Rozdział 7 - Awaria pizzerii
Obudziłem się. Pulsowała mi głowa. Czuję jakby ktoś mi wbijał igły do głowy.
- Wow - jedyne co powiedziałem.
Ten sen był najdziwniejszy ze wszystkich. Ten sen nie był normalny. Miał jakiś przekaz, ale jeszcze nie wiem jaki. Dobra Wiktor, poukładaj sobie to jeszcze raz. Najpierw byłem kukłą, później dzieckiem które zostalo zabite przez gościa, którym później byłem, a na końcu u kukły zapaliły się białe diody.
- Tak, już wiem o co chodzi! - krzyknąłem.
To zabrzmi głupio, ale myślę że te dzieci są animatronikami. Znaczy się ich dusze. Tamten koleś ich zabił więc z zemsty chcą go dopaść.
- "Dopóki dusza nie zazna spokoju, nie odejdzie z tego świata" - pomyślałem o tekście z jakieś książki.
To zaczyna nabierać sensu.
Zadzwoniłem szybko do Olivii, żeby jej to powiedzieć. Nie odbierała. Chyba się nadal wstydzi po tym jak mnie pocałowała. Nie miałem już prawie z kim się komunikować.
Wysłałem jej tylko SMS-a i poszedłem do kuchni. Kiedy do niej wszedłem, byłem przestraszony. Na lodówce, na ścianach, wszędzie!!! A co? Karteczki z napisami:
IT'S ME
YOU CAN'T
SAVE THEM
Zerwałem jedną karteczkę z lodówki, lecz gdy to zrobiłem, rozpłyneła się w powietrzu. Nic z niej nie zostało, a w jej miejsce pojawiła się nowa na której pisało:
Don't try to do it again...
Czyli: Nie próbuj zrobić tego ponownie...
Nawet nie próbowałem...
Bałem się tego co może się stać.
Zdałem sobie sprawę, że przecież poznałem Fritza wczoraj. Zadzwoniłem do niego i mu powiedziałem o tych karteczkach w kuchni.
- Co?! Za chwilę będę. - powiedział. I rzeczywiście tak było. Po pięciu minutach był już pod moim domem. Otworzyłem drzwi a on odrazu zapytał gdzie to jest. Pokazałem mu kuchnię i jak się spodziewałem tak samo był zdziwiony jak ja.
- No i? Wiesz kto to mógł zrobić? - zapytałem.
- Sory Wiktor... Nie mam pojęcia kto to mógł być... - wziął kartkę jak ja na początku, lecz ta się rozpadła. A w jej miejsce pojawiła się następna:
I warned you...
Czyli: Ostrzegałem cię...
- Co to ma znaczyć?! - zapytał.
- Zapomniałem Ci powiedzieć, że ja też za pierwszym razem zerwałem kartkę a na niej pisało nie próbuj zrobić tego ponownie a ty to zrobiłeś...
Złapał się za głowę.
- To nie jest normalne... Musimy powiadomić Vincenta. W tej chwili!
- Może jeszcze zapytamy się Olivii?
- Nie ma czasu... Pewnie i tak wie tyle samo co my.
Tylko skinąłem głową i poszedłem za nim do jego samochodu.
Z piskiem opon wyjechał z mojego podwórka i pojechał w stronę Vincenta.
Kiedy dotarliśmy na miejsce Fritz szybko zapukał do Vincenta.
- Vincent? Jesteś tam? - pukał coraz mocniej. - Vincent!!!
- Może po prostu nie ma go w domu?
- Jak to? Przecież przed chwilą go zapytałem przez SMS-a!
Czekaliśmy pod tymi drzwiami, lecz nagle ktoś nas z tyłu objął.
- Sory że musieliście czekać. - powiedział Vincent - Poszedłem do monopolowego żeby usiąść i porozmawiać przy bro...
- Nie ma czasu Vincent!!! - powiedział już spocony Fritz.
- Ale co się stało? - zapytał spokojnie.
- Ktoś mnie prześladuje! - powiedziałem - Po całej kuchni mam porozwieszane karteczki z niepokojącymi napisami!
- Obawiam się że to nie ktoś tylko coś...
- C-co?! J-jak C-COŚ?!
- Powiedzcie mi wszystko pokolei, niczego nie pomijajcie - powiedział Vincent.
Opowiedzieliśmy mu wszystko co się wydarzyło. On tylko pokręcił głową.
- To nie jest normalne... Wręcz PARANORMALNE...
Ja i Fritz przełkneliśmy ślinę.
Spojrzałem na zegarek.
- Za chwilę wybije 24.00. Muszę się zbierać. - pobiegłem w stronę pizzeri.
- To porozmawiamy o tym później, tak? Wiktor!
Nie słyszałem ostatnich słów Fritza. Przed moimi oczami dalej miałem tą kukłę i karteczki.
Gdy na horyzoncie pojawiła się pizzeria, przyspieszyłem. Gdy podszedłem do drzwi, byłem zaskoczony. Na drzwiach była tabliczka:
CLOSED
------------------------------------------------------
Nie wiem czy będę kontynuował książkę... Brak weny... Piszcie czy chcecie to może coś powymyślam... Ale wątpię, cóż to tyle do zobaczenia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro