6 {Santa Monica}
Kierujemy się w stronę wyjazdu z miasta. Nie jestem zaskoczona, z jakiegoś powodu wydaje mi się, że nie lubi tłumów. O wiele lepiej czuł się w pustej łazience, niż po środku imprezy.
Otwieram okno, żeby poczuć wiatr we włosach, gdy samochód nabiera większej prędkości na autostradzie. Nawet nie pytam dokąd jedziemy, chcę, żeby mnie zaskoczył. To sprawi, że go poznam.
– Chcę cię pocałować – mówi, nie spuszczając wzroku z drogi. To skłania mnie do spojrzenia na niego. Opieram głowę o zagłówek i przybieram najbardziej uwodzicielską minę na jaką mnie stać.
– Tak? – wyciągam dłoń i muskam dłonią jego kark – Jak bardzo?
– Cholerna dziewczyno.
To niemal wywołuje mój śmiech.
– Przez chwile miałam wątpliwości, że rzuciłam się na ciebie, jak szalona bestia, a ty chcesz się ze mną spotkać, żeby mi powiedzieć, że to był błąd, ale wtedy po co byś przyjeżdżał? I po co byś to mówił? Chyba jestem trochę szalona. Zazwyczaj sama uwodzę facetów, a potem się ich pozbywam – zakrywam usta dłonią – O Boże, nie wiem, dlaczego ci o tym powiedziałam.
– A wydawałaś się taka słodka...
Milczymy przez chwile, po czym on parska śmiechem.
– W moim życiu nie ma miejsca na związek – mówię – Wiem, wiem, to takie banalne, ale nie czuję, żebym była gotowa, wiesz?
– Co to znaczy być gotowym? – pyta.
– Chyba to, że masz świadomość, że cokolwiek się nie wydarzy będziesz w stanie być przy tej osobie.
– W moim miejscu też nie ma miejsca na związki – nie wydaje się z tego tak bardzo zadowolony, jak ja – Co nie zmienia faktu, że dalej chcę cię pocałować.
– Okej, nie randkowy chłopaku.
– Chcesz nadać temu inną nazwę?
– Robert i Lola jadący w nieznanym kierunku albo Robert i Lola, znani również jako wilk i Czerwony Kapturek.
– Gdzie masz pelerynę, kapturku?
– A ty swoje wielkie zęby, wilku?
Pochyla się, żeby ugryźć mnie w nagie ramie, gdy chce się odsunąć, obracam głowę w jego kierunku i ponownie tego dnia, łączę nasze usta. Jest to szybkie, ponieważ on musi patrzeć na drogę.
– Obiecuję więcej – ponownie rozkładam się wygodnie na fotelu pasażera.
Jesteśmy w Santa Monica. Rozpoznaję to miejsce bardzo szybko. Często przyjeżdżamy tu z dziewczynami, gdy mamy dosyć zgiełku miasta i potrzebujemy trochę więcej opalenizny, jednak miejsce, w które mnie zawozi jest mi obce.
Zdecydowanie lubi spokój.
Jest to odludne miejsce, z obydwu stron oddzielone dużymi pasami zieleni. Nie miałam pojęcia, że w ogóle coś takiego można tu znaleźć. Nie mogę zdecydować się, gdzie patrzeć, ponieważ wszędzie jest pięknie.
Zsuwam okulary z nosa, żeby mu się przyjrzeć. On robi dokładnie to samo ocenia moją reakcje.
Ruszam tyłem w kierunku plaży, gdy on idzie za mną, z zaciekawionym wyrazem twarzy. Myślę, że kuszę, cholera chcę kusić. Robert poprawia swoją czapkę, jakby chciał jeszcze więcej ukryć.
A wtedy to się dzieje.
Tracę równowagę i lecę na piasek.
– Nie chciałem nic mówić, ale to plaża dla nudystów.
Kuca obok mnie, leżącej niezgrabnie na piasku.
– Powinnaś się rozebrać, zanim ktoś wpisze ci mandat. Myślę, że duchy nudystów sprawiły, że upadłaś na piasek, masz za dużo na sobie.
– Przestań. gadać.
Wybucha śmiechem, dobrze bawiąc się moim kosztem. Przysuwam się do niego i bez pytania podciągam mu do góry koszulkę.
– Wstąpiły w ciebie jakieś duchy, że mnie rozbierasz? A może masz dusze nudysty?
Gryzę go w bark.
– Masz za dużo na sobie.
– Ty też masz za dużo na sobie – dobiera się do mojej koszulki, ale zamiast ją zdjąć, wsuwa dłonie pomiędzy dziury po bokach i głaszcze mnie po brzuchu. Kusi – Chcę dotykać.
Parskam śmiechem.
– Chcę całować – mówię.
– Od czego zaczniemy? – przyciąga mnie bliżej. Zdejmuje mi okulary z oczu i kładzie je obok, potem szybko zrzuca z siebie koszulkę, dając mi widać na całkiem przyzwoitą klatkę piersiową. Nie jest przesadnie umięśniony, ale umięśniony. Zdejmuje mi czapkę z głowy, a następnie rozpuszcza włosy, czochrając je jedną teką, gryzę go w nadgarstek. Patrzę na niego, nie wiedząc, co robię. On nie zabiera ręki, przysuwa do mnie swoją twarz, trąca nosem mój policzek, po czym cholernie namiętnie go całuje, jakby to była moja najlepsza część. Odrywam usta od jego ręki, żeby odnaleźć swoimi ustami jego usta. Odsuwa ode mnie usta, zamiast mi je po prostu dać.
– Hej – przysuwam się bliżej, ale wtedy on zdejmuje ze mnie koszulkę.
– Dalej jesteś za bardzo ubrana.
Jestem niezdarna, potrzebuję wprowadzić się w klimat, żeby być chodź trochę seksowną.
Wstaję, ale on nie wstaje. Zamiast tego całuje mnie w kolano i sięga do moich spodenek, nie zapominając zmiętosić przy tym mojego tyłka. Chcę mu zdjąć czapkę z głowy, ale mnie powstrzymuje. Nie próbuję drugi raz. Wychodzę ze spodenek, on zdejmuje swoje i w tej samej chwili biegniemy do wody.
On zaczyna coś śpiewać. Obracam się do niego.
– Śpiewasz?
– Cholera – nie rozumiem – Czy śpiewałem?
– Totalnie śpiewałeś – na jego twarzy pojawia się coś dziwnego, nie umiem określić, co to za emocja – Ja też umiem śpiewać.
It's tough supporting what seems like fantasies
Clouds collapse your lungs
The bends have had their ways
It's rough watching potential slip into the fray
Drę się, mając pełną świadomość, że gubię rytm i że nie mam słuchu.
– Jak brzmię? Wyglądam na dziewczynę od rocka?
– Lubisz rocka?
– To nie taki znowu rock, a muzyka elektroniczna, ale zdecydowanie nie jestem fanką popu – marszczę nos – Radiowej sieczce mówimy nie! – unoszę rękę do góry, a on łapie mnie w talii i znowu do siebie przyciąga.
– Radiowe gówno?
– Mogę zaśpiewać coś jeszcze, chyba, że nie chcesz mnie słuchać i to ty mi zaśpiewasz.
Kręci głową.
– Śpiewaj, Lola.
Z jakiegoś powodu w ogóle się tego nie wstydzę. Wydaje mi się, że ten chłopak jest tu z powodu mojego dziwactwa.
***
5SOS Gosipp
Zdjęcia chłopaków z fanami, brakuje Luke'a.
****
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro