2 - I'm not that bad, you know?
Obudziłam się po szóstej rano i od razu moją głową zawładnęły wątpliwości i pytania dotyczące tego wszystkiego, co działo się wczoraj. Na szczęście nie trwały one za długo i mogłam spokojnie wstać. Zeszłam na dół i zrobiłam herbatę. Nie trzeba mi było za wiele do szczęścia, po prostu nie chciałam powtarzać sytuacji z ostatniej wyprawy. Co nie oznacza, że nie mogę podjąć się poszukiwań artefaktu. Ale zupełnie sama, nie chcę znów spotykać Drake'a. Po prostu nie. To byłoby dla mnie już za dużo, mimo tego, że już wtedy było tego o wiele więcej niż mogłam sądzić. Tak więc jedyną rzeczą, której aktualnie potrzebuję jest spokój. Czy ja proszę o tak wiele? Ja chcę po prostu święty spokój. Bez zmartwień o włamania, o kradzieże dokonywane przez Trójcę, bez Drake'a w moim życiu, tak samo jak Sully'ego, bo mimo tego, że kiedyś z nimi współpracowałam, to już nigdy nie chciałam tego powtarzać.
Zacznę od tego, że wchodząc w związek z tym idiotą nie wiedziałam na co tak naprawdę się piszę, teraz już rozumiem o co chodziło Victorowi gdy powiedział, że Nate jest babiarzem.
Po chwili znowu usłyszałam dzwonek telefonu. Znowu nieznany numer... chociaż tym razem inny. Mimo wszystko i tak odebrałam połączenie
- Cześć, Lara - usłyszałam głos kogoś, kogo nie chciałam już znać
- Czego ode mnie chcesz - przewróciłam oczami
- Dobrze wiesz, czego, wczoraj rozmawiałaś z Victorem i słyszałem czego poszukujesz, chcieliśmy zaproponować ci współpracę - odparł
- A ja nie mam zamiaru jej przyjąć, po za tym, gdybym wiedziała, że to ty dzwonisz, wcale bym nie odebrała i na własną rękę zaczęła szukać tego pierścienia, więc, mam nadzieję, że nie masz mi nic więcej do powiedzenia - nie dałam mu czasu na to, żeby cokolwiek powiedział, po prostu się rozłączyłam
Cholernie irytowało mnie to, że oni nigdy nie potrafili sobie czegoś odpuścić, nawet gdy groziło to czyjąś śmiercią. Nawet gdy przez te kilka miesięcy starano się im wmówić, że nikt jeszcze z jakiegoś miejsca nie wyszedł ich to nie obchodziło. Nic ich nie interesowało, nawet jakby wywołali apokalipsę nie ruszyło by to ich, po prostu nie. To jest doprawdy chore i nieodpowiedzialne, nawet jak na nich. Może czasami też zachowywałam się bezmyślnie, ale nie oszukujmy się, ja nie robiłam takich rzeczy jak on. Nie chodziłam codziennie do klubu i pięć minut później nie lądowałam z kimś w łóżku, nie chlałam tyle, żeby później być na odwyku... Tak naprawdę nie robiłam ani jednej z wymienionych rzeczy. Po prostu nie czułabym się z tym dobrze.
Mam teraz tylko nadzieję, że Jonah nie wpadnie na pomysł, przez który znowu wyląduję na terapii. Jednym z takich pomysłów może być chociażby zgodzenie się na współpracę z dwójką psychopatów. Chociaż jest to mało prawdopodobne, bo widział jak bardzo to wszystko przeszłam. Znowu mój telefon zadzwonił, ale tym razem już doskonale wiedziałam kto się do mnie dobijał.
- Cześć, Jonah, mam nadzieję, że nie wpadłeś na to, żeby zgodzić się na współpracę z tą chorą dwójką złodziei - zaczęłam
- Hej, Lara, i nie, nie wpadłem na ten pomysł - odetchnęłam z ulgą - ale za to jedziemy do Grecji - dodał a ja w tym momencie właśnie się załamałam
- Mówisz... poważnie...? - spytałam
- No tak, czemu miałbym mówić nie na poważnie? -
- Boże... już nic... kiedy lot?
- Jutro, z samego rana, spakuj jakieś ważniejsze dzienniki i dokumenty, będą nam na pewno potrzebne - powiedział
- Dobrze, w takim razie... - zamyśliłam się - Do jutra
- Do jutra - rozłączył się
Może z jednej strony sam fakt o wyjeździe do Grecji był naprawdę ekscytujący, ale z drugiej jestem pewna, że może być tak, że Drake i Sullivan znowu się nam napatoczą i znowu zaczniemy współpracę.
Dłużej już nad tym tak nie myślałam i po prostu zawróciłam się do swojej sypialni na górę. Wyjęłam z szafy torbę i spakowałam ubrania odpowiednie na warunki pogodowe, które panują w Grecji. Po chwili w moje ręce trafił łuk i kołczan wypełniony po brzegi strzałami. Następnie wrzuciłam do torby dwa czekany i nóż. Teraz byłam już pewna tego, że mam wszystko. W mojej głowie kręciło się pełno myśli, które mówiły o tym, że będę żałować tego, że w ogóle zgodziłam się na ten wyjazd i znowu skończę u tej sztywnej terapeutki. Mam nadzieję, że moje myślenie się myli i wcale tak nie będzie. Po prostu nie chcę dopuścić do siebie tego, że Jonah może za moimi plecami rozpocząć współpracę z tą dwójką psychicznych imbecyli i potem mnie w to wciągnąć.
Po chwili usłyszałam hałas z biura, które znajdowało się kilkanaście metrów od sypialni. Jak najszybciej tylko mogłam wzięłam nóż i pobiegłam do pomieszczenia, w którym ktoś prawdopodobnie jest. Otworzyłam gwałtownie drzwi i okazało się, że wcale się nie myliłam a człowiek, który tu był trzymał w dłoniach jeden z dzienników mojego taty, który dotyczył Greckiego Pierścienia Nieśmiertelności.
- Kto cię tu przysłał? - spytałam gdy stałam tuż za nim z nożem przy gardle
Przez jakiś czas siedział cicho, więc przycisnęłam ostrze jeszcze mocniej.
- Dobra! Dobra, już mówię! - lekko opuściłam ucisk - Trójca! Trójca mnie przysłała! Ale proszę! Nic mi nie rób! - krzyknął
- Oddaj mi dziennik, to puszczę cię wolno - powiedziałam a facet puścił książkę z rąk
Zdjęłam nóż z jego szyi a ten opadł na kolana i zaczął głęboko oddychać. Niestety nie dotrzymałam obietnicy i schyliłam się po czym wbiłam ostrze noża prosto w jego klatkę piersiową, bo wiedziałam, że jeśli chciał ukraść dziennik ojca i przysłała go Trójca, to nie znaczyło to nic dobrego.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzisiaj trochę krótszy, ale nie miałam weny i watt mi się lagował
Z całego serca współczuję ludziom, którzy idą jutro do szkoły
dobranocc
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro