prolog
*CHUUYA*
Pistolet w mojej dłoni nagle stał się ciężki. Wszystko, co wydarzyło się w ostatnim czasie, w moim umyśle spowija mgła.
To, jak Dazai próbował mnie utopić. To, jak Fyodor kazał mi go zabić.
Upuściłem broń, a ona uderzyła o podłogę z głośnym trzaskiem.
- Osamu! - krzyknąłem, padając na kolana przy ledwo żywym mężczyźnie.
Jego rany postrzałowe krwawiły intensywnie, wydawał się blady i bezsilny, ale spojrzenie miał trzeźwe, pewne siebie, jak zawsze. Uśmiechnął się delikatnie, wzdychając cicho.
- Zawsze myślałem, że skończymy odwrotnie - zaśmiał się cicho, po czym zakaszlał i skrzywił się. Mówienie musiało sprawiać mu trudność.
Wyciągnął trzęsącą się dłoń przed siebie i krótko musnął mój policzek opuszkami palców.
Ledwo mnie dotknął, ale poczułem się tak, jakby sprzedał mi siarczysty policzek. Moim całym ciałem wstrząsną dreszcz, a w głowie zaczęło mi szumieć. Zacząłem oddychać szybko, jakby do tej pory brakowało mi tlenu.
- D-Dazai - szepnąłem, czując, jak łzy napływają mi do oczu.
- Dobrze, że się ocknąłeś - wydusił, po czym znowu zakaszlał. Żebro z pewnością przebiło mu płuco, kiedy znajdował się w spadającej windzie. - Przynajmniej mogę powiedzieć ci to w twarz.
- Nie mów tego - jęknąłem, sięgając po dłoń mężczyzny. Ostrożnie zamknąłem ją w swoim uścisku, pozwalając, by kapały na nią moje łzy.
- Śmierć z twoich rąk jest nawet lepsza niż samobójstwo - powiedział, a ten nostalgiczny uśmiech wciąż igrał na jego twarzy. Serce pękało mi w piersi, patrząc, jak miłość mojego życia odchodzi na moich oczach. Z mojej winy.
- Osamu, ja...
- Nie przejmuj się - sapnął. - Zawsze chciałem umrzeć u boku osoby, którą kocham.
Zamknął oczy. Jego oddech stawał się spokojniejszy z każdą mijającą sekundą.
- Nie nie nie nie - zacząłem powtarzać szybko, kręcąc przy tym głową. - Jeśli jeszcze mnie słyszysz, ściśnij moją rękę.
Ledwo odczuwalnie, ale zrobił to. Poruszył palcami dłoni w moim uścisku. Tyle mi wystarczyło.
Myśli przebiegały przez mój umysł jak szalone, ale jednego byłem pewien: nie chciałem żyć w świecie bez Osamu, nie mówiąc już o dalszym życiu ze świadomością, że to ja go zabiłem. Nieważne, czy pod cudzym wpływem, nie byłbym w stanie tego znieść.
- Nigdy nie chciałeś zginąć z moich rąk. Chciałeś zginąć ze mną i teraz jedyne, co mogę zrobić, to spełnić twoje pragnienie.
Nie wątpiąc w swoją decyzję nawet przez chwilę, sięgnąłem po spluwę, która wypadła mi z rąk przed momentem. Miałem tylko jedną szansę, w pistolecie został ostatni pocisk.
Ułożyłem dłoń Osamu na spuście, przyłożyłem sobie kolbę do czoła i zanim nacisnąłem na palec Dazaia, żebyśmy razem wystrzelili, spojrzałem na niego. Ostatnim, co miałem zobaczyć, był on. Niczego nie żałowałem.
- Do zobaczenia w następnym życiu, partnerze - wyszeptałem.
Później był już tylko ogłuszający huk wystrzału.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro