~1~
Butters
Układanie kwiatów w bukietach to moja największa pasja. Każdy kwiat jest symbolem jakiegoś słowa, emocji, uczucia, każdy kwiat opowiada inną historię, przemawia do nas w sposób, w jaki sami nie jesteśmy w stanie przemówić. Każdy kwiat w bukiecie tworzy oddzielne słowo, a razem tworzą zdania, książki o tym co chcemy przekazać drugiej osobie. Zajmuję się tym od dziecka, zaczynając od zwykłych polnych kwiatów, czytając książki o ich pochodzeniu, a potem nawet o symbolice każdego z kwiatów. Otaczałem się informacjami, otaczałem kwiatami, uczyłem się o ich traktowaniu, opiece, a lata później pokierowałem do otworzenia własnej kwiaciarni, w której aktualnie pracuję. Mała kwiaciarnia, budynek wciśnięty pomiędzy piekarnią, a marketem otwartym 24 godziny.
Miejsce idealne na mały sklepik, ruch codziennie miałem średni, ale nie narzekałem. Był czas na rozmowy, na sprzątanie, a kiedy się zaczynało nudzić to przychodził klient. Sama kwiaciarnia była cudownie oświetlona przez wielkie okna na ścianach, kwiaty w środku miały dużo światła, odpowiednią ilość wody i rosły w doniczkach lub żyły po prostu dłużej będąc ścięte. Podłogą sklepu była drewniana, ściany były zrobione z widocznej czerwonej cegły, po obu stronach sklepu stały ławki z różnego rodzaju kwiatami, a kilka metrów przed szklanymi drzwiami, stała lada z kasą, sejfem, wstążkami, nożyczkami i materiałami potrzebnymi do dekorowania kwiatów. W jednej z szuflad lady chowała się nawet kolorowanka z kredkami. Czasami korzystały z niej znudzone dzieci, a czasami to ja ją kolorowałem. Wszystko zależało od dnia.
Ludzie często przychodzili prosząc o bukiety kwiatów w różnych znaczeniach. Czasami było to wyznanie miłości, czasami spytanie o bal maturalny swojej najlepszej przyjaciółki, a raz czy dwa padło pytanie o życzenia na urodziny czy na walentynki. Takie zwykłe rzeczy z którymi ma się problem, bo trzeba wybrać odpowiednie kwiaty.
To całkiem zabawne. Cała moja historia z florystyką zaczynała się od zbierania stokrotek i mieszania ich z mleczami czy dmuchawcami, dawania gotowych bukiecików dziewczynom czy chłopcom, a czasami nawet robienia bransoletek z koniczyn. Nazywali mnie nawet "Flowers Butters" z tego powodu. Często zamiast spytać o bukiecik czy nawet "hej", słyszałem z drugiego końca korytarza "HEJ FLOWERS BUTTERS", co oznaczało że niedługo ktoś się mnie spyta o zrobienie ładnego bukieciku dla drugiej połówki, przyjaciela, a czasami nawet wroga, aby uderzyć go bukietem w twarz. Wtedy moje bukieciki nie były robione tak profesjonalnie, ale zabawy miałem przy tym co nie miara.
W tamtym czasie bardzo zawięziłem więzi z Kennym, między innymi dlatego, że często prosił mnie o bukieciki i dużo przy tym rozmawialiśmy, zaczynaliśmy być najlepszymi przyjaciółmi, którymi jesteśmy po dziś dzień. Wtedy Kenny przychodził do mojego domu, dawał wplatać w swoje włosy kwiaty i opowiadał cokolwiek leżało mu na sercu. Najczęściej była to jakaś dziewczyna czy chłopak, która nie przyjęła bukieciku czy właśnie przyjęła, a chłopak uczył się dopiero prawdziwych związków.
Takie spotkania stawały się naszą rutyną, jakiś czas później przyłączyła się do nas Karen, której robiłem najczęściej warkocze, zaraz po tym jak kończyłem bawić sie włosami Kennego. Całą trójką bardzo dobrze się dogadywaliśmy, spędzaliśmy ze sobą dużo czasu. Dalej spędzamy dużo razem czasu po pracy, nawet po tylu latach. Chociaż szczerze, ostatnio bardziej dogaduję się z Kennym niż Karen. Nic dziwnego, jest ode mnie trochę młodsza i pewnie woli towarzystwo swoich rówieśników.
Kenny zawsze kiedy przychodzi do kwiaciarni na pogaduszki, pyta przy okazji o bukiet "dla rudowłosej piękności", a ja nigdy nie wiem o jaki może mu dokładnie chodzić. To nie jest tak proste jak nie zna się uczuć czy słów jakie chcę się przekazać, a wie się tylko że ktoś jest rudy. Z reguły w takiej sytuacji wyciągam kilka wrzosów, symboli piękna, herbaciane róże oznaczające podziw i kilka maków, które symbolizują zainteresowanie. Wszystko wiązałem zieloną wstążką, która przełamywała mieszankę kolorów i z jakiegoś powodu, jeszcze bardziej radowała przyjaciela. Taka sytuacja powtarza się już od kilku lat, stała się rutyną, a ja nadal nie wiem kim jest rudowłosa piękność, dla której kupowana jest dwa razy w tygodniu wiązanka.
Zawsze jak o to pytam, Kenny odpowiada mi, że kiedy mu się uda to wtedy powie kto to. Chociaż bardzo chcę wierzyć w jego umiejętności i wiem, że jest w tych sprawach naprawdę dobry, po tylu latach praktyk, tak widząc ile to trwa, po prostu mu współczuję.
- Zobaczysz, dzisiaj będzie inaczej - przekonywał mnie blondyn, opierając się o blat i wpatrując się jak obcinam za długą część zielonej wstążki - Dzisiaj rzucę mu w twarz bukietem, tego to już nie ma prawa nie zauważyć. Te kwiaty krzyczą jego imię z pięciu kilometrów.
- Błagam cię, nie rzucaj nikomu w twarz bukietami - zachichotałem, patrząc jak błękitne oczy chłopaka zanoszą się mgłą marzeń - Powiedz chociaż kto to taki? Naprawdę długo już to ukrywasz przed swoim najlepszym przyjacielem.
- Dzień cię nie zbawi, buttercup - odpowiedział z łatwością blondyn, odbierając bukiet kwiatów z moich dłoni - Dzisiaj musi się udać. Jeśli znowu będzie udawać, że nie wie o co chodzi to naprawdę rzucę tym bukietem w jego śliczną buźkę - pogroził mi bukietem kwiatów, na co cicho zachichotałem.
- Czyli nie wsadzać tam nigdy róży? Zapamiętam - odpowiedziałem sam sobie na pytanie, opierając się łokciami o ladę. Kenny wyjął z kieszeni swój zużyty przez lata portfel, złapał za dwudziesto dolarówkę, którą chciał mi podać w dłoń. Odmówiłem, odsuwając jego dłoń z pieniędzmi od siebie - Zatrzymaj, zbieraj na kolację z tą twoją pięknością.
- Leo nie możesz tak robić cały czas - markotnął blondyn, walcząc z moim uściskiem, aby odłożyć banknot na ladzie - Na tym zarabiasz!
- Nie chcę od ciebie pieniędzy! Sio! - zaśmiałem się, starając się odsunąć rękami Kennego od lady - Drzwi są tam, ruda piękność gdzieś pewnie nieopodal, sio - wyganiałem przyjaciela, który z radosnym śmiechem wsunął na ladę banknot i odszedł jak najszybciej potrafił na drugi koniec sklepu.
- Trzymaj kciuki! - krzyknął, otwierając drzwi, wychodząc i zamykając je za sobą. Drzwi zahaczały przy każdym ruchu o mały złoty dzwoneczek, który wydawał z siebie delikatny szczebiot. Uśmiech sam właził mi na twarz, myśląc jakim cymbałkiem jest Kenny.
Zostałem sam w kwiaciarni, na dworze tak piękna pogoda. Słońce grzejące przyjemnie, delikatny wietrzyk, który sprawiał że przebywanie na dworze nie sprawiało uczucia smażenia się na słońcu. Nawet w kwiaciarni czułem promyki wdzierającego się przez okna słońca, mieszały się na płatkach kwiatów, a czasami pełzły na moją twarz kiedy siedziałem przy ladzie. Pogoda idealna na wygrzewanie się na zewnątrz, na hamaku, z lemoniadą w dłoni, bez żadnych trosk i zmartwień.
Kocham swoją kwiaciarnię. Kwiaty cały czas rozpylają swój piekny zapach, ciepło słońca przebija się do środka budynku, a ja robię właśnie to, co kocham. To też idealny sposób na spędzanie czasu w taką pogodę.
- Loo loo loo - zacząłem nucić pod nosem, podnosząc się na równe nogi i sięgając po szczotkę, która zacząłem zamiatać brud z podłogi i opadłe płatki kwiatów - Mam jabłek kilka - śpiewałem dalej, uśmiechając się od ucha do ucha - Loo loo loo, też masz ich kilka - włosie szczotki zbierało po swojej drodze kurz, widoczny brud i piasek pozostawiony przez klientów - Loo loo loo, zatańczmy razem. Loo loo loo, ty też tego chcesz? - obróciłem się wokoło, a kiedy uznałem że zamiotłem przynajmniej połowę sklepu, sięgnąłem po szufelkę, na którą zamiotłem cały brud - Loo loo loo - nuciłem dalej pod nosem, wyrzucając do kosza wszystko co było na szufelce i odkładając ją razem ze szczotką na miejsce.
Rozejrzałem się po swoim sklepie na którego widok nie mogłem wyjść z podziwu. Nie wierzę, że dorobiłem się własnego biznesu i to na podstawie tego co mnie najbardziej interesuje! Sam zbieram pieniądze na siebie i na swój sklep, pracuje w tym o czym marzyłem, czy życie mogłoby być piękniejsze?
Stanąłem za ladą, aby przeliczyć pieniądze w kasie, wkładając do środka dwudziesto dolarówkę Kennego. Uśmiechnąłem się delikatnie na samą myśl o Kennym. "Rudowłosa piękność" musi być naprawdę wielkim szczęściarzem, skoro Kenny się tak o niego stara. Nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek zależało mu na kimś na tyle bardzo. To cudowne widzieć, że się zakochał, ale ktokolwiek to jest, musi być naprawdę głupi skoro tego nie zauważa.
Chyba, że naprawdę "rudowłosa piękność" jest zdzielana każdym bukietem, wtedy się nie dziwię dlaczego tyle to trwa. Też nie wiedziałbym o co chodzi, jeśli dostawałbym w twarz dwa razy w tygodniu bukietem "krzyczącym moje imię".
Z moich myśli wyrwał mnie dzwoneczek przypięty do drzwi, przez który od razu zwróciłem wzrok na przybyłego klienta. Spodziewałem się, że będzie to Kenny, ktoś kogo chociaż raz w życiu widziałem, ale ta twarz? Nigdy tego faceta nie widziałem.
Mężczyzna był ubrany w czarną koszulkę z zielonym kosmitą na piersi, w pasie przewiązaną miał granatową bluzę, czarne jeansy z dziurami na kolanach. Co ciekawe, całe ramiona miał w tatuażach przez co wyglądały jak rękawy. Zauważyłem też dwa tatuaże na obojczykach, przypominające małe ptaki, a może czaszkę? Z daleka trudno było powiedzieć. W prawej brwi miał dwa czarne kolczyki w formach kółeczek. Klient na głowie nosił granatową czapkę typu chullo z żółtym pomponem, a spod niej wyskakiwały kosmyki czarnych, niesfornych włosów.
Ale to wszystko, to było nic. Kiedy spojrzałem na jego twarz, zamurowało mnie. Gość był naprawdę przystojny. Widoczne kości policzkowe, opalona skóra, zgrabny nos, wąskie usta, widoczna linia szczęki, delikatne piegi na czubku nosa i zielone, ciemne oczy skrywające się za czarnymi, gęstymi rzęsami. Od razu poczułem, że muszę się przywitać. W końcu, to klient, wypada się przywitać i zaznajomić go z towarem.
- Dzień dobry! Witam w "Flower Power", w czym mogę pomóc? - spytałem z wielkim entuzjazmem, wychodząc zza lady i podchodząc szybkim krokiem do wysokiego, szczupłego i okropnie przystojnego klienta. Mężczyzna zwrócił na mnie swój wzrok, a ja poczułem jak nogi mi miękną. Uśmiechałem się szeroko, chcąc wzbudzić jak najlepsze pierwsze wrażenie. Było to trudne, kiedy czarnowłosy jest tak okropnie atrakcyjny i wprawia mnie w stan galaretki.
Zielone oczy z uwagą mnie lustrowały, przejeżdżały po każdym moim skrawku ciała, czułem się przez to oceniany. Co gorsza, oceniany przez dobre 9/10, więc każda ocena może uderzyć mocniej.
Mężczyzna schował dłoń w kieszeni spodni, jego uważny wzrok przejechał po całej kwiaciarni, a potem skupił się na mojej twarzy. Czułem się świdrowany wzrokiem, moje serce szalało, ale uśmiech nie schodził mi z twarzy. To nie było negatywne świdrowanie wzrokiem, bardziej takie... Ciekawskie. Ciekawska chęć poznania każdego szczegółu.
- Wiesz jakie są znaczenia kwiatów? - spytał, a jego niski, dojrzały głos dudnił mi przez chwilę w głowie. Przełknąłem z trudnością ślinę i pokiwałem głową w odpowiedzi. Czułem się dziwnie w jego obecności. Jednocześnie jego wygląd sprawiał uczucie, że samo zbliżenie do niego może powodować kłopoty, że jego dotyk rzuca na ciebie klątwę, a z drugiej jednak strony miał w sobie coś co ciągnęło mnie do niego. Z trzeciej jednak strony, zdaję sobie sprawę, że to tylko wizualne zainteresowanie czyimś wyglądem, którym wyróżnia się w tłumie - Potrzebuję bukietu, który powie "Pierdol się" - tymi oto słowami zbił mnie zupełnie z całego toku myśli. Patrzyłem się w oczy czarnowłosego, transferując po kolei każde z wypowiedzianych słów.
- Że jak, przepraszam? - spytałem, mając nadzieję, że to jakiś głupi żart. Nawet cicho zachichotałem, nie spodziewając się takiego zamówienia. Jakie kwiaty musiałyby być, aby w połączeniu oddać tak wulgarne słowa? Pewnie chryzantemy, w końcu to też są kwiaty nagrobne, jesienne i oznaczają smutek... Może hiacynty? Oznaczają smutek i zazdrość. Na hamburgery, kwiaty mają z reguły pozytywne znaczenia! A nawet jeśli mają negatywne to przeplatają się z pozytywnymi. To nie będzie łatwe zadanie...
- Chcę zamówić bukiet, który będzie symbolizował słowa "pierdol się" - powtórzył mężczyzna, przyglądając się dłuższą chwilę moim włosom, na których leżał wianek zrobiony ze stokrotek. W jego oku widziałem delikatny błysk, może to przez zainteresowanie? Może to błysk pomysłu? A może obrzydzenia? Może zupełnie zniesmacza go taki widok. Ten człowiek jest wielkim znakiem zapytania na ten moment - Wlałem kisiel do torebki nauczycielki i dyrektor kazał mi przeprosić z kwiatami i takie tam. A ja, jak pewnie się domyślasz, nie za bardzo przepadam za tą kobietą, a ona za mną - wyjaśnił ze spokojem mężczyzna i wzruszył ramionami - Jesteś w stanie coś takiego w bukiecie zrobić, prawda? - spytał, a moje serce na chwilę stanęło. Chłop był przystojny, jak mogłem mu odmówić?
- Zrobię co w mojej mocy - odpowiedziałem z przesadzoną radością i obróciłem się na pięcie w stronę ławki kwiatów. Chwilę się im przyglądałem, aż w końcu zacząłem wybierać kilka do wiązanki - Kwiaty z reguły mają pozytywne znaczenia, ale są w stanie ukrywać negatywne. Na przykład, chryzantemy są symbolem przyjaźni, wierności, uczciwości i szczęścia - zacząłem wyjaśniać, biorąc trzy jasnożółte chryzantemy - Z drugiej strony, są kwiatami nagrobnymi, jesiennymi i symbolizującymi smutek. Jasnożółte kwiaty oznaczają zawiść i fałsz, więc szala przenosi się na negatywne znaczenie. Krótko mówiąc, tymi kwiatami życzysz śmierci, tak samo jak mógłbyś cykutą - mężczyzna kiwał głową, zbliżając się do mnie i patrząc na dobór kwiatów - Słoneczniki mogą oznaczać oddaną miłość i lojalność, ale w połączeniu z negatywnością chryzantem, oznaczają pychę i niewdzięczność.
- To pasuje - przyznał mężczyzna, kiwając głową i z uwagą przyglądając się moim dłoniom, które sięgały po dwa słoneczniki - Jakie kwiaty jeszcze pasują?
- Margaretki, oznaczają cierpienie i krzywdę, a balsamina to chłód, zniewaga i obraza. Może się jeszcze nadać balsamina czy raczej czarna jagoda, która życzy nieszczęścia. Fioletowymi goździkami wyrażasz antypatię, a lobelia to niechęć i wrogość. Narcyz oznacza obłudę, egoizm, kompromitację i sugeruje, że osoba jest bez serca - wyjaśniałem dalej, siegajac po wspomniane kwiaty - Mogą być też piwonie, oznaczają wstyd, są też kwiaty wiśni, ale one głównie oznaczają zdradę i niespełnioną miłość.
- Piwonie, jasnożółte piwonie - oznajmił klient, a ja pokiwałem głową, siegając po trzy kwiaty. Wszystko zabrałem za ladę, gdzie zacząłem układać je w wielki bukiet, krzyczący samym kolorem i doborem kwiatów frazę, o którą poprosił czarnowłosy - Ile kwiatów wychodzi?
- Dwanaście, to parzysta liczba, czyli przynosi pecha jeśli daje się je żywej osobie - odpowiedziałem, przeliczając uważnie ilość kwiatów, których łodyżki związywałem brązowym papierem i żółtą wstążką - Pierwszy raz widzę Pana w okolicy - zacząłem temat.
- Jestem Craig - przedstawił się mężczyzna, przyglądając się bez przerwy moim dłoniom. Zawiązałem uważnie kokardkę na papierze i przyciąłem równo jej końce.
- Uczysz się gdzieś niedaleko? - spytałem, przypominając sobie, że musi się jeszcze uczyć skoro nagrabił sobie u nauczycielki. Ile może mieć lat? Może jest w moim wieku?
- Dwie ulice stąd - odpowiedział krótko i zwięźle, przejeżdżając z uwagą po moich ramionach i skupiając wzrok na wianku leżącym spokojnie na mojej głowie. Chyba nie mógł sobie z nim dać spokoju - A dwa budynki stąd mam studio tatuażu - spojrzałem w jego zielone oczy, które dalej z wielką uwagą studiowały kwiaty na moich włosach, chciałem zacząć zadawać pytania na temat jego fachu, jednak nie dał mi dojść do słowa, zadając swoje pytanie - Co oznaczają stokrotki?
- Niewinność, miłość, czystość i łagodność - wyjaśniłem, a na moją twarz wślizgnął się niewymuszony uśmiech - Podobno przywołują radość i dobrobyt - podszedłem do kasy i zacząłem nabijać ilość i rodzaj kwiatów - Mówiłeś, że pracujesz w studio tatuażu, to stąd tatuaże na rękach?
- Między innymi - przyznał, spoglądając na swoje ramiona zapełnione obrazkami wpasowującymi się w siebie nawzajem - Zawsze chciałem mieć rękawy z tatuaży, co spełniłem jak tylko najszybciej mogłem, a że przy okazji coś potrafiłem sam rysować to zacząłem praktykować tatuaż pod okiem mistrzów, którzy mi robili dziary, nauczyłem się czego potrzebowałem i teraz pracuję w takim trochę wymarzonym zawodzie - Craig spojrzał spowrotem na mnie, a jego wzrok ugrzązł gdzieś na moich policzkach. Poczułem jak klatka piersiowa mi się zaciska z każdą sekundą, kiedy tak na mnie patrzy - A ty, 𝘊𝘩𝘪𝘤𝘰 𝘧𝘭𝘰𝘳? Jak się znalazłeś w kwiaciarni? - spytał zainteresowany, zbijając mnie jeszcze raz z rytmu dnia codziennego. "Chico flor"? Co to znaczy? Po jakiemu to?
- Cóż... Zawsze o tym marzyłem. Od małego interesowały mnie kwiaty, lubiłem je układać w bukiety, wianki. Marzenie i zainteresowanie zmieniły się w końcu w zawód i własną kwiaciarnię, a kwiaty stały się częścią mojego życia. Na zapleczu jest ich jeszcze więcej, zaraz obok regałów z książkami - zaśmiałem się cicho i spojrzałem na cenę, która pokazała się na kasie - To będzie... Trzydzieści dwa dolary - podałem koszt bukietu, a mężczyzna wyjął z kieszeni portfel. Chwilę coś w nim grzebał i wyjął dwa dwudziesto dolarowe banknoty, które mi wręczył - Więc chodzisz na studia i pracujesz, jako tatuator? Masz w ogóle chwilę dla siebie? - spytałem, znajdując ogromne zainteresowanie w tym co robi na codzień czarnowłosy. Wydawał się interesującym indywiduum. Sam fakt jaki bukiet zamówił, jest na pewno czymś czego łatwo nie zapomnę.
- Za dnia uczniem, w nocy tatuażystą - zażartował głupio, jednak jego mimika nawet nie drgnęła. Jedynie w jego oczach błysnął delikatny uśmiech i radość - Ale tak. Studiuje astronomię już trzeci rok i niedługo będę pisać magisterkę. Po lekcjach pracuję w studio. Mam czas wolny pomiędzy szkołą, a pracą i oczywiście dwie czy trzy godziny po pracy na ogarnięcie siebie plus osiem na sen.
- Jak wyrabiasz się w dwadzieścia cztery godziny ze wszystkim? - spytałem, wręczając mężczyźnie resztę pieniędzy, którą schował do swojego portfela z breloczkiem statku ufo. Przyjrzałem się mu jeszcze jeden raz od stóp do głów, chcąc zapamiętać go dokładniej, spodziewając się, że raczej szybko go znowu nie ujrzę.
- Nie wyrabiam - przez jego twarz przeleciał ledwo widoczny uśmieszek, który szybko znikł. Mężczyzna wziął z lady bukiet, a portfel schował do kieszeni spodni - Dzięki za bukiet, nada się idealnie - podziękował i obrócił się na pięcie w stronę drzwi - Do zobaczenia, 𝘊𝘩𝘪𝘤𝘰 𝘧𝘭𝘰𝘳 - pożegnał się i zniknął za szklanymi drzwiami z bukietem kwiatów w dłoni. Pozostawił mnie ponownie w oniemiałym stanie po dziwnej nazwie.
Stałem za ladą, patrząc na zamknięte drzwi, zastanawiając się co mogły oznaczać te słowa, a co ważniejsze w jakim są języku. Wtedy do mnie dotarło.
Nie przedstawiłem się mu.
Nie wiedział jak mam na imię, więc dał mi ksywkę "chico flor".
Na hamburgery.
Muszę o tym szybko opowiedzieć Kennemu, bo trudno mi w to wszystko uwierzyć. Dosłownie! Przychodzi do kwiaciarni gość, prosi o bukiet, który symbolizuje słowa "pierdol się", gość jest przystojny, takie mocne 9/10 i jeszcze ten głos! Przedstawia mi się, a ja o tym zapominam, więc zaczyna nazywać mnie "Chico flora" czy jakoś tak. Brzmi jak sytuacja z kimś kogo nigdy więcej nie zobaczę, ale i tak!
Wziąłem szybko telefon w dłoń i wybrałem numer do osoby, która zapisaną miałem jako "McHorny". Kenny sam sobie tak ustawił, a ja nie zmieniałem tego uznając, że taka nazwa po prostu mu pasuje.
Przyłożyłem słuchawkę do ucha, słysząc znajomy dźwięk oczekiwania na połączenie, a już po kilku sekundach, rozległ się zbyt dobrze znany mi głos blondyna.
- Flowers Butters! - krzyknął radośnie w słuchawkę chłopak, przypominając mi tylko wszystkie sytuacje ze szkoły gdzie głośno krzyczał przez pół korytarza "Flowers Butters", abym zrobił dla jego wybranki bukiecik. Był w naprawdę dobrym humorze i z tego co słyszałem, gdzieś chodził nerwowo. Jeszcze nie dotarł do rudowłosej piękności czy jak?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro