Rozdział 5 - Noc 3 i nowe problemy
Wracałem sam przez ulice do domu. Co jakiś czas, ktoś przechodził koło mnie, ale nawet samochodów nie było widać.
Gdy popatrzyłem na mój dom, wydawał się bardzo opuszczony.
Wszedłem do bardzo cichego domu i zrobiłem sobie śniadanie oraz kawę. Po czym od razu udałem się do mojego bardzo, wygodnego łóżka.
Znowu obudziłem się w tej durnej pizzeri. Mam już tego serdecznie dość!
- Noo! Czego tym razem chcecie?!- wykrzyknąłem wściekły.
- Nie czego my chcemy. Czego ty chcesz. - usłyszałem znowu ten bardzo szybkie słowa.
- Ja?!
- Tak, ty.
- Ja niczego nie chcę ja tylk...
Wyszła z cienia znowu ta kukła razem z ciemnymi wersjami Bonnie'go i Freddy'go.
- Spokojnie ukończyć pracę? Odnaleźć rodziców? Nie wszystko jest tak proste, jak Ci się wydaje.
- Skąd ty to wszystko wiesz i kim są Ci dwaj obok ciebie?
- Oni? Ach, to są tylko odzwierciedlenia ciebie, a to że wszystko wiem to już mam swoje sposoby.
- W jakim sensie odzwierciedlenia?
- Freddy - wskazała na ciemnego Freddy'go - przedstawia twoją przywódczą i waleczną stronę, a Bonnie - wskazała na Bonnie'go - twoją wrażliwą i przyjacielską część.
- ... - zaniemówiłem.
- Jesteś w niebezpieczeństwie Wiktor, musisz opuść tą pracę, jak najszybciej się da. - odpowiedziała z nutą grozą.
Wtedy pomyślałem o rodzicach i Olivii. Nie mogłem tej pracy opuścić. Dla rodziców i Olivii.
- Nie, nie mogę. - powiedziałem.
-Ty nic nie rozumiesz... Ktoś, lub coś chce cię skrzywdzić.
- Nie zmienię zdania. - odparłem.
W tej samej chwili, gdy to powiedziałem pojawiła się mgła.
Przez mgłę coś szło w moją stronę z nożem w ręce. Miało sylwetkę mężczyzny, choć nie byłem pewny. Już miałem zauważyć tej osoby twarz, lecz się obudziłem.
Te sny mnie naprawdę irytują. Są no powiem, wkurzające! Ciągle jakieś tajemnice. Nie spałem dzisiaj tak długo jak wczoraj. Tylko cztery godziny. Wstałem szybko i energicznie. Po czym udałem się na komisariat policji i miasto. Starałem się tam dotrzeć jak najszybciej, ale przeszkadzali mi w tym inni ludzie.
- Z drogi!! - wołałem.
Lecz ludzie mnie ignorowali. Gdy wreszcie dotarłem na komisariat była godzina ósma. Przybyłem kiedy akurat otwierali.
Wszedłem i od razu zwróciłem się do komisarza.
- Musi mi pan pomóc!
- W czym problem?
- Ktoś zranił i porwał moich rodziców!
- Ma pan jakieś dowody zbrodni?
- Tak - mówiąc to wyciągnąłem kawałek szkła i nóż którym ten ktoś się posługiwał.
- Kiedy nastąpiło przestępstwo?
- Wczoraj późnym wieczorem.
- Spróbujemy co w naszej mocy, by panu pomóc.
Tylko skinąłem głową. Byłem strasznie zmartwiony. Nie byłem pewny czy rodzice żyją i nawet nie wiem, gdzie są. Gdy wyszedłem, nie uwierzyłem to co zobaczyłem. Po ulicy chodziły sobie animatrony!!! Widziałem Freddy'go, Chicę, Bonnie'go i Foxy'ego. Lecz w pewnej chwili, zatrzymały się i wszystkie się obróciły w moją stronę. Przełknąłem ślinę. Wtedy na mnie ruszyły. Kiedy mnie dopadły, obudziłem się na chodniku. Mnóstwo ludzi było przy mnie i się mnie pytało coś w tym stylu:
- Nic Ci się nie stało?!
- Wezwać pomoc!
Wstałem z zwrotami głowy i powiedziałem wszystkim wokół mnie, że nic się nie stało. Gdy już odeszłem od tłumu, prawie nic nie pamiętałem co było wcześniej. Pamiętałem tylko wyjście z komisariatu, animatrony na ulicy, szarża na mnie i obudzenie. Lecz dziwne jest to, że nie pamiętam tylko dzisiejszego poranka, a tak to resztę to pamiętam. Ale za to nie pamiętałem po co poszedłem na miasto. Gdy tak myślałem, w biegu szturchnął mnie jakiś młody mężczyzna. Gdzieś o dwa lata starszy. Zauważyłem, że biegnie z czymś w ręce. To pieniądze!!! Ukradł je!!! Obejrzałem się, ale nikt go nie gonił, albo już tak daleko pobiegł, że tamci go zgubili. Ruszyłem za nim. Skręcił w jakąś uliczkę i schował się za kontenerami na śmieci, gdy do niego podeszłem, wyraźnie był zaskoczony.
- Skąd masz te pieniądze?! - zapytałem, starając się brzmieć stanowczo.
- ...
- Odpowiedz! Już! - Darłem się w niebogłosy.
- Cicho! Proszę, jak mnie złapią to będzie po mnie. - błagał mnie mężczyzna.
Słyszałem głosy policyjnych syren.
- Proszę. Nie mam pieniędzy na wyżywienie.
Zdecydowałem się by mu pomoc.
Choć to było chyba przestępstwo, serce mi wymiękło. Siedziałem cicho. Gdy policja się oddaliła, tylko otarł czoło z potu.
- Fiuuu. Było blisko... Przy okazji mam na imię Fritz. - podaje mi rękę - Fritz Smith.
Uścisnąłem ją. Skądś kojarzyłem tego gościa. Wydaję mi się, że widziałem go w moim śnie.
- Hej może gdzieś wyjdziemy? Masz ochotę na pizzę? - zaproponował.
- Pewnie! - odpowiedziałem, choć wiedziałem, że nie są to uczciwie zarobione pieniądze. Poszliśmy chodnikiem spokojnym krokiem.
- Nie przedstawiłem się... - pomyślałem - Przy okazji mam na imię Wiktor i...
- Nie gadaj tyle, tylko się ruszaj bo się spóźnimy. - przerwał.
Kiedy doszliśmy do miejsca gdzie mieliśmy "zjeść pizzę" odkryłem, że poszliśmy do FREDDY FAZBEARS PIZZA!!!
- No... To tutaj. - odparł z uśmiechem.
Czemu przyprowadził mnie tutaj. Równie dobrze mogliśmy pójść do Pizzy Hut ale tam nie poszliśmy. Co to miało znaczyć?
- No co siedzisz tak cicho. Nie cieszysz się? - zapytał i kierował się w kierunku budynku.
- Nie, skąd... Cieszę się, tylko się zamyśliłem.
Poszedłem za nim do środka.
Siedział tam Vincent, chyba z kierownikiem pizzeri.
- Żeby to było ostatni raz Vincent! Bo cię wyleje a wtedy...
- Ta jasne to już się więcej nie powtórzy... - powiedział, przywracając oczami.
- Siema Vincent! - wykrzyknął Fritz i wtedy się na nas popatrzyli.
- Będę miał cię na oku Vincent. - mówiąc to poszedł do swojego biura.
- No siema Fritz! Ooo... Widzę że przyprowadziłeś Wiktora. Dobrze Cię widzieć - uśmiechnął się i poklepał mnie po plecach.
Poklepał i to jak. Aż mi dech zaparło.
Rozejrzałem się. Przez sekundę myślałem że Freddy się na mnie popatrzył, ale w ułamek sekundy ją obrócił z powrotem.
- No Wiktor nie denerwuj się. - pocieszał mnie Vincent - W dzień Ci nic nie zrobią.
Chciałem się upewnić czy to prawda. Podeszłem do Freddy'go i nacisnąłem jego nos.
Nic się nie zdarzyło. Podeszłem do Fritza i Vincenta. Byli przy kasie i zamawiali pizze.
- My poprosimy Hawajską. A ty Wiktor? - zapytali.
-Emmm... Ja poproszę Margharitę. - odpowiedziałem niepewnie.
Godzinę później
Zjedliśmy pizzę i udaliśmy się do domów. Ale ja zaczekałem, ponieważ za chwilę i tak będę musiał zacząć pracę. Jest Dwudziesta czterdzieścipięć.
Czekałem, czekałem.
Po czym przyszła Olivia.
- Oh... Cześć Olivia! - powiedziałem z uśmiechem.
- O siema Wiktor - powiedziała i go odwzajemniła.
- Idziemy?
- Pewnie!
Poszliśmy żwawym krokiem.
-
Idę się przebrać - powiedziała.
- To ja też - mówiąc to udałem się do łazienki. Ty razem na ścianach zauważyłem więcej krwi (a raczej czegoś co wyglądało na krew).
Przebrany poszedłem do biura, a tam już czekała na mnie Olivia.
- Gotowa?
- Gotowa.
I zaczęliśmy naszą trzecią noc w pizzerii. Trochę się robi nudna ta praca. Patrzeć ciągle na kamery i siedzieć w jednym miejscu.
- Olivia, ubezpieczaj mnie - wziąłem latarkę - zapomniałem się załatwić.
- Ok.
Idę poprzez ciemny korytarz z latarką w dłoni. Przestraszyłem się. Ktoś chyba zapomniał wyłączyć animatronów. Grały tak samo jak w dzień. No cóż poszedłem dalej. Siedząc na "tronie" usłyszałem coś w rodzaju śmiechu małej dziewczynki.
Nie wiedziałem, czy się zapytać kto tutaj jest. Raz korzy śmierć.
- Halo? Ktoś tu jest?
Tym razem ten śmiech był niższy o co najmniej parę tonów i spowolniony. Byłem bardzo przestraszony. Nawet obs*any. (XD) Szybko wyszedłem, lecz kiedy to zrobiłem, nikogo nie było dookoła. Wychodząc spojrzałem na show stage.
Zauważyłem Chicę, który stała przy P&S i patrzyła się do środka. Zakradłem się z powrotem do biura.
-Olivia już... - ucichłem, ponieważ ona spała.
Nie chciałem jej budzić. Po pierwsze była bardzo ładna (XD) a po drugie chciałem się na chwilę przejść. Czemu? Bo kiedy popatrzyłem na Chicę przypomniałem sobie jak mówiła ta kukła: "nie jesteśmy tacy jak wszyscy o nas mówią".
Chciałem się przekonać czy to prawda. Poszedłem ponownie tym ciemnym korytarzem z latarką. Ale tym razem jak na złość rozładowały mi się baterie w latarce. Idę dalej tą ciemnością. W końcu doszedłem tam gdzie chciałem. Na show stage. Ale nikogo tam nie było. Rozejrzałem się w poszukiwaniu ich. Lecz nie ujrzałem nikogo.
Teraz nie tylko się rozejrzałem, ale także ruszyłem z powrotem do biura ponieważ uświadomiłem sobie że Olivia została w biurze. Pobiegłem ile sił w nogach. Zastygłem. Freddy był w korytarzu, śmiał się swoim niskim głosem i patrzył się na drzwi od biura. Odwróciłem jego uwagę, rzucając latarkę do jadalni. Tak jak się spodziewałem, poszedł tam. Ja tym czasem wykorzystałem okazję i pobiegłem do biura. Tym razem Olivia już nie spała i patrzyła się na mnie wściekła.
- Gdzie ty byłeś?! Myślałam że... Ciebie... - niedokończyła, ponieważ zadusiła się w łzach. Przytuliłem ją. Było mi jej żal.
- Ja przepraszam. Chciałem tylko sprawdzić czy...
- Co sprawdzić?!
- ...
Nie wiedziałem co jej powiedzieć.
- Za chwilę się kończy noc więc możemy się... - powiedziałem, lecz nie słuchała mnie.
-No przepraszam Cię...
Wybiła szósta.
- Wybaczam Ci - mówiąc to pocałowała mnie w policzek i szybko wyszła.
Zarumieniłem się.
Przy okazji poszedłem do P&S co z Bonniem. Nadal był rozwalony. Póki daleko nie poszła pobiegłem za Olivią.
------------------------------------------------------
Przepraszam że nie było długo rozdziału ale było brak weny twórczej. Rozdział dedykuję dla Wikunia20 i Kaptur_omnom.
Pozdrawiam, więcej w przyszłości :* ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro