9 {Numerek na zewnątrz}
Lola Kinney
Miał przyjechać o trzeciej, ale nigdzie nie widziałam jego samochodu. Wszyscy moi znajomi pytali mnie o kolesia od czerwonego Ferrari, ale zbywałam ich uśmiechem i wzruszeniem ramionami. Nie mogłam go znaleźć, co ułatwiał jego samochód, a utrudniały jego czapki. Ciągle je nosił i tłumaczył się tym, że chroni oczy przed słońcem. Każdy ma swoje dziwactwa. Może dzisiaj jest dla niego za gorąco? To było głupie.
Poprawiam moją własną czapkę, bo zaczęłam się trochę bać, że faktycznie słońce uszkodzi moje oczy. Tak, wiem, nic takiego się nie zdarzy.
Ktoś łapie mnie w tali i unosi nad ziemie.
– Cześć, Kapturku – a więc jednak nie jest za gorąco.
– Myślałam... – nie kończę, nie chcę kończyć i wydać mu się żałosną.
Zamiast tego biorę jego policzek w dłoń i przykładam swoje usta do jego. Świat się nie zatrzymuje, dalej czuję ludzi przechodzących dookoła nas, ale czuję, jakby to najważniejsze było widoczne tylko dla nas pod daszkami naszych czapek.
– Gdzie masz swoje cacko? – pytam.
– A co nie chcesz ze mną wyjść, jeśli go nie mam? – coś twardnieje w jego spojrzeniu i wcale mi się to nie podoba.
– Po prostu nie mogłam ciebie znaleźć, to dosyć charakterystyczny samochód, wiesz?
– Ty masz bardzo charakterystyczne plecy – łapie mnie za nie dużą dłonią – To po nich cię znalazłem.
Wybucham śmiechem.
– Plecy?
– Cóż, może ten kościsty tyłek też coś w sobie ma.
Śmieję się jeszcze głośniej, przykuwając uwagę studentów.
– Do mnie czy do ciebie? – pytam – Chciałabym w końcu zobaczyć to łóżko...
– Zabiorę cię w lepsze miejsce – zawsze tak mówi, zabiera mnie do różnych ekskluzywnych hoteli, które wcale mnie nie ekscytują, ani mi nie imponują. Gdyby nie to, że on jest taki ciekawy i dobry w łóżku, już dawno bym to skończyła. Jednak niektóre rzeczy są warte pławienia się w tym obrzydliwym luksusie. Może by mnie to obchodziło, gdyby chodziło o coś więcej niż seks. Jednak skoro tak nie jest w ogóle o to nie pytam.
– Może to ja cię gdzieś zabiorę?
Marszczy brwi, zastanawiając się, czy to jakaś nieprzyzwoita propozycja.
– Nie rób takich wielkich oczu, jeszcze ktoś pomyśli, że jesteś wilkiem - to go rozbawia. Puszcza mnie i wskazuje na samochód po drugiej stronie drogi.
– Czy Czerwony Kapturek może dzisiaj wsiąść do czarnego audi?
Robię naburmuszoną minę i obracam głowę w jego kierunku, próbując utrzymać najbardziej zirytowany wyraz twarzy nas świecie.
– Czarny mało pasuje do mojej czerwonej peleryny – zarzucam włosami i wyprzedzam go w drodze do samochodu. On zaczyna za mną gwizdać, co wywołuje mój uśmiech, gdy dodatkowo zaczynam kręcić tyłkiem, on w jednej chwili jest przy mnie, dociskając mnie do drzwi samochodu.
– Jakoś jej na tobie nie widzę – szepcze mi do ucha – Powinienem zajrzeć głębiej? – wsuwa dłoń pod moją koszulkę, zatacza kręgi na moich plecach, po czym przesuwa dłoń niżej i wsuwa ją w moje jeansy – Nic tutaj nie ma – ciężko dyszę, gdy jego dłoń ściska mój pośladek – Powinienem poszukać jeszcze głębiej?
Odpycham jego dłoń i wsiadam na miejsce kierowcy. Dzisiaj ja prowadzę, koniec z tymi durnymi hotelami, jest wiele lepszych miejsc do uprawiania seksu.
Wsiada na miejsce pasażera i nawet nie protestuje.
– Śmierdzi nowością, to nowy samochód, Robert – poprawia czapkę, naciągając ją bardziej na oczy – W tamtym też było to czuć. Śmierdzi nowością.
– Nowością się pachnie, Lola – kpi – Jedź, a nie gadaj.
– Pozwolisz mi prowadzić swój nowy samochód? – pytam zaskoczona.
– Nie pierwszy i nie ostatni – czy to zdanie można potraktować dwuznacznie?
Nie pierwszy i nie ostatni raz prowadzę jego samochód czy nie pierwszy i nie ostatni raz przyjeżdża po mnie innym, nowym samochodem?
– Okej – ruszam stamtąd z piskiem opon, co sprawia, że chwyta się, aż siedzenia. Nigdy nie powiedziałam, że jestem dobrym kierowcą, mogę być trochę nieostrożna...
– Może powinienem zapytać, masz prawo jazdy?
Przyśpieszam ignorując jego pytanie. Próbuję ukryć uśmieszek na twarzy, ale chyba mi nie wychodzi.
– Okej – pochyla się i całuje mnie w nagie ramie.
Niemal gwałtownie hamuję.
Ten gest wydaje mi się taki słodki...
– Jakie zajęcia dzisiaj miałaś? – znowu poprawia czapkę. Robi to zbyt cholernie często.
– Statystyka jest cholernie nudna – może też myślałam za dużo o nim i o tym, co mi ostatnio robił...
Niedługo później jesteśmy na wzgórzu, z którego rozciąga się najlepszy widok na napis Hollywood. Nigdy nie uznam tego widoku za tandetny, może to przesz moje zapędy do bycia aktorką, a może z powodu lubienia dużych rzeczy. Bez znaczenia.
– Nie byłaś przypadkiem głodna?
Zaczyna burczeć mi w brzuchu.
– Cholera – mówię – Nie ruszę się stąd, powiedz, że nie zapomniałeś jedzenia.
Sięga na tylne siedzenia po dużą siatkę, z której wyjmuje zapakowane kanapki i soczki w kartonikach.
Szybko znajdujemy się na masce samochodu, ciesząc się drobnym wiatrem. Właściwie to ja tutaj siedzę, on pochyla się na de mną, przyglądając mi się, jak jem. Podsuwam mu pod nos kanapkę, a on odgryza kawałek. Szybko kończę jedzenie, zawsze chciałam zaliczyć numerek w tym miejscu.
– Skończyłam – siorbię soczkiem i odstawiam pusty kartonik – Co teraz? – oblizuję usta, czując na nich smak soku, no i może kanapki, ale skupiam się na tym pierwszym.
Robert pochyla się do mnie, muska moje usta swoimi, po czym się odsuwa.
Może nie wie, po co go tutaj zabrałam..
Dlatego gdy tylko się odsuwa, zdejmuję z siebie koszulkę. Czy to wystarczająco jasny sygnał? Mam nadzieję..
Marszczy brwi, jakby nie rozumiał, co robię, dlatego będąc jeszcze bardziej dosłowną odpinam stanik i pozwalam mu powoli opadać z moich ramion...
Łapie mnie za nogi i przyciąga bliżej siebie. Jego usta opadają na mój nagi obojczyk, zasysa na nim skórę, po czym ponownie całuje mnie w ramie, a potem w bark..
– Co to? – sunie językiem po małej bliźnie.
– Bawiłam się z siostrą i wpadłam na płot – zdecydowanie nie jest to ranna wojenna, mam kilka takich bezsensownych blizn.
– A to? – całuje miejsce, w którym jest blizna po wyciętym wyrostku – Waleczna z ciebie dziewczyna.
– Chyba nieostrożna – oplatam go rękami wokół szyi i sięgam do brzegów jego koszulki, podsuwając ją, co raz wyżej – Zdejmiesz ją dla mnie, proszę?
Odsuwa się, żeby zrobić to w ekspresowym tempie. Gdy tylko znika koszulka, czapka powraca na głowę. Chce mu ją zdjąć, ale on wsuwa nasze głowy pod daszek i uśmiecha się uwodzicielsko.
Pochyla się, żeby pocałować mnie w szyje... a ja odchylam się, czując jakby to miało sprawić, że się rozpadnę.
– Pokaż mi te piękne kolana, którymi kusiłaś mnie cały dzień.
– Musisz się trochę pochylić....
A wtedy jego usta spotykają moją pierś. Jego dłoń ląduje na moich ustach, zagłuszając moje dźwięki..
Wiedziałam, że to idealne miejsce na numerek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro