Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20 {Kim dla ciebie jestem}

Luke Robert Hemmings

– Co tutaj robimy? – pyta mnie, gdy dojeżdżamy do miejsca, gdzie kupiłem deski i wypożyczyłem pick upa. Nie możemy się poruszać sportowym samochodem z deskami na dachu.

– Przesiadamy się. Mówiłaś ostatnio, że mieszkasz tu od zawsze, a nigdy nie serfowałaś, czas to zmienić –  pochylam się i całuję ją w policzek.

– Umiesz serfować?

– Znam podstawy – mówię – To wystarczy, żeby dobrze się bawić.

– Lubisz dobrą zabawę, Lucas? – nie mam tak na imię, nie mam tak też na cholerne nazwisko, ale jest to zbliżone do mojego imienia, tak cholernie bardzo, że moje serce, aż przyśpiesza.

– Lolo Kinney, ruszaj się, bo przepadną nam najlepsze fale.

Otwiera szeroko oczy i to wcale nie z ekscytacji, a z przerażenia.

– Chyba trochę boję się fal – mówi.

– Zobaczysz to świetna zabawa – ściskam jej udo, po czym wysiadam z samochodu, co jednak nie okazuje się takim dobrym pomysłem, ponieważ szybko dostrzegam wpatrzone we mnie młode dziewczyny, cholera mam tylko dwadzieścia lat, te dziewczyny wcale nie są dużo ode mnie młodsze. 

Wszyscy w kółko powtarzają po przepaści pomiędzy sławnymi, a normalnymi ludźmi. Zdecydowanie się z tym zgadzam, oprócz tego, że ci ludzie są normalni. Marzą o czymś, są w czymś dobrzy, tylko może cały świat im w tym nie kibicuje tak, jak nam. Nie są sławni na ten sposób, co ja, ale są sławni w konkretnej dziedzinie, małym kręgu, społeczeństwie, wydaje mi się, że ludzie za mało siebie doceniają. 

To, że ktoś jest piosenkarzem lub aktorem nie czyni go lepszym człowiekiem, nie czyni zwykłego człowieka (który dla mnie jest niezwykły, po prostu tak nazywamy ludzi, prawda? Ktoś sławny, ktoś niezwykły) wracając do sedna, nie czyni zwykłego człowieka mniej ważnym. 

Uważam, że sukcesy innych, powinny cię motywować do własnych, bo to znaczy, że udaje się. Chcę wspierać ludzi, którzy czegoś pragną i potrafią nad tym pracować albo potrzebują kogoś kto by ich popchnął do tego. 

Nie chcę być od nich lepszy. 

To nie pieprzony atlas zbuntowanych, gdzie elity tworzą własne miasteczko, chociaż jakby nie patrzeć LA czy Nowy Jork stara się być takim właśnie miejscem. 

Może powinienem ująć to inaczej. 

Chcę, żeby każdy mógł być w takim miasteczku w górach, jak w atlasie zbuntowanym albo w Nowym Jorku, bardziej metaforycznie niż dosłownie. 

Dlatego mimo, że kocham naszych fanów, nie chcę, żeby czuli się cholera gorsi. 

Jestem facetem z talentem, nie pieprzonym Bogiem, nie chcę, żeby ktoś mnie traktował, jak Boga. Nie stawiam siebie w centrum wszechświata. 

Chciałbym móc normalny wśród normalnych ludzi. 

Chciałbym, żeby normalni mogli być niezwykli. 

Nie wiem, czy to do cholery ma nawet sens. 

Patrzę na Lole, która przygląda mi się z zaciekawieniem. Widzi, jak ukrywam się za czapką. 

Ona jest moim przykładem normalności z niezwykłością, z tej okazji mam ją ochotę pocałować. W ten sposób odwrócę też od siebie uwagę albo ją przykuję, w końcu Luke Hemmings nie ma dziewczyny, a Luke Hemmings z dziewczyną, całującą ją przy czarnym Audi, gdy jeździ Ferrari.. Tak, może to nie ja. 

Pochylam się do niej, a ona uśmiecha się pod nosem, cały czas z ciekawością w oczach. 

─ Czasem myślę, że jesteś gejem, wiesz? 

─ Co to cholery? 

─ Wiesz, że ktoś się na ciebie gapi, a wtedy cię to peszy i zaczynasz się ukrywać. 

─ A może po prostu chcę nas ukryć przed całym światem?

─ Kochanie, nie możesz ukrywać swojego życia przed całym światem, bo nie masz pojęcia, co wtedy jest prawdziwe, a co nie. 

─ A co jeśli ty jesteś moim całym światem? 

Przez chwile robi wielkie oczy, jak przystało na Czerwonego Kapturka, mojego Czerwonego Kapturka.

─ Bardzo zabawne, Lucas ─ i znowu ta przyśpieszona akcja serca ─ Musimy coś na to poradzić, będziesz kiedyś musiał poznać moich przyjaciół. 

─ Będę musiał poznać twoich przyjaciół, jako tatusiek Robert? Cześć, wpadliśmy, jestem Robert, ojciec jej dziecka? 

─ Co ty masz, kurwa, w głowie? ─ warczy ─ Czy ty siebie w ogóle słyszysz? 

Okej, chyba nie powinienem tego mówić, może faktycznie nie brzmi to dobrze, na pewno się nie rymuje, cóż nie ułożę piosenki o moim tacierzyństwie. 

─ To kurwa... 

─ Przepraszam ─ mówię szybko ─ Przepraszam ─ powtarzam ─ Trochę się zdenerwowałem, okej? Przepraszam ─ kładę dłonie na jej biodrach ─ Potraktowałaś moje słowa, jako żart, więc nie wiem.. 

─ Co ty mówisz? ─ nie wiem, czy naprawdę nie rozumie, czy ucieka. 

─ Nic, nie ważne, przepraszam, serio, kurwa, przepraszam, nie powinienem tego powiedzieć ─ przyciągam ją bliżej siebie ─ Wybaczysz mi? 

─ Czego nie powinieneś powiedzieć? 

─ Wszystkiego. 

Rozglądam się ponownie dookoła, ale już nikogo nie zauważam. Nie zostałem rozpoznany, ale było tak cholernie blisko. 

─ Jedziemy? 

─ Ta ─ chyba spieprzyłem ten dzień. Cholera, jeśli jedno idzie źle, to i kolejne.. telefon dzwoni w mojej kieszeni to Mike. 

─ Muszę odebrać, to w porządku? 

Tylko kiwa głową. Kładę dłoń na jej udzie i odplam samochód. 

─ Prowadzę samochód, mów Mike ─ chyba nie jestem dla nich ostatnio najmilszy. 

─ Aleś ty milusi ─ ta ─ Idziemy dzisiaj na kręgle, dołączysz? Musisz dołączyć, teraz na przykład brakuje tylko ciebie u mnie, gdzie ty jesteś znowu? 

─ Skoro nie ma mnie tam, to znaczy, że coś robię, prawda? ─ nawet im o niej nie powiedziałem, nie wiem, jak długo uda mi się to ciągnąć. 

─ Chcemy spędzić z tobą czas, do cholery ─ teraz mi głupio. 

─ Okej przyjadę, ale dopiero na kręgielnie ─ nie powinienem odbierać tego telefon ─ Teraz muszę kończyć. 

─ Wyciągniemy to z ciebie, Hemmings i jeśli to coś złego.. ─ po prostu się rozłączam. 

─ Musisz gdzieś być? ─ pyta o wiele mniej pewnie niż zazwyczaj. 

─ Musimy być na plaży, teraz ─ to miało być żartobliwe, w sensie, że jedyne, co się liczy to ona i plaża i chyba powinienem powiedzieć to w tej formie. 

─ Możesz jechać, jeśli się gdzieś spieprzysz albo ci w czymś przeszkadzam... 

─ Lola, chcę tu być z tobą, cholernie mocno, proszę, nie myśl inaczej. Ostatnio mam cięższy okres z przyjaciółmi i muszę tam być. 

─ Ale mnie tam nie zabierzesz, nazywasz się tatuśkiem, ale nie poznałbyś mnie z przyjaciółmi ─ zrzuca moją rękę ze swojego kolana ─ Zawieź mnie do akademika, proszę. 

─ Co? Nie! ─ chyba nie brzmię zbyt przekonująco. 

─ Nie chcę z tobą spędzić tego popołudnia, skoro tak okropnie się mnie wstydzisz. 

─ Nie wstydzę się ciebie, do cholery ─ zapewniam ją. 

─ Kim dla ciebie jestem? ─ pyta. 

Nie wiem, jak odpowiedzieć.

Powiedziałem już coś raz, a mnie wyśmiała. 

Jestem w to beznadziejny. 

─ A kim ja jestem dla ciebie? 

Ona też nie potrafi mi odpowiedzieć. 

Chciałbym usłyszeć, że traktuje to poważnie, nawet jeśli nasz związek nie ma szansy na przetrwanie. 

─ Zawiozę cię do akademika, Lola. 

Lola Kinney

Nie płacz, nie płacz, nie płacz, nie płacz, nie płacz. 

Dlaczego tak ciężko ubrać to wszystko w słowa? 

Nie będę płakać.

Nie będę przed nim płakać..

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro