Rozdział 4 - Noc 2 i nowe znajomości
Kiedy okurat wracałem do domu, zaczął padać deszcz. Co za pech.
Miałem ochotę powiedzieć rodzicom o nowej pracy, ale nie wiedziałem jak zareagują. Też nadal mnie zastanawiał ten kurczak. Powiedział do mnie "pomóż nam". Co to miało znaczyć? Jak robot chciałby pomocy? To nie logiczne! Chyba będę musiał się lepiej przespać.
Vincent miał rację. Jestem po prostu zmęczony i to wszystko mi się wyobraziło. Pierwsze co zrobiłem po przyjściu do domu, to padłem na łóżko. Zasnąłem.
Obudziłem się znowu w dziwnym miejscu.
Dopiero po paru sekundach, odkryłem gdzie jestem. NA SHOW STAGE'U!!
Byłem tym niedźwiedziem, który się nazywał Freddy. Popatrzyłem najpierw w prawo. Ujrzałem królika, czyli Bonnie'go. Później w lewo. Zobaczyłem kurczaka, czyli Chice. A później gdy popatrzyłem na wprost, mało nie dostałem zawału. Stała przede mną czarno-biała kukła.
- Kim jesteś!? - spytałem się kukły. Brak odpowiedzi. Patrzyła się na mnie tymi pustymi, czarnymi oczami. Spytałem się raz jeszcze.
Tym razem u kukły zapaliły się białe diody.
- Nazywam się Marionetka - mówiła zadziwiająco szybszym tempem niż człowiek - Ty zapewne jesteś Wiktor, tak?
- Skąd znasz moje imię i jakim cudem mówisz?! - zapytałem się z niepokojem.
- Nie jestem tylko zwykłą kukłą - zaczęła chodzić wokół mnie - jestem czymś więcej... One także - wskazała na resztę robotów.
- Jak to czymś więcej?
- Tego się dowiesz w swoim czasie. Powiem Ci tylko jedno, nie jesteśmy tacy jak wszyscy o nas mówią.
Mówiąc to wszystko się zamazało. Obudziłem się z potem na twarzy.
- Co to było?! - pomyślałem - Jeszcze dziwniejszy sen niż poprzedni. Spojrzałem na zegar. Spałem, aż pięć godzin. Próbowałem sobie przypomnieć co było w tym śnie "nie jesteśmy tacy jak wszyscy o nas mówią".
Nie wiedziałem, co to znaczyło.
Jeszcze raz spojrzałem na zegar. Trzynasta dwadzieścia. Musiałem się przygotować do spotkania z moimi przyjaciółmi. Będziemy tam rozmawiać o naszych nowych pracach. Kiedy wyszedłem, złapał mnie ból głowy i miałem jakieś dziwne halucynacje.
Widziałem najpierw dziwny plakat ze złotym freddy'm a potem bezokie animatroniki wraz z napisem "It's me".
Wciąż czułem ból. Kiedy wreszcie minął, poszedłem dalej.
Kiedy dotarłem na miejsce, był absolutny gwar. Każdy, każdego przekrzykiwał. Moi koledzy od razu z daleka mnie rozpoznali.
- Hej Wiktor! Tutaj!- wołali do mnie. Kiedy podszedłem do nich każdy mnie poklepał po plecach.
-Jak tam Wiktorku, znalazłeś sobie pracę?
- Tak.- odpowiedziałem bez namysłu.
- Tak? A jaką? Pochwal się :D
- Noo... Pracuję w pizzerii...
- Ej, to super masz za free pizze, tak? - przerwał mi kolega.
- Nooo... nie do końca, pracuję jako stróż nocny.
- I co tam robisz? Pilnujesz przez noc pizzy, by się nie spaliła.
Wszyscy wybuchli śmiechem. Czułem się niezręcznie.
- Pilnuję w tej pracy animatroników, by nic przez noc sobie nie zrobiły.
Znowu usłyszałem śmiechy.
- Wiktor! Na lepszą pracę Cię stać nie było?
Odszedłem wściekły. Czemu się śmiali?! Przecież nie ma w tym nic śmiesznego. Godzina piętnasta trzydzieści. Postanowiłem pójść do pizzeri i zobaczyć jak wygląda w dzień. Zobaczyłem jakiegoś faceta, który prowadził dziecko do opuszczonego budynku. Skądś go znałem, ale nie mogłem sobie przypomnieć kto to. Był też w kapturze, co utrudniało rozpoznanie. Nie zawracając sobie głowy, poszedłem dalej przed siebie. Gdy doszedłem do pizzeri tłumy się dobijały do drzwi. Ledwo się przecisnąłem.
Wszedłem akurat momencie, kiedy słynne roboty zaczynały przedstawienie. Ktoś przez głośniki, zapowiedział występ.
- Przed państwem, zwierzaki przez wszystkich uwielbiane: Freddy, Bonnie i Chica. BRAWA!!
I zaczęły słynny występ. Freddy śpiewał wgraną piosenkę, Chica śpiewała razem z nim a Bonnie grał na gitarze. Powiem, że choć to roboty są niezłe w te klocki.
A Pirates Cove z niewiadomych powodów było zamknięte a przed nim widniał napis "Sorry Out of order". Porozglądałem się. To miejsce nie wyglądało, tak źle jak w nocy. Wszędzie były uśmiechnięte twarze, kolorowe światła. Nie zauważyłem jak szybko czas zleciał, już była dziewiętnasta pięćdziesiąt. Zamówiłem sobie pizze na wynos i poszedłem szybkim krokiem do domu. Gdy zbliżyłem się do domu, ujrzałem uchylone drzwi frontowe. Lekko je otworzyłem i wszedłem do domu.
-Halo? Ktoś tutaj jest?
Gdy to powiedziałem usłyszałem szybkie kroki i dźwięk rozbijanego szkła. Szybko pobiegłem tam skąd pochodził dźwięk. Zamarłem. W sypialni rodziców była krew, która się ciągnęła do rozbitego okna. Pojawiły mi się łzy w oczach. Ktoś zranił i porwał moich rodziców!!! Pierwsze co chciałem zrobić, to zadzwonić na policję, lecz wszystkie komisariaty były zamknięte. Dwudziesta trzecia. Musiałem się zbierać do pracy.
Ze łzami w oczach. Kto mógł to zrobić?! Komu zawiniłem?! Kiedy doszedłem to pizzeri, nie płakałem już. Byłem wściekły. Chętnie bym rzucił tę pracę, ale wtedy sobie przypomniałem, że zrobiłem to dla moich rodziców. Poszedłem do biura. Zastygłem i schowałem się za rogiem. W biurze była jakaś dziewczyna! Nie żartuję, DZIE-WCZY-NA!! Była bardzo ładna. Aż się zarumieniłem. Była też mniej więcej w moim wieku. Miała włosy wiązane w kucyk i piegi. Pierwszy raz w życiu poczułem co to miłość. Boże! Ogarnij się Wiktor! Przecież jesteś w pracy, to nie czas na romansy. Wszedłem udawając, że nic nie widziałem i udając zdziwienie.
- Kim jesteś?! - zapytałem.
-Kim TY jesteś?!
- Jestem Wiktor Schmidt i tutaj pracuję jako stróż nocny.
- Ja także tu pracuję. Przy okazji mam na imię Olivia. - powiedziała podając mi rękę.
Uścisnąłem ją. Poczułem jej ciepły dotyk. Chyba zobaczyła, jak się podekscytowałem, bo szybko ją zabrała.
-Więc... Ile już tu pracujesz? - zapytała.
- To jest moja druga noc.
- Moja także, lecz zaczęłam w piątek, a w wczoraj nie mogłam dlatego jestem tutaj. - uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłem go.
Z jednej strony czułem się dobrze, że jakaś dziewczyna ze mną rozmawia, a z drugiej nieswojo, ponieważ jeszcze nigdy nie rozmawiałem z dziewczyną.
Tak się zagadaliśmy, że nie zauważyliśmy jak Bonnie i Chica są pod naszymi drzwiami.
- Olivia! Za tobą!
Obejrzała się i szybko zamknęła drzwi. Jeszcze chwila nie uwagi i byłoby po nas. Lecz kiedy popatrzyła na mnie zamarła.
- Wiktor! Uważaj!
Od tyłu złapał mnie animatronik, obrócił i zaczął mnie dusić.
Zauważyłem, że jest to animatronik królik. Ostatnie co pamiętałem to zapalone białe diody, pisk robota i Olivie próbujacą odciągnąć go ode mnie. Ciemność.
Gdy się obudziłem widziałem Olivie i obok niej klęczącego Vincenta.
- Obudź się Wiktor! Proszę - potrząsała mną Olivia.
- Ała.... Głowa mnie boli... Co ty tutaj robisz Vincent? - powiedziałem lekko przytomny.
- Byłem w biurze kierownika, tej całej pizzeri. Nagle usłyszałem pisk animatronika. Nie przejąłem się tym zbyt bardzo, lecz kiedy usłyszałem Olivie, pobiegłem do niej. Zauważyłem ciebie i Bonnie'go duszącego ciebie. Olivia próbowała go powstrzymać ale była sama i nie miało to choć cień szansy na powodzenie. Wziąłem paralizator i dałem mu małą dawkę energii - uśmiechnął się - Leży teraz w Parts & Service. Obetną mi dochód ale warto dla innego człowieka.
- Dzięki Vincent... Tobie też Olivia - powiedziałem i uśmiechnąłem się do niej.
Zarumieniła się.
- Za chwilę się kończy noc gołąbki, wiec się zbierajcie. - powiedział Vincent.
- My gołąbki?! Nie my tylko... - powiedzieliśmy jednocześnie.
- Dobra, dobra nie tlumaczcie się. Ja to wszystko widziałem ;D - zaśmiał się Vincent.
Spakowaliśmy się, przebraliśmy się i wyszliśmy z pizzeri.
- To do zobaczenia jutro. - powiedziałem do niej.
- No to cześć - odpowiedziała i poklepała mnie po plecach.
Z rumieńcem na twarzy poszedłem do domu.
------------------------------------------------------
I jak? Podobało się? Trochę taki love story xD. Przepraszam, nie wiem co mnie naszło. Gwiazdkujcie i komentujcie to napiszę następny. ^-^
1166 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro