających spod czapki czarnych włosach. Małe kosmyki, które nie przepadały za chowaniem się pod materiałem chullo i wolały uciec w świat. Niesforne włoski.
- Z początku tutaj pracował mój znajomy, Kevin. Uczył mnie jakiś czas tatuażu, a potem rozwinął skrzydła w bliżej nieokreślonym kierunku. Zostawił mi biznes, dzielimy się zyskami po pół, a on opłaca co tam trzeba, a ja tatuuje hobbystycznie - przygryzł dolną wargę, poprawiając białym kolorem ostatnie szczegóły i wycierając całość ostatni raz gazikiem - Raz na miesiąc przyjeżdża tak o pogadać, zobaczyć jak idzie.
- A co zrobisz jak skończysz szkołę?
- Spróbuję pracy w kierunku astronomii. Marzeniem jest trafić do NASA, ale to się zobaczy - na tatuaż nakleił wielki gazik plastrem i zapisał kilka rzeczy na kartce - Smarować często wazeliną tatuaż, przez trzy miesiące nie poddawać na działanie słońca, bez alkoholu i używek przez najbliższe dwa tygodnie, a jak coś to tu masz mój numer - wyjaśnił Craig, Pete wszystko, jego głos przybrał bardziej poważny, biznesowy ton i podał gotowi kartkę - Zapraszam do kasy.
Pete wstał z kozetki, kartkę schował do kieszeni, a z drugiej wyjął portfel idąc do kasy z Craigiem. Uregulowali rachunek, Pete coś markotnął pod nosem na pożegnanie i wyszedł, zakładając po drodze koszulkę.
- Zapraszamy ponownie - powiedział Craig, zamykając kasę i wracając do mnie. Zdezynfekował uważnie kozetkę, przygotował do następnego użycia pistolety, wyjmując z nich tusz i zmieniając dzióbki czy coś takiego.
- Może Ci coś pomóc? - spytałem, nie za bardzo wiedząc co zrobić sam ze sobą. Craig zastanowił się chwilę, wyjął z kieszeni telefon, ułożył go na szafce i włączył muzykę. Spokojną, taktowną, taką do tańca w spokoju we dwoje. Jego zielone oczy skupiły się na mnie, wyciągnął w moją stronę dłoń i skłonił się delikatnie.
- Możesz ze mną zatańczyć - zaproponował czarnowłosy, a na jego twarzy znalazł się kokieterski uśmiech - Mogę prosić do tańca? - spytał, a ja szeroko się uśmiechnąłem.
- Jeśli mogę prosić o tłumaczenie "Lindo florista" - złapałem za jego dłoń i zostałem pociągnięty na równe nogi.
- Nah, tak szybko to się nie zdradzę, 𝘊𝘩𝘪𝘤𝘰 𝘧𝘭𝘰𝘳 - jego dłoń znalazła się na moim biodrze, prowadząc moją wolną rękę na swoje ramię. Nasze prawe dłonie trzymały się w delikatnym uścisku, a nasze spojrzenia się ze sobą spotkały. Czułem się jak Bella w "pięknej i bestii", kiedy tańczyła z księciem Adamem.
- No dobrze, ten jeden raz przymknę oko - zachichotałem cicho pod nosem, przejeżdżając wzrokiem z uwagą po delikatnie uśmiechniętej twarzy mężczyzny. Moje serce biło w takt granej muzyki. Craig zaczął prowadzić bliżej nieokreślony taniec, poruszaliśmy się raz na podstawie kwadratu, obracając się wokoło, później wyszliśmy z tatuatorni i tańczyliśmy na środku studia. Obracaliśmy się w takt muzyki, czasem za mocno się przechylając na bok I wybuchając przy tym śmiechem.
Przez okna przy drzwiach wpadały ostatnie promienie słońca, przez co w środku gdzie było zgaszone światło, oświetleni byliśmy tylko my. Patrzyłem w głębie pięknie zielonych, spokojnych oczu tatuażysty. Były tak piękne, ukazywały w tej chwili taki mętlik uczuć, tyle krzyczały, tyle szeptały, a przede wszystkim emanowały radością.
Craig delikatnie splótł na krótką chwilę nasze dłonie ze sobą, ucałował jej kostki i położył ją sobie na wolnym ramieniu. Jego ręką znalazła się na moim drugim biodrze.
Zbliżyłem nas do siebie, moje dłonie zjechały po klatce piersiowej mężczyzny i otuliły go w talii. Oparłem policzek o mostek tatuażysty, czułem jego oddech, słyszałem niespokojne bicie jego serca, a po chwili poczułem jego ramiona otulające się wokół mnie, jego policzek oparł się o moją głowę.
Kołysaliśmy się do bicia naszych serc. Muzyka już dawno się skończyła, a my powoli robiliśmy kółka wokół siebie, ciesząc się ciepłem, spokojem i objęciem drugiej osoby. Przymknąłem oczy, czułem się bezpiecznie, czułem się dobrze. Ostatnie ciepłe promienie słońca schodziły z naszych splecionych ciał, zapełniając pomieszczenie ciemnością rozświetlaną jedynie przez światło z tatuatorni. Ale nie to się liczyło. Najważniejsze było, że mogliśmy tańczyć, że mogliśmy być przy sobie, że byliśmy spragnieni dotyku drugiej osoby i odnaleźliśmy kogoś kto to rozumie. Nie liczył się czas, nie liczyła się pora, nie liczyło się miejsce. Liczyło się tylko to, że był to Craig, że czułem jak pachnie tuszem, świnką morską, tytoniem i orzechami, że czułem jego bezpieczne ciepło, że czułem jego bliskość, słyszałem jak mocno i szybko bije mu serce. Liczyliśmy się tylko my.
Nie chciałem otwierać oczu, czułem się bezpiecznie, czułem się wolny, czułem się szczęśliwy, czułem się dumny z siebie, czułem że jestem u siebie. Czułem, że to jest miejsce dla mnie.
- Leo? - mruknął cicho Craig, wybudzając mnie z przyjemnego transu. Jego ciepły głos brzęczał mi w uszach, pozostawiając miły dreszcz.
- Hm? - mruknąłem, otwierając leniwie oczy i spostrzegając, że zrobiło się już zupełnie ciemno.
- Cieszę się, że mogłem ciebie poznać - wyszeptał Craig, chowając nos w moich włosach albo może w wianku - Uwielbiam spędzać z tobą czas - mruknął beztrosko, czułem jak zrelaksowany jest w tej chwili, czułem jego komfort, cieszył się razem ze mną z dzielonej chwili - Nigdy nie tańczyłem tak z nikim.
- Ja też - wyszeptałem, a moje powieki ponownie opadły - Powinniśmy częściej to robić. Jest tak miło - przyznałem, a na mojej twarzy znalazł się rozmarzony uśmiech. Nasze delikatne kołysanie się na boki powoli ustawało. Taniec zamieniał się w przytulanie, w bezpieczny, długi przytulas bez większych zobowiązań, bez trosk.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro