Rozdział 1
niedziela, 23.01.2020.
Ryan
Wkładając ostatni karton do bagażnika, spojrzałem na swój stary dom, czując smutek ale i ogromne podekscytowanie. Zamknąłem klapę, następnie podchodząc do mamy.
- Młody jedzie z wami? - zapytałem, wskazując głową na ucieszonego brata, wynoszącego swoją walizkę.
- Ryan on jest tylko rok młodszy, nie możesz ciągle traktować go jak dziecko w pieluchach - zaśmiała się, targając mnie za włosy.
- Ale on zawsze będzie moim malutkim braciszkiem - powiedziałem, przyciągając go za rękę do siebie - Prawda Brook'ie? - dodałem, łapiąc go za policzki.
- Ohh spadaj - prychnął, odtrącając moją dłoń.
- Z kim jedziesz? - zerknąłem na niego, obracając kluczykami od swojego granatowego jaguara.
- Gdyby nasi wspaniali rodzice kupiliby mi MOJE autko jechałbym SAM ale, że oni nie chcą tego zrobić.... Jadę z tobą - zaśmiał się, całując mamę w polik, od razu biegnąc do samochodu.
- Cóż, będziemy za wami - odparłem, wzruszając ramionami.
- Tylko uważajcie na siebie synku - pocałowała mnie w czoło i poszła do taty.
- Jak zawsze! - krzyknąłem, wchodząc do pojazdu.
- Gotowy na nową przygodę? - podekscytowany Brook, siedział jak na szpilkach, wpatrując się we mnie swoimi dużymi oczami.
- Jeszcze jak - uśmiechnąłem się, po czym odpaliłem silnik, by ruszyć za czarnym BMW taty.
Kiedy Brooklyn po godzinie śpiewania oraz gadania na zmianę, położył się spać, ja mogłem w końcu pogrążyć się w myślach.
Czy łatwo było mi zostawić wszystko co znałem, aby przeprowadzić się w zupełnie obce miejsce w którym nikogo nie znałem i to jeszcze w połowie roku szkolnego?
Oczywiście, że nie! Jednak nasz ojciec dostał lepszą ofertę pracy, a my w wyniku tego okazję do zmiany szkoły, na prywatną. Długo zastanawiać się nie musieliśmy, zwłaszcza, iż tata wiele wyjeżdżał przez co czasem nie było go w domu nawet pół roku, a teraz ewentualnie tylko co trzy miesiące pojedzie w kilkudniową delegację.
Zresztą, wiem, że zmiany są potrzebne.
Można zyskać wiele więcej niż się miało.
To tak naprawdę szansa na lepsze życie, na lepszego siebie.
Wchodząc w nowy rozdział mojego życia chciałbym osiągnąć swój cel, a ta szkoła mi w tym doskonale pomoże. Mają najlepszą drużynę koszykówki w całym kraju, mój wkład w ten team otworzy przede mną drzwi do zawodowego świata sportu.
Koszykówkę trenowałem od dziecka, traktując każdy mecz poważnie, nie ważne czy były zawody wojewódzkie czy mecz integracyjny. Dawałem z siebie po prostu ponad sto procent, chcąc zdobyć jak największą liczbę punktów. Ale nie zrobiłem tego sam, drużyna jest jak nasza druga rodzina, liczy się praca zespołowa i zgranie.
Szczególnie z tego powodu ciężko jest mi zostawiać moich braci, lecz oni doskonale mnie zrozumieli, życząc mi jak najlepiej.
Nim się zorientowałem, dojechaliśmy na osiedle pełne domków jednorodzinnych. Wiedząc jaki z Brook'a śpioch, zacząłem go pomału wybudzać.
- Boże ścisz to - mruknął sennie, odwracając się w drugą stronę.
- Jesteśmy prawie na miejscu, a jeśli nie wstaniesz, zamknę cię w aucie - prychnąłem, kiedy podskoczył na siedzeniu.
Zaparkowaliśmy przy chodniku, przez ciężarówkę stojącą na parkingu, aby ekipa przeprowadzkowa miała łatwiejszy dostęp do rozładowania ciężarówki. Po wyjściu z samochodu, stanąłem jak posąg. Dosłownie mowę mi odjęło. Wiedziałem, że rodzice zainwestowali sporo pieniędzy w nasz nowy dom ale tego się kompletnie nie spodziewałem.
Do drzwi prowadził podświetlany lampkami ledowymi chodnik, a do podwójnego garażu, podjazd. Dwu piętrowa villa w białe cegły oraz grafitowe płytki na dachu. Gzyms z kolumnami przed wejściem oraz mały ogródek dla mamy. Ruszyłem z wciąż otwartą buzią do środka, a zaraz za mną mój młodszy brat. Na wejściu w korytarzu powitały nas kręcone schody na piętro oraz trzy wejścia.
Na lewo do salonu z kominkiem, natomiast na prawo do kuchni połączonej z jadalnią, w której znajdowała się duża wyspa kuchenna, a przy dużych oknach stół rodzinny w kolorze ciemnego orzecha. Korytarz na wprost, prowadził do wyjścia na patio, przy którym wybudowano kryty basen, na zlecenie naszego taty. Wchodząc po schodach, pędziłem jak mogłem, by wybrać sobie najlepszy pokój. Górny hol dzielił się na dwie części, mając z każdej po trzy pary drzwi. Najpierw skierowałem się w lewą stronę, wybierając drzwi na wprost mnie. Znalazłem się w dużej łazience wykonanej z porcelany - jak sądzę. Obok mnie stała ubikacja, a przed nią szeroka kwadratowa wanna. Na głównej ścianie, naprzeciw wejścia wisiało poziome lustro, a pod nim dwie umywalki, z szafkami. Po prawej stronie, przy kawałku oszklonej ściany, z którego był widok na las, stał prysznic z szybą zamiast zasłony czy kabiny. Ściany zrobione zostały z czarnych, błyszczących kafelek, natomiast podłoga z podgrzewanych w kolorze jasnego drewna. Z łazienki skierowałem się do drzwi po mojej lewej stronie, tam znalazłem zapewne sypialnię rodziców, zgadując po ogromnym łożu, które już tam stało. Nie chcąc tracić czasu nawet nie przyjrzałem się wnętrzu pokoju, od razu idąc do ostatniego wnętrza po tej stronie. Na wstępie przywitała mnie ściana wykonana wyłącznie z szyby, która jak w łazience miała widok na las. Nad nią wisiały metalowe rolety, by otrzymać trochę prywatności. Pokój został wykonany w jasnych kolorach drewna, a podłoga z białych kafelek. Szczerze, ta ściana miała coś w sobie lecz musiałem zobaczyć jeszcze inne pokoje, by wybrać. Poleciałem na koniec korytarza, wchodząc przez drzwi naprzeciw łazienki. Gdzie znalazłem mniejsze pomieszczenie, w kolorach błękitu oraz ciemnych paneli na podłodze, które pewnie będzie służyć jako gabinet. Słysząc młodego na schodach szybko wszedłem do pokoju po lewej, który od razu zdobył moje serce.
- Ten jest mój! - krzyknąłem, wbiegając do środka.
Naprzeciwko mnie były szerokie, szklane drzwi prowadzące na balkon. Ściany zostały pomalowane w jasnych odcieniach szarego, a podłoga wykonana z błyszczących, ciemnych paneli.
- Kpisz ze mnie prawda? - blondyn wleciał przez drzwi z miną niczym dziecko, któremu zabrało się cukierka.
- Przykro mi - wzruszyłem ramionami, śmiejąc się cicho - Mieliśmy umowę, wybacz - pomachałem mu na pożegnanie, następnie wyprowadzając z pokoju.
Rozejrzałem się raz jeszcze po pomieszczeniu już wyobrażając sobie jak go urządzę. Z mojego zamyślenia wyrwał mnie głos taty.
- Ryan zejdź do nas - bez odpowiedzi, ruszyłem na dół.
- Sądząc po minie Brooklyn'a, macie wybrane już pokoje tak? - zapytała mama, chichocząc pod nosem.
- Dokładnie - kiwnąłem głową, targając brata za włosy.
- Dobrze, więc zabierajcie kartony na górę, firma przeprowadzkowa zaraz przyniesie wam meble. Jak skończycie się rozpakowywać, napiszcie mi listę rzeczy, których jeszcze potrzebujecie. Razem z tatą mamy wolne przez kilka dni, więc jutro wybierzemy się na zakupy - dodała, wskazując na podpisane pudła oraz walizki za sobą.
Zacząłem od wniesienia swoich dwóch walizek, by potem przenieść resztę rzeczy. Po dwudziestu minutach miałem w pokoju już swoją czarną szafę z lustrem na całych drzwiach, duże łóżko z najwygodniejszym materacem pod słońcem oraz komodę i plazmowy telewizor. Brakowało mi tylko dwóch małych szafek nocnych, by postawić je obok łóżka, może jakieś biurko i krzesło, by się przydało oraz jedna większa szafka na książki, którą powiesił bym na ścianie przy drzwiach, o i wieszak - zapisałem w myślach, rozpoczynając urządzanie swojego królestwa. Łóżko przysunąłem pod skraj pokoju, aby leżało najbliżej balkonu. Na przeciw niego postawiłem niską komodę, a nad nią wkręciłem przyczepy od telewizora, po czym go powiesiłem. Obok komody - z trudem - przesunąłem szafę, która zajęła całą resztę ściany. Teraz zostało tylko rozpakowanie moich szpargałów. Zacząłem od wyjęcia ciuchów z kartonów oraz walizek, co swoją drogą zajęło mi trzy razy więcej czasu niż samo ustawienie mebli. Przez brak szafki na książki i reszty pierdół, zostawiłem pełne pudła obok łóżka, by wejść na chwilę do Brook'a.
- Jak ci idzie mały? - zapytałem, po zapukaniu dwa razy w drzwi.
- Męczę się z szafą i łóżkiem - westchnął, wzruszając ramionami.
- Pomogę ci ale ty ubierzesz mi pościel - uśmiechnąłem się, kiedy przekręcił oczami, następnie kiwając głową.
Razem uporaliśmy się z jego pokojem w 10 minut, łącznie z powieszeniem jego szafki nad łóżkiem oraz podłączeniem telewizora stojącego na segmencie.
- Idziemy do mamy po firanki i pościel? - zapytał, wstając z fotela.
- Taa, firanek nam nie daruje - zaśmiałem się, ruszając za nim.
Zeszliśmy ze schodów, przepychając się wzajemnie, po czym skierowaliśmy się do kuchni, skąd dochodziły niezbyt ciekawe dźwięki.
- Boże poczekajcie chociaż, aż pójdziemy spać! - krzyknął blondyn, kiedy ja wybuchłem śmiechem.
- Uciążliwe dzieciaki - mruknął nasz zdesperowany tata.
- Gdzie znajdziemy pościel? - prychnąłem, widząc zawstydzoną minę mojej mamy.
- W kartonie z napisem POŚCIEL! - dała nacisk na ostatnie słowo, po czym szmatką wygoniła nas z pomieszczenia.
- Nie jem jutrzejszego śniadania, jeśli zostanie zrobione na tym blacie - powiedział z obrzydzeniem młodszy.
- Zabiorę cię do McDonald'a rano - poklepałem go po plecach, następnie wyciągając swoje rzeczy.
Z powrotem wróciłem do swojego pokoju, by powiesić te głupie firanki, a po chwili przyszedł Brook, który ubrał mi pościel, dzięki czemu mogłem pościelić łóżko. Cały dzień zleciał nam na rozpakowywaniu pudeł. Całe to z pozoru banalne zadanie - zmęczyło mnie potwornie. Dlatego pod wieczór, kiedy tata zamówił pizzę na kolacje, nasza dwójka razem z mamą grała w karty. Kiedy po raz trzeci nasza rodzicielka nas ograła zażądała nagrody w postaci wyboru filmu na nasz seans. Więc jako kochani synowie zgodziliśmy się na to. Siedząc na podłodze otoczeni poduszkami z kanapy, śmialiśmy się w niebo głosy oglądając komedię.
- Idźcie się położyć, rano weźmiecie prysznic przed szkołą - czując jak zmęczony jestem, nawet nie protestowałem, tylko od razu ruszyłem do góry.
Nie kłopocząc się w zachowanie porządku już po drodze do łóżka zacząłem ściągać swoje ubrania, by po chwili leżeć w samych bokserkach. Szybciej podłączyłem telefon pod ładowarkę ale nawet świecąca się dioda, która sygnalizowała powiadomienia, nie przekonała mnie, aby podnieść tyłek i wstać. Zaczynałem się układać do snu, gdy po moim pokoju rozniosło się ciche pukanie w drzwi.
- Mogę? - w progu stała moja mama z prezentem w rękach.
- Zapraszam - rozłożyłem ramiona, w które za chwilę wpadła.
- Wiem, że to dopiero jutro ale wszystkiego najlepszego synku - powiedziała cicho, następnie całując mnie w policzek.
- Nie musieliście - westchnąłem z uśmiechem.
- Otwieraj - wskazała na pakunek - Wiedziałam, że Brooklyn zabierze to do siebie, a skoro i tak miałam ci coś kupić, pomyślałam, iż to bardziej ci się przyda - dodała, kiedy moim oczom ukazał się całkiem nowy dekoder oraz X Box z nowymi padami.
- Dziękuję mamo - przytuliłem ją mocno, odkładając prezent pod łóżko.
- Denerwujesz się jutrem? - zapytała, chyba doskonale czując mój nastrój.
- Trochę tak. Wiesz nowa szkoła, nowi ludzie, ja dopiero nie dawno wyszedłem z szafy, a nie chciałbym udawać kogoś innego tylko po to, by mieć jakiekolwiek życie - mruknąłem, patrząc się na swoje palce.
- Synku w życiu pojawiają się niezapowiedziane znajomości. Przekraczając próg Twego serca właśnie wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewasz, one wnoszą do życia radość, przynoszą wiatr pełen kolorów. Pojawiają się bez żadnej zapowiedzi w chwili, gdy nie spodziewasz się żadnych zmian. Burzą Twój dotychczasowy ład, ale zazwyczaj na korzyść. Wzbudzają uśmiech na twarzy, a po jakimś czasie zadomawiają się w Twoim sercu i w Twojej duszy tak, że wydawać by się mogło, że byli tam od zawsze. Czasem dochodzimy w życiu do takiego momentu, w którym przyglądając się naszemu otoczeniu, wydaje się, że nie ma w nim już miejsca na nic nowego. Nie spodziewamy się jakichś diametralnych zmian. Aż tu nagle znienacka, nie wiadomo skąd, pojawia się ta niezapowiedziana osoba. W naszym życiu zjawia się ktoś, kogo zupełnie się nie spodziewamy. W efekcie wszystko, co dotychczas uznawaliśmy za dobrze poukładane, ulega zmianie. Całe nasze życie wywraca się do góry nogami. Osoby te pukają do drzwi naszych serc w chwili, gdy najbardziej tego potrzebujemy. Osoby o sercu przepełnionym magią, oczami pełnymi blasku, zdolnymi do rzeczy zdumiewających. Wnoszą radość i choć nie masz pojęcia jak, zobowiązują Cię, byś znów uwierzył w siebie. A ty mój mały chłopczyku zasługujesz na wszystko co najlepsze - powiedziała, głaskając mnie po głowie.
- Kocham cię mamo - szepnąłem, wtulając się w jej dłoń.
- A ja ciebie - odpowiedziała - Dobranoc Rye - złożyła pocałunek na moim czole, po czym wstała i zgasiła światło.
A ja po całym męczącym dniu nawet nie wiem kiedy, odpłynąłem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro