Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

• three •

au »

     Lilie nigdy nie przykuwały mojej uwagi, wiesz? Ot, zwykłe kwiaty, jedne z tysięcy gatunków.
     No, może czasem wplatałam sobie parę w moje kruczoczarne włosy, wiedząc że skomponują się idealnie. Ale nawet wtedy nie przywiązywałam do nich nawet niewielkiej wagi.

     Nigdy też nie zauważyłam ich wielkości. A zdecydowanie była ona istotna.
     Przynajmniej wtedy, gdy postanowiły zacząć kiełkować wewnątrz mnie.

     Nie sądziłam, że to możliwe. Ja – największa łamaczka serc, złapana w cudze sidła. I to jeszcze nieświadomie zastawione!

     Intrygowałaś mnie.

     Wiedziałam, że nie jesteś herosem, choć Twoja aura niezaprzeczalnie była bardzo silna. Przyciągała mnie.

     Byłaś dziwną śmiertelniczką, chociaż z każdą kolejną minutą mojego życia, które mówiąc między nami, nie trwało długo, coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że nie mogę Cię tak nazywać. Należałaś do mojego świata, prawda?
     Ten piękny chłopak, który pojawił się na szkolnym balu, przerywając mi i mojemu orszakowi pastwienie się nad Tobą, na pewno należał.

     Och, no tak, dręczyłam Cię. Ale nie dziw mi się, to była najlepsza obrona.
Jedyna, jaką miałam do dyspozycji przeciw idealnej Sadie.

     Choć i tak nie skutkowała długo, swoją drogą.

     Wiedziałam, że byłaś zepsuta, ale jakie miałam prawo sądzić kogokolwiek będąc sobą – królową zepsutych?

     Może to też dlatego poczułam do Ciebie coś, czego nigdy poczuć do nikogo nie powinnam. Zwłaszcza do Ciebie.
     Może wydawałaś mi się lepsza, bo ja byłam gorsza?

❀✿❀

     Pamiętasz jak zniknęłaś ze szkoły? Na początku tego nie zauważyłam, co było na tyle dziwne, że zaczęłam mieć pewne podejrzenia.
     Ukryłaś się za Mgłą, czyż nie?

     Ale wiesz, co było dziwniejsze?
     Moja tęsknota. Za Twoim głosem, za Twoim pewnym siebie uśmiechem, za Twoim rozpalonym spojrzeniem, które co i rusz kierowałaś na Walta, za całą Twoją osobą. Nawet za tym niechętnym wyrazem twarzy, jaki przybierałaś patrząc w moją stronę.
     Głupie, wiem. Przecież mnie nienawidziłaś.

     Uważałaś mnie za głupią i chyba miałaś rację. Ale wiedziałam też, że mnie nie doceniałaś.
     Nawet ktoś taki jak ja coś potrafi, dasz wiarę?

     Byłam dzieckiem bogini, dla której odczytywanie emocji to chleb powszedni. Nie powinno Cię zaskoczyć, że jako jej córka potrafiłam to samo.
     Wiedziałam jakimi uczuciami darzysz każdego wokół. Od początku czułaś niechęć wobec mnie. Może gdybyś na początku odebrała moją osobę przychylniej, dałabym radę przemóc swoją pozycję społeczną i przestałabym spełniać rolę, w której wszyscy mnie obsadzali? No cóż, nigdy się nie dowiemy.

     Chociaż właściwie to tak czy inaczej nie ważne. Nawet gdybyśmy się zaprzyjaźniły, Ty widziałaś tylko Walta. Oraz pięknego chłopca. Czułam, że tak jest.

     Nigdy nie mogłaś być moja.

❀✿❀

     Szczerze mówiąc w ogóle nie zauważyłam momentu, gdy Twoje lilie się pojawiły.

     Po prostu nagle w planie mojego dnia, zaczęła figurować jeszcze jedna pozycja: posprzątać płatki.

     Ciężko jest wymiotować tak dużymi roślinami, uwierz na słowo.
     W dodatku, całe kwiaty są jeszcze większe, przez co naprawdę szybko zapełniają ludzkie płuca. Z tego powodu mierzyć się z dusznościami musiałam od nieomal samego początku.

     A na koniec było ich tak dużo, że zwyczajnie przebiły skórę, wydostając się na wolność poprzez całą długość mojego układu oddechowego. Od klatki piersiowej, przez gardło, aż do ust.
     Właściwie, mogłoby to nawet całkiem ładnie wyglądać, gdyby nie ta okropna krew. Jej czerwona barwa gryzła się z różowawym odcieniem Twoich lilii.

❀✿❀

     Zabawne.

     Drew Tanaka umarła z miłości do Sadie Kane.

❀✿❀

nie wyszło jak chciałam,
spodziewajcie się
drugiego podejścia

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro