5 {Pod kampusem}
Luke Robert Hemmings
Od dawna marzył mi się samochód. Może inaczej, marzył mi się samochód z moich marzeń i w końcu go sobie kupiłem, a raczej w końcu był do odbioru.
Chłopaki chcieli, żebym zabrał ich na przejażdżkę po autostradzie. Kupiłem najdroższy samochód z nich wszystkich, chyba, żeby poczuć, że mam na co wydawać te cholerne pieniądze, za cholernie ciężką prace.
Mój samochód przykuwa uwagę na ulicach, ale myślę, że równie dużą przykuwa czapka z daszkiem i okulary przeciwsłoneczne.
Dzisiaj się ukrywam.
Mam nadzieję, że nikt mnie nie rozpozna.
Nie jestem cholernym fanem tłumów, a na uniwersytecie nie byłem ani razu. Dzisiaj podjadę pod niego Ferrari, tak to faktycznie nie będzie dziwne.
Przeszło mi przez myśl, żeby wynająć samochód, ale czuję, że to nie przeszłoby bez echa.
Wszędzie znajdzie się ktoś kto sprzeda coś do internetu.
Szukam spokoju.
Chociaż na pieprzoną chwile. Dlatego ludzie tacy, jak Lola są cenni.
Jestem takim idiotą.
Raz spotykam kogoś kto mi się podoba i nie wie kim jestem i od razu uznaję to za kogoś cennego.
Głupiec.
Jestem głupcem, który łapie się ładnych dziewczyn, udając, że to coś więcej.
– Stary, wychodzisz i mnie nie zabierasz? Daj się przejechać swoim cackiem!
– Jak wrócę – nie mówię mu gdzie jadę. Nie pochwalą tego. Mamy duże problemy z zaufaniem, nie sobie, ale ludziom, którzy wchodzą do naszego życia.
– Gdzie jedziesz?
Nawet nie przygotowałem kłamstwa, liczyłem, że się wymknę. Muszę się stąd wyprowadzić.
– Spotkać się z Amandą – kłamię łatwo – Chcę, żeby mi to wyjaśniła.
– Stary, ciebie tu nie ma..
– Wychodzę – nie chcę o tym gadać, myślę, że ta cała kariera sprawia, że jestem trochę bardziej samotny niż powinienem. Nie chodzi o Amandę, chodzi o całokształt. Żyję w pośpiechu.
Nie zapominam o okularach czy czapce, to akurat mogę zrzucić na pogodę.
*******
5sos Gosipp
Trzech z czterech Australijczyków widzianych na obiedzie na mieście. Gdzie Luke? Czyżby impreza była zbyt dobra?
Dołączam zdjęcia.
********
Lola Kinney
Nasuwam czapkę bardziej na oczy. Kalifornijskie słońce sprawia, że się topię. Z jakiegoś powodu zamiast bielizny ubrałam na siebie strój kąpielowy, który wystaje z mojej wyciętej bawełnianej sukienki. Nie mam, co pokazywać, jednak za tym idzie, że nie mam, co ukrywać. We wszystkim staram się znaleźć plusy.
Czekam na niego na wjeździe do kampusu, żeby nie musiał mnie szukać. Nie wiem, gdzie się uczy, ani czy się uczy. Może nigdy tu nie był. Przezorny zawsze ubezpieczony..
Wącham się, sprawdzając, czy czuć mój dezodorant, a może i nawet perfumy.
Wszystko pod kontrolą.
Trzymam telefon w dłoni. Mam nadzieję, że się nie wycofa albo nie zgubi. Stanie na tym upale, musi być coś warte.
Spinam włosy w kucyk, chcąc mieć większą swobodę ruchów. Powinnam je obciąć, źle wyglądają wraz z moją chudą sylwetką, mimo to je lubię.
Nagle obok mnie przejeżdża czerwony samochód. Nie byle jaki, bo cholernie drogi. Nie znam się na tym, jestem w tym koszmarna, rozróżniam marki, ale nie wszystkie, jednak to mówi samo za siebie.
Cholernie drogi samochód.
Zatrzymuje się na krawężniku..
To niemożliwe.
Jednak to sprawdzam. Podchodzę do samochodu, gdy on z niego wysiada. Ubrany równie luźno, co ja. Mając na sobie dresowe spodenki i koszulkę z nadrukiem. Okulary i czapka zakrywają większość jego twarzy.
Jest gorący.
Podchodzę do niego, a on robi krok wstecz, uderzając plecami o bok samochodu.
Robert obraca moją czapkę tył na przód, a ja wykorzystuję okazję, żeby zdjąć mu okulary i założyć na swoją głowę. W zamian za to szybko chowam nasze twarze pod daszkiem jego czapki. Staję na palcach, a on ułatwia mi to pochylając się. Całuję go zamiast mówić ‚cześć', bo to wydaje mi się właściwe.
Przygryza moją dolną wargę, ściskając w swoich dłoniach moją twarz.
─ Takiego powitania się nie spodziewałem ─ szepcze mi w usta.
Zahaczam palcami o szlufki w jego spodniach, dociskając jego biodra do moich.
─ Może jestem tu tylko dla tych pocałunków?
Całuje mnie w kącik ust, badając kolejny skrawek mojej skóry.
─ Jedziemy? ─ chcę już wiedzieć gdzie mnie zabiera, ale jednocześnie podoba mi się to oczekiwanie.
Mocniej naciągam na nas jego czapkę, chcąc jeszcze przez chwilę patrzeć w te niebieskie oczy, które wcale nie pokazują za wiele. Staję na palcach, całując go w jedną powiekę, a potem w drugą i szybko biegnę na miejsce pasażera. Chociaż nie powiem, chciałabym mieć w swojej biografii wzmiankę o prowadzeniu ferrari. Tak, przyjechał po mnie cholernym ferrari, nie komentuję tego, udaję, że to wcale nie robi dla mnie takiego wrażenia.
Może by mi na to pozwolił...
Cholera, muszę spróbować.
Nie marnuję żadnych okazji i tej także nie zamierzam.
Robert nie mówi dokąd mnie zabiera, po prostu odjeżdża. Widzę, jak próbuje ukryć uśmiech, co wywołuje mój.
─ Co studiujesz? ─ pyta w końcu.
─ Jestem na drugim roku i cały czas nie mogę się zdecydować. Chodzę na zajęcia z biznesu i aktorstwa.. nie wiem, co bardziej mnie kręci.
─ Aktorstwo? ─ jest zaskoczony. Jestem zbyt nieporadna na bycie aktorką, ale nie jestem wcale nieśmiała.
─ Życie byłoby za nudne z jedną twarzą, nie sądzisz? ─uśmiecham się szeroko.
Obraca głowę w moim kierunku. Na jego twarzy maluje się mieszanka emocji.
─ A bycie sobą? ─ brzmi niepewnie.
─Źle to rozumiesz. Bycie sobą jest super, ale jest trudne, dobrze czasem móc nie być sobą, żeby chociażby docenić siebie.
─ Teoria na zasadzie sprzeczności ─ mówi dosyć cicho, jakby nie był przekonany, czy to dobrze, czy nie.
Rozsiadam się wygodnie w skórzanym fotelu i uśmiecham.
─ Cóż, co mogę powiedzieć, lubię dziwactwa ─ lubię to, że potrafię być sobą, cokolwiek się nie wydarzy. Obracam czapkę przodem, zakładając na nos jego okulary.
─ A ty?
─ Co ja?
─ Co studiujesz? ─ to wydaje się takie normalne, większość moich znajomych studiuje.
─ To ile masz lat? ─ z tym zarostem wygląda na starszego i w ogóle..
─ Dwadzieścia ─ odpowiada z uśmiechem.
─ Dałabym ci więcej ─ obracam głowę w jego kierunku, chcąc lepiej mu się przyjrzeć w dziennym świetle. Jest w nim coś, co sprawia, że mam ochotę go dotknąć i poznać jego każdy skrawek skóry.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro