Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

✿4✿

Na studiach ostatecznie się zauroczyłem. Poznałem ją na imprezie u znajomych. Zaczęliśmy rozmawiać i... tak to się zaczęło. Moi rodzice byli wniebowzięci, a ja również chciałem być szczęśliwy. Seulgi dawała mi wszystko czego tylko chciałem, zapewniała bezpieczeństwo. Dzięki niej nie musiałem więcej wracać do pustego domu. Wypełniła częściowo pustkę w moim sercu, której nic wcześniej nie mogło zapełnić. Brak kogoś, kto powinien być blisko.

Planowaliśmy ślub.

Miałem dwadzieścia sześć lat, a moje serce wciąż odczuwało dziwny brak, mimo obecności ukochanej dziewczyny, za którą oddałbym wszystko. 

Wciąż śniłem o niewysokim chłopaku. 

W snach zmienił swój wygląd. Jego piękny kolor oczu często zasłaniały soczewki, a włosy od czasu do czasu zmieniały swoją barwę, co nawet mi nie przeszkadzało. Dla mnie wciąż był piękny. Miał nieskazitelną skórę, wciąż te delikatne i kuszące usta, dłonie, które tak bardzo chciałem ukryć w swoich. Ten uśmiech, który za każdym razem przyprawiał mnie o szybsze bicie serca.

Chłopak był moją tajemnicą. Nigdy nie opowiadałem nikomu o tych snach, były dla mnie prywatną ucieczką od realnego świata, w którym jedyne co mogło mnie spotkać to ciągłe oczekiwania od strony innych. Nieznajomy nigdy nie wymagał. Zawsze obdarzał uśmiechami takiego mnie, jakiego widział. Nawet jeśli zrobiłem coś źle, wciąż był blisko. Powracał każdej nocy. 

Otwierałem oczy i patrzyłem w bezchmurne niebo, a moje usta już rozciągały się w uśmiechu, bo dobrze wiedziałem, gdzie jestem i kto na mnie czeka. Nie było go na łące, zawsze czekał nad wodą. Przy starych, rozpadających się łódkach. Robił wianek z kwiatów. Jeden taki już spoczywał na jego miękkich włosach. 

Mogłem godzinami obserwować jak nieświadomie wysuwa język w skupieniu, splatając ze sobą kolejne kwiaty. Ale sen mi na to nie pozwalał. Moje nogi same biegły do niego, a gdy słyszał moje kroki na ubitej ziemi, gwałtownie podnosił głowę i uśmiechał się ciepło jak zawsze, wypełniając moje wnętrze ciepłem. 

- Wreszcie jesteś! Czekałem na ciebie tak długo, już myślałem, że o mnie zapomniałeś. - jego uśmiech delikatnie gasł, ale po chwili wracał do normalności. Podniósł się ze swojego miejsca w łódce i otrzepywał delikatnie spodnie w miejscu siedzenia. Potem podchodził do mnie i ostrożnie umieszczał wianek na mojej głowie. - Teraz do siebie pasujemy. Jesteśmy jak książę i księżniczka, nie sądzisz? - pytał cicho i lekko przechylał głowę, wpatrując się we mnie i oczekując odpowiedzi. Mimo moich najszczerszych chęci i serca, niemalże krzyczącego "Tak!", nie mogłem odpowiedzieć. Za to moje dłonie same znajdowały drogę do jego ramion i gdy tylko chciałem go przyciągnąć i objąć, by już na zawsze został ze mną, budziłem się.

Ciężar wianka powoli znikał razem z zaspaniem. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro