Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

Lola Kinney

Przygoda goni przygodę.

Kalifornijskie słońce uderza prosto w moją twarz, żałuję, że pomimo tylu lat, przez które tu mieszkam, zawsze zapominam o czapce, kapeluszu, okularach... jestem zapominalska.

Ocieram pot spod czoła i niemal wącham swoje pachy, żeby sprawdzić, czy dziś jest mój szczęśliwy dzień i pamiętałam o dezodorancie.

Poranki są.. wariackie.

Zawsze się śpieszę, oszczędzam czas na wszystkim, co mogę, a śniadanie jem w drodze. Dlatego zapominanie o podstawowych czynnościach, nie jest dla mnie czymś nowym.

Szukam gumki, która powinna znajdywać się na mojej dłoni, ale nic tam nie ma, cholera. Znowu będę się męczyć z moimi długimi włosami.

Organizacja nie należy do moich mocnych stron.

– Ała! – potykam się na prostym odcinku drogi, o własną nogę.

Czyżbym była też niezdarna?

Poznaliście już moje wszystkie ulubione cechy, które dyskwalifikują mnie, jako uwodzicielską i uroczą. Moja niezdarność jest wkurzająca.

Szczególnie teraz, gdy zatrzasnęłam kluczyki w bagażniku, w zamkniętym samochodzie.

Muszę wrócić do akademika, po zapasową pare kluczyków.

Andy nie odbiera swojego cholernego telefonu, dlatego jestem zmuszona przebyć całą piętnastominutową drogę w tym upale.

Będę potrzebować prysznica.

– O mój Boże – nie dziwi mnie reakcja Andy – Co ci się stało? – opadam na moje łóżko, kompletnie wykończona z cholernym butem uwalonym psim gównem – Co tak śmierdzi?

– Ten dzień jest okropny! – burzę się.

– Jak każdy twój, Lola.

Resztkami sił rzucam w nią poduszką.

– Umyj te śmierdzące bity, dziewczyno! – to nie jest śmieszne, jestem chodzącym pechem – Pobrudziłaś podłogę! Fuj!

– Zamknęłam kluczyki w samochodzie, a ty nie odbierasz telefonu! To po części twoja wina!

Andy spina w kucyk swoje blond włosy i przygląda mi się uważnie. Znam te minę, po chwili robi dokładnie to, czego się spodziewałam, wybucha śmiechem.

– Znowu?

– Nie kupiłam czekoladowych ciasteczek..

– Nie mogę się skupić na tym, co do mnie mówisz, przez ten smród.

– Jesteś okropna, ja tu cierpię! – wielokrotnie powtarza mi, że przesadzam z dramaturgią, ale mam to gdzieś. Jestem niczym Lindsay Lohan w ‚Just my lock'.

Wracam z łazienki, z mopem w ręce, zmywając brudną podłogę. Chciałam tylko kupić paczkę ciastek czekoladowych, a potem wrócić tutaj i uczyć się do egzaminu, czy to tak wiele?

– Wiem, jak poprawić ci humor – pisze coś na telefonie, po czym unosi oczy na mnie – Dzisiaj idziemy na imprezę! Klub pełen sław...kolega, który jest tam ochroniarzem wkręci nas.. będzie super.

– Tylko nie karz mi ubierać szpilek, bo znowu je połamię.

Znacie prawo Murphy'ego? Mniej więcej ono idealnie definiuje moje życie. Gdyby rodzice wiedzieli, jaka będę na pewno nazwaliby mnie Murphy, oni też nie mają, co do tego żadnych wątpliwości.

– Możesz ubrać cokolwiek, ale idziesz ze mną!

To nie skończy się dobrze, a ona doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Czasem myślę, że lubi śmiać się z mojego nieszczęścia, jednak ja też zaczęłam się z tego śmiać, lepszy śmiech, niż płacz. Na szczęście przestałam reagować, jak histeryczka.

– I tak już nici z nauki i ciasteczek – ocieram nieistniejącą łzę.

– Jedźmy już po ten samochód, tylko nie zapomnij kluczyków.

– Wezmę też czapkę – zdejmuję jedną bejsbolówkę z wieszaka.

****

5SOS Gosipp

Półroczna trasa Australijskich chłopaków właśnie dobiegła końca. Wszyscy byli widziani na lotnisku w Los Angeles.

Dom, dom słodki dom.

Co chłopaki będą robić podczas przerwy? 

****

Luke Robert Hemmings

Chwila wytchnienia.

W końcu mamy czas dla siebie.

Kładę się na kanapie Ashtona, który przygarnia mnie do siebie, póki nie zdecyduję, czy chcę mieszkać w domu czy mieszkaniu. Trzy dni temu skończyliśmy trasę. Teraz chodzimy z kąta w kąt, starając się odpocząć. Opieram głowę wysoko na poduszkach, żeby móc jeść płatki z mlekiem, które leżą na moim brzuchu. Ashton krząta się gdzieś po domu. Nie może spać, dlatego robi sobie, krótkie drzemki.

Wchodzi do salonu z telefonem w dłoni, rozmawiając z kimś zażarcie.

– Jeszcze was nie widzieliśmy, zamknęliście się w domach.. musicie przyjść – słyszę wszystko, ma włączony głośnomówiący.

– Gdzie? – pytam.

– Na cholerną imprezę! – nasz przyjaciel krzyczy do słuchawki – Dzisiaj o dwudziestej pierwszej w klubie, lepiej, żebyśmy nie musili po was przysyłać specjalnego samochodu.

– Dupki – krzyczy Ashton, gdy on się rozłącza.

– Idziemy na imprezę? – wsuwam kolejną łyżkę płatków do ust.

– Na to do cholery wygląda – jesteśmy zmęczeni, w złej formie, a także trochę tęsknimy za normalnym życiem. Zanim teraz się wdrożymy w sytuacje na miejscu, minie kilka dni, a może tygodni. Potem zaraz znowu będziemy zagonieni do pracy.

Codzienność w życiu muzyka to ulotna chwila.

Łapiemy się jej pazurami i korzystamy z każdej okazji, żeby jak najlepiej ją wykorzystać.

Kocham moją pracę, kocham moje życie i możliwości, które daje. Tylko niektóre rzeczy mają większe konsekwencje od innych...

– Nadróbmy kinowe zaległości – ogromni z nas fani kina, a zarazem całkowicie beznadziejni. Nie mamy czasu podążać za trendami, czy biegać do kina na premiery. Przynajmniej nie podczas trasy. Dlatego przyjaciele zbierają wszystkie filmy, a my potem je oglądamy, gdy wracamy na miejsce.

– Zrobisz popcorn?

Ashton wybucha śmiechem.

– Mamy coś w ogóle w lodówce?

– Kurwa.

– Musimy zatrudnić kogoś do robienia zakupów – wygoda życia bogacza. Ktoś nawet podlewał kwiatki Ashtona, gdy nas nie było, żeby nie uschły. Teraz ta kobieta przychodzi dalej, bo Ashton nie wie, co z nimi robić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro