39 {Zamieszana, zakręcona, z....}
Lola Kinney
Podróż na plaże zaliczam do udanych.
Obyło się bez zdjęć, bez fanów i bez paniki mojego chłopaka, a raczej bez przesadnej paniki. Po plaży zabrał mnie na homary i nie był już tak przerażony ludźmi. Może wcześniej tego nie dostrzegałam, a może gdy przy mnie był Robertem, nie myśl o konsekwencjach, nas w publicznych miejscach.
Teraz jesteśmy w moim mieszkaniu, a po drodze Robert musiał jeszcze wstąpić do sklepu po kilka rzeczy, jak świeże ciuchy, bo nie chce jechać do domu swojego przyjaciela. Przebieram się w coś wygodnego, w czym będę mogła buszować po Ikei. Robert stoi na balkonie, przebrany już w krótkie spodenki i szary bezrękawnik z kapturem.
Dziwnie jest mówić do niego Robert, ale mu wydaje się to nie przeszkadzać. Tylko jeden raz nazwałam go Luke'm i to brzmiało tak dziwnie, jakbym tuliła się do kogoś obcego. Dlatego na razie zostanę przy Robercie.
– Co robisz? – znowu ma nos w telefonie.
– Wysyłam tweeta, pokazując światu moje mieszkanie – nie zapytałam, czy ze mną zamieszka, ale to nie tak, że ten bogacz ma gdzie pójść albo miejsce, do którego chciałby pójść – Po za tym znajomi się do mnie dobijają. Chłopaki chcą pogadać.. idziesz jutro na uczelnie?
– Powinnam – mimo, że nie muszę, bo przez spalony akademik ludzie mieszkający tam, mają tydzień na ogarnięcie swoich spraw. Nie ma potrzeby, żebym więcej nie chodziła na zajęcia, nawet jeśli mogłabym ten tydzień spędzić z nim. Zaraz są egzaminy i koniec roku.
– Pozałatwiam swoje sprawy, a wieczorem zobaczymy się tutaj? Dostawa z Ikei też przyjedzie jutro.
– Czy ty.. czy ty przeze mnie nie widujesz się ze znajomymi?
Od razu kręci głową. Niemal za szybko, żeby było można mu uwierzyć.
– Nie, już gdy wróciłem nie chciałem tego powtarzać. Byłem zmęczony i znudzony. To żałosne, ale potrzebowałem bliskości. Wiem, niezbyt umiejętnie to łączę. Zobaczę się z nimi, pogadam z chłopakami, a potem.. chcesz ich poznać?
– Przepraszam, że tak naciskałam...
– Nie, Lola, to już nie jest ważne. Jutro się tym zajmę, a potem wprowadzę cię do mojego życia, tak jak ty wprowadzasz mnie do swojego.
– Dobrze.
– Jest ciepły wieczór. Widok jest całkiem przyzwoity – balkon wychodzi na park, co jest więcej niż przyzwoitym widokiem, a pierwsze piętro jest całkiem wysoko – Mają w Ikei meble ogrodowe?
– Nie mam tyle pieniędzy...
– Pieprzyć to, ja chcę meble na balkon i będziemy je mieć.
– Robert...
Obraca się do mnie.
– Zawsze mówisz ‚my' – rzucam mu tym w twarz – Jakbyś zamierzał tu mieszkać.
– Po co mi duży pusty dom? Ty masz stąd blisko na uczelnie. Oczywiście, że chciałem pokój do gier i pokój dla rodziców. Ale to nie tak, że ty się zgodzisz do mnie wprowadzić, prawda?
– Ale zgodzę się, żebyś wprowadził się do mnie?
– Nie mam domu, nie masz wyboru.
Wyciąga do mnie rękę i kładzie ją na moim biodrze lekko ściskając.
– To mała przestrzeń, rodzice raczej nie myśleli o mnie i o tobie cały czas razem. Znamy się jakiś miesiąc..
– Nie chcesz ze mną mieszkać? – pyta.
– Nie potrzebujesz przestrzeni? A co jeśli ja będę jej potrzebować?
– Dobrze, w porządku – tak po prostu się zgadza – Nie chcę naciskać – mówi – Masz racje, to za szybko, powinienem mieć własne miejsce. Ty powinnaś mieć własne miejsce i przestrzeń. Nie możemy cały czas być razem...
– Jesteś zły? – pytam szybko.
– Nie mam prawa być zły, Lola. To mieszkanie to duża rzecz.
W końcu jedziemy do Ikei, w trochę bardziej napiętej atmosferze niż wyszliśmy z domu. To dla mnie szybkie tempo i mogę nie chcieć być daleko od niego, ale czasem powinnam być daleko od niego. Mam tylko dwadzieścia lat..
Ktoś już czeka nas przed Ikeą, żeby nas wprowadzić. Biorę wózek, a on idzie po prostu obok mnie, nic nie mówiąc.
– Nie chcę się kłócić – odzywam się pierwsza – To miała być fajna noc – mówię mu.
Przysuwa się do mnie i całuje mnie w skroń.
– Chcę, żeby to dla ciebie była fajna noc. Wskakuj do wózka, ja będę prowadził, a ty tylko będziesz go wypełniać niby niezbędnymi rzeczami – jeszcze raz całuje mnie w skroń – Nie musisz ze mną mieszkać, ale czy możesz sobie pozwolić kupić wszystko, co chcesz?
– Nie jestem z tobą dla pieniędzy – fukam na niego.
– To twoje pierwsze mieszkanie, ma być takie, jakie chcesz. Chcę to dla ciebie zrobić i chcę czuć, że jest chodź trochę moje.
– Ty naprawdę traktujesz nas poważnie, co? – obracam głowę w jego kierunku, napotykając jego dosyć smutne oczy.
– Cholernie poważnie, skarbie – uśmiecha się słabo – To jak? Pozwolisz mi zrobić ze swojego mieszkanka miłosne gniazdko?
– Proszę, zróbmy z mojego mieszkanka prywatne miłosne gniazdko – ta wizja wydaje się wszystkim, czego nie wiedziałam, że pragnę, ale tak, tego chcę.
– Jaki lubisz styl?
– Przepych – niestety to prawda – Trochę romantycznie, a trochę babcinie..
– Więc zaczynajmy nasze łowy – podnosi mnie, jakbym nic nie ważyła i wsadza do wózka. Po czym zamiast wolnego spaceru po alejkach, zaczyna biec ze mną w wózku pomiędzy kolejnymi alejkami. Nie jestem nawet w stanie skupić się na rzeczach, bo zbyt cieszę się przejażdżką, gdy on na dodatek zaczyna jeszcze śpiewać.
Tak naprawdę robienie zakupów z wózka jest niemożliwe, w szczególności, gdy twój chłopak potrzebuje tak dużo niepotrzebnych rzeczy i udaje, że wcale tak nie jest. Gdy ja próbuję wybrać szklanki, on rozczula się nad różnymi rodzajami tarek do serca i próbuje zdecydować się na najlepszą.
– Kochanie, nie będę gotować, mam dwadzieścia lat i kocham niezdrowe żarcie. Wybacz – mówię mu.
– Lola! Tarka do serca to jedno z podstawowych wyposażeń w kuchni!
– Można kupić gotowy starty ser.
Celuje we mnie jedną z tarek.
– Ty, jako studentka powinnaś oszczędzać, a starty ser jest droższy.
– Cholera, nie mówiłam ci? Mam chłopaka milionera.
To wywołuje jego uśmiech, zamiast go zdenerwować.
– Stać go na starty ser.
– Ten chłopak – teraz wskazuje palcem na siebie, jakbym zapomniała, że to chodzi o niego – Nauczy te młodą damę oszczędności i będzie gotował, gdy będzie w domu, dlatego potrzebujemy tarki do sera.
– Będziesz gotował? Cholera, to sprawia, że chcę, żebyś ze mną zamieszkał – staję na palcach, żeby opleść ramie wokół jego szyi – Będziesz mi gotował?
– Pragnę normalności, gdy jestem w domu, mam szaleństwo w trasie.
– Ja nie gotuję – powtarzam po raz kolejny – Może nigdy nie będę.
– W porządku – wrzuca tarkę do wózka, który jest już wypełniony w połowie – Mi to nie przeszkadza.
– Jakie szklanki chcemy?
Jego oczy robią się wielkie, gdy mówię ‚my'.
– To twoje mieszkanie, to tobie na się podobać, mogę pić w czymkolwiek nawet w szklankach do whisky. Wiesz te kryształowe....
– Cholera! Tak! Zawsze je chciałam! Mówiłam ci, jak uwielbiam whisky?
– Właśnie mi powiedziałaś – kolejny pocałunek na mojej głowie – Ale wiesz, że one nie są z prawdziwych kryształów?
– Zamknij się, one uczynią to miejsce moim domem. Goście będą ode mnie wychodzić i pamiętać, że pili sok w szklance do whisky. OOO! Chcę też duże kolorowe pufy! I fotel i coś pod nogi i miękki dywan w sypialni... zawsze będziemy chodzić boso, trzeba położyć go też w salonie.
– Cokolwiek chcesz.
– A ty? Ty co byś chciał?
– W tej chwili myślę o tym, że wydałem cztery tysiaki na garnki i patelnie, a oni nie dorzucili mi darmowej tarki do sera. Co za kutasy
Wybucham śmiechem.
Nie mogę się powstrzymać.
– Boże, jak ja cię kocham – czy ja naprawdę to powiedziałam?
– Kochasz Boga czy mnie? – pochyla się do mnie i gdy unoszę już nie roześmiane, a przerażone oczy, napotykam jego niebieskie pełne zaskoczenia – Kochasz mnie?
Jak mogłam to po prostu tak z siebie wyrzucić?
***
Ikea miała być w jednym rozdziale, będzie w dwóch. Dlaczego one wychodzą mi tak cholernie długie, to ja nie wiem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro