Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~7~

Butters

MATKO JEDYNA PRZENAJŚWIETSZA, NA HAMBURGERY, NA SŁODKIE BAKALIE, NA SŁONE KARMELKI, CZY MOŻNA ZROBIĆ Z SIEBIE WIĘKSZEGO DEBILA NIŻ Z SIEBIE ZROBIŁEM.

Opadłem bezsilnie na krzesełku i schowałem twarz w dłoniach, krzycząc na siebie w frustracji. Poważnie, mogłem zrobić trzy tysiące rzeczy lepiej niż zrobiłem! Wypadłem na debila, kurczaki.

Moja twarz opadła na ladę, zacząłem gryźć własną wargę narzekając na swoją własną głupotę.

"Aż jestem ciekaw jakie tłumaczenie  byś wymyślił na 𝘓𝘪𝘯𝘥𝘰 𝘧𝘭𝘰𝘳𝘪𝘴𝘵𝘢" zdanie, które uderzało o moją głowę, własnym echem rozprzestrzeniało głos Craiga i zaczynało się powtarzać, skupiać na jego akcencie, na jego ciepłym głosie, na sposobie w jakim mówił te dziwne przezwiska.

"𝘓𝘪𝘯𝘥𝘰 𝘧𝘭𝘰𝘳𝘪𝘴𝘵𝘢" co to może znaczyć? Na pewno coś z kwiaciarzem. Może coś opisujące kwiaciarzy?

"𝘓𝘪𝘯𝘥𝘰 𝘧𝘭𝘰𝘳𝘪𝘴𝘵, 𝘓𝘪𝘯𝘥𝘰, 𝘓𝘪𝘯𝘥𝘰"

A nie mogę tego po prostu wpisać w internet? Czemu wcześniej na to nie wpadłem? Przecież na necie musi być jakieś tłumaczenie. Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałem, przecież to tak proste wyjście.

Wyjąłem z kieszeni telefon, mając zamiar wpisać błądząca po mojej głowie frazę, kiedy usłyszałem dzwoneczek od drzwi. Mój wzrok poleciał od razu na ciemno ubranego mężczyznę z łańcuchami przy spodniach, skórzanej kurtce, jaskrawoczerwonej koszulce, czarnych włosach z pomalowanymi na czerwono odrostami i kolczykiem w nosie.

- Sorki za spóźnienie - powiedział mężczyzna, zarzucając głową grzywkę, która wpadała mu w oczy - To zaczynamy? - z uwagą przyjrzałem się facetowi, który zdecydowanie należał do gotyckiej subkultury, od stóp go głów.

- Przepraszam, ale co zaczynamy? - spytałem dość niepewnie i schowałem w kieszeni spodni wyłączony telefon. Granatowe oczy gota rozglądały się po kwiaciarni, oceniały ze zniesmaczeniem wystrój sklepiku.

- Konformistyczny wygląd jak na studio tatuażu... - burknął pod nosem mężczyzna, a wszystkie moje pytania nagle znalazły swoje odpowiedzi - Umawialiśmy się na osiemnastą na tatuaż - wyjaśnił got, najwyraźniej dalej nie łapiąc że pomylił miejsca.

- Nie jestem tatuażystą - uśmiechnąłem się jak najcieplej potrafiłem i zdjąłem z siebie zielony fartuszek - Ale mogę pana zaprowadzić do tatuażysty, jest dwa budynki obok. 

- Nie nazywa się pan, Craig Tucker? - spytał jeszcze dla pewności got, powoli rozumiejąc  swoją pomyłkę. Pokręciłem głową, a fartuszek zawiesiłem na wieszaku, zabierając swoje klucze od domu i kwiaciarni. Nie chciałem pójść do Craiga bez niczego w rękach, więc z jednego z bukietów wyciągnąłem frezję czerwoną. Według książek, symbolizowała "cieszę się twoją obecnością", co całkiem zgadza się w relacji jaką mam z czarnowłosym. Lubię jak przychodzi, zagadujemy się na kilka godzin, czas mija nieubłaganie szybko, a tematy same wchodzą na język. Nawet jeśli znam go drugi dzień.

- Nie, ale tak się składa, że znam Craiga - zastanowiłem się chwilę i schowałem klucze do kieszeni. Właśnie poznałem jego nazwisko. Tucker. Ładne. Podoba mi się - Zaprowadzę pana, proszę za mną - powiedziałem do mężczyzny i wyszedłem z nim z kwiaciarni, przewracając tabliczkę na "zamknięte". Drzwi zamknąłem kluczem, sprawdziłem trzy razy czy są zamknięte i zacząłem prowadzić, zupełnie na czuja, w stronę studia Craiga - Jestem Butters - przedstawiłem się gotowi - Zajmuję się kwiaciarnią.

- Pete. Nie obchodzi mnie to - odpowiedział oschle mężczyzna, chowając dłonie w kieszeniach. Zarzucił włosami bardziej zamaszyście, a jego granatowe oczy błądziły po chodniku znudzone.

- Jaki tatuaż sobie robisz? - nie poddawałem się w ciągnięciu rozmowy, miałem dobre przeczucia. Pete zgromił mnie zmęczonym wzrokiem.

- Co może wiedzieć o tatuażach taki normicki konformista z kwiaciarni jak ty? - parsknął cicho przez zęby, oceniając mnie wzrokiem i wprawiając mnie w stan opadającej pewności siebie.

- Całkiem sporo - zacząłem mówić, ocierając kostkami dłoni o siebie nerwowo. Przeszliśmy koło całodobowego marketu - Craig mi opowiadał o symbolice.

- Co, pewnie wyjaśniał ci co oznacza kwiatek na skórze czy może co oznacza czerwone serce na nadgarstku? Coś co sam może sobie wytatuujesz? Wybacz, ale tatuaże są dla poważnych ludzi, nonkonformistów. Nie zrozumiesz tego - powiedział chłodno mężczyzna, przez co zapadła na chwilę cisza. Przeszliśmy koło cukierni, a naszym oczom ukazał się mały budynek z oknami metr obok szklanych drzwi. Budynek był z cegły, otaczały go wpasowujące się w siebie piękne grafitti. Rysunki przedstawiały kruki, które swoimi skrzydłami tatuowały muszle kraby, niektóre wieloryby lub żółwie. Samo studio nazywało się "Cratoo, tatoo & piercing", jego nazwa była wyświetlana nad drzwiami przez niebieskie neony.

- To tutaj - zacisnąłem dłoń na łodyżce czerwonej frezji, układając w głowie pierwsze zdania rozmowy, a przy okazji jakikolwiek plan w głowie.

Wszedłem z Pete do środka, tu było bardziej przytulnie niż się spodziewałem.  Ściany były wyłożone czerwoną cegłą, a miejscami czarną płytą, na przykład za kanapą czy przy kasie. Po prawo  stała biała kanapa z szklanym stolikiem i magazynami, na lewo stało biurko z kartkami papieru, długopisami, tabletem i lampką. Dwa metry od drzwi stała lada z kasą, a za nią było otwarte przejście na salę gdzie stało krzesło podobne do tego u lekarza tylko z podniesioną jedną częścią. Obok stała szafeczka, a na niej pistolet z tuszem. Rozglądałem się po studio zainteresowany, miało tyle szczegółów, a jednocześnie nie było czegoś przez co kojarzyłbym to miejsce z Craigiem. Może po cichu miałem nadzieję, że sufit będzie wypełniony gwiazdkami czy gdzieś będzie jego świnka morska w klatce?

- Dobry wieczór, Pete Thelman? - po studio rozbrzmiał znajomy mi głos. Niski, ciepły, dojrzały... Może tym razem jednak nie tak ciepły jak z reguły słyszałem, teraz był bardzo chłodny i bezemocjonalny.

Po chwili wysoka, szczupła sylwetka czarnowłosego mężczyzny przeszła przez otwarte przejście z tatuatorni, do miejsca gdzie aktualnie stałem z Pete. Uśmiechnąłem się delikatnie i pomachałem delikatnie Craigowi, na co zdziwiony odmachał mi po chwili.

- Tak, to ja - powiedział Pete, podchodząc do kasy, a z kieszeni wyjął zgiętą na cztery białą kartkę. Rozwinął ją i podsunął na ladzie tatuażyście - Chcę taki wzór na lewym ramieniu. Tutaj - wskazał dłonią przód ramienia i otoczył palcem miejsce pokazując wielkość wzoru.

- Dobrze, proszę usiąść na kanapie, zrobię własną wersję tatuażu, aby zmieścił się w podanym miejscu i nie było problemów z prawami autorskimi - przystojniejszy z mężczyzn wziął kartkę w dłoń i z uwagą przyjrzał się tatuażowi - Czarno-białe czy w kolorze?

- Czarno-białe - burknął got, tak jakby miało to być oczywiste i usiadł we wskazanym miejscu. Wyjął z kieszeni telefon i zaczął coś na nim szybko pisać. Mój wzrok przejechał szybko na zielone oczy tatuażysty, które studiowały z uwagą wzór, a po chwili spojrzały na mnie.

- Ciebie się tu nie spodziewałem. Też umówiony? - zażartował czarnowłosy, a jego głos ocieplał się z każdą sekundą dzielenia ze sobą spojrzeń. Wyszedł zza lady i usiadł za biurkiem po lewej stronie sklepu. Obok siebie wysunął stołek, proponując mi dołączenie do niego. Moje serce radośnie zadrżało.

- Pete wszedł do kwiaciarni myśląc, że to twoje studio - wyjaśniłem z szerokim uśmiechem i usiadłem obok Craiga który odetchnął z ulgą. Spojrzałem jak włącza swój tablet, w dłoń bierze czarny długopis specjalny do tabletów i zaczyna rysować czaszkę z wielką bombą w ustach. Chociaż sam talent Craiga przemawiał przez obrazek wykrzesając z niego piękno, tak sam wzór nie był sam w sobie ani ładny, ani ciekawy, a wręcz odrażający. Po prostu makabryczne - A przy okazji zapomniałeś... Znaczy wypadło Ci... - chciałem znaleźć dobry powód do dania czerwonej frezji tatuażyście, więc położyłem ją na jego czarnym biurku i zacząłem ocierać o swoje kłykcie mocniej niż wcześniej. Wzrok Craiga zerwał się z szybko rysowanej, ale bardzo starannie robionej czaszki i skupił się na kwiatku. Na jego twarzy znalazł się delikatny uśmiech.

- Dziękuję - wziął łodygę kwiatu delikatnie w dłoń i z uwagą studiował czerwone wpadające w pomarańcz płatki frezji - Co symbolizuje? - spytał z zainteresowaniem i włożył jej łodygę w kieszonkę koszuli, a potem wrócił do rysowania szkicu czaszki. Jej szczęka prawie się rozrywała przez zbyt dużą bombę, której lont w każdej chwili mógł dopalić się do końca, powodując wybuch. Craig mówił, że czarna bomba symbolizuje, że może wybuchnąć przed imbecylami, więc czaszka może oznacza śmierć... Śmierć imbecylom?

- Jeśli powiesz jakie może być znaczenie tego tatuażu, to powiem jakie jest znaczenie tego kwiatu - rzuciłem układem, czując jak moje serce coraz szybciej bije, jak moje płuca się zaciskają. Trochę się obawiałem wyjawić znaczenie frezji. Czy to głupio nie zabrzmi?

- No dobrze, 𝘓𝘪𝘯𝘥𝘰 𝘧𝘭𝘰𝘳𝘪𝘴𝘵𝘢 - długopisem nałożył na bombę czarny kolor i obrócił rysikiem w górę, aby móc pokazywać, a niczego nie narysować na tablecie - Więc czarna bomba oznacza, że jest to osoba niebezpieczna i może wybuchnąć przed imbecylami - zbliżył się do mnie, wskazując długopisem na rysunku bombę. Nasze policzki dzieliły może dwa centymetry - Jej lont niedługo się wypali, więc może wybuchnąć w każdej chwili przed każdym kto zadaje głupie pytania - wskazał długopisem na palący się lont, a ja spoglądałem raz na rysunek, raz na jego zbliżony do mnie policzek na którym widniały ledwo widoczne piegi. Będąc tak blisko mogłem je dokładniej zobaczyć, a nawet policzyć - Jest w szczęce czaszki, jest o wiele za duża więc wybuch będzie o wiele bardziej zjawiskowy - wyjaśniał z zainteresowaniem i wskazał na szczegóły pękającej szczęki - Tatuaż czaszki wykonują na sobie z reguły przestępcy. Powodem może być to, że od zawsze z logiem czaszki kojarzeni byli piraci, morscy korsarze żyjący ponad prawem. Może symbolizować życie jak u pirata, kogoś, kto nie zawsze stosuje się do narzuconych zasad, a w tym wypadku że może fizycznie skrzywdzić osobę, która wprawi go w wybuch - uśmiechnął się dumnie, poprawil szybko wzór i nacisnął "drukuj" - I bum, rozgryzłem cały tatuaż. Teraz co znaczy ta "zguba"? - spytał, odkładając na biurko tablet i spoglądając na mnie. Wziąłem głębszy wdech i spuściłem wzrok.

- Frezja czerwona symbolizuje radość z twojej obecności - wymamrotałem w zawstydzeniu i odwróciłem wzrok, splatając ze sobą swoje dłonie i rozplatając, aby nie skrzywdzić za mocno kostek poprzez ocieranie - Dając ją komuś, mówisz że czujesz się szczęśliwy, czujesz się komfortowo w czyjejś obecności i chętnie spędzisz razem więcej czasu z tą osobą - wzrok Craiga skupił się na mnie, był w jego oczach jakiś niezrozumiały dla mnie błysk, a na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech, który po chwili szybko wrócił do neutralności.

- Rozumiem - odpowiedział, sięgając do drukarki po wzór i wstał z miejsca - Też lubię spędzać z tobą czas - przyznał szczerze Craig i poszedł do Pete - Wzór gotowy, zapraszam na fotel i proszę zdjąć koszulkę, skoro ma być na ramieniu - głos czarnowłosego znowu stał się chłodny i taki bezemocjonalny. To całkiem zabawne jak bardzo różnił się jego ton do innych ludzi, a jak różnił się do mnie. Jego postawa też się zmienia. Przy mnie ma luźno ramiona, co jakiś czas się uśmiecha, w jego oczach jest zainteresowanie, chowa dłonie w kieszeniach, zbliża się z łatwością do mnie, a do choćby Pete? Stoi prosto, sztywno, jego twarz nie wyraża żadnych emocji, z jego oczu wypływa chłód, trzyma dystans co najmniej metra, a w jego oczach jest neutralność. To tak ciekawe jak człowiek może do każdego zmienić swoje nastawienie w zależności od potrzeby. A co lepsze jest w stanie to zrobić w przeciągu dwóch sekund.

- Mhm - mruknął w odpowiedzi Pete. Wstał z kanapy, schował swój telefon do kieszeni i poszedł na kozetkę w drugim pokoju, zdejmując przy tym koszulkę. Był bardzo, ale to bardzo blady na całym ciele i nawet jeśli był dość dobrze zbudowany, można byłoby nawet uznać że jest przystojny tak jakoś... Nie przypadł mi do gustu.

Craig spojrzał na mnie i głową wskazał, abym wszedł z nim do środka. Z prędkością światła wstałem z miejsca i szybkim krokiem znalazłem się obok Craiga. Teraz zauważyłem jak dużo wyższy był ode mnie. Sięgałem mu ledwo do klatki piersiowej, czułem się przy nim malutki, uwu.

Moje 150 centymetrów wzrostu robi jednak swoje też w tej sytuacji. Craig wydaje się mieć jakieś... Prawie dwa metry, tak na oko?

Czarnowłosy przystojny slenderman, znaczy się tatuażysta, ustawił sobie wygodnie krzesło obok kozetki na której siedział grzecznie Pete. Przyciągnął do siebie szafeczkę na kółkach z całym sprzętem, a obok siebie dosunął drugie krzesełko.

- Połóż się na kozetce wygodnie na plecach, trochę to zajmie - powiedział Craig do Pete, a ja w tym czasie usiadłem na wolnym krzesełku.

- Czy ten blond konformista musi tu być? - spytał niezadowolony got, kładąc się na kozetce i wyjmując z kieszeni spowrotem telefon. Craig odkleił z kartki wzór i z wielką dokładnością nakleił go na wskazanym miejscu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro